Do jakiego świętego/świętej warto się modlić o znalezienie męża? Bardzo boję się, że będę sama. Ania

Myślę, że adresatami takiej modlitwy mogliby być święci małżonkowie – np. Joachim i Anna, Zachariasz i Elżbieta. Proponuję też następująca modlitwę, którą właśnie przetłumaczyłem:

O Wszechdobry Panie, wiem, że moje szczęście zależy od tego, czy miłuję Ciebie całą moją duszą i całym moim sercem, i we wszystkim wypełniam świętą Twoją wolę. Sam, Boże mój, prowadź moją duszę i wypełniaj moje serce; Tobie jedynemu pragnę służyć, bowiem Bogiem i Stwórcą moim jesteś. Uchroń mnie przed pychą i samolubstwem; niech przyozdabia mnie rozum, skromność i cnota.  Brzydzisz się próżnością, bowiem powoduje skazy; obdarz mnie zatem pragnieniem pracowitości i pobłogosław moje starania. Skoro Twoje prawo zaleca ludziom życie w uczciwym małżeństwie, to powołaj mnie, Święty Ojcze, do tego uświęconego przez Ciebie stanu, nie dla zaspokojenia mych pragnień, lecz dla spełnienia Twego zalecenia; Ty sam bowiem powiedziałaś: niedobrze jest człowiekowi, gdy jest sam i stworzywszy mu żonę, aby mu pomagała, błogosławiłeś im, aby rozradzali i rozmnażali się, i napełniali ziemię (Rdz. 1,28; 2,18).

Usłysz moją pokorną modlitwę skierowaną do Ciebie z głębi mojego panieńskiego serca; daruj mi uczciwego i pobożnego męża, abyśmy mogli wspólnie, w miłości i zgodzie wysławiać Ciebie, miłosiernego Boga: Ojca i Syna, i Świętego Ducha teraz i na wieki wieków. Amen

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, wiara



„Skruszony gwałciciel, który zrozumiał swój grzech, pójdzie do Nieba. Prawdziwie skruszony nie czyni więcej podobnych rzeczy i idzie drogą doskonałości, poprawy i cnoty – mówił arcybiskup. – Ci, których skrzywdził, mogą jednak pójść do piekła, jeśli nie przebaczą” – wypowiedź arcybiskupa Syktywkaru i Komi Żyryjskiej w Rosji….Jaki jest stosunek Cerkwi do takiej sytuacji? Według mnie są to bardzo krzywdzące słowa i nie jest taktowne wypowiadanie się w takiej sytuacji, która dla wielu (przeważnie) kobiet jest niesamowicie traumatyczna i bardzo trudna do przejścia. Co za tym idzie trudna do wybaczenia. Katarzyna

Odpowiedzi udziela nam sam Jezus Chrystus. W Modlitwie Pańskiej „Ojcze nasz” (Mt 6,9-13) słyszymy/wypowiadamy słowa: „i odpuść nam nasze winy, jak i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Ponadto, bezpośrednio po tekście modlitwy w Ewangelii pojawiają się słowa: „Bo jeśli odpuścicie ludziom ich przewinienia, odpuści i wam Ojciec wasz niebieski. A jeśli nie odpuścicie ludziom, i Ojciec wasz nie odpuści wam przewinień waszych” (Mt 6,14-15), które z treści całej modlitwy wyodrębniają i dobitnie podkreślają znaczenie wybaczenia. O potrzebie/konieczności wybaczenia Chrystus mówi w wielu innych miejscach Ewangelii i w różnych ewangelicznych kontekstach. „Drastyczne” wręcz wydaje się zalecenie: „jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi (Mt 5,38-39). Czy te słowa również należałoby uznać za „krzywdzące”? Głębsza analiza tego zalecenia i tak mocnego podkreślenia potrzeby/konieczności wybaczania prowadzi m.in. do stwierdzenia, że są niezbędne, aby nie odpowiadać złem za zło, aby go nie pomnażać.  Bez tego nie będzie pokoju w naszych sercach i umysłach, w naszych domach i miastach , w poszczególnych krajach i na całym świecie…

