Czy unikanie odpowiedzi w szkole czy jest się wyznania prawosławnego to grzech? Ala

Gdy, ktoś nie przyznaje się do swej religijnej czy wyznaniowej przynależności, odpowiedzi na pytanie czy to grzech szukałbym w przyczynach takiego postępowania. W zależności od okoliczności to mógłby być np. wstyd, obawy albo strach. Sam wstyd, strach nie jest, czy nie musi być grzechem, ale może do niego prowadzić – dużo zależy od kontekstu. Czego mielibyśmy się wstydzić? Czego mielibyśmy się bać? Czy tylko tego, że jesteśmy „inni” od większości? Jeżeli skrywamy swoją tożsamość (religijną czy wyznaniową, etniczną czy narodową) to niechcący(?) pokazujemy, że nie szanujemy siebie i swojej tożsamości. Jeżeli sami siebie nie szanujemy, to jak można oczekiwać, że inni nas będą szanować?

Jeżeli powodem tej „skrytości” jest „religijne zobojętnienie”, to już poważniejsza sprawa i trzeba się nad tym głębiej zastanowić. Wielki Post to sprzyjająca okoliczność, bo często słyszymy o pokajaniu i jego potrzebie, a pokajanie to właśnie „głębokie zrozumienie” – tego, jakim się stałem przez to, że zgrzeszyłem i tego, jakim powinienem się sta(wa)ć, przez to, że zostałem stworzony na obraz i podobieństwo Boga.

Jeśli powodem tej „skrytości” są jakieś braki w wychowaniu religijnym i katechizacji, to zastanawiałbym się, czy nie doszło tu wcześniej do „grzechu zaniedbania” ze strony rodziców czy nauczyciela(i) religii, albo własnego lenistwa…

Życzę błogosławionego i owocnego czasu Wielkiego Postu

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Chciałabym dowiedzieć się jak powinna zachować się osoba w czasie postu, która jest w związku małżeńskim z kimś kto nie daje sobie wytłumaczyć i absolutnie nie chce zaprzestać kontaktu cielesnego, ani podczas postu ani po komunii świętej, co zrobić w takim wypadku czy zgodzić się na grzech? I czy jest to grzechem, gdyż poleca się abstynencje w obu wypadkach? Wierząca

To u rzymskich katolików post jeszcze do niedawna był jednym z tzw. przykazań kościelnych i w przypadku naruszenia postu, trzeba było mówić o tym na spowiedzi. W prawosławiu zaniechanie postu nie jest traktowane jako grzech, ale problem tkwi w tym, że w naszym pojmowaniu post jest swego rodzaju narzędziem, które ma nam pomagać w zmaganiach z grzechem. W jaki sposób? Otóż w poście powstrzymujemy się od tego co dobre (mięsa nabiału, przyjemności, rozrywek, małżeńskiego współżycia też), aby podtrzymywać w sobie zdolność do powstrzymywania się od tego, co złe – od grzechu właśnie. Tak więc, choć naruszenie postu samo w sobie nie jest grzechem, jednak osłabia nasze zdolności wystrzegania się grzechu. Skoro nie jestem w stania oprzeć się pokusie zjedzenia czegoś np. słodkiego, czy mogę się spodziewać, że uda mi się nie ulec jakiejś demonicznej pokusie „większego kalibru”? Post ma oczywiście jeszcze większe, szersze i głębsze znaczenie. Dobrze byłoby dowiedzieć się więcej, aby „z premedytacją” pościć jeszcze więcej i lepiej…

W Waszym przypadku dużo zależy od okoliczności. Jeżeli to pierwsze miesiące czy lata Waszego małżeństwa, to można posłużyć się porównaniem do górskiego potoku – płynie wartko, bo inaczej nie może… Jak dopłynie do równiny, to na pewno zwolni.

