Podejrzewam, że moja odpowiedź będzie daleko nie wyczerpująca zagadnienie. Kiedy mówimy o kanoniczności ikony mamy raczej na myśli styl w jakim ona przedstawia Chrystusa, Matkę Boską, świętych, czy też scenę biblijną. Jeśli przedstawienie jest realistyczne, to rozumiemy, że odbiega od swojej kanoniczności. Ikonografowie mają do dyspozycji pewne wzorce tj. książki zawierające wzór danej ikony lub scen biblijnych, nazywane one są Podlinnikomi (Wzorcami). Są to wzory opracowywane na przestrzeni wielu lat i przyjęte jako swego rodzaju kanon.
Pisałem o tym niedawno – Bóg nam pomaga rękoma czy słowami innych ludzi. Jeśli sami sobie nie radzimy, zwracajmy się z prośbą o pomoc do specjalistów. Zaufanie do Boga nie powinno nas wówczas opuszczać, bo powinniśmy dalej wierzyć i ufać, że Bóg podpowie tym specjalistom, jak nam pomóc najbardziej skutecznie i efektywnie. Jeżeli ‚z góry’ zakładasz, że coś Ci nie wyjdzie, sama sobie przeszkadzasz. Ewangeliczne opowieści o cudownych uzdrowieniach podpowiadają, że trzeba wierzyć, że będzie dobrze i robić wszystko, co możemy zrobić, aby to osiągnąć. Nawet jeśli to, co mogę to „tyle co nic”, to też może wystarczyć. Wspomnij: sąsiedzi czy znajomi „tylko” przynieśli paralityka do Chrystusa i dostąpił uzdrowienia. Chrystus był zadziwiony ich wiarą. Ojciec, który przyprowadził do Chrystusa swego opętanego syna, przyznał, że wiary było w nim bardzo mało („Wierzę, ale pomóż memu niedowiarstwu” powiedział), ale jej też wystarczyło, aby syn wyzdrowiał. Nie poddawaj się smutkowi i rozpaczy – to demoniczne pokusy, którymi trzeba zdecydowanie się przeciwstawiać. Polecam lekturę krótkiego traktatu Ewagriusza z Pontu: „Osiem demonicznych myśli” i opracowań na te/n temat/y. Do problemów spróbuj podejść jak do sprzątania. Nie sprzątamy wszędzie i wszystkiego na raz. Wszystko sukcesywnie i po kolei. Może zacznij od tego ‚najmniejszego’, bo jak w miarę szybko sobie z nim poradzisz, na pewno poczujesz więcej mocy do rozprawienia się następnym.
Powodzenia – będziemy Ci modlitewnie ‚kibicować’…
Święty Duch działa w każdym ochrzczonym i poucza go o ile tylko człowiek gotów jest przyjąć to pouczenie. Prawosławny chrześcijanin powinien z całych sił dążyć do tego co św. Serafin z Sarowa nazywa „Zdobywaniem Ducha Świętego” – polecam książkę https://www.esprit.com.pl/68/Ogien-Ducha-Swietego.html
Odnośnie pytania o samodzielne czytanie i interpretowanie Pisma Świętego uważam, że czytać nie tylko można, ale nawet trzeba. Jak chcemy zrozumieć i naśladować Chrystusa nie znając Go? Każdy prawosławny powinien codziennie przeczytać chociaż mały fragment z Biblii. Polecam do tego genialną aplikację http://kalendarz.cerkiew.pl/, w której mamy łatwy dostęp do codziennych czytań.
Co zaś tyczy pytania o interpretację to pozwolę sobie na osobiste wyznanie. Jestem duchownym od ponad 6 lat, teologię studiuję od 12 lat i czytając Biblię zawsze zwracam się do interpretacji Ojców Cerkwi i uznanych teologów w tym biskupów i duchownych. Nawet jeżeli wydaje mi się, że znalazłem dobre wyjaśnienie to zawsze szukam potwierdzenie w nauczaniu Cerkwi. Jest to bardzo ważny środek zapobiegawczy przed błędną interpretacją. Studiowanie Pisma Świętego wymaga przede wszystkim pokory i ostrożności przed „swoim” zdaniem. Cerkiew daje nam najwspanialszy instrument do badania słów Pisma – Tradycję. Tradycję, która jest dorobkiem setek pokoleń i błędem czy wręcz głupotą byłoby niekorzystanie z ich dorobku.
