Jest to forma składania rąk, która ma charakter pobożności i wyraża nasz głęboki szacunek do Boga w czasie przyjmowania św. Darów. Właściwie jest to forma umowna i nie posiada jakiegoś szczególnego symbolu. Takie krzyżowanie rąk zawsze wyraża szacunek, bądź to wraz z ukłonem do drugiego człowieka, bądź też w naszym przypadku do Boga stojąc przed jego Tajemnicą.
Sakrament małżeństwa w prawosławiu posiada określony ryt i nie jest do niego nic „wplatane”.
Pomazanie św. olejem jest dokonywane prawie zawsze w czasie celebracji liturgicznej wielkich świat. Najczęściej jest to olej, który był pobłogosławiony nieco wcześniej wraz ze specjalną modlitwą. W Prawosławiu pomazywanie błogosławionym olejkiem jest dokonywane bardzo często. Osoby innego wyznania mogą brać udział w tym błogosławieństwie i być pomazywane świętym olejkiem.
Procedura zdjęcia błogosławieństwa z małżeństwa dokonywana jest w parafii do której należy osoba ubiegająca się o zdjęcie błogosławieństwa. Potrzebne jest postanowienie sadu cywilnego o udzieleniu rozwodu, metryka zawarcia ślubu z cerkwi, gdzie był o zawierany, uzasadnienie osoby ubiegającej się o zdjęcie błogosławieństwa. Sugerowałbym pójść najpierw do proboszcza, gdzie będzie przeprowadzana ta procedura i porozmawiać dokładnie o problemie. Oczywiście przerywanie związku małżeńskiego jest rzeczą niedobrą i niosącą ze sobą wiele napięcia. Szczególnie jest to bolesne kiedy są dzieci i one stają się ofiarami kłótni rodziców. Może zanim podejmie się decyzję o zakończeniu związku, właściwy byłoby przejście terapii dla małżeństw.
Pomazanie św. olejem jest dokonywane prawie zawsze w czasie celebracji liturgicznej wielkich świat. Najczęściej jest to olej, który był pobłogosławiony nieco wcześniej wraz ze specjalną modlitwą. W Prawosławiu pomazywanie błogosławionym olejkiem jest dokonywane bardzo często. Osoby innego wyznania mogą brać udział w tym błogosławieństwie i być pomazywane świętym olejkiem.
Cerkiewne kanony nie dopuszczają nie tylko liturgicznej, cerkiewnej modlitwy za samobójców, ale nawet ich pogrzebu. To nie przez zapomnienie, bowiem w domowej osobistej modlitwie modlą się za nich członkowie rodziny i przyjaciele. To tak wielki grzech, że już tutaj, na ziemi powoduje aż tak bardzo bolesne konsekwencje. Tłumaczyć można/trzeba to również pragnieniem powstrzymania innych wiernych nawet od myśli o odebraniu sobie życia. Perspektywa braku cerkiewnej modlitwy za dusze samobójcy miała/ma działać „odstraszająco”, jako przestroga. To swego rodzaju paradoks – ci, którzy tej modlitwy potrzebują najbardziej, zostają jej pozbawieni, ale, co wielce ważne, przez wzgląd na innych ‚potencjalnych’ samobójców.
Najnowsze badania naukowe wykazały, że w ponad 90% samobójstw popełnianych jest „pod wpływem” wielu różnych różnych czynników i nie są to działania w pełni świadome. Dla wielu hierarchów, duchownych, teologów oznacza to, że pogrzeb i cerkiewna modlitwa stają się w tych przypadkach możliwe.
Tak postrzega to Cerkiew. Seks ‚zarezerwowany jest’ dla łoża małżeńskiego, a małżeństwo to w naszym pojmowaniu to pełne zjednoczenie mężczyzny i kobiety – męża i żony – we wszystkich sferach ludzkiego życia – nie tylko fizycznie, ekonomicznie, psychicznie, emocjonalnie itp., ale nade wszystko duchowo. Ślub cywilny (cerkiewny konkordatowy też!) ‚zabezpiecza’ stronę formalno-prawną – narzeczony i narzeczona stają się uznanym przez państwo związkiem małżeńskim z jego ‚cywilnymi’ przywilejami i obowiązkami. Ale to „część większej całości” – gdy apostoł Paweł pisze do Efezjan o małżeństwie (Ef 5,21-33), sugestywnie objaśnia jego znaczenie, pragnie powiedzieć jeszcze więcej, ale brakuje mu słów i stwierdza „Misterium/Tajemnica to wielka, lecz ja mówię w odniesieniu do Chrystusa i do Cerkwi” (Ef 5,32).
