W wykazie czynników, które stanowią przeszkodę w uzyskaniu święceń kapłańskich nie jest wymieniony tatuaż. Nie jest on rzeczą dobrą, ale wydaje mi się, że jeśli umieszczony byłby w miejscu niewidocznym, osoba zaś godną, to biskup mógłby podjąć decyzję o wyświęceniu. Podejrzewam jednak, że biskup nie zdecydowałby się wyświęcić na duchownego osoby, która miałaby tatuaż na twarzy. Matuszką staje się osoba, która zostaje żoną batiuszki. W takim przypadku, należałoby rozpatrywać sprawę w kontekście: czy tatuaż żony kandydata na duchownego nie stanowi przeszkody w uzyskaniu przez niego święceń? Myślę, że w pewnych warunkach może stanowić.
Nie ma w naszej historii takiej tradycji. W niektórych Cerkwiach lokalnych taka forma manifestowania swojej narodowości zaistniała (Grecja, Gruzja, Serbia). Prawosławie w tych krajach jest wyznaniem większościowym. Często ten zwyczaj (wywieszanie flag) wiąże się z odzyskaniem niepodległości, gdzie czynnik religijny był czymś istotnym w zrywie narodowym. W krajach, gdzie prawosławie stanowi mniejszość takie podkreślanie narodowości jest mniej popularne. Ponadto, uważam, że takie manifestowanie Cerkwi narodowościowych nie jest właściwe duchowi przekazu Chrystusowego. Prawosławie jako całość wręcz osadziło etnofiletyzm (etnos- naród, fileo-kochać, umiłować), na soborze w Konstantynopolu w 1872 r. jako herezję. Nasz problem etnofiletyzmu (mówię o całości prawosławia) tak do końca daleko pozostaje nierozwiązanym.
Myślę, że zadbanie o odpowiednią i określoną przez nasze służby sanitarne liczbę wiernych w świątyniach jest bardzo trudne technicznie. Myślałem, że będą jakieś organy np. członkowie Obrony cywilnej, które będą egzekwować stosowanie przepisów. Wydaje mi się, iż w momencie, kiedy nasi biskupi mówią o tym, aby uczestniczyć w nabożeństwach w tygodniu, kiedy jest mniej wiernych, godzą się na te ograniczenia jakie zostały ustalone przez orany Państwa. Obecnie w wielu parafiach w piątki lub środy Liturgia Uprzednio Poświęconych Darów (Prezdieoswiaszczennaja) odprawiana jest po południu ok. 16.00, myślę, że jest to alternatywa dla pracujących. Kobiety w ciąży, jeśli chodzą do pracy, to raczej są też w stanie przyjść do cerkwi w sobotę lub w niedziele (przestrzegając ograniczenia osób). Natomiast jeśli nie pracują, mogą przyjść w tygodniu, kiedy jest znacznie mniej wiernych.
Odpowiadając na bezpośrednie pytanie, kiedyś mój znajomy duchowny z Bułgarii, mawiał w takich sytuacjach: ponimajtie kak chotitie. Bardzo się obawiam, że organy Państwa, zabronią nam sprawowania św. Liturgii. Byłaby to „katastrofa” duchowa. Mam wrażenie, że rosyjska Cerkiew, aby wyjść naprzeciw ewentualnym zamierzeniom Państwa przyjęła tak restrykcyjną formę działania. Wydaje się, że w tym dokumencie nie ma mowy o ograniczaniu liczby wiernych w świątyniach. My raczej stosujemy się do tych nakazów, które wystosowało Państwo Polskie.
Trzeba powiedzieć, że takie zróżnicowane podejście cechuje dzisiejsze całe prawosławie. Włącza się stary problem wydawałoby się przeciwieństw: wiary i rozumu, ducha i racjonalizmu, teologii i nauki empirycznej. Tertulian (zachodni pisarz wczesnochrześcijański), mówił o tych przeciwieństwach: „cóż mają wspólnego Anety z Jerozolima, Akademia z Kościołem, heretycy z chrześcijanami”. Innymi słowy mówiąc, według Tertuliana należy wybrać wiarę i odrzucić rozum. Dzisiejszy świat na pierwszym miejscu stawia raczej rozum i podejście racjonalistyczne. Prawosławie nie poszło drogą Tertuliana, ale też nie opowiedziało się za pierwszeństwem rozumu. Inny późniejszy pisarz, Ojciec Kościoła, św. Bazyli Wielki, wskazywał, że między wiarą i rozumem nie ma sprzeczności, jedno wynika z drugiego i wzajemnie uzupełniają się. Św. Bazyli w świecie prawosławnym jest wielkim autorytetem i chyba można u niego szukać dzisiaj odpowiedzi na nurtujący nas problem odnalezienia równowagi w zaistniałej sytuacji.
