Co zrobić gdy nie żałuję grzechu a jedynie wiem, że źle robię? Piotr

Grzechy to choroby duszy. Jeżeli grzeszysz, to chorujesz. Jeśli chorujesz i nie żałujesz, że chorujesz, to coś tu nie tak – choroba będzie trwała, a ponadto będzie dalej się rozwijała/pogłębiała. Jedynym lekarzem chorób duszy, którymi są grzechy, jest Pan Bóg. Tylko On może je wyleczyć i tylko On je leczy. Dochodzi do tego podczas misterium spowiedzi, które w naszej cerkiewnosłowiańskiej terminologii określane jest jako wraczebnica – lecznica.

Ale do leczenia chorób duszy niezbędne jest nasze pokajanie – żal, skrucha, opamiętanie, nawrócenie, zmiana sposobu myślenia, zmiana postępowania, „głębokie zrozumienie”. Polecam lekturę http://www.typo3.cerkiew.pl/index.php?id=prawoslawie&a_id=98

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, życie duchowe



Mam dziewczynę i chcemy się pobrać. Ona jest wyznania rzymskokatolickiego. Ja oczywiście prawosławnego. Ona koniecznie chce wziąć ślub w kościele i ochrzcić tam dzieci. Ja nie chcę odstępować od swojej wiary, ale czy ślub w kościele i chrzest tam dzieci nie będzie grzechem z mojej strony? Co by mi ksiądz radził? Piotr

Polecam lekturę Małżeństwo w Prawosławiu o. Johna Meyendorffa, Sakrament małżeństwa o Marka Ławreszuka i Mały Kościół. Mistyczna przygoda małżeństwa o. Michel Philippe Laroche.  Pomocny dla Was obojga będzie Kościół prawosławny bp Kallilstosa Ware.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, literatura, rodzina



W modlitewniku znajduję modlitwy starców. Czym są? Nie ukrywam, że niektóre czytam, bowiem moje codzienne modlitwy są też swoistym poszukiwaniem, choć to one mnie znajdują. Alina

Modlitwy starców, podobnie jak modlitwy świętych to przykłady do naśladowania. To słowa ich modlitw, które mogą/powinny pomagać nam układać/komponować swoje własne modlitwy. Modlitwy starców to właściwie modlitwy mnichów, którzy odzwierciedlają w nich swe pragnienie zbliżenia do Boga, dążenia do zbawienia, doświadczenie bliskiej relacji z Bogiem. Świętych mnichów, starców (nauczycieli/duchowych opiekunów/ojców wielu mnichów) nazywamy propodobnnymi – najbardziej podobnymi do Chrystusa – Drugiego Adama albo do pierwszego człowieka – Pierwszego Adama, ale przed jego upadkiem, kiedy żył w ogrodzie Edenu w bezpośredniej relacji z Bogiem. Powołanie każdego z nas to dążenie do osiągnięcia największego z możliwych tutaj na ziemi podobieństwa do Boga, do przebóstwienia. Zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga – obraz uż w sobie nosimy, a do podobieństwa powinniśmy dążyć przez całe nasze życie. Starcy dają dobry przykład. Warto próbować ich naśladować…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, życie duchowe



Planuję małżeństwo z kobietą wyznania rzymskokatolickiego i interesuje mnie kilka kwestii: 1) Czy przebywanie na liturgii jest „równoważne” przebywaniu na mszy świętej i odwrotnie? Planujemy na zmianę chodzić do kościoła i cerkwi. 2) W kwestii życia intymnego, cerkiew jest bardziej liberalna niż kościół, czy istnieje jakaś „ugoda” na zasadzie ekonomii, pomiędzy naukami obu wyznań? Czy też, aby uszanować moją przyszłą żonę, powinienem dostosować się do bardziej rygorystycznego nauczania? Chodzi mi o antykoncepcję, czy też postrzeganie seksualności tylko w kontekście prokreacji. 3) Czy grzechem jest ochrzczenie jednego z dzieci w cerkwi, a jednego w kościele? Adrian

1. Możecie, a nawet powinniście chodzić do cerkwi i do kościoła, skoro postanowiliście pozostać wiernymi swym tradycjom/wyznaniom chrześcijańskim, ale nie będziecie mogli razem przystąpić/przystępować do komunii ani w cerkwi, ani w kościele, a jedynie oddzielnie – jedno tu a drugie tam.