Można by tu posłużyć się trochę niezgrabnym, mechanicznym porównaniem – ślub cywilny daje, co prawda, „prawo jazdy” samochodem, ale nie upoważnia ono do rozbierania jego silnika na części, bo do tego niezbędna jest dodatkowa wiedza, stosowna ostrożność, znajomość tego złożonego ‚mechanizmu’ i dodatkowe ‚specjalistyczne’ uprawnienia… W takich okolicznościach po angielsku mówią: „Handle with care”…
Rozumiem potrzebę dokładnego/pełnego rozumienia liturgicznej modlitwy. Osobiście w coraz większym stopniu używam języka w nabożeństwach, które sprawuję w cerkwi akademickiej św. Marii Magdaleny w Białymstoku (ul. Kalinowskiego 11 – „przyjdź i zobacz”/przekonaj się). Uważam, że nasza Cerkiew w Polsce jest w trakcie przechodzenia na język polski w cerkiewnych nabożeństwach (mogą to też być inne współczesne, zrozumiałe dla wiernych języki – np. białoruski, łemkowski czy ukraiński) i w kilku cerkwiach nabożeństwa sprawowane są już w języku polskim w całości (dwie cerkwie w Białymstoku jedna w Warszawie i we Wrocławiu), a w niektórych jeszcze częściowo. Przechodzenie na współczesny język liturgiczny do proces, który zajmuje ok 20-25 lat – jedno pokolenie. Doświadczyli tego prawosławni w Ameryce i Zachodniej Europie. Używam języka polskiego w praktyce a ponadto wypowiedziałem się na temat w tekście: „Nasz obecnie używany cerkiewny język liturgiczny – pomoc, czy utrudnienie?” (http://www.typo3.cerkiew.pl/index.php?id=prawoslawie&a_id=87). Robię, co mogę… A czy Pani choć raz zapytała/poprosiła o język polski w cerkiewnej modlitwie swego proboszcza? Czy rozmawia(ła) Pani o tym z innymi parafianami? Skoro język jest dla Pani aż tak ważny, że rozważa Pani konwersję na rzymski katolicyzm, to czy próbowała Pani/próbowaliście wspólnie rozpocząć parafialną dyskusję na ten temat i ewentualnie wpłynąć na proboszcza/duchownych/pozostałych parafian, by przynajmniej rozważyć taką możliwość? Zmiana nie następuje samoczynnie – trzeba ją zainicjować, a później dalej nad nią pracować. To wymaga trochę czasu i starania – jak mówią w Ameryce: „no pain, no gain”… Czy coniedzielne uczestnictwo w nabożeństwach w kościele to łatwiejsze/szybsze/bardziej zadowalające rozwiązanie? Gdyby do duchownych naszej Cerkwi docierały prośby parafian o prowadzenie nabożeństw w zrozumiałym dla wszystkich języku polskim, proces zmiany języka liturgicznego z pewnością postępowałby szybciej i obejmował dużo więcej parafii.
Rozumiem potrzebę przechodzenia na język polski w nabożeństwach, ale nie zgadzam się aby przy tym rezygnować, odchodzić od wschodnich zwyczajów i tradycji, bo to część naszej „prawosławnej tożsamości” – prawosławie to przecież „wschodnie chrześcijaństwo”. Ponadto, prawosławni w Polsce mają swoją własną „kulturę i odmienność”. Kształtowała się przez ponad tysiąc lat od czasów misji świętych Cyryla i Metodego i zamiast ją tworzyć od nowa, wolałbym ją ponownie odkrywać, należycie pielęgnować i rozwijać.
W związku z Pani myślami o przejściu na rzymski katolicyzm „bo tam po polsku”, śpieszę z informacją, że w USA (i nie tylko) coraz większe grupy rzymskich katolików uczęszczają na mszę po łacinie… Tłumaczą to potrzebą „głębszego poczucia misterium”… Zacytuję też porównanie, które zastosował A. Chomiakow dla objaśnienia podziałów w chrześcijaństwie. Przywołał je bp Kallistos Ware w ostatnim rozdziale swej książki „Kościół prawosławny” (s. 361-362).
