Mój Mąż twierdzi, że jak słyszy się sowę w nocy to ktoś umrze, że tak było z jego babcią przed śmiercią (słyszał sowę a później babcia zmarła)? Ponadto w kościele katolickim często słyszę że po śmierci nie można przez 30 dni ruszać grobu zmarłego tzn. sprzątać kwiatów itd. Czy w cerkwi spotkał się Ksiądz z podobnym zabobonem? Ja osobiście nie wierze w te pohukiwanie sowy. Nie wiem jak to wyjaśnić Mężowi. Pismo Święte staram się czytać codziennie i nie spotkałam się z czymś takim, a jedynym ptakiem, który miał symbol to jedynie gołąb (jak wiadomo zstąpił przy chrzcie Pana Jezusa). Proszę mi odpowiedzieć jak wyjaśnić takie rzeczy? Anna

Wszystkie ptaki wydają pewne dźwięki. Jedne gatunki są aktywne w ciągu dnia inne zaś w ciągu nocy. Sowa akurat jest ptakiem nocnym i jej żerowanie i aktywność przebiega w nocy. W żaden sposób nie jest ona jednak kojarzona ze śmiercią. Być może jej odgłosy i ciemność sprawia wrażenie tajemniczości i niepewności. Odczucia Pani męża są subiektywne i niczym nie uzasadnione i tak to chyba trzeba mu powiedzieć. Jeśli chodzi o okres żałoby po bliskiej osobie, to w prawosławiu mowa jest o 40 dniach. Chodzi tutaj przede wszystkim o intensywną modlitwę za osobę zmarłą w tym okresie. Spotkałem się z opinią, że generalnie grób należy pozostawić w spokoju przez ten okres, ale jeśli trzeba coś uporządkować to naturalnie należałoby to zrobić.

Kategorie: ks. Andrzej Kuźma, wiara



Co zrobić w sytuacji, gdy bliska mi osoba homoseksualna była wcześniej bardzo wierząca, a od kilku już lat czuje się niegodna i gorsza od innych i dlatego przestała chodzić do cerkwi? W jaki sposób mogłabym wytłumaczyć tej osobie, że Bóg też ją kocha i Chce, aby ta osoba znów była blisko Niego? Chciałabym też zapytać czy taka osoba jest skreślona przez Cerkiew? Przecież Bóg kocha każdego człowieka, prawda? Anonim

Odpowiedzi na te pytania można przynajmniej częściowo znaleźć we wcześniejszych wypowiedziach na temat homoseksualizmu. Cytowałem fragment z książki o. Johna Brecka „Święty dar życia. Prawosławne chrześcijaństwo i bioetyka”. Autor stwierdza: „kwestią najwyższej wagi pozostaje ciągłe podtrzymywanie wyraźnego rozróżnienia pomiędzy orientacją [homoseksualną] i zachowaniami. Bez względu na to, jakie są jej przyczyny (fizjologiczne, genetyczne, psychologiczne i społeczne czy najprawdopodobniej połączenie ich wszystkich), orientacja homoseksualna nie jest ani grzeszna, ani zła (z zastrzeżeniem, że w tym upadłym świecie o każdej ułomności można powiedzieć, iż jest następstwem grzechu). Osoby z taką orientacją są w najpełniejszym znaczeniu „osobami”, nosicielami obrazu Bożego i wraz ze wszystkimi innymi powołane są do wzrastania ku osiąganiu Bożego podobieństwa. Gdy usiłują zmienić orientację na heteroseksualną lub gdy codziennie zmagają się o pozostawanie w cnocie czystości, potrzebują szczególnego wsparcia, zachęty i miłości Cerkwi – jej biskupów, kapłanów i laikatu. W dążeniach do osiągnięcia tego celu nieodłączną pomocą może być uczestnictwo w grupach wzajemnego wsparcia jak np. amerykańskie organizacje Exo­dus International i Courage. (Założyciel rzymskokatolickiej organizacji „Courage” ks. John Harvey przekonuje, że osoby z orientacją homoseksualną w bardzo znaczących proporcjach rzeczywiście mogą stać się heteroseksualne, nawet jeśli w wielu przypadkach ciągle utrzymują się homoerotyczne odczucia czy wyobrażenia).”

