Jeżeli osoba psychicznie chora popełnia samobójstwo, to trudno winić ją, że z premedytacją tak postąpiła. Jak tu mówić o wolnej woli, gdy praktycznie jej nie ma? Czy taka osoba może dostąpić zbawienia? Paweł

W przypadku chorób czy zaburzeń psychicznych świadome działanie czy postępowanie jest z pewnością zaburzone a może nawet niemożliwe, więc rzeczywiście trudno tu mówić o ‚samobójstwie z własnej wolnej woli’. Powiem więcej – już przed około ćwierćwieczem badania naukowe wykazały, że w grubo ponad 90% przypadków samobójstwa następują pod wpływem wielu różnych, nakładających się na siebie czynników. Okazało się m.in., że myśli samobójcze powodowało jedno z łatwo dostępnych lekarstw na anginę. W związku z powyższym w prawosławnej praktyce coraz częściej się zdarza, że w przypadku jakichkolwiek uzasadnionych domniemań, że samobójstwo mogło nastąpić ‚nie z własnej woli’, mogło do niego dojść ‚pod wpływem’ choroby czy zaburzeń psychicznych, dopuszczany jest wówczas pełny cerkiewny pogrzeb zmarłej osoby. Wierzę, że taka osoba może dostąpić zbawienia, ale na pewno potrzebuje modlitewnego wsparcia. Pamiętajmy jednak przy tym, że aby wspomóc ciągle żywe dusze zmarłych w ich stanie oczekiwania na zmartwychwstanie, Cerkiew zaleca ‚modlitwę i jałmużnę’, czyli modlitewną pamięć (cs. wiecznaja pamiat’) i udzielanie pomocy potrzebującym. Ostatnimi czasy coraz częściej (co bardzo cieszy) zdarza się, że rodzina zmarłej osoby prosi, aby zamiast przynoszonych na pogrzeb wieńców, kwiatów (czy nieszczęsnych makabrycznych plastikowych zniczy) kwoty przeznaczone na ich zakup wrzucić do skarbonki, aby zebrane w ten sposób środki przekazać potrzebującym – jakiemuś choremu, rodzinie, hospicjum, sierocińcowi albo też cerkwi czy monasterowi, aby ‚pomnażać’ modlitewną pamięć o duszach zmarłych. Można też samemu zdecydować komu ‚w imieniu zmarłej osoby’ okazać swoje wsparcie i dawać jałmużnę nie tylko w kontekście pogrzebu… Zauważmy – jeśli w imieniu zmarłej osoby (pamiętając o niej) pomagamy komuś w jakiejś sprawie, wszyscy zaangażowani ‚zyskują’ – dusze zmarłych doświadczają ulgi, obdarowany doznaje pomocy, a udzielający wsparcia zbliżając się do potrzebującego, zbliża się jednocześnie do Chrystusa i do zbawienia, bowiem Chrystus powiedział – ‚cokolwiek uczyniliście bliźniemu swemu, mnie to uczyniliście’. Warto zatem pomagać…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, liturgika, wiara, życie duchowe



Ostatnio z chłopakiem rozmawiamy o ślubie i dzieciach. Chłopak jest wyznania rzymsko-katolickiego, ja jestem prawosławna. Moja wolą jest pozostanie przy swojej wierze i ochrzczenie i wychowanie przyszłych dzieci w cerkwi, jego natomiast w kościele. Na pytanie czemu się nie zgadza z taką możliwością odpowiada, że nie rozumie nabożeństwa, bo jest w innym języku. Ja nie wyobrażam sobie, aby wychowywać dzieci w wierze katolickiej, z uwagi na brak znajomości tej wiary oraz na to, że w moim przekonaniu dzieci powinny być zgodne z wiara matki. Wiem, że małżeństwo pomiędzy dwoma wyznaniami, jest wyzwaniem i nie da się uniknąć jednej i drugiej religii, aczkolwiek nie wiem jak go przekonać do tego, aby dzieci zostały wychowane w prawosławiu. Katarzyna