Chrystus mówi: „Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a swego nieprzyjaciela będziesz nienawidził. Lecz ja wam mówię: Miłujcie waszych nieprzyjaciół, błogosławcie tym, którzy was przeklinają, dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą i módlcie się za tych, którzy wam wyrządzają zło i prześladują was; Abyście byli synami waszego Ojca, który jest w niebie. On bowiem sprawia, że jego słońce wschodzi nad złymi i nad dobrymi i deszcz zsyła na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, jakąż macie nagrodę? Czyż i celnicy tego nie czynią? A jeśli tylko waszych braci pozdrawiacie, cóż szczególnego czynicie? Czyż i celnicy tak nie czynią? Bądźcie więc doskonali, tak jak doskonały jest wasz Ojciec, który jest w niebie” (Mt 5,43-48).

Przebaczenie i wszystko o czym mowa w powyższym fragmencie Ewangelii jest bardzo trudne i bywa, że długo trzeba nad tym pracować. Ale jeśli coś przychodzi z wielkim trudem i trzeba się o to usilnie i długo starać, to znaczy, że jest to bardzo ważne i potrzebne/niezbędne. (Poza tym „Łatwo przyszło, łatwo poszło”…) Święci ojcowie zalecają, aby w dążeniu do udzielania/wypracowywania przebaczenia zdecydowanie rozróżniać pomiędzy grzechem, a człowiekiem, który ten grzech popełnił. Grzech powinniśmy nienawidzić, ale nie powinniśmy nienawidzić grzesznika. Ojcowie wskazują również, że wybaczenie nie jest tożsame z zapomnieniem.

Czy ‘nietaktownymi’ nazwalibyśmy słowa Chrystusa wypowiedziane na krzyżu w odpowiedzi na prośbę ukrzyżowanego wraz z Nim złoczyńcy. Gdy poprosił: „Wspomnij mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa”, Jezus odpowiedział mu: „Amen, mówię ci: Dzisiaj będziesz ze Mną w raju” (Łk 23,43). Z jakiej racji „natychmiastowego” i „darmowego(?)” zbawienia miałby dostąpić człowiek, który pogrążony był w grzechu, podczas gdy tak wielu innych ciężko pracowało i pracuje nad swoim zbawieniem przez całe swoje życie? Z Chrystusowej przypowieści o robotnikach w winnicy (Mt 20,1-16) dowiadujemy się, że ci, którzy „w pocie czoła” pracowali przez cały dzień i ci, którzy pracowali zaledwie godzinę, otrzymali od właściciela winnicy dokładnie takie same wynagrodzenie. W nawiązaniu do tej przypowieści, św. Jan Chryzostom w swej mowie na święto Zmartwychwstania Chrystusa zaprasza, aby pełnią paschalnej radości cieszyli się zarówno ci, którzy „rzetelnie” pościli przez cały Wielki Post, jak i ci, którzy dołączyli dopiero w połowie albo nawet w ostatniej godzinie. Chrystus zapewnia, że „ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi” (Mt 20,16; por. 19,30)

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, Pismo Święte (egzegeza), wiara



Jestem katoliczką. Odkąd osiągnęłam pełnoletność staram się „na nowo” poznać chrześcijaństwo tzn. czytać i rozumieć Słowo Boże, przykazania, żywoty Świętych, symbole liturgiczne i samą Liturgię (ponieważ w szkole i w dzieciństwie uczono nas formuł, natomiast mój wiek nie pozwalał mi na pełne zrozumienie chrześcijańskiej Wiary). W kościele katolickim zawsze mi brakowało szczerego przeżycia, mimo wielu starań brakowało mi pokory i zrozumienia. W związku z tym, iż w moim najbliższym otoczeniu jest wiele prawosławnych, od wielu miesięcy niedzielne nabożeństwa oraz święta spędzam na Liturgii w Cerkwi. Nigdy nikt nie zmuszał mnie do uczestnictwa w nich. To była moja samodzielna decyzja. Czułam, że chce tam być. Zauważyłam wewnętrzną zmianę na postrzeganie Wiary, chęć poznawania jej głębiej, wręcz głód aby w pełni przeżywać każdą niedzielną Służbę. Tu pojawił się pierwszy problem, niemożność przystąpienia do sakramentów. W momencie, kiedy pół rodziny podchodziło do Pryczastia czułam wewnętrzną tęsknotę. Od kilkunastu miesięcy codziennie dręczy mnie myśl o konwersji. Nie mam z kim o niej porozmawiać, ponieważ boję się oceniania. Mam wrażenie że bliska rodzina katolicka mnie nie zrozumie, wręcz uzna, że wyrzekam się Boga. Czy konwersja jest postrzegana jako grzech, jeżeli odchodzimy od pierwotnie danego nam wyznania? Jeżeli pojawiła się myśl o zmianie wyznania, to czy to znak, że moja dotychczasowa wiara była słaba? Laura