Można by próbować tłumaczyć, że przygotowanie do zjednoczenia z Chrystusem w misterium Eucharystii i doświadczenie tego zjednoczenia jest ważniejsze od małżeńskiego cielesnego współżycia (bo zjednoczenie z Chrystusem doprawdy dopełnia jednoczenie męża i żony w jedno ciało w misterium małżeństwa) i z tego względu wypadałoby powstrzym(yw)ać się od niego przez jakiś czas przed i po Eucharystii, ale „wartki górski potok” może mieć z tym trudności…

Cytowałem tu już wcześniej stwierdzenie pewnego prawosławnego hierarchy – jeśli jesteś w stanie powstrzymać się od zjedzenia czegoś „niepostnego” (w Waszym przypadku od seksu), ale okoliczności na swój sposób „wymuszają” naruszenie reguł post, lepiej zjeść albo „ulec wartkiemu strumieniowi”, aby nie spowodować jeszcze większego problemu (np. przyjaciół zabolałoby to, że nie jadłem potrawy, którą „od serca” poczęstowali, a „wartki strumień” zacznie mieć pretensje do Eucharystii, że „nie daje mu płynąć”…) W takim kontekście „naruszenie zasad postu” paradoksalnie też będzie skutecznym wykorzystaniem narzędzia, jakim są „postne ograniczenia” – byłem w stanie powstrzymać się, pościć, zależało mi na tym, ale zrezygnowałem z tego, aby zapobiec grzechowi naruszenia dobrych relacji z przyjaciółmi czy z mężem. Wygląda na to, że to jeszcze trudniejsze działanie, tj. jeszcze większy post…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, wiara, życie duchowe



Zauważyłam, że wielu prawosławnych nie uważa homoseksualizmu za grzech. Dlaczego duchowni o tym nie mówią i nie ostrzegają? Przecież Bóg zniszczył Sodomę. Anna

Aby odpowiedzieć na to pytanie posłużę się dwoma cytatami z książki o. Johna Brecka, Święty dar życia.
„Trzeba jednak pamiętać, że kwestią najwyższej wagi pozostaje ciągle podtrzymywanie wyraźnego rozróżnienia pomiędzy homoseksualnymi zachowaniami i orientacją. Bez względu na to, czy przyczyny są genetyczne, środowiskowe czy (najprawdopodobniej) połączeniem ich obu, orientacja homoseksualna nie jest ani grzeszna, ani zła (z zastrzeżeniem, że w tym upadłym świecie o każdej ułomności można powiedzieć, iż jest następstwem grzechu). Osoby z taką orientacją są w najpełniejszym znaczeniu „osobami”, nosicielami obrazu Bożego i wraz ze wszystkimi innymi powołane są do wzrastania ku osiąganiu Bożego podobieństwa. Gdy usiłują zmienić orientację na heteroseksualną lub gdy codziennie zmagają się o pozostawanie w cnocie czystości, potrzebują szczególnego wsparcia, zachęty i miłości Kościoła – jego biskupów, kapłanów i laikatu.”

„Zdarza się jednak, że homoseksualny stan jest nieodwracalny: orientacja okazuje się trwała. Pomimo to, Kościół prawosławny nie toleruje homoseksualnego „uaktywnienia się” (ang. acting out) nawet w ramach stabilnego i wyłącznego związku dwojga partnerów. Prawosławna teologia moralna zasadniczo sprzeciwia się gejowskim czy lesbijskim „małżeństwom” z powodu nieodłącznej grzeszności – oraz osobowej destruktywności – relacji tego rodzaju. Kościół nie może akceptować takich związków z duszpasterskiej troski o duchowy, psychiczny i fizyczny dobrostan wszystkich swych członków, zarówno tych „hetero”, jak i tych „homo”. Fakt, że homoseksualna orientacja może okazać się nieodwracalna, nie uzasadnia instytucjonalizowania jej i udzielania jej społecznej aprobaty przez dopasowywanie jej do zamierzonego przez Boga (por. Mk 10,6-9) i błogosławionego przez Chrystusa (por. J 2,1-11) prawdziwego małżeństwa.”