2. W tej kwestii polecam lekturę jednego z rozdziałów książeczki pt. Mały Kościół autorstwa o. Michel Philippe Laroche. Jest dostępna w sklep.cerkiew.pl Warto, oczywiście, przeczytać całą książkę. Polecam również Małżeństwo w prawosławiu o . Johna Meyendorffa i Sakrament małżeństwa o. Marka Ławreszuka (dostępna online).

3. Nie rozpatrywałbym tego w kategoriach grzechu, ale dodatkowych i niepotrzebnych komplikacji/podziałów w Waszej rodzinie – Małym Kościele/Cerkwi. Nie tylko Wy, rodzice będziecie przedstawicielami dwóch wyznań, ale również wasze dzieci. Komu to potrzebne? Do czego? W naszym pojmowaniu misterium/sakramentu małżeństwa mąż i żona stają się jednym ciałem. Tę jedność trzeba jednak podtrzymywać, pielęgnować, pogłębiać, utrwalać itd. Czy chrzest jednego z dzieci w cerkwi, a drugiego w kościele może okazać się w tym pomocny…?

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, wiara, życie duchowe



Czy po konwersji na prawosławie mogę uczestniczyć we mszy w intencji świętej pamięci zmarłej mamy w kościele katolickim. Mama była katoliczką. Ja jestem teraz prawosławnym chrześcijaninem. Czy uczestnictwo w nabożeństwie w intencji zmarłych w kościele katolickim bez przyjęcia komunii, zostanie mi poczytane za grzech w cerkwi prawosławnej? Marian

Można uczestniczyć w modlitwie w kościele, ale nie można, niestety, przystępować do komunii. Wspólna modlitwa za duszę zmarłej na pewno nie będzie poczytane za grzech.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, liturgika, rodzina



Jaki stosunek ma Cerkiew do dzieci poczętych przed zaplanowanym już od jakiegoś czasu ślubem pomiędzy dwójką prawosławnych? Karolina

Cerkiew uważa, że dzieci nie ponoszą winy za grzech(y) rodziców… Skoro zostały poczęte, po narodzinach mogą przyjąć chrzest i powinny być wychowywane w prawosławnej wierze. W tym kontekście prawosławne wychowanie takich dzieci od początku okazuje się dla jego/ich rodziców trudniejsze przez to, że kiedy będą mówić, jak to powinno być (najpierw ślub, a później narodziny i chrzciny – „wszystko w swoim czasie”) nie będą mogli potwierdzić tego swoim własnym przykładem („dobrze mówi, ale przykładu nie daje”). Trzeba będzie dokładać większych starań, aby pod wszystkimi innymi względami podwójnie albo nawet potrójnie „świecić dobrym przykładem”… Ale nie upadajmy na duchu. Z Bogiem wszystko jest możliwe! „Szukajcie, a znajdziecie…”

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, wiara, życie duchowe



Nie wiem co mam robić kiedy mąż nie chce bym przestrzegała postu, co zrobić czy poddawać się jego woli czy kontynuować post? Nie chcę urazić męża, ale chciałbym żyć jak prawosławna. Wierzaca

Trudna to sytuacja, ale „na wszystko jest sposób” (tylko trzeba go szukać, znaleźć i zastosować, a z tym wszystkim po drodze bywaja problemy…). NIe ma jednej uniwersalnej recepty, bo każdy przypadek jest inny i wymaga odrębnego traktowania. Jeżeli mąż nie chce , byś przestrzegała postu, wypadałoby zapytać – dlaczego, z jakiego powodu? Postne dni w prawosławnym kalendarzu zajmują ponad pół roku, co na swój sposób potwierdza jego szczególne znaczenie, al z drugiej strony może zniechęcać, bo post przeważnie „źle się kojarzy” – utożsamiany jest z ograniczeniami, wyrzeczeniami, uprzykrzaniem sobie życia itp.

Dobrze byłoby porozmawiać o poście i jego właściwym prawdziwym znaczeniu. Pomocne może okazać się stwierdzenie, że w poście najważniejszy jest człowiek, nasz bliźni. Gdy mówimy, że pościmy, bo nie jemy mięsa i/czy nabiału, ale jednocześnie robimy komuś przykrość, krzywdzimy kogoś swoim zachowaniem czy słowami, to mówimy nieprawdę! W poście powstrzymujemy się od tego co dobre (mięso, nabiał ale też przyjemności czy rozrywki) po to, aby podtrzymywać w sobie zdolność (albo uczyć się jej od nowa) powstrzymywania się od tego, co złe – od grzechu, który pojawia się w relacjach z innymi ludźmi. Św. Bazyli Wielki w IV w. powiedział: „Od mięsa wieprzowego rzeczywiście powstrzymujecie się, ale swego bliźniego pożeracie swymi słowami i swym zachowaniem!”.