Odpowiedzi na Twe pytania o konwersję znajdziesz we wcześniejszych wypowiedziach dostępnych w dziale/kategorii konwersja, polecam szczególnie tę z 03-10-2020 (obecnie na początku strony 4).Gdy czytałem, jak przeżywasz „niemożność przystąpienia do sakramentów”, czujesz „wewnętrzną tęsknotę” gdy widzisz jak inni przystępują do Pryczastia, wspominałem o długich rozmowach z konwertytami – „prawosławnymi z wyboru”, studentami Prawosławnego Instytutu Teologicznego św. Włodzimierza w Nowym Jorku. Stanowili wtedy (1989-1991) ok. 50% studentów (kilkanaście lat później było ich już ponad 80%). Opowiadali o tym, jak zetknęli się z prawosławnym chrześcijaństwem, jak wyglądały ich dalsze drogi – bywały dłuższe i krótsze, mniej czy bardziej kręte czy zawiłe – ale wszyscy mówili o tym samym, gdy dochodziło do stwierdzenia, co ostatecznie pomogło/zdecydowało w podjęciu decyzji o zmianie wyznania i przejścia na prawosławie. Dla wszystkich była to Boska Liturgia – byli na niej obecni, ale nie mogli w niej w pełni uczestniczyć. Cierpieli przez to, że nie mogli wraz ze wszystkimi przystąpić do komunii – do było nie do zniesienia i okazywało się decydujące. Myślę, że jesteś na dobrej drodze…Życzę owocnej, pomocnej i przekonywującej lektury. Powinna pomóc w rozmowach z członkami Rodziny i przekonaniu ich, że nie odrzucasz Boga, ale Go odnajdziesz…

Kategorie: konwersja, Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara



Jestem 19 latkiem z Łodzi. Oficjalnie zostałem ochrzczony i należę do Kościoła Katolickiego. Nie praktykuje i jestem ateistą obecnie. Nie zrobiłem apostazji, a byłem blisko. Pogubiłem się w życiu; złe towarzystwo, odrzucenie, dyskryminacja, zainteresowanie satanizmem i magią… Jednak, od ostatniego miesiąca czuje, chęć nawrócenia oraz zmiany stylu i filozofii swojego życia. Dłużej nie chcę tak żyć, to jest męczarnia. Dziwnie to zabrzmi, ale momentami mam wrażenie, że Bóg daje mi znaki. Poczytałem i obejrzałem nieco o prawosławiu, zdecydowanie chciałbym zostać prawosławny, ponieważ najbardziej mi odpowiada i czuje to. Niestety, nikt w rodzinie nie jest prawosławny i nikogo nie znam, kto jest wyznawcą tej religii. Katolicyzm nie przemawia już do mnie. Chcę zostać prawosławny, ale nie wiem, od czego zacząć i dlatego proszę o pomoc. Szymon

Myślę, że warto poczytać nieco więcej (np. Bp Kallistos Ware, „Kościół prawosławny”, „Człowiek jako ikona Trójcy Świętej”, „Królestwo wnętrza”, „Misteria uzdrowienia”; Hilarion Ałfiejew, „Misterium wiary”). Mógłbyś też pójść w Łodzi do cerkwi. „Przyjdź i zobacz”. W prawosławiu bardzo ważne jest nabożeństwo (prawe, właściwe oddawanie chwały Bogu). Aby lepiej (w pełni?) to zrozumieć, przeczytaj pierwszy rozdział „Królestwa wnętrza”. W cerkwi będziesz mógł zagadnąć wiernych lub duchownych, którzy pomogą znaleźć odpowiedzi na pojawiające się pytania. Myślę, że warto również dokładniej zapoznać się z tutejszym „archiwum” pytań i odpowiedzi.
Owocnej lektury i skutecznych poszukiwań