Jeżeli problemem jest ‚tylko’ język prawosławnych nabożeństw to sprawa jest do rozwiązania – na stronie liturgia.cerkiew.pl dostępne są liczne tłumaczenia tekstów liturgicznych na język polski. W wielu cerkwiach zdarzają się sporadyczne ‚wstawki’ po polsku, w trzech cała liturgia a w jednej (tymczasem) wszystkie nabożeństwa sprawowane są po polsku.
Problem z pewnością jest bardziej złożony. Sporo na ten temat zostało już powiedziane/napisane w dziale rodzina, ale powtórzę tutaj pokrótce – warto próbować przekonać partnera, że w prawosławiu jest wszystko, co zachowało się w rzymskim katolicyzmie, ale bez zaistniałych tam późniejszych ‚dodatków’, które są błędne, naruszyły pierwotną jedność chrześcijańskiej wiary i powodują obecną niemożność wspólnego sprawowania sakramentów i nabożeństw. Mowa o tym w porównaniach z lornetką i mistrzem z grupą uczniów.
Zgadzam się z twierdzeniem, że to matka więcej czasu i starania poświęca na wychowanie dzieci (również religijne) i trudno oczekiwać od prawosławnej matki by wychowywał dzieci ‚po katolicku’. Bywa jednak, że ojciec jest w tych kwestiach bardziej aktywny, świadomy i zaangażowany. Śmiem twierdzić, że ta bardziej zaangażowana strona powinna dbać o religijne wychowanie dzieci, aby chrzest nie okazał się ‚tylko’ formalnością. Niech się więc chłopak zastanawia czy jest gotów ‚stanąć na wysokości zadania’ i wziąć na siebie całą odpowiedzialność za wychowanie dziecka/dzieci w rzymskokatolickiej tradycji. Porównani z mistrzem i trzema uczniami sugeruje, że różnice mogą pomóc (i pomagają) w lepszym poznawaniu swojej tradycji i wyznania, ale trzeba do tego współpracy z obu stron.
‚Sporo’ też zależy od tego, gdzie będzie ślub. Jeśli ustalicie, że będzie w kościele, trzeba będzie podpisywać zobowiązanie (składać przysięgę?), że dzieci będą chrzczone i wychowywane w Kościele rzymskokatolickim. Jeśli ślub będzie w cerkwi, trzeba będzie deklarować wspólne zobowiązanie, że dzieci będą chrzczone i wychowywane w tradycji prawosławnej. O tym też sporo można poczytać w wielu innych, nie tylko moich odpowiedziach. Wierzę, że uważna lektura pomoże podjąć rozsądną decyzję. Dla obu stron… Polecam też lekturę książki bp Kallistosa ‚Kościół prawosławny’ – na pewno dużo wyjaśni i podpowie.
Małżeństwa mieszane wyznaniowo są ‚wyzwaniem’, bywa, że powodują dodatkowe trudności i wymagają dodatkowych starań, ale też jest w nich dużo pozytywnych możliwości ‚do wykorzystania’. Jedna z najważniejszych to wzmożone doświadczanie bogactwa treści zawartego w twierdzeniu: „Poznając innych, poznaję siebie”.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, wiara, życie duchowe



Ciąży na mnie grzech cudzołóstwa (tzn. romansu z żonatym mężczyzną), z którego już się spowiadałam. Na ostatniej spowiedzi chciałam jeszcze wyspowiadać się z nieczystości przedmałżeńskiej (uprawiania seksu przed ślubem). I chyba źle nazwałam ten grzech. Nie wiem co teraz czy powinnam jeszcze raz iść szybko do spowiedzi. Chciałam spowiadać się z seksu przedmałzeńskiego tzn uprawiania seksu przed ślubem a nazwałam to cudzołóstwem bo myslalam ze to to samo dopiero później po spowiedzi w domu cos mnie tknęło i wpisalam w internet cudzołóstwo i okazało sie ze to nie to samo. Źle rozumiałam to pojęcie i źle powiedziałam to na spowiedzi. Chyba powinnam była to nazwać nierządem albo po prostu że współżyłam przed ślubem. Na dodatek niechcący skłamałam gdy duchowny zapytał mnie czy nie byłam w spowiedzi z tym grzechem a powiedziałam ze z tego grzechu sie nie spowiadalam – On pytał o cudzołóstwo a ja myślałam że chodzi o nieczystość przedmałżeńską a przecież z cudzołóstwa się spowiadałam. Źle się z tym czuję. Mam do siebie żal, że nie sprawdziłam tych pojęć przed spowiedzią. Czuję, że skłamałam na spowiedzi a wcale nie miałam takiego zamiaru w momencie kłamstwa nie zdawałam sobie sprawy, że kłamię dopiero potem to zrozumiałam. Wszystko namieszałam i wyszło tak jakby nieporozumienie chociaż myślę, że Bóg rozumiał znał moje intencje i o co mi chodziło. Czy spowiedź się liczyła? Czy powinnam ponownie iść szybko do spowiedzi czy po prostu przy następnej spowiedzi wspomnieć, że niechcący skłamałam i jeszcze raz wspomnieć o tym grzechu współżycia przedmałżeńskiego? Co w takiej sytuacji powinnam zrobić? Karolina