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara



Od dłuższego czasu się nad tym zastanawiałam, więc proszę o odpowiedź. Jeśli ktoś się urodził za przykład obierzmy rodzinę muzułmańską to od dziecka osoba tamtej wiary jest pewny że religia która wyznaje jest prawdziwa i nie ma innego Boga oprócz tego w którego wierzy. A Bóg powiedział, że nie ma innego Boga oprócz niego. Dlatego chciałbym się dowiedzieć czy w takim wypadku to jest grzechem, bo przecież nie mamy wpływu w jakiej kulturze się urodziliśmy, a wiarę przekazują nam rodzice. Chciałabym się dowiedzieć więcej na ten temat. Aleksandra

W II w., w czasach kiedy chrześcijanie byli w Cesarstwie Rzymskim niewielką mniejszością, a większość stanowili poganie, Tertulian stwierdził, że „dusza każdego człowieka jest z natury chrześcijańska”. Inaczej to ujmując można stwierdzić, że każdy człowiek nosi w sobie obraz Boga w Trójcy Osób i przez całe życie powinien dążyć do osiągnięcia podobieństwa Bożego, które było w Adamie przed upadkiem (tzw. grzechem pierworodnym), kiedy żył z Bogiem i w Bogu w rajskim ogrodzie. Chodzi tu o życie zgodne z „prawem naturalnym”, które każdy człowiek ma ‚zapisane’ w swoim obrazie Bożym (albo w kodzie genetycznym? :-)). To powszechnie znane, przekazane nam przez Stwórcę podstawowe reguły życia, które często, niestety, bywają naruszane – nie zabijaj, nie kradnij, nie mów nieprawdy…

Chrześcijanom łatwiej, bo znają do Drugiego Adama – Chrystusa, który nie tylko nauczał, jak żyć, ale Swym życiem pokazał jak żyć z Bogiem i w Bogu.

Jeżeli komuś nie dane było usłyszeć, dowiedzieć się o jedynym prawdziwym Bogu, nie będzie mu to, nie może być poczytane za grzech, bo to nie było kwestią jego własnego wyboru czy decyzji. Jeżeli w swej niewiedzy o prawdziwym Bogu żyje jednak zgodnie z „prawem naturalnym” i dzieli się sobą z innym, okazując im troskę, miłość, nie krzywdzi innych słowem czy zachowaniem, może być paradoksalnie w lepszej sytuacji niż chrześcijanie, którzy zapominają o Bogu. Mówi o tym następująca opowieść (jedna z moich ulubionych):

Opowiadał Abba Makary: „Kiedyś, idąc przez pustynię, znalazłem czaszkę ludzką wyrzuconą na powierzchnię ziemi; i kiedy poruszyłem ją laską, czaszka do mnie przemówiła. Zapytałem: „Kto ty jesteś?”. Odpowiedziała mi czaszka: „Byłem kapłanem bałwanów, które tu kiedyś czcili poganie; ale ty jesteś Makary, który ma Ducha Świętego: ilekroć się litujesz nad tymi, którzy są w męce piekielnej, i modlisz się za nich, odczuwają trochę ulgi”. Starzec zapytał: „Na czym polega ta ulga i jaka jest ta męka?”. Odpowiedziała czaszka: „Jak wysoko jest niebo nad ziemią, tak głęboka jest otchłań ognia pod nami, a my od stóp do głów zanurzeni jesteśmy w ogniu. I nie możemy sobie wzajemnie spojrzeć w twarz, bo grzbietami przylegamy jeden do drugiego. Otóż kiedy ty modlisz się za nas, częściowo widzimy swoje twarze, i na tym polega nasza ulga”. Starzec zapłakał i rzekł: „O nieszczęśliwy to dzień, w którym narodził się człowiek!”. I pytał dalej: „Czy istnieje jeszcze większa męka?”. Czaszka odpowiedziała: „Cięższe jeszcze męki znajdują się pod nami”. Starzec pytał: „A kto je cierpi?”. Czaszka odrzekła: „Myśmy nie znali Boga, więc doznajemy trochę litości; ale ci, którzy Go znali, a zaparli się Go albo nie wypełnili Jego woli, są tam poniżej nas”. Wtedy starzec wziął czaszkę i pogrzebał ją.