Przekonaj/zapewnij bliską Ci osobę, że ani Pan Bóg, ani Cerkiew nikogo nie „skreśla”. Poczucie grzeszności i niegodności potrzebne jest każdemu z nas, bo przecież wszyscy grzeszymy i przez to stajemy się niegodni przed Bogiem. Ewangeliczna przypowieść o synu marnotrawnym wyraźnie wskazuje, że w odpowiedzi na poczucie grzeszności i niegodności, w odpowiedzi na pokajanie – „głębokie zrozumienie” tego jakim się staliśmy, przez to, że zgrzeszyliśmy i  „głębokie zrozumienie” tego, jakimi powinniśmy się stawać, przez to, że zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga w Trójcy Osób – Ojciec wybiega na spotkanie utracjusza, każe go umyć, ubrać w najlepszą szatę i nakłada pierścień na palec – przyjmuje jak syna, a nie jak sługę. To Bóg czyni nas godnymi, sami nie bylibyśmy w stanie tego dokonać, ale najpierw trzeba pokajać się i wrócić „do domu Ojca”. Pan Bóg jest miłością. Złoczyńca, który w ostatnich chwilach życia poprosił ukrzyżowanego Jezusa o przebaczenie, usłyszał: „Jeszcze dzisiaj będziesz ze mną w raju” (Łk 23,42).

Kategorie: bioetyka, Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Mam poważny problem, nie mogę się wyspowiadać. Chodzi o to, że za każdym razem, gdy przystępuję do spowiedzi, nie dam rady wykrztusić z siebie słowa, ponieważ w trakcie spowiedzi płaczę, ponieważ żałuję swoich grzechów. Czy to oznacza więc, że te grzechy nigdy nie zostaną mi wybaczone, skoro ich nie wypowiedziałam? Czy jestem w stanie zrobić coś, co by mi pomogło, abym nie płakała w trakcie spowiadania się? Anonim

Zanim przejdę do wskazania możliwości rozwiązania tego problemu, zacytuję fragmenty wykładu bp Kallistosa Ware: „Prawosławne rozumienie pokajania” zaczerpnięte z podrozdziału pt. „Dar łez”, (to rozdział ksiżki pt. Królestwo wnętrza; tekst wykładu dostępny jest na cerkiew.pl http://www.typo3.cerkiew.pl/index.php?id=prawoslawie&a_id=98 – zachęcam oczywiście do uważnej lektury całego wykładu i całej książki…)

Dar łez […] zajmuje ważne miejsce również w duchowej tradycji chrześcijańskiego Wschodu. „Teologia łez” odgrywa szczególnie znaczącą rolę w nauce św. Jana Klimaka, św. Izaaka Syryjczyka i św. Symeona Nowego Teologa. Dla św. Jana Klimaka łzy stanowią odnowienie łaski Chrztu: „Źródło łez po Chrzcie jest obfitsze niż sam Chrzest, chociaż słowa te mogą brzmieć nieco zuchwale. […] Pierwszy Chrzest otrzymaliśmy jako dzieci, ale wszyscy skaziliśmy go; poprzez łzy odtwarzamy czystość pierwszego Chrztu”. Św. Izaak uważa łzy za rozstrzygającą granicę pomiędzy „stanem cielesnym” a „duchowym”, za punkt przejścia pomiędzy wiekiem obecnym, a Wiekiem, który ma nadejść i wejście do którego możemy antycypować już nawet w tym życiu. […] Św. Symeon twierdzi, że nigdy nie powinniśmy przystępować do Komunii Świętej nie wylewając łez. Według Nicetasa Stethatosa, ucznia św. Symeona, łzy są w stanie przywrócić nawet utracone dziewictwo. […] Istnieje wiele rodzajów łez i nieodzowne jest ich rozróżnianie. Podstawowa różnica istnieje pomiędzy łzami zmysłowymi czy też naturalnymi a duchowymi (istnieje także trzecia możliwość – łzy mogą być również demoniczne). […] Łzy duchowe, jak sama nazwa wskazuje, są darem łaski Boga Ducha Świętego, a nie skutkiem naszych własnych wysiłków; ściśle wiążą się one z naszą modlitwą. Łzy zmysłowe wyrażają nasz przyziemny smutek, który, tak jak i my sami, tkwi w upadłym świecie, nieuchronnie zmierzającym do śmierci. Duchowe łzy wprowadzają nas do nowego życia Zmartwychwstania. […]

