Myślę, że w takich sytuacjach ogólnie należy zastanowić się nad swoim życiem, pomyśleć o tym, czy wypełniam Przykazania Boże i czy ogólnie grzech nie towarzyszy mojemu życiu? Sugerowałbym wybrać duchownego i pójść porozmawiać z nim, lub po prostu pójść i powiedzieć na spowiedzi o swoich problemach. Wielu wiernych w swoich modlitwach o wstawiennictwo zwraca się do św. Paisjusza Hagioryty. Jest to święty, którego żył do 1994 roku. Św. Weronika jest oczywiście czczona w Cerkwi prawosławnej
Taka forma udzielania sakramentu małżeństwa raczej nie jest praktykowana. Rozumiem emocjonalną stronę sytuacji. Rozwiązaniem w pewien sposób sprawy może być celebracja sakramentu w j. polskim i j. cerkiewnosłowiańskim.
Na wstępie trzeba tu co nieco wyjaśnić. Zacznijmy od „pokuty” i „pokutowania”. Przyznam szczerze, że słów tych staram się nie używać, bo kojarzą się z „karą za grzechy” albo „odpłatą”. To zapewne przez to, że w łacińskiej tradycji chrześcijańskiej grzech traktowany jest jako „zaciąganie długu”, który trzeba spłacić i stąd potrzeba „zadośćuczynienia” – „odpokutowania”. W prawosławiu grzech pojmowany jest jako choroba duszy, którą trzeba leczyć „tak samo”, jak leczymy choroby ciała. To dlatego spowiedź nazywamy m.in. lecznicą (cs. wraczebnica), a Eucharystia, komunia święta to „lekarstwo i pokarm nieśmiertelności”. Tak więc z grzechami trzeba jak najprędzej przystąpić do spowiedzi. Po jej wysłuchaniu duchowny – spowiednik – może zalecić jakieś działania, które (choć mogą kojarzyć się z „pokutą za grzechy”) w naszym pojmowaniu są raczej „leczniczą terapią”. Po wizycie u lekarza i ustaleniu choroby, też słyszymy zalecenia jakichś działań (apteka, leki, dieta, sanatorium etc.), ale nie podporządkowujemy się im „za karę”, ale w celu rozpoczęcia i/albo kontynuowania niezbędnego leczenia. Jakie działania należy podejmować w obliczu określonych grzechów podpowiadają kanony świętych soborów i świętych ojców, ale z różnych względów nie wszystkie z nich są współcześnie ściśle przestrzegane. Spowiednik powinien zdecydować
Pokuta w naszym pojmowaniu to raczej „pokajanie” – opamiętanie, nawrócenie, skrucha, zmiana sposobu myślenia/postępowania a w szczególności to „głębokie zrozumienie” tego, jakim się stałem przez to, że zgrzeszyłem i tego, jakim powinienem się sta[wa]ć przez to, że zostałem stworzony na obraz i podobieństwo Boga. To złożone działanie obejmujące modlitwę, post i dzielenie się sobą z bliźnimi. Sugeruje lekturę rozdziału zatytułowanego „Prawosławne rozumienie pokajania” w książce biskupa Kalistosa Ware „Królestwo wnętrza”.
Za członków rodziny, którzy zgrzeszyli trzeba się modlić. Dobrze byłoby wspomagać modlitwę i grzeszników wzmożonym postem i „jałmużną” – okazywaniem pomocy potrzebującym. Ale oni sami też bezwzględnie powinni zacząć od spowiedzi i podporządkowania się zaleceniom duchownego – niezbędnej leczniczej terapii. „Pokutowanie za kogoś” nie jest „spłacaniem” jego „grzesznego długu” – każdy osobiście powinien chcieć/pragnąć przebaczenia/odpuszczenia/uzdrowienia/zbawienia i usilnie nad tym pracować. Modlitewne wstawiennictwo bliskich z pewnością pomaga/pomoże, ale trzeba wytrwałości.
Połączenie posługi duchownego i pracy lekarza w prawosławiu jest dość częstym zjawiskiem na zachodzie Europy. W Polsce raczej są to pojedyncze przypadki. Przy czym duchowni- lekarze, często pełnią funkcję proboszczów lub wikarnych w parafiach. Odpowiadając na pytanie sugerowałbym porozmawiać z miejscowym biskupem. Z pewnością byłoby wymaganym ukończenie szkoły teologicznej (Seminarium lub ChAT). Posługa duchownego zawsze jest związana z przynależnością do konkretnej diecezji i uczestnictwem w życiu diecezji. Jeśli nie chciałby pełnić Pan funkcji wikarnego czy innej to wspólnie z biskupem należałoby określić przynależność do konkretnej parafii jako tzw. „nadetatowego” lub „rezydenta” w którejś z parafii. Taka administracyjna forma posługi kapłańskiej nie jest związana z konkretnymi obowiązkami. W każdym bądź razie sprawę należałoby zacząć od rozmowy z biskupem i edukacji w szkole teologicznej.
