Współczesna technologia medyczna rzeczywiście może zdziałać dużo więcej i lepiej, ale nie jest w stanie doprowadzić do ciąży ‘praktycznie zawsze’… Adopcja postrzegana jest zdecydowanie pozytywnie. To wręcz błogosławieństwo. Wskazują na to słowa Jezusa Chrystusa: «Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał» (Mk 9,37). Dodam, że adopcja nie musi ograniczać się do przypadku/ów trudności z zajściem w ciążę i braku własnego potomstwa. Wielodzietne rodziny też adoptują dzieci, obdarzają je troską, miłością, przyjmują je, jak swoje własne…
O poście i jego znaczeniu była już tutaj mowa. Wspomną więc tylko pokrótce, że powstrzymując się postnie od tego, co dobre, podtrzymujemy w sobie zdolność powstrzymywania się od tego, co złe, od grzechu. Postne dni to ponad pół roku, postnych zasad/reguł jest bardzo wiele, ale każdy wierny samodzielnie decyduje, w jakim stopniu będzie ich przestrzegał. Trzeba tu jednak mieć świadomość/pamiętać, że im mniej trenuję, tym mniejsze szanse, że wygram zmagania z demonicznymi pokusami i własnymi słabościami.
Kobiety w ciąży, dzieci i ludzie w podeszłym wieku nie muszą przestrzegać wszystkich reguł, można wręcz stwierdzić, że są zwolnieni z postu, ale myślę, że warto pościć ‘przynajmniej po części’. Warto dalej powstrzymywać się od czegoś dobrego (jakiegoś pokarmu, jakiejś rozrywki czy przyjemności), aby w czasie ciąży też być w stanie powstrzymywać się od grzechu… To mogą być ‘drobiazgi’(?), np. rezygnacja z oglądania telewizji (albo jakiegoś programu czy stacji w szczególności…), jedzenia sztucznych słodyczy etc.
Wiadomym być powinno, że grzechem jest seks poza kontekstem małżeństwa – mowa tu zarówno o seksie przed ślubem (nierząd), jak i zdradzie małżeńskiej (cudzołóstwo). Zdarzają się domyślne twierdzenia, że opisany w pytaniu seks przedmałżeński może być grzechem „mniejszego kalibru”, podobnie jak w prawie kanonicznym różnie traktowane jest zabójstwo spowodowane niechcący (np. w wypadku) i dokonane z premedytacją. Świeckie prawo karne też uwzględnia takie okoliczności, ale zabójstwo pozostaje jednak zabójstwem – ktoś stracił życie. W przypadku seksu ważna jest też (m.in.) wspomniana ‘kolejność’ – weźmy na przykład przypadek, w którym para decyduje się ‘pójść na całość’ przed ślubem, bo chcą być ‘za jakiś czas’ mężem i żoną, i ‘mimo wszystko nie połączą się w żaden sposób z nikim innym, tylko ze sobą nawzajem’. Skąd mają taką pewność? Która ze stron jest w stanie ‘zagwarantować’, że ‘wytrzymają’ w swoich postanowieniach i ‘niechcący’ nie rozstaną się przed ślubem? Wam się udało, można mieć wrażenie, że w „dzisiejszych czasach” to dużo trudniejsze, niż wcześniej bywało i w związku z tym można/trzeba(?) Wam gratulować, ale przecież ‘mleko się jednak wylało’… Z jednej strony doceniam, cieszę się, że wytrwaliście ‘tylko ze sobą nawzajem’, ale z drugiej, jako duchowny ubolewam, że jednak nie poczekaliście z seksem do ‘nocy poślubnej”. Powodów jest kilka – tutaj przytoczę tylko jeden z nich: ulegając Waszemu przykładowi jakaś/ieś inna/e para/y może/gą postanowić: skoro im się udało, to my też spróbujemy… To zapowiedź (i konsekwencja?) efektu lawiny…