Jak uczą święci Ojcowie, istnieją dwa podstawowe rodzaje łez duchowych. Na niższym poziomie są one gorzkie, na wyższym – słodkie. Na niższym poziomie stanowią one formę oczyszczenia, na wyższym zaś – oświecenia. Na niższym poziomie wyrażają skruchę, żal za grzech, smutek z powodu naszego oderwania się od Boga – przypominają o Adamie płaczącym u wrót Raju. Te na wyższym poziomie wyrażają radość z Bożej miłości, dziękczynienie za nasze niezasłużone ponowne usynowienie. […] Jednak podobnie jak w przypadku rozróżnienia pomiędzy płaczem naturalnym i duchowym, owe dwa poziomy duchowych łez nie powinny być sobie nazbyt zdecydowanie przeciwstawiane. Jeden poziom duchowych łez prowadzi ku drugiemu. Łzy żalu za grzechy zmieniają się stopniowo w łzy wdzięczności i radości. Tak więc w owym darze łez jawi się nam raz jeszcze kwestia, którą niejednokrotnie podkreślaliśmy – pokajanie nie jest negatywne, lecz pozytywne; nie jest niszczące, lecz dające życie, nie przepojone zwątpieniem, ale pełne nadziei…

Mam nadzieję, że już te wybrane cytaty mogą pomóc Ci inaczej pojmować i traktować Twe łzy – choć na swój sposób „przeszkadzają”, są jednak również pomocne (żeby nie powiedzieć niezbędne…) i wypadałoby się z nich cieszyć (i to nawet bardzo…). Skoro są darem, wypadałoby ich Ci wręcz zazdrościć… i pracować/modlić się, aby również tego daru dostąpić…

Uważam, że w opisanej przez Ciebie sytuacji stosowne/pomocne byłoby dokonanie wyboru duchowego opiekuna/spowiednika (podobnie jak każdy z nas wybiera lekarza rodzinnego). Pojawia się wówczas możliwość spowiedzi przy znanym, obdarzonym zaufaniem duchownym. Z jednej strony może to podziałać „uspokajająco” przed i podczas spowiedzi, a z drugiej może dać możliwość w miarę szybkiego, bez presji kolejki oczekujących „dojścia do siebie”/uspokojenia się podczas samej spowiedzi (jeżeli dalej będzie taka potrzeba).  Z wybranym ojcem duchowym można umówić się/spotkać się nie tylko w cerkwi podczas, przed czy po nabożeństwie. Spowiedź może mieć miejsce „w zaciszu” kancelarii czy innym pomieszczeniu domu parafialnego (np. chrzcielnicy?). W niektórych cerkwiach (np. w Warszawie na Woli) są specjalnie wydzielone pomieszczenia, w których odbywa się spowiedź.