Skoro po tak skrupulatnej analizie odkryła Pani, że „to prawosławie jest właściwą drogą”, wypadałoby pójść tą drogą i dalej tą drogą podążać. Prawo jazdy i auto nie są do tego niezbędne, bo do cerkwi zapewne można dojechać autobusem albo jakąś „okazją”. Może łatwiej będzie dojechać do cerkwi, która jest nieco dalej? Warto dokonać rozsądnego pod różnymi względami wyboru przyszłej/docelowej wspólnoty parafialnej. Mądrości ludowe podpowiadają, że „dla chcącego, nic trudnego”… Aby rozpocząć „prawosławna drogę życia” trzeba do cerkwi jakoś dotrzeć, porozmawiać z duchownym(i), uzgodnić kiedy i jak miałoby to nastąpić, co jeszcze wypadałoby zrobić (przeczytać?, posłuchać?, upewnić się?). Sugerowałbym pogłębioną lekturę pozycji wskazanych w odpowiedziach na pytania o konwersję dostępnych w dziale „wiara”. Pomocne mogą okazać się również same pytania i odpowiedzi z tego działu.
Jest na to bardzo dobra ewangeliczna „recepta”. Konkretnej rady udziela nam Sam Chrystus – „Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go na osobności. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata.Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa.Jeśli i tych nie usłucha, powiedz Cerkwi! Jeśli zaś i Cerkwi nie posłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!” (Mt 18,1517).Myślę, że bardzo ważne jest tu zalecenie, aby na początku porozmawiać o problemie „w cztery oczy”. Zdaje się sugerować (czy z pewnością wskazuje?), że w podobnych sytuacjach lepiej byłoby najpierw porozmawiać „na osobności”, a dopiero później, w przypadku niepowodzenia, „popytać ludzi czy to zauważyli”… Ponadto, najpierw wypadałoby ostrożnie zagadnąć „jednego albo dwóch”, bo skąd pewność, że to „powszechnie znane zjawisko”? Jeśli nie wszyscy „miejscowi” to zauważyli, to czy koniecznie powinni się o tym dowiedzieć? Nie chodzi tu jedynie o daną osobę duchownego – choć ona sama dla mnie i innych pozostaje anonimowa, to jednak ogólnokrajowe (a nawet międzynarodowe!) forum dowiaduje się o „wiosce jakich wiele na Podlasiu” i „spotkanym tam w cerkwi duchownym….” Czy u niektórych nie mogło pojawić się wrażenie (przekonanie 🙁 ?), że duchowni w cerkwiach w innych podlaskich wioskach też „tak mają”? A może nawet nie tylko na Podlasiu?
Uważajmy zatem co, jak, komu i dlaczego mówimy/piszemy…
Kształtowanie się formy nabożeństw paschalnych miało swój wieloraki wymiar w różnych tradycjach Kościoła prawosławnego (Tradycja jerozolimska, palestyńska, konstantynopolitańska). Trzeba też powiedzieć, że dzisiejsza forma nie jest w zupełności jednakowa w lokalnych Kościołach prawosławnych. Ogólnie wskazuje się, że obecna forma nabożeństw paschalnych Cerkwi prawosławnej ukształtowała się w XVII-XVIII w.
O lektorze raczej nie mówi się, że jest osobą duchowną. Niemniej jednak w rycie postrzyżyn (święceń) lektorskich, których dokonuje biskup wyraźnie jest mowa o „pierwszym stopniu kapłaństwa”. Anonim
Należy pamiętać, że pościmy (nic nie jemy) przed Eucharystią a nie przed spowiedzią. Sytuacja, która została opisana zdarza się w naszej praktyce cerkiewnej. Sugerowałbym w takim przypadku podejść do duchownego przed Liturgią i powiedzieć mu o zaistniałym zdarzeniu.
Biskup, który rozpoczyna nabożeństwo przed wejściem do części ołtarzowej czyta modlitwy i całuje ikonki, które są umieszczone na Królewskich wrotach. Ipodiakoni lub ci, którzy przysługują dla ułatwienia tej czynności przesuwają skrzydła tych drzwi aby biskup miał łatwiejszy dostęp do ikon. Być może czasem robią to zbyt energicznie i wygląda to na „machanie drzwiami”. Jest to jednak czynność czysto techniczna ułatwiająca pewne sprawy dla biskupa i nie mająca znaczenia symbolicznego.