Kategorie: konwersja, Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara



Dzień dobry, od urodzenia jestem prawosławny, ale moi rodzice nie są, więc nigdy wcześniej nie chodziłem do cerkwi aż moja Żona (wcześniej katoliczka, teraz już jest prawosławna) nie zabrała mnie z sobą do kościoła. Tuż po tym poszliśmy razem do cerkwi, Ona poczuła tam, że w cerkwi się czuje znacząco lepiej, niż w kościele, więc od tamtych czasów przeważnie staramy się chodzić do cerkwi. Czy to jest grzech, że nie zawsze idziemy akurat do cerkwi, ponieważ czasami z rodzicami idziemy razem do kościoła? Sytuacja jest taka, że rodzice Żony są katolikami, z tego powodu zapraszają nas do kościoła i my się zgadzamy, bo jest to dla naszej rodziny tradycja iść do kościoła gdy się widzimy. Na pewno kiedyś wszyscy razem pójdziemy do cerkwi, ale póki co nie mieliśmy takiej okazji. Moje drugie pytanie to czy to jest grzech, że nie chodzimy co niedzielę do cerkwi? Staramy się, ale nie zawsze nam się to udaje. Ogólnie chodzimy do cerkwi całkiem regularnie, stawimy świeczki, jesteśmy na liturgii (w tym na świątecznych liturgiach), ale nie zawsze jesteśmy w niedzielę. Jesteśmy studentami i mamy dużo pracy, naprawdę mamy potrzebę iść do cerkwi, postawić świeczkę, pomodlić się, udać się na liturgię, uczestniczyć w komunii itd. Anton

Żadnego z tych pytań nie rozpatrywałbym w kategoriach grzechu. W opisanym kontekście to nawet chwalebne, że idziecie na nabożeństwo wszyscy razem. Warto jednak spróbować czym prędzej zaprosić Rodziców do cerkwi. W Białymstoku, Warszawie czy Wrocławiu mogłaby to być również Liturgia po polsku…
Spowodowana ważną przyczyną nieobecność na niedzielnej Liturgii nie jest grzechem, ale pojawia się tu niepokojące pytanie – co uznaję za ważniejsze od niedzielnej Liturgii? Czy może być coś ważniejszego? Bywają ‚nieplanowane’ okoliczności – choroba, służbowa podróż, praca (np. w szpitalu), które nie pozwalają uczestniczyć, bo to nie od nas zależne. Nieobecność na niedzielnej Liturgii, choć może nie być grzechem, może osłabiać naszą zdolność do powstrzymywania się od grzechu. Można by tu posłużyć się porównaniem do ładowania akumulatora – na rozładowanej baterii nie dojadę do celu, nie dokończę rozmowy albo nie wystarczy mi sil, aby dokończyć to, co uznałem za ważniejsze od pójścia do cerkwi…Aby uświadomić potrzebę i wagę regularnego i pełnego (połączonego z przystępowaniem do spowiedzi i komunii) uczestnictwa w Liturgii przypomnę, że w pierwszych  wiekach chrześcijaństwa obowiązywały konony, wedle których chrześcijanin nie przystępujący do komunii dwie (do IV w.) albo trzy (od IV w.) niedziele z rzędu, wykluczał się z cerkiewnej wspólnoty, bo nie uczestniczył w misterium Eucharystii, które jednoczy nas z Chrystusem i z całą Cerkwią, Jego Ciałem, które tworzą wszyscy wierni. Kilka wieków później został ponownie zmodyfikowany i stwierdza: „kto przynajmniej raz w roku…”. Dla uczęszczających w Liturgii rzadko i nieregularnie może to brzmieć „pocieszająco/usprawiedliwiająco” (?), ale gdy  pragniemy dowiedzieć się, jakie jest właściwe czy poprawne postępowanie, powinniśmy sprawdzać jak to było na początku, „u źródeł naszej wiary”…
Polecam lekturę najnowszej publikacji KTP UwB – „Przeżywanie Liturgii. Przewodnik po Boskiej Liturgii” – jest w stanie pomóc zrozumieć Liturgię i przekonać do regularnego (częstszego?) i pełnego uczestnictwa. Jest jeszcze dostępna za pośrednictwem:
https://wydawnictwo.uwb.edu.pl/ksiazka/505-przezywanie-liturgii-przewodnik-po-boskiej-liturgii
albo http://sklep.cerkiew.pl/product_info.php?products_id=5490&osCsid=1b871d3fd0fecc15688b9e37b390b2b5