Żal za grzechy jest niezbędny przy spowiedzie i to dlatego spowiednik przed modlitwą rozgrzeszenia zawsze zadaje pytanie: „Czy żałujesz [za swoje grzechy?] (cs. kajesz sia)”. Twój płacz wyraźnie potwierdza żal i skruchę, ale równie ważne jest wyznawanie grzechów, „nazywanie ich po imieniu”. Pan Bóg zna, co prawda, wszystkie nasze grzechy, ale wyznanie ich przy świadku, którym jest spowiednik, to równie ważny element spowiedzi – trzeba je „wyrzucić z siebie”, „uzewnętrznić” właśnie poprzez ich ujawnianie. Wierzę, że jeśli prawdziwie żałujemy, kajamy się, Bóg wybacza nam wszystkie nasze grzechy – nawet te, z których nie zdajemy sobie sprawy, popełnione nieświadomie czy też te, o których zapomnieliśmy. W modlitwie przed spowiedzią pojawia się jednak ostrzeżenie, że zatajone z premedytacją (ze strachu czy ze wstydu?) i nie ujawnione grzechy nie tylko nie będą odpuszczone, ale to „przemilczenie” będzie jeszcze większym grzechem. Zdecydowanie lepiej zatem wyznawać wszystkie nasze grzechy i przewinienia.

Jeśli świadomość wielkiej „wartości łez” i wybór spowiednika nie pomoże, płacz okaże się silniejszy i dalej będzie przeszkadzał w „poprawnej” spowiedzi i spokojnym nazywaniu grzechów po imieniu, można spróbować zastosować dodatkowy „techniczny”(?) sposób – wypić uspakajające ziółka – melisę, lawendę lub rumianek – albo poprosić o jakiś specyfik w aptece.

Z głębi serca życzę doznania wystarczająco długiej chwili dogłębnego uspokojenia, aby wszystkie grzechy mogły zostać wyznane i „wyrzucone z siebie”, ale ich przebaczenie niech dalej zapewnia i potwierdza drogocenny dar łez…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



W trakcie ślubu, podczas 3 krotnego przejścia mojemu mężowi zgasła świeca, którą następnie odpalił jeszcze raz ode mnie. Proszę powiedzieć, czy powinnam się martwić? Dochodzą mnie słuchy, że to bardzo zły znak.. związany z wczesną śmiercią. Bardzo się przejmuje. Ewelina

Śmiem twierdzić, że nie wolno Ci się tym przejmować, nie wolno Ci wierzyć w tego rodzaju „złe znaki”!. Świeca zgasła bo mąż zbyt szybko nią poruszył albo ‚trafiła’ na ciąg powietrza. Przypisywanie temu zdarzeniu jakiegokolwiek ‚dodatkowego’ znaczenia to zabobon. Czy wierzysz, że gdy czarny kot przebiegnie Ci drogę to spotka Cię nieszczęście? Czy wierzysz, że jeśli podziękujesz za czyjeś skierowane ku Tobie dobre życzenie, to się ono nie spełni? „Chodzą też słuchy”, że „nieszczęścia chodzą parami”… Przedszkolaki mają „dowody”, że to wszystko się „sprawdza” – Kasia nie obróciła się na pięcie, Grześ nie splunął przez lewe czy prawe ramię i rzeczywiście zdarzyły się im jakieś przykrości. Czy rzeczywiście przez tego czarnego kota? Na pewno nie przez niego, ale z pewnością przez to, że uwierzyły, że spotka je jakieś nieszczęście. Mamy na ten temat ewangeliczne wyjaśnienia/wskazówki. W opowieści o cudownym uzdrowieniu dwóch ślepców słyszymy, że w odpowiedzi na ich prośbę o uzdrowienie, Chrystus zapytał ich: „Czy wierzycie?” Gdy potwierdzili swą wiarę w uzdrowienie, usłyszeli znamienne słowa: „Niech się wam stanie wedle waszej wiary!”, po czym przejrzeli, dostąpili upragnionego uzdrowienia. Ślepcy wierzyli, że odzyskają wzrok i tak się stało. Dzieci uwierzyły, że spotka je nieszczęście i „doczekały się”. Można by podsumować to stwierdzeniem: „Jak wierzysz, tak masz”… Nieszczęścia mogą chodzić nawet stadami, bo jeśli spotkało mnie jakieś nieszczęście i w związku z tym rozglądam się skąd przyjdzie to drugie, to z pewnością przyjdzie – na „moje własne życzenie”. Wyczekiwanie na to drugie „do pary” nieszczęście to „czysta prowokacja” – to „licho co nie śpi” może nam zafundować kilka nieszczęść, żeby nas przekonać, że tego rodzaju „mądrości ludowe” się „sprawdzają”. Uważajmy zatem, w co wierzymy, bo nam też „może się stać wedle naszej wiary”…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, wiara