Można zatem próbować pościć „inaczej”. Przez to, że jedzenie pojawia się często i regularnie (3-5 razy dziennie), w naturalny sposób pomaga w efektywnym uporządkowywaniu tej sfery życia – decydowaniu o tym co, ile, kiedy i jak jem. Uporządkowanie tej podstawowej sfery życia pomaga w podejmowaniu prób uporządkowywania innych sfer – np. tego co mówię, oglądam, słucham itp. – relacji z innymi ludźmi. To o wiele trudniejsze, bo nie powtarza się tak samo często i regularnie jak jedzenie. Można próbować „iść na skróty” i porządkować relacje z innymi ludźmi bez wsparcia ze strony (u)porządkowanej sfery jedzenia, ale trzeba się spodziewać, że będzie dużo trudniej…

Zetknąłem się z twierdzeniem pewnego znanego hierarchy, że naruszanie zasad postu, które następuje nie przez to, że nie mogę się powstrzymać od zjedzenia czegoś, ale dlatego, że nie chcę urazić/zranić bliźniego (np. w sytuacji, gdy zostałem zaproszony na świąteczne przyjęcie, a u nas jeszcze trwa post), też może okazać się postem…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, wiara, życie duchowe



Mam 15 lat. W rodzinie czasami było mówione takie „przysłowie” „Wsio nie sława Bohu” kiedy np. I tak było źle i tak nie dobrze. I ja również jak byłem mniejszy i teraz do niedawna to czasami, rzadko tak mówiłem. Ale teraz już tak nie mówię i innych poprawiam jak ktoś tak powie. Czy to jest bluźnierstwo na Świętego Ducha? Czy Bóg to wybaczy?

Myślę, że w sytuacjach, o których piszesz chodziło raczej o stwierdzenie: „Wsio wo sławu Bohu” albo raczej „Sława Bohu za wsio” („i za skorb’ i za radost'”). W ten sposób słowa para-liturgicznej pieśni wyrażają naszą wiarę, że wszystko, co nas spotyka, zarówno radości i przyjemności, jak i trudności i smutki, mają jakiś „wyższy” albo „głębszy” cel. Dziękujemy Bogu za wszystko, wierząc że dzieje się to za Jego przyzwoleniem i dla naszego dobra. Łatwiej przychodzi dziękować za dobro czy przyjemności, których doświadczamy. Trudniej przychodzi przyjmowanie i do tego jeszcze dziękowanie za trudności czy nieprzyjemności, ale mówiąc (czy myśląc) „Sława Bohu za wsio”, potwierdzamy naszą wiarę w to, że Bóg dopuszcza je, aby nam pomóc.

Pewna mądrość ludowa głosi: „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. Wspomnij na starotestamentową opowieść o Józefie, jednym z 12 synów Jakuba. Bracia chcieli go zabić, ale powstrzymali się i sprzedali go w niewolę. Trafił do Egiptu i tam wytłumaczył dziwne sny faraona o krowach i kłosach. Wyjaśnił że oznaczają 7 lat urodzaju i 7 lat suszy, zaproponował gromadzenie zapasów. Kiedy nastał głód, bracia przyjechali do Egiptu, żeby kupić coś do jedzenia. Kiedy się im ujawnił, przerazili się, a on im wytłumaczył, że to Bóg ich rękoma doprowadził do tego, aby cały Izrael nie zginął z głodu. Tak więc coś, co „po ludzku” w danej chwili wygląda na ogromną nawet tragedię, z czasem, z „szerszej perspektywy” może okazać się błogosławieństwem.