Kategorie: konwersja, Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, wiara



Uczestniczyłam w zajęciach yogi, zajęcia same w sobie – ćwiczenia świetna sprawa, ale w ich trakcie zorientowałam się, że w końcu sali jest jakiś ołtarzyk z jakoby figurami, zapalone świece, jakieś makatki na ścianach z malunkami hinduskich bożków.. zapaliła mi się pomarańczowa lampka. Na koniec zajęć prowadząca wyskoczyła z mantrą.. niejako modlitwą o dobro i szczęście dla wszelakiego stworzenia, zaczęła coś śpiewać w innym języku, i tu w głowie miałam czerwoną lampkę, jakbym czuła, że uczestniczę w czymś niewłaściwym. Przyznam szczerze, czas tej ich mantry upłynął mi na naszej modlitwie Otcze Nasz. Pytanie. Czy jako osoba prawosławna powinnam uczestniczyć zajęciach yogi w takim kształcie? Yoga jako ćwiczenia jest fajna, ale cała oprawa poza, budzi wątpliwości, czy nie jest sprzeczna z nauką cerkwi, etyką chrześcijańską itd. Lilia

Warto zwracać uwagę na pomarańczowe czy żółte ‚lampki ostrzegawcze’. Dla większości to sygnał, żeby zwolnić i zatrzymać się, ale niektórzy wtedy właśnie przyśpieszają… To zdecydowanie niebezpieczne nie tylko w ruchu drogowym…
Natknąłem się na różne opinie chrześcijan na temat jogi. Jedni zdają się akceptować ją i dopuszczają jedną z jej form (hatha joga), która we współczesnym świecie zachodnim została utożsamiana z zestawem ćwiczeń fizycznych i umysłowych, uprawianych głównie dla zdrowia”. Drudzy nie zgadzają się z możliwością uprawiania jej nawet jako ‚neutralnych’ ćwiczeń. Opisane w pytaniu okoliczności wskazują wyraźnie na połączenie ‚ćwiczeń fizycznych’ z ich religijnym podłożem. Ostrzegają, że nawet bez tych wspomnianych religijnych elementów (ołtarzyk z figurami, zapalone świece, makatki z malunkami hinduskich bożków, mantra), ‚zredukowana’ do ‚zestawu ćwiczeń fizycznych’ joga pozostaje „jednym z sześciu wedyjskich (religijnych) systemów filozofii indyjskiej”. Są też autorytatywne głosy zdecydowanego sprzeciwu wobec zajmowania się jogą. Zainteresowanych odsyłam do tekstu:
Hidden Fire: Orthodox Perspectives on Yoga, https://orthochristian.com/80417.html

Niektórzy zauważają, że mnisi hezychaści w osiągnięciu i podtrzymaniu swego modlitewnego skupienia również pomagają sobie ściśle określoną pozycją ciała, regulacją oddechu i rytmu bicia serca, widzą w tym podobieństwo do ćwiczeń jogi i tym próbują usprawiedliwiać używanie jej przez chrześcijan, ale to niewłaściwe skojarzenia…

Skoro mowa o chrześcijańskim prawosławnym angażowaniu ciała w modlitwę i właśnie rozpoczął się Wielki Post, to trzeba tu wspomnieć o sposobie praktykowanym nie tylko przez mnichów czy mniszki, ale dostępnym dla wszystkich wiernych. To tzw. wielkie pokłony albo pokłony do ziemi. Mają one głębokie teologiczne znaczenie. Pochylając się i kolanami, dłońmi i czołem dotykając podłogi, uznajemy/wskazujemy na stan swego grzesznego upadku; podnosząc się niezwłocznie do postawy wyprostowanej, uznajemy/wskazujemy na zbawcze dzieło Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, który zstąpił z nieba na ziemię i do otchłani, aby wyzwolić nas z niewoli grzechu i podnieść z tego stanu upadku. Wielokrotne pokłony są wielce pomocne.