Na koniec odnośnie różnych interpretacji. Taki dwugłos lub wielogłos jest nieunikniony. Jeżeli postawimy 10 ludzi patrzących na jakąś rzeczywistość i zapytamy co widzą to odpowiedzą na 10 różnych sposobów – ale wciąż będą opisywać to samo. Każdy człowiek ma nieco inną wrażliwość, doświadczenie czy sposób postrzegania. Uważam, że te pozorne różnice nie przeczą sobie nawzajem, a wręcz odwrotnie – tworzą szeroką i piękną w swojej różnorodności interpretację. W przypadku wątpliwości odnośnie rozumienia jakiegoś fragmentu proszę zapytać swojego duchownego z parafii.
Nie spotkałem się w naszych tekstach liturgicznych (w Trebniku), aby istniał jakiś ryt na poświęcenie zwierząt. Niemniej jednak zioła lub kwiatki, które święcimy przy okazji określonych świąt cerkiewnych mogą służyć ludziom jak też dla naszego dobytku. W modlitwach przy poświęceniu ziół mowa też jest, że służą one do oświęcenia ludzi jak też zwierząt.
Słowa Chrystusa najlepiej rozumieć tak jak On je wypowiedział. Swoją drogą nie mogę znaleźć wydania, z którego zaczerpnął Pan/Pani cytat. W przytoczonej w pytaniu wersji wyrażenie jest dość mętne i niejednoznaczne, dlatego proponuję kilka innych wariantów tłumaczenia z najpopularniejszych polskich edycji Pisma Świętego:
„Przy zmartwychwstaniu bowiem nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, lecz będą jak aniołowie Boży w niebie” – Biblia Tysiąclecia
„Albowiem przy zmartwychwstaniu ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić, lecz będą jak aniołowie w niebie” – Biblia Warszawska
„Gdy nastąpi zmartwychwstanie, ludzie nie będą się żenić ani za mąż wychodzić, ale będą żyli jak aniołowie w niebie” – Biblia Edycja Św. Pawła
„Gdy nastąpi zmartwychwstanie, nikt nie będzie ani żenił się, ani za mąż wychodził. Wszyscy będą jak aniołowie w niebie” – Biblia Warszawsko-Praska
„Albowiem w czas zmartwychwstania ani się nie żenią, ani nie wychodzą za mąż, ale są jak aniołowie w niebie” – Przekład abp. Jeremiasza
Przytoczone wyżej słowa Jezusa należy rozumieć następująco: Gdy nadejdzie dzień powszechnego zmartwychwstania, ludzie którzy dostąpią zbawienia nie będą już funkcjonować według praw życia ziemskiego tzn. rodzin, małżeństw, więzów krwi, przyjaźni, narodów i ludów itp. ale wszyscy będą braćmi i siostrami wiodąc anielskie życie w Królestwie Niebiańskim. W żadnym wypadku słowa Chrystusa nie deprecjonują małżeństwa.
Myślę, że obnoszenie się z symbolami bądź to religijnymi, bądź to państwowymi jest nie na miejscu. Symbole w naszym życiu są ważne i potrzebne niemniej jednak jak do wszystkiego, tak też do używania symboli potrzebne jest wyczucie i smak.
Oczywiście. Ale trzeba tu dodać, że to nie działa „automatycznie” – ci rodzice na ten „bilet” pracują przez całe życie swego dziecka… Nie zapominajmy też o tym, że każdy z nas może i powinien nad tym pracować przez całe swoje życie. W opowieści o Sądzie ostatecznym (Mt 25,31-46) Chrystus zaprasza do nieba, do królestwa, które jest nam od wieków przygotowane”, wszystkich, którzy:
dali Mu pić, gdy był spragniony,
nakarmili, gdy był głodny,
odziali, gdy był nagi,
przyjęli, gdy był uchodźcą,
odwiedzili, gdy był chory czy uwięziony.
