Myślę, że warto jednak próbować przekonywać męża, aby dziecko zostało ochrzczone w Cerkwi. O niektórych „konsekwencjach” chrztu dziecka w Kościele rzymskokatolickim pisałem ostatnio w odpowiedzi z 27-08-2020 i
kilku wcześniejszych. Na podobne pytania odpowiadałem już kiedyś tymi słowami: „W naszym prawosławnym pojmowaniu misteria (sakramenty) chrześcijańskiej inicjacji („wszczepienia” w Ciało Chrystusa, którym jest Cerkiew) to chrzest, namaszczenie mirrą i Eucharystia. W Kościele rzymskokatolickim na komunię dzieci czekają 7 lat, a na bierzmowanie 14. Modlitwy 40 dnia po narodzinach czytane są nad matką i nad dzieckiem –
to radosne powitanie matki we wspólnocie parafialnej, od której była oderwana przez 40 dni połogu i jednocześnie powitanie nowonarodzonego dziecka we wspólnocie, do której będzie w pełni przyjęte po chrzcie,
miropomazaniu i komunii. Skoro dziecko ma być ochrzczone w Kościele rzymskokatolickim to chyba trudno mówić tu o powitaniu, które zwiastuje pozostanie, nieprawdaż? Decydując o miejscu chrztu dziecka zdecydowaliście o jego „przynależności parafialnej”. Uzgodniliście co prawda, że będziecie „uczęszczać i do cerkwi i do kościoła”, ale pomiędzy „przynależnością” a „uczęszczaniem” jest subtelna różnica… Modlitwy 40 dnia mogą być ograniczone tylko do tych czytanych nad matką, ale trzeba to najpierw skonsultować z Waszym proboszczem.” Pozostaje jeszcze pytanie: „Czy można podnosić dziecko do pryczastia?” Jeśli zostanie ochrzczone w Kościele, to nie będzie mogło przystępować do komunii w Cerkwi. Po pierwsze dlatego, że będzie rzymskim katolikiem i jeśli przystąpiłoby do komunii w Cerkwi, oznaczałoby to, że zmienia wyznanie i zostaje w prawosławiu. Po drugie, jak wspomniałem wyżej, w prawosławiu do komunii przystępujemy po chrzcie i namaszczeniu mirrą (miropomazanie to nasz ‘odpowiednik’ bierzmowania), a w Kościele rzymskokatolickim Wasze dziecko na sakrament bierzmowania będzie musiało
czekać aż do 14 roku życia. Aby dziecko po chrzcie w Kościele mogło przystąpić do komunii/pryczastii w Cerkwi, najpierw powinno przystąpić do sakramentu miropomazania, co jest równoznaczne ze zmianą wyznania, tj. „przeszłoby” wówczas na prawosławie, a to też wypadałoby uzgodnić z mężem…
Jest taka możliwość i, niestety, bywa koniecznością. Gdy wspólnota parafialna jest niewielka i nie jest w stanie zapewnić duchownemu środków niezbędnych na utrzymanie, ten podejmuje wówczas dodatkową pracę, aby utrzymać siebie i swą rodzinę, i być w stanie pełnić posługę duszpasterską w powierzonej mu parafii. Takie ‚rozwiązania’ zdarzają się w krajach/regionach gdzie prawosławni są mniejszością.