Błogosławionego czasu Wielkiego Postu i owocnego modlitewnego współdziałania ciała i duszy życzę…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara



Chciałabym zapytać czy w cerkwi prawosławnej istnieje Święty który jest patronem małżeństw chcących mieć potomstwo? Jeśli tak to gdzie znajdę modlitwę do tego Świętego? Magdalena

Ogólnie uważa się, że patronem małżeństw jest św. Joachim i Anna, rodzice św. Maryi, która stała się Bożą Rodzicielką. W podobny sposób odnosimy się do św. Zachariasza i Elżbiety, rodziców św. Jana Chrzciciela. Myślę, że modlitwy w intencji, która została opisana w pytaniu jak najbardziej możemy wznosić do tych świętych.

Kategorie: ks. Andrzej Kuźma, wiara



Ukończyłem pełnoletniość. Kiedyś odpuściłem się wielu cielesnych grzechów związanych ze stosunkami z kolegami oraz rukobłudija… Bardzo tego żałuję. Nie byłem wtedy świadomy tego, że grzeszę. Teraz bardzo tym przeżywam i martwię się o to czy Bóg mi wybaczył te grzechy w Tainstwie Ispowiedi. Ostatnio miewam duże ciągotki aby pooglądać coś o treści erotycznej, popisać z kimś o tych sprawach. Hamuje się aby tego nie zrobić lecz to jest czasem silniejsze odemnie i czasem mam takie myśli aby to zrobić. Modlę się, chodzę do cerkwi i aktywnie uczestniczę w jej życiu. Bardzo żałuję tego, że kajam się i znowu wpadam w te grzechy. Czy Bóg wybacza mi moje grzechy i widzi moją słabość do nich? Czy mam szanse na zbawienie? Chciałbym zostać batiuszka lecz nie wiem czy jest to możliwe? Czy te grzechy już mnie pozbawiły tej możliwości mimo razreszenija grechow na Ispowiedi? Anonim

Jeśli spowiedź była szczera, żal i skrucha żarliwe, a pokajanie (zrozumienie grzechu) głębokie, powinieneś zdecydowanie wierzyć w Boże przebaczenie. Wielce niepokojące są „duże ciągotki aby pooglądać coś o treści erotycznej, popisać z kimś o tych sprawach”, o których piszesz. Skoro „jest to czasem silniejsze od Ciebie”, to warto zada(wa)ć sobie pytanie: kto/co tu rządzi? W przeszłości nadwątliłeś swoje siły/możliwości do zmagania się z pokusami, zbyt łatwo/często im ulegałeś. Teraz znowu się pojawiają i z pewnością będą się pojawiać – na to nie mamy wpływu – ale naszym zadaniem jest nie ulegać tym pokusom. Słusznie postępujesz uczestnicząc w życiu Cerkwi, ale postaraj się jeszcze bardziej. Spróbuj więcej pościć, bo „powstrzymując się w pości od tego co dobre, podtrzymujemy w sobie (wzmacniamy albo też uczymy się jej od nowa) zdolność powstrzymywania się od tego, co złe, od grzechu”. Poczytaj „Wielki Post i konsumpcyjne społeczeństwo”. Bądź konsekwentny – skoro wygramoliłeś się z tego głębokiego rowu, to już tam nie wracaj… Gdy po chorobie zdrowiejemy, staramy się nie zachorować ponownie na tę samą chorobę. Zdarzają się „powtórne wpadki”, ale trzeba się wówczas czym prędzej podnosić i iść dalej. („upadłeś, więc wstawaj”…) . Bóg pragnie zbawienia każdego z nas, ale trzeba nad tym usilnie pracować – pokazywać Bogu i sobie, że nam też na tym bardzo zależy. To coś jak wiosłowanie kajakiem pod prąd – trzeba pamiętać, że nawet po to, aby utrzymać się w tym samym miejscu, też trzeba wiosłować. Skoro myślisz o kapłaństwie, trzeba wiosłować więcej, bo nie wystarczy stać w miejscu… Wypadałoby sprawdzić, czy rzeczywiście masz do tego powołanie, trzeba zgłosić się do szkoły teologicznej i zostać do niej przyjętym. O tym, czy zostaniesz przyjęty, skończysz studia i staniesz przed możliwością przyjęcia święceń zdecyduje to, jak szybko i w jakim stopniu rozprawiasz się z tymi dręczącymi Cię teraz i innymi potencjalnymi pokusami. Przed święceniami ma miejsce szczególna spowiedź „z całego życia” – diecezjalny spowiednik będzie musiał zdecydować czy/w jakim stopni poradziłeś sobie z dawnymi(?) „grzechami młodości” i czy będzie Ci to pomagać czy przeszkadzać w ewentualnej posłudze kapłańskiej, albo może Cię jej (tymczasowo?) pozbawić… Jeżeli sam sobie nie poradziłeś/nie radzisz, jak oczekiwać, że będziesz w stanie pomagać innym? Czy ślepy może być przewodnikiem innego ślepego? Wszystko zatem zależy od Ciebie, od Twojej wytrwałości i zdecydowania już tutaj i teraz… Nie poddawaj się zatem! Powodzenia w dalszych skutecznych zmaganiach…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara



Co w sytuacji kiedy kobieta dokonała aborcji, ale ma kolejne dziecko które po chrzcie ma przynieść do uwodu? Czy w takiej sytuacji ma /może iść do spowiedzi? Ale nie zostanie dopuszczona do Eucharystii? Wg tego co widziałam w innych odpowiedziach? Czy może przed tym dniem iść do innego duchownego do spowiedzi by zachować anonimowość większą niż byłoby to w miejscu którym mieszka i obawia się braku anonimowości i dotrzymania tajemnicy spowiedzi, szczególnie w tak małym środowisku jakim żyje. Maria

Jeżeli po dokonanej aborcji ciągle jeszcze się nie spowiadałaś, to trzeba to zrobić niezwłocznie, nawet nie czekając na obrzęd wwodu. Grzechy to choroby duszy i, tak jak wszystkie inne choroby, najlepiej/trzeba je leczyć w początkowym stadium.
Duchowny jest zobowiązany do zachowania tajemnicy spowiedzi i wierzę, że tak uczyni. Obawiasz się zapewne „co ludzie powiedzą”, gdy zauważą, że po spowiedzi nie przystępujesz do komunii. Cóż, to jedna z wielu konsekwencji popełniania grzechów – trzeba niestety (albo na szczęście?) liczyć się z tym, że prędzej czy później wyjdą na jaw i trzeba będzie się wstydzić. To może pomóc w powstrzymaniu się od kolejnych grzechów… Bóg zna wszystkie nasze grzechy „na bieżąco” i ciągle oczekuje naszego pokajania, „głębokiego zrozumienia” naszej grzeszności, żalu i skruchy, pragnienia naprawy, powrotu do żywej relacji z Bogiem i bliźnimi, które są zrywane/naruszane przy popełnieniu grzechu.
Można wyspowiadać się gdzieś indziej, ale sugerowałbym, aby większą wagę przypisywać pragnieniu/potrzebie metanoi/pokajania/zmiany sposobu myślenia i życia niż „tylko” zachowaniu anonimowości…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Nie bardzo rozumiem, jak działa modlitwa. Prosimy Boga o różne rzeczy (np. o zdrowie dla naszych ciężko chorych bliskich). Czy to nie jest jednak tak, ze Bóg ma plan dla każdego człowieka? Jaka jest tutaj rola modlitwy? Czy pod wpływem naszej modlitwy Bóg może „zmienić zdanie”? Jak rozumieć ten Boży plan dla każdego człowieka? Ela

W odpowiedzi na to pytanie kluczowe będzie rozróżnienie pomiędzy „Bożym planem” a Bożą „wiedzą”. Często pojawiają się stwierdzenia w rodzaju: „Tak miało być”, „Bóg tak chciał”, „To Boży zamysł”, „Taka jest/była Boża wola/plan” itp. itd. Wszystkie te wypowiedzi zdają się (?) wyrażać przekonanie, że wszystko co się stało/dzieje, zostało przez Boga „z góry” zaplanowane, ustalone, zdecydowane i nikt nie ma na to żadnego wpływu – „nie ma zmiłuj się”, bo „tak miało być”… W ten sposób mniej lub bardziej świadomie albo nieświadomie obarczamy Boga „odpowiedzialnością” za wszystko, co się dzieje z nami na tym świecie – bo przecież „nic nie dzieje się bez Jego woli”, bo „taka była Jego wola/plan”.