Przyznam, że w zaistniałej sytuacji mam ‚mieszane uczucia’.
Z jednej strony bardzo cieszy troska o ‚dokładność’ spowiedzi i rozterka wywołana błędnie dobraną terminologią. Może to świadczyć o pragnieniu szczerości, prawdziwości i ‚skuteczności’ spowiedzi. Dla uspokojenia ośmielę się stwierdzić, że mimo niewłaściwie użytego słowa, Bóg dobrze wiedział o jakim grzechu mowa. Błędnego doboru słów nie postrzegałbym tutaj jako kłamstwo – z opisu można wnioskować, że nastąpił niechcący i nie po to, żeby zataić czy ‚zamydlić’ dany grzech.
Z drugiej jednak strony w całej powyższej wypowiedzi niepokoi ewidentny brak głębszej refleksji nad konsekwencjami obydwu wspomnianych bardzo poważnych grzechów. Zamiast niepokoić się o niewłaściwy dobór słów i jego konsekwencje, sugerowałbym/oczekiwałbym większego i głębszego niepokoju powodowanego pojawieniem się obu tych grzechów ‚jednego po drugim’. ‚Uczymy się na błędach’, a tutaj pierwszy błąd ewidentnie nie został potratowany jako ‚nau(cz)ka’ i przestroga, i pojawił się następny… Choć nazywają się inaczej, to jednak dotyczą tej samej sfery życia i oba są przez cerkiewne prawo kanoniczne traktowane tak samo bardzo poważnie.
Przy następnej spowiedzi nie zaszkodzi ‚sprostować’ terminologiczny błąd, ale o wiele ważniejsze jest pokajanie – ‚głębokie zrozumienie’ powodów popełnionych grzechów – dlaczego do nich doszło, jakie to ma konsekwencje i jakie może jeszcze spowodować, jak się przed nimi bronić, jak unikać kolejnych błędów etc.
Zachęcam zatem do jeszcze głębszej refleksji…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, życie duchowe



Czy masturbacja jest grzechem? Anonim

Tak.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, pozostałe



Od kiedy miałem 5 lat czułem ze w moim sercu Glowie i duszy toczy się wojna. Kiedy zacząłem się interesować prawosławiem czuje wewnętrzny spokój i jestem w zgodzie ze sobą. Przy okazji chciałem podziękować za polecenie mi ks. Jana Kojlo. Kontakt z nim dobrze mi robi. Moje pytanie brzmi: Czy to ze się dobrze czuje pod wpływem styczności z prawosławiem to zasługa Boga? Czy w ten sposób Bóg mnie chce poprowadzi musze zaznaczyć ze jest to moja piata(chyba) droga. Przy okazji mam pytanie: Czy mogę podesłać komuś z redakcji moje teksty hip hopowe kompozycje i opowiadania? Może staną się one inspiracja do wywiadu ze mną albo do jakiegoś redakcyjnego tekstu ogólnego na podstawie mojej twórczości. Michał 