Abba Makary Egipcjanin, Apoftegmat 38

Więcej i lepiej na ten temat napisał C.S. Lewis w pierwszych rozdziałach swej rewelacyjnej książki „Chrześcijaństwo po prostu”. Gorąco polecam…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, literatura, wiara, życie duchowe



Jestem Rzymskim-Katolikiem. Od już ponad roku rozważam na bardzo poważnie przejście na prawosławie. Byłem na rozmowie z księdzem, uczęszczałem na służbę nie tylko w Polsce ale i w Rumunii kiedy byłem w sprawach badawczych. Wszystko to dojrzewało we mnie przez 6 lat. Kiedy jednak postanowiłem na serio wysłuchać owego wezwania duchownego pojawiły się problemy z moją narzeczoną. Ona jest Katoliczką, jednak nie jest przesadnie przywiązana do Katolicyzmu, jest wierząca ale nie praktykująca. Otóż nie potrafi przyjąć, iż mógłbym oficjalnie być prawosławnym. Jednak zgodziłaby się na to bym mógł uczęszczać na służby itd. Ja nie wiem wcale co zrobić. Kocham ją ogromnie ale boli mnie sama myśl o duszeniu w sobie tego wszystkiego. Czy mógłbym się uważać za prawosławnego mimo wszystko? Znam modlitwy w języku starocerkiewnosłowiańskim, znam tradycję, dużo czytałem zanim zadecydowałem się ale teraz naprawdę nie wiem co uczynić. Kevin

Czytając Twą opowieść przypomniały mi się liczne i długie rozmowy z wieloma studentami Instytutu św. Włodzimierza w Nowym Jorku. To były lata 1989-91 – wówczas niemal połowę spośród około setki stanowili „prawosławni z wyboru” albo „konwertyci”. Wcześniej byli rzymskimi katolikami albo protestantami różnych wyznań. Przyjęli prawosławie nie dlatego, że poznali prawosławnego mężczyznę czy kobietę, zakochali się, postanowili się pobrać i przeszli na prawosławie w kontekście małżeństwa mieszanego wyznaniowo. Wszyscy opowiadali, jak zetknęli się z prawosławiem po raz pierwszy (to mogła być wizyta w cerkwi albo lektura książki), jaki był ciąg dalszy zgłębiania wiedzy o prawosławnym chrześcijaństwie i poznawania go. Ten proces czy raczej ta droga bywała krótsza lub dłuższa (przeważnie trwała kilka lat), zdarzały się na niej różne, mniejsze i większe „zakręty” albo przestoje. Dla wszystkich jednak wspólny był ostateczny argument, który decydował o tym, że przyjmowali prawosławie. Choć ze wszystkimi rozmawialiśmy oddzielnie, wszyscy mówili o tym samym (tak, jakby się „zmówili” :-)). Wielu z nich studiowało wcześnie teologię w swoich kościołach czy wyznaniach i teologia prawosławna wielu z nich zafascynowała, ale to nie ona była dla nich tym, co spowodowało tę ostateczną decyzję o przyjęciu prawosławia czy przejściu na prawosławie. Wszyscy stwierdzali, że nie mogli znieść sytuacji, w której przychodzili do cerkwi na Boską Liturgię i nie mogli w pełni w niej uczestniczyć. Każda Boska Liturgia to przygotowanie do Komunii – Pryczaszczenija, zjednoczenia z Chrystusem w misterium Eucharystii. Oni natomiast za każdym razem przygotowywali się, ale nigdy nie przystępowali – nie zasiadali wraz Chrystusem, apostołami i wszystkimi prawosławnymi do stołu Wieczerzy Mistycznej i nie uczestniczyli w uczcie Królestwa, do której na każdej Liturgii wszyscy obecni w cerkwi zapraszani są przez samego Chrystusa słowami, które w Jego imieniu wypowiada sprawujący nabożeństwo duchowny. Słyszeli wezwanie: „Z bojaźnią Bożą, wiarą i miłością przystąpcie” – ale nie przystępowali…