Inne biblijne wyjaśnienie trudności, które dotykają ludzi, to swego rodzaju „terapia wstrząsowa”. Gdy Izrael błądził i oddalał się od Boga, Bóg posyłał proroków, sędziów czy królów, aby naród wybrany się opamiętał i wracał na właściwą drogę. Gdy ich nie słuchał i oddalał się jeszcze bardziej, gdy nie było już innego sposobu, dopuszczał plagi, wojny czy niewolę, aby w ten sposób okazać mu pomoc. Po tych trudnych doświadczeniach Żydzi dziękowali Bogu i wracali na właściwą drogę… Zapewne śpiewali wówczas: „Sława Bohu za wsio”…

Inna mądrość ludowa mówi: „Każdy kij ma dwa końce”. W trudnych sytuacjach nie skupiajmy się na tym negatywnych „końcach”, ale po „przeciwnej” stronie szukajmy możliwości pozytywnego ich wykorzystania.

Jak już o mądrościach ludowych mowa to wspomnijmy o jeszcze jednej – Amerykanie mawiają: „No pain, no gain” (Jak nie boli, to nie przynosi pożytku…). Z chrześcijańskiej perspektywy można by to ująć stwierdzeniem: „Zmartwychwstanie nastąpiło po ukrzyżowaniu”…

Twego powstrzymywania się od sławienia Boga za wszystko, co nas spotyka, nie rozpatrywałbym w kategoriach grzechu czy bluźnierstwa, ale dopatrywałbym się w tym przejawów Twej tymczasowej „krótkowzroczności”.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Mam wielki grzech na sumieniu, który wpływa negatywnie na życie codzienne. Będąc w małżeństwie dopuściłam się cudzołóstwa i z tego romansu mam dziecko. Wielokrotnie chciałam się z tego spowiadać, ale bardzo się wstydzę o tym mówić duchownemu. Nie wiem też, jak powinnam o tym powiedzieć. Sumienie nie daje mi normalnie żyć i funkcjonować. Co mam zrobić, aby ten ciężki grzech został mi wybaczony u Boga? Ewa

Trzeba po prostu „nazwać ten grzech po imieniu” przy spowiedzi, pamiętając o tym, że spowiadamy się przed samym Bogiem. Duchowny jest jedynie świadkiem naszej spowiedzi i ma świadczyć o niej Bogu. Obowiązuje go tajemnica spowiedzi i na pewno nikomu nie powie o tym, co usłyszy przy spowiedzi. Jeśli chodzi o wstyd, to powinien pojawić się, gdy dopuszczałaś się grzechu – wtedy może pomógłby się od niego powstrzymać. Teraz już za późno, ale fakt, że się wstydzisz jest właściwie pocieszający – tego grzechu, jak każdego innego, koniecznie trzeba się wstydzić, bo wyznając grzechy przy spowiedzi trzeba okazywać żal, skruchę i błagać Boga o ich wybaczenie. Wstyd na pewno w tym pomaga, tylko trzeba go poprawnie wykorzystać. To jak z „kijem, który ma dwa końce”…

Piszesz, że ten grzech negatywnie wpływa na Twoje życie i wielokrotnie chciałaś się spowiadać. Nie doznasz spokoju, dopóki nie przystąpisz do spowiedzi. Głos sumienia (to głos samego Boga) podpowiada, że trzeba coś z tym zrobić, tj. pójść do spowiedzi, ale nauczyliśmy się ten głos zagłuszać i, niestety, dobrze nam to wychodzi. „Nie odkładaj na jutro tego, co masz zrobić dzisiaj”, bo w tym przypadku to pewne – im później będziesz próbowała to zrobić, tym będzie to trudniejsze. „Licho, co nie śpi” zrobi wszystko, żeby Ci w tym przeszkodzić, już Ci przeszkadza i im bardziej będziesz odwlekać, tym gorzej.