Dlaczego w kościele rzymskokatolickim modlitwa/ Msza Święta odprawiona za dusze samobójców jest uważana za dobro a modlitwa w kościele prawosławnym za coś wręcz zakazanego? Historia z życia – podzieliłam się wiadomością z poznana siostra (z monasteru), że zamówiłam taką modlitwę w kościele rzymskokatolickim (jestem katoliczką), gdzie mnisi z zakonu bardzo się ucieszyli z takiej intencji, bo o tych ludziach nikt nie pamięta. Zaskoczyła mnie reakcja siostry, która stwierdziła kategorycznie, że wystawiłam się na ogromne niebezpieczeństwo, że wprowadziłam jakieś zakłócenie duchowe i że absolutnie nie wolno się modlić za takie osoby. Jednak moja intencja była czysta. Przyznam, że nie do rozumiem i choć minęło sporo czasu, to nadal nie mogę się otrząsnąć po reakcji tej mniszki. Kalina

Cerkiewne kanony nie dopuszczają nie tylko liturgicznej, cerkiewnej modlitwy za samobójców, ale nawet ich pogrzebu. To nie przez zapomnienie, bowiem w domowej osobistej modlitwie modlą się za nich członkowie rodziny i przyjaciele. To tak wielki grzech, że już tutaj, na ziemi powoduje aż tak bardzo bolesne konsekwencje. Tłumaczyć można/trzeba to również pragnieniem powstrzymania innych wiernych nawet od myśli o odebraniu sobie życia. Perspektywa braku cerkiewnej modlitwy za dusze samobójcy miała/ma działać „odstraszająco”, jako przestroga. To swego rodzaju paradoks – ci, którzy tej modlitwy potrzebują najbardziej, zostają jej pozbawieni, ale, co wielce ważne, przez wzgląd na innych ‚potencjalnych’ samobójców.
Najnowsze badania naukowe wykazały, że w ponad 90% samobójstw popełnianych jest „pod wpływem” wielu różnych różnych czynników i nie są to działania w pełni świadome. Dla wielu hierarchów, duchownych, teologów oznacza to, że pogrzeb i cerkiewna modlitwa stają się w tych przypadkach możliwe.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, liturgika, wiara



Zadam może proste pytanie, które do mnie wraca „jako stwierdzenie”, a którego nie do końca rozumiem – pięknie to rzecz, ale potrzebuję konkretne, życiowe przykłady i o takowe bardzo proszę. Co to znaczy – stawiać Boga / stawiam Chrystusa na pierwszym miejscu? Czy może mi Ksiądz tak łopatologicznie to objaśnić, dać przykłady z życia. Kasia