Kategorie: konwersja, Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Jak powinien wyglądać według Typikonu post (w aspekcie powstrzymywania się od jedzenia, obok uczestnictwa w nabożeństwach) w pierwszym tygodniu Wielkiego Postu? Jakie są wskazania dla mnichów, duchownych, a jakie dla świeckich osób? Ania

Wskazania w odniesieniu do postu dla wszystkich są takie same, ale każdy, w zależności od okoliczności, samodzielnie decyduje w jakim stopniu ich przestrzega i jak je realizuje. Trzeba przy tym pamiętać, że o poprawności postu nie świadczy to, czy skutecznie powstrzymuję się od jedzenia określonych potraw, ale to, czy mniej grzeszymy. „W poście powstrzymujemy się od tego, co dobre (mięso, nabiał jak również rozrywki czy przyjemności) po to, aby podtrzymywać w sobie zdolność do powstrzymywania się od tego, co złe” – od grzechów, które pojawiają się w relacjach z bliźnimi. Św. Bazyli Wielki w IV w. zauważył: „Co prawda od mięsa wieprzowego powstrzymujecie się, ale swego bliźniego pożeracie swymi słowami i swymi uczynkami”. W pierwszym tygodniu Wielkiego postu, podobnie jak w całym Wielkim poście, zalecany jest ścisły post – powstrzymujemy się od mięsa, ryb, nabiału i jaj, a spożywamy jedynie chleb, warzywa i owoce. W niektórych kalendarzach cerkiewnych pojawiają się wskazówki, aby pierwszy dzień Wielkiego postu traktować jak post jednodniowy, czyli nie jeść nic do wieczornego nabożeństwa. Wskazują też, że w piątek pierwszego tygodnia powstrzymujemy się od oleju, który może pojawi(a)ć się w potrawach w soboty i niedziele.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, liturgika, wiara, życie duchowe



Czy można odmówić zostania rodzicem chrzestnym? Zostałam poproszona przez daleką rodzinę, którą pierwszy raz spotkałam w swoim życiu (nigdy ich wcześniej nie znałam i nie wiedziałam o ich istnieniu tylko moja babcia ich zna) o zostanie matką chrzestną, jednak nie czuję żebym nadawała się do tej roli. Moja mama i babcia mówią, że w takich sprawach nie można odmawiać. Anonim

„Chrzcielne rodzicielstwo” to wielki honor, który wynika z wielkiej odpowiedzialności związanej z chrztem małego dziecka. Trzeba mieć świadomość, że rola rodzica chrzestnego nie ogranicza się do samej ceremonii chrztu – tzw. „trzymania do chrztu”. Chrzestny rodzic bierze na siebie odpowiedzialność za całe jego chrześcijańskie wychowanie ochrzczonego dziecka. To w jego imieniu najpierw wyrzeka się szatana, wszystkich jego mocy i jednoczy się z Chrystusem, a później, wypowiadając (w imieniu dziecka, które  nie jest jeszcze w stanie tego zrobić samodzielnie) słowa symbolu wiary (cs. Wieruju), zobowiązuje się dopilnować, aby dziecko we właściwym czasie poznało te słowa, ich treść i znaczenie, i żyło zgodnie z ich treścią – stało się prawdziwym chrześcijaninem czy chrześcijanką. (Tu trzeba też zauważyć, że rodzicem chrzestnym jest tylko osoba tej samej płci, co chrzczone dziecko.) Chrzestny rodzic powinien zatem odwiedzać swoje chrzestne dziecko nie tylko „od święta” czy z okazji urodzin/imienin, ale „na bieżąco” dbać o jego religijne, chrześcijańskie, prawosławne wychow(yw)anie. Bardzo ważna jest tu też modlitwa i żywy osobisty przykład chrześcijańskiego życia.