Trzeba tu wprowadzić korektę w postaci stwierdzenia, że Bóg patrzy na nas i na cały stworzony przez Siebie świat z perspektywy wieczności. Dodać tu też trzeba, że wieczność nie jest „nieskończonym ciągiem czasu”, czy nieskończonym ciągiem zdarzeń, które następują jedno po drugim, jak to się dzieje w naszym ziemskim czasie i jak to postrzegamy z perspektywy świata, w którym żyjemy. Wspomniana „perspektywa wieczności” to widzenie wszystkiego na raz, jednocześnie. Bóg widzi więc nie tylko wszystko, co dzieje się we wszechświecie w tej właśnie chwili – Bóg widzi wszystko „na raz”, jednocześnie – zarówno to, co jest, jak i to, co było, a do tego jeszcze to, co dopiero będzie. Zadajmy tu sobie pytanie – skoro Pan Bóg wie o wszystkim co było, jest i będzie, czy oznacza to, że to On o wszystkim zdecydował, a my tylko „tańczymy, jak nam zagra(ł)”, jak to „z góry zaplanował”? Spróbujmy zauważyć, że to my podejmujemy decyzje i działania, które pociągają za sobą określone konsekwencje. Czy to Pan Bóg „wymusił” na mnie decyzję, że piszę teraz te słowa, czy to On zdecydował, że czytasz teraz moją wypowiedź, czy jednak była to nasza własna decyzja/wybór/wola? Bóg wiedział o tym, widział to zanim jeszcze świat zaistniał, ale czy to znaczy, że już wtedy (albo może trochę później) albo właśnie teraz o tym za nas zdecydował, bo „taka była Jego wola”, bo tak chciał, bo tak zaplanował?

W związku z powyższym, na pytanie: „Czy pod wpływem naszej modlitwy Bóg może ?”, odpowiedziałbym: chodzi nie tyle o zmianę „zdania”, co o zmianę tego, co Bóg widzi w nieznanej nam przyszłości… Słysząc nasze liczne, usilne, wytrwałe, szczere, pełne miłości modlitewne błagania, Bóg reaguje na nie i może spowodować (i powoduje), że [za]dzieje się inaczej – nie inaczej, niż „planował”, ale inaczej, niż [za]działoby się bez naszej modlitwy… Przykładów jest wiele w Piśmie Świętym i w żywotach świętych. Jeden z nich, bardzo wymowny, chyba już tu cytowałem. Mały synek pewnej kobiety ciężko zachorował. Modliła się o jego zdrowie żarliwą matczyną modlitwą. Bóg zwlekał z oczekiwaną odpowiedzią, bo z perspektywy wieczności wi[e]dział, że gdy chłopiec dorośnie, skrzywdzi bardzo wielu ludzi, a najbardziej swoją matkę. Zostało to jej objawione, ale ona tak bardzo to dziecko kochała, że swych usilnych modlitw nie zaprzestała. Bóg ich wysłuchał i „zmienił zdanie”(?) – chłopiec wyzdrowiał, ale też ziściło się to, co „wcześniej” widział.

Uważajmy zatem, o co prosimy w modlitwie. My „mierzymy” wszystko swoją, ludzką, krótkoterminowa miarką, Bóg natomiast widzi dalej, wie więcej i lepiej. Ktoś zauważył, że najbardziej „bezpieczna” modlitwa to „Panie, zmiłuj się” – wypowiadamy czy wyśpiewujemy ją w cerkwiach w odpowiedzi na wezwania prezbitera czy diakona do modlitwy np. za chorych, podróżujących czy uwięzionych. Nie prosimy wówczas „konkretnie” o to, by podróżujący dojechał na czas. Nasze „Panie zmiłuj się” powierza go całkowicie Bożej opiece i „decyzji” czy dojedzie, bowiem tylko Bóg wie, czy będzie to dla niego dobre. Może widzi, że lepiej, żeby się spóźnił, albo w ogóle nie dojechał…?

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Strona 1 z 4412345...102030...Ostatnia »