Aby wiedza o prawosławnym chrześcijaństwie nie pozostawała jedynie powierzchowna, polecam lekturę książek bp Kallistosa Ware: ‚Kościół prawosławny’ i ‚Królestwo wnętrza’ oraz Hilariona Ałfiejewa ‚Misterium wiary’. Styczność z prawosławiem, dążenie do Boga i do zbawienia z pewnością działa uspokajająco, ale jednocześnie mogą pojawić się i pojawiają się trudności i niepokoje. Gdy wstępujemy na właściwą drogę (w końcu…?) i pragniemy nią wytrwale podążać, już przy pierwszym kroku pojawiają się demoniczne pokusy, ‚propozycje nie do odrzucenia’, abyśmy zrezygnowali, zatrzymali się albo nawet zawrócili. W opowieści o ‚śladach na piasku’ mowa o Bogu, który towarzyszy nam w naszej ziemskiej wędrówce i prowadzi nas przez życie, a gdy nam trudno, niesie nas na Swych ramionach, ale my nawet wówczas Go nie zauważamy…
‚Szukajcie, a znajdziecie’; ‚wszystkiego doświadczajcie, ale dobrego się trzymajcie…’

Kategorie: konwersja, Ks. Włodzimierz Misijuk, życie duchowe



Jak modlić się lub do kogo się zgłosić żeby się pomodlił za rozpadające się małżeństwo. Proszę o pomoc. Maria

Modlić się wypadaloby żarliwie, usilnie i szczerze, najlepiej razem, we dwoje albo i z rodziną. Można też poprosić o molebien w swojej cerkwi albo w monasterze albo w monasterach. Dla ratowania (albo i udoskonalania) małżeństwa mogą być potrzebne albo nawet niezbędne dodatkowe działania albo programy działań – np. terapia. Jeżeli sami sobie z czymś nie radzimy, warto poprosić o pomoc ‚z zewnątrz’. W odpowiedzi na naszą modlitewna prośbę o pomoc Bóg pomaga, ale za pośrednictwem innych ludzi.
Życzę wytrwałości i powodzenia w zmaganiach

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, wiara, życie duchowe



Wstydzę się zadawać to pytanie, bo wydaje mi się trochę nie na miejscu. Ale najpierw może opiszę mój przypadek. Zostałam wychowana w ateistycznej rodzinie. Moi rodzice dali mi wybór w przyjęciu sakramentów; w wieku 7 lat z własnej woli przyjęłam chrzest w kościele katolickim, ale już rok później zdecydowałam się przestać chodzić na religię; na mszy byłam z trzy razy w życiu. Moje nastoletnie lata upłynęły pod znakiem braku wiary, braku zasad, zaprzeczaniem wszystkiego, co tradycyjne w czym pomagali mi rodzice (nie potrafiąc mnie okiełznać, nie ustalając reguł, „wierząc” tylko w naukę, podważając autorytety – oczywiście tu nie chcę mówić na nich źle bo mnie kochają ponad wszystko, po prostu uważam to za błędną postawę). W skrócie: moja rodzina jest bardzo antykościelna (przede wszystkim w stosunku do kościoła katolickiego) i szczególnie moja mama uznaje wiarę za wymysł. W moim życiu zawsze panował chaos, byłam taką osobą, która już w wieku 16 lat skłaniała się w stronę różnych używek, zawsze byłam na „nie”, bardzo radykalnie stawiałam się za wszystkim, co progresywne. Poznałam osobę, której udało się wytłumaczyć mi wartość tradycji i porządku. I proszę nie myśleć, że te przemyślenia wynikają tylko z wpływu innej osoby – ona jest katalizatorem zmian, które zaczęłam podejmować w moim życiu, ale wydaje mi się, że rozumuję sama.Teraz bardzo cenię sobie dyscyplinę, powściągliwość i wartości tradycyjne (szczególnie rodzinę). I widzę chrześcijaństwo jako źródło wielu postaw, które uważam za słuszne. Moje serce porusza cnotliwość świętych i postać Jezusa oraz jego Matki. Od dłuższego czasu odczuwam pewną potrzebę zagłębiania się w sferę duchową. Ale mój problem tkwi w tym, że bardzo trudno jest mi uwierzyć w Boga. Ile bym nie rozmawiała sama z sobą o słuszności i dowodach na istnienie Boga, ile bym nie czytała, zawsze w mojej podświadomości znajdzie się myśl, że to wszystko bardzo słuszne, ale jednak wymysły cnotliwych i dobrych ludzi. I proszę mi uwierzyć – ja bardzo nie chcę tak myśleć. Chciałabym po prostu wierzyć w Jego istnienie. Dodatkowo zawsze z tyłu głowy ciąży mi masa myśli: jeśli będę chciała zaangażować się w życie Kościoła, czy będę po prostu kłamcą?; czy rodzina uzna mnie za nienormalną? Widzę wielki sens w pobożnym życiu; uważam, że jest zdrowe, dobre i dąży do poznania prawdy. Jednak wydaje mi się, że moje wychowanie trochę zdeterminowało to, że nie będę w stanie nigdy prawdziwie uwierzyć w Boga. Bardzo mnie to zasmuca, ponieważ chciałabym przystąpić do kościoła i żyć pobożnie, ale chciałabym też, żeby było to w stu procentach prawdziwe z mojej strony. Czy mogłabym prosić o poradę jak powinnam się zachować? Czy może polecają Państwo jakąś literaturę, dzięki której mogłabym pogłębić swoje duchowe poszukiwania? Czy w takiej sytuacji mogę uczestniczyć w nabożeństwach w Cerkwii? Bardzo proszę o odpowiedź, jestem szczerze załamana sobą, w bardzo dużej potrzebie duchowej. Czesława