W ustaleniach niektórych lokalnych Cerkwi pojawiły się spisy warunków, które trzeba spełnić, aby mieć możliwość stać się kandydatem na rodzica chrzestnego – to np. regularne, w każdą niedzielę i święta, pełne uczestnictwo w nabożeństwach i przystępowanie do komunii; przykładne chrześcijańskie życie itp. Na to trzeba „zasłużyć”… Wynika strąd, że to nie tylko kwestia „czy w tych sprawach wypada czy nie wypada odmówić”, ale również „wypada czy nie wypada w ogóle o tym myśleć”…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, liturgika, rodzina, wiara, życie duchowe



Chodzę do cerkwi co tydzień, ale na liturgii nie czuję tak silnie więzi z Bogiem jak kiedyś. Modlę się codziennie rano i wieczorem, ale nie całym sercem, nie czuje modlitwy. Rano jestem rozespany a wieczorem zmęczony gdy się modlę. Jak to wszystko naprawić? Jak wrócić do odczuwania Boga w sobie i jak znowu zacząć modlić się całym sobą? Mariusz

Nad modlitwą, nad naszą więzią z Bogiem trzeba ciągle pracować. To w naszym życiu najważniejsze i trzeba „dokładać starań”. Nasuwają mi się tu trzy porównania.

Gdy na rzece płyniesz kajakiem „pod prąd”, to wiosłować musisz już nawet po to, aby utrzymać się w tym samym miejscu. Aby posuwać się do przodu, trzeba wiosłować więcej, mocniej…

Ktoś porównał modlitwę do kwiatów, które przynosimy Bogu z prośbą o coś lub w podziękowaniu za to, czym nas obdarował. Bywa, że modlitwa „nie wychodzi”, nie wygląda jak kwiat, nie ma „kolorów i pięknego zapachu”, a jednak chcę o coś prosić, albo za coś dziękować. Jeden ze sprawdzonych sposobów to wspólna modlitwa z rodziną czy w cerkwi. Jeśli moja modlitwa wygląda jak sucha gałązka, ale trafi pomiędzy kwitnące kwiaty modlitwy bliskich czy przyjaciół, w takim małym bukiecie trafi pod właściwy adres i będzie przyjęta (wysłuchana?). W cerkwi bukiet będzie dużo większy (i bardziej „przekonywujący”?).

Słyszałem też porównanie modlitwy do jedzenia. Trzeba jeść, aby żyć. Chciałoby się/powinno się jeść codziennie porządny, ciepły posiłek, ale gdy z jakiegoś powodu(ów) nie ma na stole zupy i drugiego dania, jem to, co mam. To może być suchy chleb albo jakieś resztki… Choć chciałoby się więcej i lepiej, jem to, co mam i wszystko co mam, z nadzieją, że jutro będzie lepiej, ale też ze świadomością, że trzeba nad tym popracować („zarobić na chleb i do chleba”?)

Rady praktyczne: na poranną ospałość – trzeba wcześniej zasypiać; na wieczorne zmęczenie – nie odkładaj modlitwy na sam koniec dnia/wieczora; można np. postanowić, że zostawiam pracę/odpoczynek/telewizję/komputer i o ustalonej, bezpiecznej porze zajmuję się modlitwą (najlepiej po odpowiednim przygotowaniu miejsca modlitwy i siebie samego).

