Mam wielki grzech na sumieniu, który wpływa negatywnie na życie codzienne. Będąc w małżeństwie dopuściłam się cudzołóstwa i z tego romansu mam dziecko. Wielokrotnie chciałam się z tego spowiadać, ale bardzo się wstydzę o tym mówić duchownemu. Nie wiem też, jak powinnam o tym powiedzieć. Sumienie nie daje mi normalnie żyć i funkcjonować. Co mam zrobić, aby ten ciężki grzech został mi wybaczony u Boga? Ewa

Trzeba po prostu „nazwać ten grzech po imieniu” przy spowiedzi, pamiętając o tym, że spowiadamy się przed samym Bogiem. Duchowny jest jedynie świadkiem naszej spowiedzi i ma świadczyć o niej Bogu. Obowiązuje go tajemnica spowiedzi i na pewno nikomu nie powie o tym, co usłyszy przy spowiedzi. Jeśli chodzi o wstyd, to powinien pojawić się, gdy dopuszczałaś się grzechu – wtedy może pomógłby się od niego powstrzymać. Teraz już za późno, ale fakt, że się wstydzisz jest właściwie pocieszający – tego grzechu, jak każdego innego, koniecznie trzeba się wstydzić, bo wyznając grzechy przy spowiedzi trzeba okazywać żal, skruchę i błagać Boga o ich wybaczenie. Wstyd na pewno w tym pomaga, tylko trzeba go poprawnie wykorzystać. To jak z „kijem, który ma dwa końce”…

Piszesz, że ten grzech negatywnie wpływa na Twoje życie i wielokrotnie chciałaś się spowiadać. Nie doznasz spokoju, dopóki nie przystąpisz do spowiedzi. Głos sumienia (to głos samego Boga) podpowiada, że trzeba coś z tym zrobić, tj. pójść do spowiedzi, ale nauczyliśmy się ten głos zagłuszać i, niestety, dobrze nam to wychodzi. „Nie odkładaj na jutro tego, co masz zrobić dzisiaj”, bo w tym przypadku to pewne – im później będziesz próbowała to zrobić, tym będzie to trudniejsze. „Licho, co nie śpi” zrobi wszystko, żeby Ci w tym przeszkodzić, już Ci przeszkadza i im bardziej będziesz odwlekać, tym gorzej.

Bądź przygotowana, że duchowny wysłuchujący spowiedzi zaleci epitemię – terapię leczniczą. Nasze grzechy to choroby duszy i koniecznie trzeba je leczyć. Jedynym lekarzem, który może je wyleczyć i je leczy jest Pan Bóg. To dlatego spowiedź nazywamy „lecznicą”. Podczas wizyty u zwykłego lekarza słyszymy diagnozę i jakieś zalecenia – dostajemy receptę. Podobnie dzieje się przy spowiedzi. Epitemia to zalecenie, co trzeba robić, albo czego unikać, żeby dalej się leczyć i z czasem dostąpić uzdrowienia. Nad tym trzeba wytrwale pracować, albo raczej współpracować – z Bogiem. W przypadku grzechu cudzołóstwa św. Bazyli Wielki w IV w. zalecał „leczniczą terapię” w postaci 12 lat odłączenia od komunii. To nie „za karę”, ale po to, żeby grzesznikowi pomóc w leczeniu. To było w czasach, kiedy chrześcijanie przystępowali do komunii codziennie, albo prawie codziennie, bo nie mogli przeżyć ani jednego dnia bez zjednoczenia z Chrystusem w misterium Eucharystii. Obecnie bardzo niewielu tak żyje i przez to, gdyby ta „terapia” była dzisiaj stosowana, nie działałaby w ten sam sposób,tj. tak samo skutecznie. W związku z tym, mogą pojawić się jakieś inne zalecenia. Ich skrupulatna realizacja będzie wskazywała na to, jak bardzo zależy Ci na powrocie do zdrowia i będzie mogła albo okaże się skuteczna. Tego Ci życzę. Proszę pamiętać o tym, że Pan Bóg gotów jest wybaczyć nam nawet najcięższe grzechy, ale trzeba Go najpierw o to wybaczenie poprosić… a swoim dobrym życiem pokazywać, jak bardzo nam na tym zależy.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, życie duchowe