Użyłbym tutaj porównania do pieczenia ciasta (bardzo dobrego ciasta!). Najpierw to ciasto trzeba odpowiednio przygotować – zebrać odpowiednie składniki, połączyć je we właściwych proporcjach, dokładnie wymieszać/wymiesić (mowa tu o ‘instytucji narzeczeństwa’…) i dopiero na zakończenie tego procesu wkłada się to ciasto do piekarnika, co również następuje w odpowiedniej formie/oprawie. „Wszystko w swoim czasie”! Znawczynie/y tematu twierdzą, że z włożonego do piekarnika niewyrośniętego ciasta nie będzie dobrego deseru. Uważam, że lepiej nie sprawdzać, czy mają rację…
Odpowiedziałbym jednym słowem – pozytywnie. Dla wyjaśnienia dodam słów kilka. W Piśmie czytamy: „Rzekł Pan Bóg: Niedobrze jest człowiekowi, gdy jest sam. Uczynię mu pomoc odpowiednią dla niego. Utworzył więc Pan Bóg z ziemi wszelkie dzikie zwierzęta i wszelkie ptactwo niebios i przyprowadził do człowieka […]” (Rdz 2,18-19). „I błogosławił im Bóg, i rzekł do nich Bóg: Rozradzajcie się i rozmnażajcie się, i napełniajcie ziemię, i czyńcie ją sobie poddaną; panujcie nad rybami morskimi i nad ptactwem niebios, i nad wszelkimi zwierzętami, które się poruszają po ziemi!” (Rdz 1,28). To biblijne ‘panowanie’ nie oznacza wyzyskiwania i eksploatowania, lecz opiekę, troskę, zarządzanie powierzonymi dobrami. Różnie to człowiekowi wychodzi(ło). Z naszym środowiskiem naturalnym jest coraz gorzej. Ponadto, bardzo wymowne jest w tym kontekście stwierdzenie: „Pies najlepszym przyjacielem człowieka”… bo „przyjaciół poznaje się w biedzie”?
Ująłbym to nieco inaczej – prawosławie „nie szufladkuje” wszystkiego co się da i co się nie da posegregować. Inaczej mówiąc, w obliczu ‘tego, co święte’ zatrzymuje się z bojaźnią i czcią, i nie docieka, analizuje, ustala jak to z tą świętością jest. Przykładem może być niedawno obchodzone święto Zaśnięcia Bogarodzicy. Prawosławni wierzą, że jej dusza i ciało zostały zabrane do nieba – widać to wyraźnie na ikonie święta i w jego tekstach liturgicznych – ale ta prawda wiary nie została przez prawosławnych ‘potraktowana formalnie’, zdogmatyzowana, jak uczynili to rzymscy katolicy wprowadzając dogmat o wniebowzięciu Bogarodzicy. Jeszcze bardziej wyraziście podejście to widoczne jest w odniesieniu do misterium misteriów – Eucharystii. Prawosławni stwierdzają, że następuje przemiana (gr. metabole) i eucharystyczny chleb staje się jednocześnie Ciałem Chrystusa. Rzymskokatolicka teologia wprowadza zapożyczone z filozofii terminy i przy ich pomocy docieka/objaśnia/dowodzi(?) jak do tej przemiany dochodzi. Przemianę nazywa transsubstancjacją albo przeistoczeniem, twierdząc, że na miejsce istoty/substancji chleba wchodzi istota substancja ciała, ale przypadłości chleba (wygląd, smak, zapach, konsystencja) pozostają bez zmiany. W odniesieniu do dziewictwa Marii powiem jeszcze więcej – prawosławni wierzą i wyznają, że Bogarodzica była Dziewicą przed urodzeniem Chrystusa, w czasie Jego narodzin i pozostała Dziewicą po narodzinach. W ikonografii wskazują na to charakterystyczne gwiazdki umieszczane na obu ramionach i na czole Bogarodzicy.