Mistrz oddala się, pozostawiając swą naukę trzem swoim uczniom. Najstarszy wiernie powtarzał wszystko, czego nauczył go mistrz, niczego nie zmieniając. Jeden spośród dwóch pozostałych do nauki mistrza dodał coś od siebie, drugi zaś pewną jej część pominął. Po powrocie, nie czyniąc żadnemu z nich jakichkolwiek wyrzutów, do dwóch młodszych mistrz zwrócił się ze słowami: „Podziękujcie swemu starszemu bratu, bowiem bez niego nie bylibyście w stanie zachować prawdy, która wam przekazałem”. Najstarszemu zaś doradził: „Podziękuj swym młodszym braciom, albowiem bez nich nie byłbyś w stanie zrozumieć prawdy, którą wam powierzyłem”.
Prawosławni z całą pokorą postrzegają siebie, jako owego najstarszego brata. Wierzą, że dzięki łasce Boga byli w stanie zachować prawdziwą wiarę w nienaruszonym stanie, „niczego nie dodając, ani też niczego nie ujmując”. Twierdzą, że podtrzymują żywą ciągłość starożytnego Kościoła, Tradycji Apostołów i Ojców, oraz wierzą, iż w podzielonym i zdezorientowanym chrześcijaństwie ich obowiązkiem jest nieść świadectwo tej ciągłej Tradycji, która choć pozostaje niezmienna, ciągle jest młoda, żywa i nowa.
Inne porównanie proponuje, aby nauczanie Kościoła postrzegać jak lornetkę, w której każdy element to jakiś dział nauczania Kościoła i która pokazuje wiernym drogę do zbawienia, do królestwa Bożego. Skoro prawosławni „wiernie powtarzają wszystko, czego nauczył ich mistrz, niczego nie zmieniając”, ostrość w ich lornetce ustawiona jest prawidłowo, przez co drogę do celu i ustawione na niej znaki widać bardzo wyraźnie. U rzymskich katolików, którzy „do nauki mistrza dodali coś od siebie”, pokrętło ostrości zostało nieco przesunięte i obraz tej samej drogi ku temu samemu celowi może być nieco zamazany. U protestantów, którzy „pewną część nauczania pominęli”, pokrętło ostrości zostało przesunięte w drugą stronę i obraz drogi też może być zamglony. Pytanie, którą lornetkę należałoby wybrać, wydaje się retoryczne…
Przysłowie mówi, że „język do Kijowa zaprowadzi…” Życzę Pani, aby skutecznie prowadził Panią do cerkwi! Odpowiedzi udzieliłem, spróbuję też wspomnieć o Pani w modlitwie, aczkolwiek łatwiej byłoby wspominać Panią z imienia, a nie anonimowo…
Św. Archanioł Michał nie jest specjalnie traktowany jako patron umierających lub chorych. Podejrzewam, że informacja zawarta w metryce chrztu koncentruje się raczej na aspekcie szybkiego chrztu po urodzeniu spowodowanego chorobą dziecka. Przeglądając metryki chrztu z XIX lub początku XX wieku możemy zauważyć, że dzieci były chrzczone na drugi lub trzeci dzień po urodzeniu. Taki stan rzeczy spowodowany był wysoką umieralnością noworodków. W przypadku choroby dziecka, chrztu dokonywano tego samego dnia. W tym opisywanym przypadku, myślę, że chłopczyk był mocno chory i ochrzczono go z imieniem Michał. Natomiast zapis dokonany w metryce nie zupełnie jasno tłumaczy okoliczności, jedynie świadczy o dokonaniu sakramentu.
Forma rozwiązania małżeństwa jaka istnieje w Kościele rzymskokatolickim na mocy tzw. „Przywileju pawłowego” w prawosławiu raczej nie jest znana. Nie słyszałem by któryś z lokalnych Kościołów prawosławnych stosował tę formę rozwodu. W prawosławnym Prawie Kościelnym jest stosowane tzw. „Zdjęcia błogosławieństwa” ze związku małżeńskiego. W procesie przygotowawczym do Soboru na Krecie w 2016 r. i pracy nad dokumentem o małżeństwie nie występowało zagadnienie „Przywileju pawłowego”.