Po przeczytaniu tej długie i złożonej wypowiedzi z kilkoma pytaniami, odpowiedziami i komentarzami (osądami?), stwierdziłem, że można/trzeba je potraktować cytatem z drugiego rozdziału Listu apostoła Jakuba:
„Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy [sama] wiara zdoła go zbawić? Jeśli na przykład brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: «Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta!» – a nie dacie im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała – to na co się to przyda? Tak też i wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie.Ale może ktoś powiedzieć: Ty masz wiarę, a ja spełniam uczynki. Pokaż mi wiarę swoją bez uczynków, to ja ci pokażę wiarę ze swoich uczynków.Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz – lecz także i złe duchy wierzą i drżą.”
Innymi słowy: słowa naszych modlitw nie są jakimiś magicznymi zaklęciami w rodzaju: „stoliczku, nakryj się”, po czym, jak to się mówi, „sprawa załatwiona”. Pan Bóg, owszem, pomoże nam nakryć do stołu (czytaj: uchroni nas przed koronawirusem i innymi paskudztwami), ale uczyni to naszymi rękoma. Bóg nie zrobi tego za nas, ale we współpracy z nami. Bóg nie zrobi za nas tego, co tylko my możemy/powinniśmy zrobić – nie umyje za nas rąk, nie posprząta, nie zdezynfekuje… itd. itp. „Róbmy swoje” z wiarą i nadzieją, że Bóg nam w naszych staraniach i działaniach pomoże i będą skuteczne.
Ponadto, wielkiej ostrożności też tu trzeba – jeśli wiem, co trzeba robić, ale nie robię tego, (no bo przecież się modlę i wierzę, że Bóg wysłucha moich modlitw i mnie ustrzeże) tj. to, co powinienem zrobić ja sam, „zrzucam” to na Boga – czyż nie „ocieram się” przez to o grzech przeciwko Świętemu Duchowi…?
Jako kapelan szpitalny w rozmowach z pacjentami i ich rodzinami często powołuję się na Ewangeliczne opowieści o cudownych uzdrowieniach i próbuję przy tym uświadomić, że tym, co je łączy nie są same uzdrowienia, ale jedno „kluczowe” słowo – wiara. Tych, którzy przychodzili z prośbą o uzdrowienie, Chrystus pytał: „Czy wierzysz?”, albo po uzdrowieniu stwierdzał: „Wiara twoja cię uzdrowiła”. W niektórych z tych opowieści pojawiają się dodatkowe wskazówki w odniesieniu do tej NASZEJ wiary. O jednej z najważniejszych słyszymy/czytamy w opowieści o uzdrowieniu dwóch ślepców. Po twierdzącej odpowiedzi na pytanie czy wierzą, usłyszeli słowa Chrystusa, które kierowane są również do każdego z nas, tutaj i teraz. Usłyszeli: „Niech się wam stanie wedle waszej wiary!”, po czym opowieść kończy się stwierdzeniem, że obaj ślepcy odzyskali wzrok. Usłyszmy te słowa Chrystusa, bowiem podpowiadają, że nie wystarczy „tylko” wierzyć, ale trzeba wierzyć, że będzie dobrze, że otrzymamy to, o co prosimy, że spełni się to, w co wierzymy..
Trzeba przy tym wskazać na poważne niebezpieczeństwo, które ujawnia się w toczącej się właśnie dyskusji(?) o niebezpieczeństwach „powodowanych”(?) przystępowaniem do komunii, czy całowaniem krzyża lub ikon. Z moich przedszkolnych czasów pamiętam jak dzieci zapewniały i ostrzegały się nawzajem – gdy czarny kot przebiegnie drogę, to będzie nieszczęście. Przywoływane były „dowody”, że tak właśnie się dzieje – Ala nie obróciła się przez lewe ramię, Tomek z kolei nie splunął przez prawe… i były dwa nieszczęścia. Dorośli wiedzą, że to nie przez kota, bo to przecież zabobon. Ale nieszczęścia są „udokumentowanym faktem”. Czy w obu przypadkach zdarzyły się „przypadkiem”? Czy zdajemy sobie sprawę, że zostały „sprowokowane” wiarą tych dzieci? Parafrazą słów Chrystusa może być „mądrość ludowa” – „Jak wierzysz, tak masz”… Z wiarą też trzeba ostrożnie!