Myślę, że „stawianie Boga / Chrystusa na pierwszym miejscu” to realizacja najważniejszego przykazania – „Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił” (Mk 12,30-31, Pwt 6, 5). Jak je realizować? Sposobów jest bardzo wiele. Jeden z nich opisuje sentencja św. Teofana Rekluza (cs. Zatwornika) – „Najważniejsze to stać przed Bogiem z umysłem w sercu, nieustannie, w dzień i w nocy, aż do końca życia”. Polecam lekturę wykładu bp Kallistosa Ware, Teologia nabożeństwa (http://www.prawoslawie.k.pl/book/k01.html), który wspaniale znaczenie tej sentencji objaśnia. Bardziej „łopatologicznie” można by stwierdzić: powinniśmy wszystkie nasze plany/działania/uczynki/słowa „sprawdzać/porządkować/opatrywać” pytaniem: czy to zgodne z wolą Bożą? Co by na to Bóg powiedział? Jak by zareagował?
Z pewnością chodzi tu też o poprawne ustalania priorytetów, tego, co dla nas (powinno być/jest) najważniejsze. Przykłady z życia: co okazuje się ważniejsze w niedzielą rano? – uczestnictwo (pełne) w Boskiej Liturgii, czy coś innego? np. dłuższe spanie, telewizja, zakupy, spacer?Wymowny przykład z Ewangelii to opowieść o uzdrowieniu opętanego w krainie Gadareńczyków (Łk 8,26-389) – demony zostały wypędzone z opętanego, weszły w stado świń, a te ruszył pędem do jeziora i utonęły. Właściciele świń, którzy przyszli zobaczyć co się stało i ujrzeli „człowieka, z którego wyszły demony, ubranego i przy zdrowych zmysłach, siedzącego u stóp Jezusa”, poprosili Jezusa, aby odszedł z ich krainy… Kto/co okazał/o się dla nich ważniejszy/e? Mieli „do wyboru” Jezusa – Boga, człowieka i świnie… Czy nie zdarza się nam postępować podobnie? podejmować podobne decyzje? Ewangeliczne ostrzeżenie i rada to przypowieść o synu, który odszedł z domu Ojca (Łk 15,11-32). Polecam jej objaśnienie w jednym z rozdziałów książki metropolity Antoniego Blooma, Odwaga modlitwy.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara



Czy Cerkiew Prawosławna w Polsce przyjmuje doktrynę lub naucza o apokatastazie? Czy uczy o tym ze piekło jest wieczne? Tak samo jak wygląda to w Cerkwi na Świecie czy uczą o apokatastazie czy o wiecznym piekle? Tomasz

Cerkiew prawosławna w Polsce podobnie ja inne lokalne Cerkwie w świecie nie mają odrębnego nauczania dogmatycznego. Temat apokatastazy nie był definiowany na Soborach powszechnych, dlatego jest nieobecny w podręcznikach dogmatyki. Jest on traktowany jako pewnego rodzaju teologumena (opinia teologiczna), występująca u pisarzy kościelnych i Ojców Cerkwi.

Kategorie: ks. Andrzej Kuźma, wiara



Proszę o wyjaśnienie dotyczące objawień Fatimskich? W kościele katolickim jest to bardzo rozpowszechnione a w cerkwi prawosławnej wcale się o tym nie mówi, oznacza to, że nie uznawane są w cerkwi objawienia Fatimskie? Makar

Wydaje mi się, że w Kościele rzymskokatolickim jest wiele wydarzeń związanych z objawieniami. Raczej do żadnych z tych cudownych momentów Kościół prawosławny nie ustosunkowywał się. Prawosławie miało (i ma) swoje takie cudowne zdarzenia i również w jakiś sposób powszechny lub ogólnoprawosławny nie ustosunkowuje się do nich. Weźmy na przykład cudowne zejście Ognia w Wielką Sobotę. Nie było aktu kościelnego, który określał by, że to zdarzenie jest „przyznanym”. Cud ma miejsce (my jesteśmy tego świadkami) i radujemy się z tego Bożego błogosławieństwa. Nie wymagamy tego również, by chrześcijanie (lub hierarchia) Kościoła rzymskokatolickiego uznawała ten cud. Nie ma też jakiejś przyczyny by prawosławni wyrażali swoją opinie o cudach w Kościele rzymskokatolickim nie wyłączając zdarzeń fatimskich.