Wyjaśnia przy tym: cokolwiek uczyniliście bliźniemu swemu, mnie to
uczyniliście…
Pytanie jest zupełnie na miejscu natomiast argumentacja, której użyje nie dal wszystkich może być przekonująca. W żaden sposób zakaz wchodzenia kobiet na św. Górę Atos nie jest związany z grzesznością czy nie grzesznością kogokolwiek, czy to kobiet czy to mężczyzn. Ten zakaz wywodzi się z tradycji. Półwysep Atoski jest miejscem czci św. Bogarodzicy i jako kobieta tylko ona tam może przebywać i jest w szczególny sposób czczona. Ta świadomość jest znacząco zakorzeniona w narodzie prawosławnym i właściwie ogólnie akceptowana.
W naszych spisach imion i w naszym kalendarzu nie występuje imię Mikołaja (Nikola). W innych tradycja prawosławnych takie imię występuje. Z praktycznego punktu widzenia patrząc, przypuszczam, że duchowny nie nada tego imienia na chrzcie dziewczynce. Można na chrzcie nadać imię Nika i w życiu codziennym nazywać dziewczynkę Nikola lub Mikołaja.
Trudno mówić o podejściu Cerkwi do ustawy, której jeszcze nie ma. Mamy bowiem do czynienia z decyzją Trybunału Konstytucyjnego, który, podobnie jak rząd, nie ma prawa wprowadzać nowych ustaw (tym zwykle zajmuje się Parlament), a co najwyżej sprawdzać ich ‚konstytucyjność’. Osobiście uważam, że zaistniałe „zakazowo”-restrykcyjne potraktowanie tej jakże ważnej i delikatnej sfery ŻYCIA i ŚMIERCI MATKI i DZIECKA nie jest i nie okaże się rozwiązaniem „skutecznym” z wielu rożnych względów. Im bardziej „ostry” zakaz, tym bardziej radykalna reakcja (co widać tymi dniami na ulicach wielu miast). Zdecydowanie brakuje edukacji, wyjaśniania, spokojnej merytorycznej dyskusji, wspólnych ustaleń. Z prawosławnego punktu widzenia każdy przypadek jest inny i trzeba go rozpatrywać indywidualnie, a tu operuje się daleko posuniętymi uogólnieniami. Nieraz zdarzało się (i będzie się zdarzało), że choć lekarze stwierdzali poważny i nieuleczalny problem, w rzeczywistości okazywało się zupełnie inaczej. Skoro już o tym mowa, to przydałyby się też uzupełnienia ewentualnych (ewidentnych) decyzyjnych braków – np. kto, jak, kiedy, gdzie, na jakich jasnych i czytelnych zasadach miałby wspierać rodziny (albo, niestety, samotne matki) wychowujące/otaczające wszechstronną opieką chore dzieci. W toczącej się w mediach burzliwej dyskusji dużo słychać o naruszaniu/odbieraniu kobietom prawa do decydowania o swoim ciele. Kobiety walczą o swoje ciała, o swoje prawa, wspierają się nawzajem i cieszą się też wsparciem wielu mężczyzn. Wsłuchiwałem się uważnie, ale w żadnej wypowiedzi nie usłyszałem żadnego głosu w obronie małego, bezbronnego ciała w ciele matki. Kobiety mają słuszną pretensję o to, że ktoś „zdecydował o nich bez nich”, ale paradoksalnie same postępują tak samo w odniesieniu do swych płodów – czyż nie decydują „o nich bez nich”? W pytaniu mowa o cierpieniu, a słychać też liczne wypowiedzi o ‘piekle’ kobiet zmuszanych do ‘donoszenia’ ciąży ‘skazanej na śmierć’. Dlaczego jednak nie towarzyszy mu pytanie/refleksja o tym, jak opisać ‘doznania’ płodu, który poddawany jest ‘skrobance’, albo innej ‘metodzie’(sic!) usuwania/przerywania/zabijania jego życia? Skoro i tak „umrą jeszcze podczas ciąży lub chwilę po urodzeniu”, warto zapytać: kto dał nam prawo do przyspieszania tego „wyroku”, kto wydał ten „wyrok”…? Każde życie to dar… Boży dar!