Kolejne ewangeliczne opowieści podpowiadają jeszcze więcej. Z opowieści o uzdrowieniu paralityka dowiadujemy się, że naszej wierze powinny towarzyszyć konkretne działania. Ewangelista zapisał, że Chrystus był zadziwiony wiarą tych, którzy przynieśli paralityka, ale oni nie siedzieli z tą wiarą w domu i bezczynnie. Zrobili wszystko, co mogli zrobić i choć to wszystko, co mogli to „tylko” przyniesienie paralityka na noszach i opuszczenie go na linach przez otwór w dachu – to wystarczyło! Opowieść o ojcu, który przyprowadził do Chrystusa swego opętanego syna podopowiada, że nie chodzi o „ilość” wiary, ale jej „jakość”. Choć ojciec powiedział: „Wierzę Panie, ale pomóż memu niedowiarstwu”, chłopiec ocalał.
Próbujmy zatem wierzyć i właściwie „adresować” naszą wiarę. Niech pomocne okaże się Chrystusowe porównanie wiary do ziarenka gorczycy, które ujawnia jej wielki „potencjał”. Nie chodzi mi tu o przesuwanie gór i wrzucanie ich do morza, ale raczej o fakt, że, jak powiedział Chrystus, z tak maleńkiego ziarenka może wyrosnąć drzewo, w którego gałęziach ptaki wiją gniazda. To wskazówka skierowana do każdego z nas. Jeśli odczuwamy niedostatek wiary, jest na to sposób. Te ziarenko wiary zasiane w ogrodzie naszego serca trzeba odpowiednio pielęgnować – być może potrzebuje więcej „wody” albo zabrakło „nawozów”? Trzeba też na bieżąco sprawdzać, czy nie pojawiło się zbyt wiele grzesznych chwastów, które nie pozwalają mu zakiełkować albo pomyślnie dalej się rozwijać. Wyrywanie chwastów naszych grzechów to spowiedź, bo tylko Pan Bóg może je usunąć z ogrodu naszego serca. (Pamiętajmy przy tym, że „najlepsze sprzątanie to utrzymywanie porządku” i chwasty trzeba wyrywać póki są małe i póki ich mało….) Na „podlewanie i nawożenie” jest wiele sposobów, ale najlepszy z nich („dwa w jednym”) to z pewnością komunia/pryczaszczenije… Wspomnijmy przy tym słowa Chrystusa z objaśnienia Jego przypowieści o siewcy: „Każde ziarenko, które pada na dobrą ziemię, którą jest nasze serce, może przynieść plon trzydziesto-, sześdziesięcio- albo nawet stukrotny”. Powodzenia…
Myślę, że wszelkie udawanie jest rzeczą niewłaściwą, tym bardziej jeśli chodzi o sprawy religijne. Dzisiejsze Kozactwo, jest raczej zabawą i rekonstrukcją pewnej historii. Problem w tym, że dla wielu często prawosławie staje się elementem tej zabawy. Mam nadzieje, że nie dochodzi do przypadków bluźnierstwa. Może też tak się zdarzyć, że „bawiąc” się w prawosławnych, te osoby zainteresują się na poważnie prawosławiem.
-
- W liście 93, św. Bazyli mówi: „Przystępowanie nawet codzienne do Eucharystii i przyjmowanie Świętego Ciała i Świętej Krwi Chrystusa jest rzeczą piękną i zbawienną (…) My wszakże tylko cztery razy w tygodniu przystępujemy do Komunii, w Dzień Pański, czwartek, piątek i sobotę”. Nie ma w tym tekście żadnych wskazówek mówiących, o tym że chodzi o Wielki post. Najprawdopodobniej chodzi o okres poza postem.
- Biorąc pod uwagę wyżej cytowaną wypowiedź św. Bazylego (zm. 379), należałoby przypuszczać, że św. Liturgia była sprawowana w niektórych miejscach codziennie. Cezarea kapadocka, gdzie św. Bazyli był metropolitą, należała do najważniejszych miast ówczesnego cesarstwa.
- Należałoby przypuszczać, że na Zachodzie forma Liturgii Uprzednio Poświęconych Darów była sprawowana w czasie Wielkiego Postu w pierwszym tysiącleciu. Być może dlatego też Liturgię tę w tradycji greckiej zaczęto utożsamiać z autorstwem św. Grzegorza Wielkiego, papieża rzymskiego.
Myślę, że nie ma reguły jak w takiej sytuacji należy się zachować. Kłaniamy się zwykle w momencie, kiedy w naszym kierunku dokonuje się kadzenie. W stronę kadzidła nie ma potrzeby kręcić się.