Bądź przygotowana, że duchowny wysłuchujący spowiedzi zaleci epitemię – terapię leczniczą. Nasze grzechy to choroby duszy i koniecznie trzeba je leczyć. Jedynym lekarzem, który może je wyleczyć i je leczy jest Pan Bóg. To dlatego spowiedź nazywamy „lecznicą”. Podczas wizyty u zwykłego lekarza słyszymy diagnozę i jakieś zalecenia – dostajemy receptę. Podobnie dzieje się przy spowiedzi. Epitemia to zalecenie, co trzeba robić, albo czego unikać, żeby dalej się leczyć i z czasem dostąpić uzdrowienia. Nad tym trzeba wytrwale pracować, albo raczej współpracować – z Bogiem. W przypadku grzechu cudzołóstwa św. Bazyli Wielki w IV w. zalecał „leczniczą terapię” w postaci 12 lat odłączenia od komunii. To nie „za karę”, ale po to, żeby grzesznikowi pomóc w leczeniu. To było w czasach, kiedy chrześcijanie przystępowali do komunii codziennie, albo prawie codziennie, bo nie mogli przeżyć ani jednego dnia bez zjednoczenia z Chrystusem w misterium Eucharystii. Obecnie bardzo niewielu tak żyje i przez to, gdyby ta „terapia” była dzisiaj stosowana, nie działałaby w ten sam sposób,tj. tak samo skutecznie. W związku z tym, mogą pojawić się jakieś inne zalecenia. Ich skrupulatna realizacja będzie wskazywała na to, jak bardzo zależy Ci na powrocie do zdrowia i będzie mogła albo okaże się skuteczna. Tego Ci życzę. Proszę pamiętać o tym, że Pan Bóg gotów jest wybaczyć nam nawet najcięższe grzechy, ale trzeba Go najpierw o to wybaczenie poprosić… a swoim dobrym życiem pokazywać, jak bardzo nam na tym zależy.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, życie duchowe



Od 4 lat mam chłopaka wyznania rzymskokatolickiego, sama jestem prawosławna, niestety nie jesteśmy w stanie dogadać się w jakim obrządku chcielibyśmy wziąć ślub i wychować dzieci. Ja chciałabym wziąć ślub w cerkwi i wychować dzieci w wierze prawosławnej, on w wierze katolickiej. Czy istnieje jakieś rozwiązanie czy po prostu należy to zakończyć? Jest mi bardzo ciężko z ta decyzja, bo nie wyobrażam sobie życia z kimś innym, ale nie potrafię wyobrazić sobie jakby to było. Joanna

Myślę, że trzeba rozmawiać o tym, dlaczego chcecie ślubu i wychowywania dzieci w swoim obrządku, jakie są tego powody, „co za tym stoi”? Różnie z tym bywa. Trzeba ustalić, kto w rzeczywistości zajmowałby się religijnym wychowywaniem dzieci. Zwykle „więcej do powiedzenia” ma tych sprawach matka, ale zdarzają się „wyjątki”. Wtedy trzeba ustalić, która ze „stron” jest bardziej „praktykująca”, kto na pewno zadba o religijne wychowanie dziecka, komu bardziej na tym zależy – ale nie z obawy o to, co powie rodzina, czy znajomi, „jak ja będę wyglądał(a)”. Znam przypadki, w których jedna ze „stron” wymusiła chrzest dziecka w swoim wyznaniu, ale później „palcem nie kiwnęła”, żeby to dziecko wychowywać w swojej tradycji. Decydować powinno autentyczne, prawdziwe zaangażowanie, prawdziwe życie wiarą któregoś z rodziców. Dodatkowa trudność pojawia się, gdy obu „stronom” zależy tak samo i z tych samych powodów. Wtedy zapytałbym, jak można oczekiwać, że świadoma prawosławna matka będzie wychowywała dziecko w rzymskokatolickiej tradycji chrześcijańskiej, której nie zna, albo zna ją tylko powierzchownie?

Myślę, że dużo dałoby wyjaśnienie pojmowania misterium małżeństwa w prawosławiu i symboliki cerkiewnego obrzędu zaręczyn i misterium małżeństwa. (Dostępna jest dość obszerna literatura na ten temat.) Porównanie rytów tego misterium w kościele i w cerkwi wypada na korzyść prawosławia. Wcale nie chodzi tu jedynie o „bogatą”, „egzotyczną” dla niektórych, „zewnętrzną oprawę” z koronami, świecami, procesją, uroczystymi śpiewami itp. Misterium małżeństwa do jedna z dróg do wieczności, do królestwa Bożego, którą podążają chrześcijanie (druga, to monastyczna). Trzeba pamiętać, że to misterium (sakrament) nie kończy się po niespełna godzinnej ceremonii, ale trwa przez całe małżeńskie życie i przez całe życie trzeba to misterium „pielęgnować”, aby dwoje, którzy stają się „jednym ciałem”, ciągle tym jednym ciałem pozostawali i aby ta jedność przejawiała się (i pogłębiała) we wszystkich sferach życia – nie tylko fizycznie, materialnie, psychicznie itp., ale też duchowo. Skoro nie jesteście jeszcze małżeństwem, dzieci jeszcze nie ma, a już zaczęły się „targi” na ten temat, to…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, wiara, życie duchowe



Strona 30 z 31« Pierwsza...1020...2728293031