W opisanej sytuacji radziłbym, aby zaczęła Pani (jeśli jeszcze to nie nastąpiło) czytać PIsmo Święte. Na początek dobrze byłoby sięgnąć do Ewangelii. Proszę spróbować przeczytać jedną z nich w całości (lektura najkrótszej, Ewangelii wg św. Marka, zajmie nieco ponad dwie godziny). Podczas tej lektury natknie się Pani na porównanie wiary do ziarnka gorczycy i stwierdzenia, że choć jest jednym z najmniejszych, to wyrasta z niego drzewo, w którego gałęziach ptaki wiją gniazda. Wiara to dar, ziarenko zasiane w sercu każdego z nas – aby zakiełkowało, zaczęło rosnąć i rozwijać się, trzeba je należycie pielęgnować. Lektura Ewangelii z pewnością pomaga. Wzrastanie w wierze to proces – mogą pojawiać się i pojawiają się ‚zakłócenia’ w postaci wątpliwości, poszukiwania ‚dowodów’ itp. – to dzieje się ‚po drodze’. W związku z tym nie zakładałbym ‚z góry’, że „moje wychowanie trochę zdeterminowało to, że nie będę w stanie nigdy prawdziwie uwierzyć w Boga”. Z wątpliwościami trzeba próbować na bieżąco się rozprawiać. O wiarę trzeba też prosić w modlitwie. Cerkiewne nabożeństwa mogą zatem okazać się pomocne.
Jako wprowadzenie w treści wiary chrześcijańskiej (z perspektywy prawosławnego chrześcijaństwa) sugerowałbym lekturę co najmniej dwóch książek: Hilarion Ałfiejew, Misterium wiary, tłum. J. Charkiewicz, Warszawa 2009/2022 i Kallistos Ware, Kościół prawosławny, tłum. W. Misijuk, Białystok 2002/2011. Polecam też lekturę wszystkich pozostałych dostępnych tekstów bp Kallistosa – Człowiek jako ikona Trójcy Świętej, Białystok 2002; Królestwo wnętrza , Lublin 2003; Misteria uzdrowienia, Lublin 2004.; W drodze ku wieczności, Lublin 2004; Wielki post i konsumpcyjne społeczeństwo, Białystok 2000, 2010.Tam skarb twój, gdzie serce twoje, tłum. i red. K. Leśniewski, W. Misijuk, Lublin 2011.
Życzę wytrwałości i owocnej lektury

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Od jakiegoś czasu dość często dostaje orgazmu. Potrafię wyobrazić sobie różne rzeczy. Czy jest to grzech? Jak od tego odejść. W jaki sposób powiedzieć o tym na spowiedzi bez wstydu. Czy da się wyspowiadać w domu lub cerkwi bez udziału duchownego? Czy Bóg może ukarać nas za takie rzeczy w życiu np. naszym zdrowiem? Ala