Choć „decyzja właściwie jest podjęta” i „wiele wskazuje na to, że ochrzcimy je w kościele”, jednak zawarte w tych stwierdzeniach słowa „właściwie” i „wiele wskazuje” oraz późniejsze pytania sygnalizują pewne wątpliwości. I słusznie… Absolutnie nie zgadzam się z twierdzeniem, że „dziecko nawet jeśli zostanie ochrzczone w obrzędzie katolickim, będzie aktywnie również uczestniczyć w cerkiewnym życiu liturgicznym”. O jakim „aktywnym cerkiewnym życiu liturgicznym” tu mowa? Skoro dziecko będzie „ochrzczone w obrzędzie katolickim”, to do siódmego roku życia nie będzie mogło przystępować do komunii (jednoczyć się z Chrystusem w misterium Eucharystii), a do czternastego roku życia będzie musiało czekać na bierzmowanie – dar Ducha Świętego. W Cerkwi misterium miropomazania i Eucharystia następują bezpośrednio po chrzcie, bowiem w naszym pojmowaniu człowiek staje się w pełni członkiem Cerkwi właśnie poprzez te trzy sakramenty chrześcijańskiej inicjacji. W chrzcie w imię Świętej Trójcy poprzez trzykrotne zanurzenie w wodzie umieramy z Chrystusem dla życie w grzechu, a wynurzając się, zmartwychwstajemy z Chrystusem do nowego życia. W misterium miropomazania (namaszczenia mirrą) uczestniczymy w Pięćdziesiątnicy – zstępuje na nas Duch Święty i nasze ciało staje się Jego świątynią. W misterium Eucharystii na każdej Boskiej Liturgii jednoczymy się z Chrystusem. To jest prawdziwe chrześcijańskie życie duchowe i tego pozbawicie Wasze dziecko chrzcząc je w kościele. W tym co dla chrześcijanina najważniejsze nie będzie mogło uczestniczyć ani w kościele (do 7 i 14 roku życia), ani w cerkwi… Obecność na nabożeństwie jakoś nie kojarzy mi się z aktywnym uczestnictwem ani w kościelnym, ani w cerkiewnym życiu liturgicznym… Piszesz, że żona „nie jest w stanie wziąć na siebie odpowiedzialności za wychowanie naszego dziecka wg mojej wiary” – ale Twoja i jej wiara to chrześcijaństwo. Absolutna większość (ok. 90%?) wschodniej i zachodniej tradycji chrześcijańskiej jest wspólna. Brak jedności wiary i podział spowodowały dwie poważne różnice dogmatyczne dotyczące najważniejszych dogmatów chrześcijaństwa – o Bogu w Trójcy Osób i Wcieleniu Syna Bożego. Pozostałe różnice są w większości „zewnętrzne” – kulturowe, zwyczajowe itp. – i wyraźnie widoczne. Jeżeli żona nie czuje się na siłach najpierw przynosić, a później przyprowadzać dziecko do komunii w Cerkwi, ojciec bez trudu może (i powinien) ją „zastąpić” i w ten sposób z pewnością będzie „zaangażowany w duchowe życie dziecka”. (Więcej na te tematy można poczytać w odpowiedziach na pytania dotyczące małżeństw mieszanych wyznaniowo) Przejdźmy teraz do kolejnej kwestii. Sparafrazuję nieco Twoje słowa i zapytam: „Jeśli dziecko zostanie ochrzczone w cerkwi, ale będzie również uczestniczyć w kościelnym życiu liturgicznym, poznając przez to obydwie kultury/tradycje chrześcijańskie”, czy dalej trzeba będzie szukać odpowiedzi na stawiane tutaj poważne pytania? Uważam, że z pierwszym z nich: „czy narażamy nasze dziecko na duchową szkodę i szeroko pojętą krzywdę”, już się rozprawiliśmy. W odniesieniu do drugiego zapytam, nazywając rzecz po imieniu: czy postępując niezgodnie z deklaracją złożoną przed ślubem nie macie zamiaru dopuścić się kłamstwa? W Kościele rzymskokatolickim w Polsce tego rodzaju deklaracja traktowana jest jak przysięga (składana przed Bogiem?). Strach się nie bać… Wątpliwości i obawy są zatem uzasadnione. Warto jeszcze raz (i jeszcze raz) głęboko się nad tym zastanowić. Polecam Wam obojgu lekturę książki bp Kallistosa Ware „Kościół prawosławny”. Poczytacie tam o różnicach i podobieństwach, o tym, że więcej nas łączy, niż dzieli. W związku z tym łatwiej będzie Wam zdecydować, czy od razu umożliwić dziecku pełnię chrześcijańskiego, sakramentalnego życia, czy od początku jego życia przez kilka(naście) lat pozbawiać je takiej możliwości…
Jeśli chodzi o polecenie lektury to proponowałbym „Nasza wiara” autorstwa arcybiskupa Finlandii Pawła i „Droga Prawosławia w historii” ks. Aleksandra Schmemanna. Oczywiście jest wiele innych pozycji godnych polecenia. W naszym Credo wiary, które jest śpiewane na każdej św. Liturgii, jest powiedziane: „Wierzę w jedyną, świętą powszechną i apostolską Cerkiew” (Wieruju wo jedinu swiatuju sobornuju i apostolskuju Cerkow). Wszystkie te przymioty czyli jedyność, świętość powszechność (czasem tłumaczone jako soborowa lub katolicka) i apostolskość odnosimy do Cerkwi prawosławnej. Odpowiedź na to pytanie jest jasna, Cerkiew prawosławna to Cerkiew powszechna (katholiki). Trochę mnie dziwi, że osoba, która ukończyła teologię na prestiżowej uczelni nie potrafi umieścić prawosławia na mapie wyznaniowej, ponadto używa obraźliwych wyrażeń wobec prawosławnych duchownych.