Ująłbym to tak – dla dziecka lepiej jest, gdy zostaje ochrzczone, ale trzeba zadbać i o to, aby po chrzcie i miropomazaniu (bierzmowaniu), które w prawosławiu następuje bezpośrednio po chrzcie, dziecko przystąpiło również (i regularnie przystępowało) do komunii – to trzy misteria chrześcijańskiej inicjacji – pełnego wprowadzenia/wszczepienia w życie Cerkwi, która jest Ciałem Chrystusa, jej Głowy. Jeśli nie spowodują/dopilnują tego rodzice biologiczni, odpowiedzialność za to i za dalsze religijne wychowania dziecka przejmuje rodzic chrzestny (w szczególności ten tej samej płci, co dziecko). To taki swego rodzaju ‘zawór bezpieczeństwa’ w przypadku różnych trudnych rodzinnych okoliczności. Z dobrze poinformowanych źródeł słyszałem, że na sądzie ostatecznym rodzic chrzestny będzie odpowiadał za to, jakimi chrześcijanami (nie)stały się jego/jej chrzestne dzieci. Strach się nie bać…
Nawrócenie to powrót z każdego ze wskazanych przypadków „odejścia”. Wskazałbym tutaj na ewangeliczna przypowieść o synu marnotrawnym (Łk 15,11-32) i podkreślił bym kilka jej elementów. Ten młody człowiek odszedł z domu ojca do dalekiej krainy, upadł sromotnie (gotów był jeść to, czym karmią świnie, ale nawet tego mu nie dawano) i wówczas opamiętał się. Tu pojawia się grecki termin metanoia – zmiana postawy, sposobu myślenia, cerkiewnosłowiańskie (i staropolskie) pokajanie, tłumaczone na polski jako nawrócenie czy opamiętanie, ale w jednym z najstarszych chrześcijańskich tekstów pojawia się stwierdzenie, że jest to „głębokie zrozumienie” – tego, jakim się stałem, przez to, że zgrzeszyłem/zbłądziłem, i jednocześnie tego, jakim powinienem się sta/wa/ć, przez to, że zostałem stworzony na obraz i podobieństwo Boga w Trójcy Osób (polecam lekturę bp Kallistos (Ware), Prawosławne rozumienie pokajania – http://www.typo3.cerkiew.pl/index.php?id=prawoslawie&a_id=98 ) Z tego co napisałaś wynikałoby, że dostąpiłaś „głębokiego zrozumienia”, ale trzeba dalej nad tym pracować i to zrozumienie dalej „pogłębiać”. Na postawione na końcu pytanie odpowiem stwierdzeniem, że powrót utracjusza spowodował radość wielka w domu Ojca. Choć syn prosił, aby ojciec przyjął go jako sługę, ten nałożył mu pierścień na palec i przyjął go jak syna. Dodałbym jeszcze – „lepiej później, niż wcale”…
Na pytanie o relację córki z patologicznym ojcem odpowiedziałbym cytatem: „opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem” (Mt 19,5). Dzieci opuszczają domy rodzinne i zakładają swoje własne rodziny. Podtrzymywanie relacji/więzi z rodziną jest ważne, ale w opisanym przypadku to może być trudne (bo „nic na siłę” albo „bo do tanga trzeba dwojga”…). Myślę, że „kluczowa” jest tutaj kwestia przebaczenia – dla „ułatwienia”(?) dodam, że „wybaczyć” niekoniecznie oznacza „zapomnieć”. Na rany, których doznałaś spróbuj spojrzeć z „odwróconej perspektywy” (poszukaj drugiego końca kija) – ciągle boli, ale dokładnie uświadomiło/uświadamia Ci, czego bezwzględnie nie chcesz więcej doświadczyć w swoim życiu/domu/związku…
O jodze była już tutaj mowa, więc nie będę się powtarzał. ‚Normalne’ ćwiczenia są jak najbardziej dozwolone, aktywność ruchowa jest wskazana, ale jak ze wszystkim innym, tutaj też trzeba uważać, aby nie popaść w przesadę. „Wszystko w swoim czasie i we właściwych proporcjach”.
Nasze szczególne, małżeńskie relacje będą zachowane/kontynuowane w niebie – w królestwie Bożym – bowiem misterium małżeństwa to droga, która ma nas do tego królestwa wprowadzić. Mam wątpliwości czy tę relację można będzie wówczas opisywać jako „wyjątkową” i do tego jeszcze „romantyczną”, bo wyjątkowa może oznaczać również „zarezerwowana” tylko dla mnie (?) i właśnie „inna niż do innych dusz”. W królestwie Bożym będziemy żyć z Bogiem i w Bogu, który miłuje każdego z nas dokładnie tak samo (podobnie jak świeci na nas słońce lub pada deszcz), ponieważ jest miłością – prawdziwą. pełną, doskonałą, Bożą miłością. Nasze ludzkie relacje miłości, nasza ludzka miłość i osobowość będą zachowane, ale zaistnieją w zupełnie innym kontekście. Porównania do płomyka świecy jako cząstki promieni słońca albo kropelki wody w oceanie zdają się co nieco podpowiadać, ale aby lepiej, dokładniej zrozumieć misterium Bożej miłości polecam lekturę wykładu biskupa Kallistosa Ware – Człowiek jako ikona Trójcy Świętej (http://www.typo3.cerkiew.pl/index.php?id=prawoslawie&a_id=491), a szczególnie zawarte w nim pojmowanie Boga jako wzajemnej miłości opracowane przez Ryszarda od św. Wiktora (zm. 1173).
Życzę owocnej lektury i pełnej, doskonałej miłości nie tylko w niebie, ale i na ziemi…