Kategorie: ks. Andrzej Kuźma, wiara



Jak jest postrzegana miłość do zwierząt? Poprzez miłość mam tu chyba bardziej na myśli po prostu troskę i przywiązanie. Wiadomo, nigdy nie będę kochać swojego kota tak jakbym kochała swoje dziecko, nigdy nie postawiłabym go ponad swoje dzieci czy męża, ale mimo wszystko odczuwam troskę, chcę się nim opiekować itd. Traktuję go jak czworonożnego członka rodziny (to też nie znaczy, że nie ma w domu żadnych obowiązków, kto mi wszystkie muchy i komary wyłapie? Kasia

Odpowiedziałbym jednym słowem – pozytywnie. Dla wyjaśnienia dodam słów kilka. W Piśmie czytamy: „Rzekł Pan Bóg: Niedobrze jest człowiekowi, gdy jest sam. Uczynię mu pomoc odpowiednią dla niego. Utworzył więc Pan Bóg z ziemi wszelkie dzikie zwierzęta i wszelkie ptactwo niebios i przyprowadził do człowieka […]” (Rdz 2,18-19). „I błogosławił im Bóg, i rzekł do nich Bóg: Rozradzajcie się i rozmnażajcie się, i napełniajcie ziemię, i czyńcie ją sobie poddaną; panujcie nad rybami morskimi i nad ptactwem niebios, i nad wszelkimi zwierzętami, które się poruszają po ziemi!” (Rdz 1,28). To biblijne ‘panowanie’ nie oznacza wyzyskiwania i eksploatowania, lecz opiekę, troskę, zarządzanie powierzonymi dobrami. Różnie to człowiekowi wychodzi(ło). Z naszym środowiskiem naturalnym jest coraz gorzej. Ponadto, bardzo wymowne jest w tym kontekście stwierdzenie: „Pies najlepszym przyjacielem człowieka”… bo „przyjaciół poznaje się w biedzie”?

Kategorie: bioetyka, Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara



Czy to prawda, że wyznanie prawosławne “nie zastanawia się nazbyt” nad pewnymi rzeczami, tylko po prostu czci to co święte, bo takie właśnie jest? Dla przykładu dziewictwo Maryi, katolicy mówią, że była dziewicą, prawosławni, że była to była, nie była to nie była, to nie jest aż tak ważne, żeby się o to kłócić czy na siłę domyślać, stało się święte i to będziemy czcić. Kasia

Ująłbym to nieco inaczej – prawosławie „nie szufladkuje” wszystkiego co się da i co się nie da posegregować. Inaczej mówiąc, w obliczu ‘tego, co święte’ zatrzymuje się z bojaźnią i czcią, i nie docieka, analizuje, ustala jak to z tą świętością jest. Przykładem może być niedawno obchodzone święto Zaśnięcia Bogarodzicy. Prawosławni wierzą, że jej dusza i ciało zostały zabrane do nieba – widać to wyraźnie na ikonie święta i w jego tekstach liturgicznych – ale ta prawda wiary nie została przez prawosławnych ‘potraktowana formalnie’, zdogmatyzowana, jak uczynili to rzymscy katolicy wprowadzając dogmat o wniebowzięciu Bogarodzicy. Jeszcze bardziej wyraziście podejście to widoczne jest w odniesieniu do misterium misteriów – Eucharystii. Prawosławni stwierdzają, że następuje przemiana (gr. metabole) i eucharystyczny chleb staje się jednocześnie Ciałem Chrystusa. Rzymskokatolicka teologia wprowadza zapożyczone z filozofii terminy i przy ich pomocy docieka/objaśnia/dowodzi(?) jak do tej przemiany dochodzi. Przemianę nazywa transsubstancjacją albo przeistoczeniem, twierdząc, że na miejsce istoty/substancji chleba wchodzi istota substancja ciała, ale przypadłości chleba (wygląd, smak, zapach, konsystencja) pozostają bez zmiany. W odniesieniu do dziewictwa Marii powiem jeszcze więcej – prawosławni wierzą i wyznają, że Bogarodzica była Dziewicą przed urodzeniem Chrystusa, w czasie Jego narodzin i pozostała Dziewicą po narodzinach. W ikonografii wskazują na to charakterystyczne gwiazdki umieszczane na obu ramionach i na czole Bogarodzicy.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara



Strona 1 z 4612345...102030...Ostatnia »