Nie wiem co powiedzieć o sytuacji, która wam się zdarzyła, myślę, tu o narodzeniu długo oczekiwanego dziecka. Niech dobry Bóg wspiera was i waszą latorośl w zdrowiu i dalszym rozwoju. Według kanonicznych norm monaster Ujkowicki jest poza Cerkwią i nikt kto należy do Cerkwi polskiej, rosyjskiej, greckiej czy innej nie może tam uczestniczyć w działaniach liturgicznych. Jest to mocno znaczące naruszenie porządku cerkiewnego i osoby, które to czynią biorą na swoje sumienie znaczące obciążenie. Wszyscy bolejemy nad zaistniałą sytuacją, która skutkowała odłączeniem Ujkowic. Myślę, że Bóg pomoże rozwiązać ten problem.
Nie ma reguły, którą można byłoby stosować w kontekście zmiany miejsca posługi duchownych w parafiach. Na takie przemieszczanie może wpływać wiele czynników. Czasem jest to awans, czyli przeniesienie np. z funkcji wikarnego w jednej parafii na stanowisko proboszcza w innej parafii. Przemieszczenie może też być rezultatem zaistniałego konfliktu duchownego z wiernymi, może też być karą dla duchownego, którą wobec niego zastosował biskup diecezjalny. Może też być szereg innych przyczyn, wynikłych zarówno z przyczyn pozytywnych jak też negatywnych. Najczęściej duchowni sprawują swoje funkcje do czasu, kiedy pozwala in na to zdrowie. Nie ma wieku, który określałby obowiązkowe odejście na emeryturę. Najczęściej duchowni sami podejmują decyzję w tej kwestii.
Takiej publikacji chyba nie ma. Natomiast są to informacje, które można znaleźć w wielu pracach np. prof. Antoniego Mironowicza. Ponadto, takich miejsc nie jest chyba dużo, chodziłoby przede wszystkim o Leśną Podlaską i Różany Stok.
Z jednej strony to niepokojące, ale z drugiej (z tzw. odwróconej perspektywy) wypadałoby się z tego cieszyć. W dawnych czasach chrześcijanie nie witali się słowami: ‚dzień dobry’, lecz napominali siebie nawzajem, mówiąc: „Pamiętaj o śmierci” (łac. Memento mori). Nie robili tego, żeby przypominaniem o śmierci obrzydzać sobie życie, ale po to, aby lepiej żyć. Ludzie już dawno zauważyli, że w obliczu śmierci człowiek próbuje żyć ‚dokładniej’ – skoro to może być jego ostatnie słowo, to wypowiada je ‚z namaszczeniem’, nadając mu pełnię treści – „dzień dobry” staje się prawdziwie życzeniem dobrego dnia, przestaje być pobieżnym, bezrefleksyjnym „bry”, czy czymś w tym rodzaju. Bliscy również inaczej (lepiej) odnoszą się do umierającego, bo ich słowa czy gesty mogą być ostatnimi, które umierający „zabierze ze sobą do grobu”… Pamięć o śmierci powinna nam towarzyszyć na co dzień, aby pomagać nam na bieżąco napełniać głębią treści wszystkie nasze słowa, nasze uczynki, naprawiać i udoskonalać nasze relacje z innymi ludźmi. To nam potrzebne (niezbędne) na drodze do zbawienia. Trzeba nam, chrześcijanom, pamiętać, że dopiero po śmierci wracamy do „miejsca naszego stałego zameldowania”, którym jest niebiańskie Jeruzalem – królestwo Boże. Tutaj na ziemi jesteśmy zameldowani tylko tymczasowo. Nasze miejsce jest w wieczności… Śmierć jest