Jak wrócić do odczuwania Boga w sobie i jak znowu zacząć modlić się całym sobą? Wspomnij/wspominaj jak modliłeś się wcześniej. Czy czegoś zabrakło? A może coś zaczęło przeszkadzać? Przyjrzyj się sobie i najbliższemu otoczeniu. Wejrzyj też w siebie w poszukiwaniu „głębokiego zrozumienia” jakim jest pokajanie.

Często powtarzam sobie: „na wszystko jest sposób”, ale trzeba go szukać, znaleźć, a później zastosować. Trudna bywa na tej drodze, ale koniecznie trzeba próbować. Chrystus podopowiada: „Szukajcie, a znajdziecie”.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Jakie jest stanowisko Cerkwi prawosławnej na temat pobierania organów u człowieka w celu przeszczepu? Organ do przeszczepu musi być pobrany u żywego człowieka, organy martwego nie nadają się do przeszczepu, tzw. śmierć mózgu jest kontrowersyna wśród lekarzy. O ile donacja swoich narządów do przeszczepu jest najwyższym aktem miłości to moje pytanie jest o opinię Cerkwi w temacie pobrania organu ŻYWEGO człowieka (i uśmiercenie go) w celu ratowania innego. Krzysztof

Udostępnianie organów do przeszczepu, w celu ratowania życia innego człowieka, jest dopuszczalne (a nawet zalecane), ale trzeba tu rozróżnić pomiędzy przeszczepami tkanek i narządów (krew, skóra, nerka, płuco, płat wątroby itp), a przeszczepami serca. Pierwsze mogą być pobierane od dawców żywych, którzy wyrazili na to zgodę i zostali zakwalifikowani jako dawcy. Serce może być pobierane tylko i wyłącznie od dawcy zmarłego. Choć stwierdzenie śmierci mózgowej jest obecnie powszechnie uznanym i stosowanym kryterium uznania danej osoby za zmarłą, otwierającym możliwość pobrania jej organów do przeszczepów, w ostatnich latach pojawiły się co do tego poważne wątpliwości, które wymagają wyjaśnienia. Zgodnie z tradycją kanoniczną i nauczaniem Cerkwi nie można uśmiercić człowieka, aby ratować życie innego. To niedopuszczalne…

Kategorie: bioetyka, Ks. Włodzimierz Misijuk, moralność i etyka



Czy prosty człowiek moze czytać modlitwę w domu „Hospodi iże Preswiataho Twojeho Ducha w tretij czas…” oraz „Достойно и праведно Тебе пети, Тебе благословити..” – taką jak batiuszka podczas kanonu? Czy jest taka możliwość? Anonim

Modlitwa „Hospodi, iże Preswiataho Twojeho Ducha w tretij czas…” i towarzyszące jej wersety Ps 50[51] pochodzą z nabożeństwa trzeciej godziny (cs. Czas tretij) i bywają czytane w domowym zaciszu.

Modlitwa „Достойно и праведно Тебе пети, Тебе благословити..” to część liturgicznej anafory i jej słowa wypowiada jedynie prowadzący nabożeństwo duchowny – biskup lub prezbiter. Niegdyś cała anafora była czytana/wypowiadana głośno, wszyscy uczestniczący w Boskiej Liturgii słyszeli słowa poszczególnych jej części i wspólnie wypowiadali słowa, które teraz w imieniu wszystkich zebranych wyśpiewuje chór oraz kilkakrotnie potwierdzali swoje uczestnictwo w tej eucharystycznej modlitwie („podpisywali się” pod jej słowami) mówiąc: „Amen”. Tak więc tej modlitwy (i całej anafory) w domu nie czytamy. Widzę możliwość odczytywania jej („śledzenia jej wzrokiem”) podczas Liturgii – może okazać się pomocne w zrozumieniu Boskiej Liturgii i pełnym uczestnictwie w misterium Eucharystii. I tego Wam życzę…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, Pismo Święte (egzegeza), wiara, życie duchowe



Strona 29 z 31« Pierwsza...1020...2728293031