końcem życie ziemskiego, ale jednocześnie jest początkiem nowego, wiecznego życia, do którego wprowadza nas nasz Zbawiciel, Jezus Chrystus. Niepokojąca może być możliwość, że natrętne, niekontrolowane myśli o śmierci spowodują równie natrętne i niepożądane myśli o samobójstwie. Z tego rodzaju myślami koniecznie trzeba walczyć. Najlepiej nie dopuszczać ich do naszego umysłu, a jeśli się pojawiają, trzeba je jak najszybciej zwalczać, nie wolno się nimi ‚zajmować’, wchodzić z nimi w dialog. Najnowsze badania medyczne wskazały na wiele źródeł myśli samobójczych – okazuje się, że jednym z nich było swego czasu łatwo dostępne lekarstwo na anginę (a obecnie różnych leków jest dużo więcej, więc warto „przed ich użyciem skonsultować się z lekarzem lub farmaceutą”…). Samotność i izolacja spowodowana pandemią mogły spowodować i nasilić myśli o śmierci i umieraniu, mogły też być pobudzone czy wzmożone jakimiś innymi czynnikami. Skoro się pojawiły, próbuj wykorzystać je pozytywnie i konstruktywnie – niech pobudzają do myślenia o tym, co dobrego można by tu jeszcze zrobić na tej ziemi. Niech pobudzają do dobrego działania.
Na koniec proponuję jeszcze dwa cytaty. W tekstach prawosławnego nabożeństwa pogrzebowego czytamy:
Na początku z niczego stworzyłeś mnie Panie
I obdarzyłeś mnie Twym Bożym obrazem.
Ale przez to, że przykazań Twych nie spełniłem,
Przywróciłeś mnie ziemi, z której wzięty zostałem.
Przywróć mnie znów do Twego podobieństwa
Odtwarzając obraz dawnej chwały i uroku.
W skomponowanym dla siebie epitafium, Beniamin Franklin (jeden z „ojców założycieli Stanów Zjednoczonych”, który z zawodu był drukarzem)stwierdził, że śmierć jest sposobem na to, abyśmy doznali „poprawy i uzupełnienia”:
Ciało
Beniamina Franklina, drukarza,
spoczywa tutaj, (pokarm dla robaków!)
jak okładka starej księgi,
ze zużytą zawartością,
pozbawiona tytułu i złoceń.
Samo dzieło nie ulegnie jednak zatraceniu,
albowiem, jak wierzył, pojawi się ponownie
w nowym,
jeszcze piękniejszym wydaniu,
poprawionym i uzupełnionym
przez swego Autora!
Jest takie pojęcie spowiedzi generalnej, ale myślę, że jeśli człowiek żyje lub chce żyć właściwym trybem duchowym i liturgicznym, to nie powinien odkładać trudnych spraw na później. Sugerowałbym poprosić (powiedzieć) swego duchownika (czy baciszkę parafialnego) o dłuższą rozmowę i spowiedź. My duchowni, trochę przywykliśmy do szybkiej i pobieżnej spowiedzi, ale jestem przekonany, że żaden duchowny nie odmówi dłuższego i głębszego kontaktu z wiernym.
Nie ma kanonicznie ustanowionego wieku, kiedy dana osoba może zostać wyświęcona na cztieca. W praktyce wyświęca się młodych mężczyzn, którzy potrafią dobrze czytać w j. cerkiewnosłowiańskim i proszą biskupa o takie święcenia. Aby otrzymać święcenia lektorskie (cztieca) nie jest koniecznym ukończenie szkoły teologicznej, lecz praktyczna aktywność najczęściej w swojej parafii. Kiedy przewidziany jest okres święcenia, wówczas należy samemu zaopatrzyć się w podriasnik.