W odpowiedzi zacytuję fragment książki o. Johna Brecka, ‚Święty dar życia. Prawosławne chrześcijaństwo i bioetyka’: Masturbacji towarzyszą zwykle wyobrażenia, które są w istocie pornograficzne. Bez względu na to, czy są to wyobrażenia wewnętrzne (fantazje), czy zewnętrzne (erotyki), pociągają za sobą wykorzystanie i poniżenie innych osób. Również masturbacja okazuje się więc karykaturą tego, co powinno być stosownym wyrazem seksualności małżeńskiej. Jest ona przejawem całkowitego skupienia się na sobie i na swoim zaspokojeniu. Wyraźnie brakuje tu miłości i oddania, podstawowych elementów charakterystycznych dla błogosławionych relacji małżeńskich. To właśnie z tego powodu rzymskokatolickie odpowiedzi na to pytanie, oparte na teologii prawa naturalnego, postrzegają masturbację jako sprzeczną z „naturalnym” celem, dla którego Bóg stworzył seksualność. Udaremnia ona cel prokreacji, pozbawiona jest wzajemnego oddania, narusza również przykazanie nawołujące do życia w czystości. Aby osiągnąć swój prawdziwy cel, seksualność powinna wspierać wspólnotę dwóch osób, trwałe zjednoczenie w „jednym ciele”. Oprócz tych duchowych i teologicznych zastrzeżeń, powinniśmy również brać pod uwagę, że masturbacja łatwo staje się uzależnieniem. Aby osiągnąć ten sam poziom „szczytowania”, trzeba stosować ciągle rosnące i zróżnicowane dawki pobudzenia. Gdy tego rodzaju zachowanie staje się nałogowe, niezwykle trudno utrzymać je na wodzy. […]
Jeśli grzesznik wielokrotnie spowiada się z masturbacji, powinno to dawać duchownemu do zrozumienia, że osoba ta zmaga się z uzależniającym schematem zachowań. Zwyczajne pouczenie czy zalecenie, by ona czy on zaprzestali lub zmienili zachowanie, zwykle tu nie pomaga. Niekiedy zdarza się ustalić z taką osobą jakiś program leczenia. Jednak i w tym przypadku okaże się on najbardziej efektywny, jeśli zostanie podjęty […] przy wsparciu ze strony wykwalifikowanego terapeuty. Jeśli grzesznik jest skłonny pomodlić się o to wraz z duchownym, po czym zastosować krótkie, lecz stopniowo wydłużane okresy całkowitej abstynencji, często następuje uzdrowienie i schemat uzależnienia zostaje złamany.

Spowiedź to „nazywanie grzechu po imieniu przed Bogiem i przy świadku, którym jest duchowny”. Uważam, że wstyd jest przy spowiedzi wręcz niezbędny – jeśli nie wstydzę się popełnionego grzech, to czy na pewno go żałuję i nie chcę go powtarzać? Powyższy cytat sugeruje, że pozwalając sobie na ‚zbyt wiele’, sami możemy sobie zaszkodzić… To nie Bóg nas karze, ale my sami powodujemy określone konsekwencje swoich działań…
Życzę odwagi przy spowiedzi i wytrwałości w zmaganiach

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Prześladuje mnie seria nieszczęść, co robić? Marta

Nie poddawać się… „Mądrości ludowe” mówią: „nieszczęścia chodzą parami”, a tu pojawiła się cała seria… Gdy wierzę, że ta ‚mądrość’ się ‚sprawdza’ i rozglądam się za tym drugim albo kolejnym z serii nieszczęściem, to sam je ‚prowokuję’. Jeśli wierzę, że przyjdzie, to na pewno do tego dojdzie – na moje własne życzenie! W ewangelicznej opowieści o uzdrowieniu dwóch ślepców słyszymy słowa Chrystusa, które wypowiedział po ich twierdzącej odpowiedzi na skierowane do nich pytanie: „Czy wierzycie?” Powiedział im wówczas (i nam teraz mówi): „Niech się wam stanie wedle waszej wiary”! Ślepcy wierzyli, że Chrystus im pomoże, że ich uzdrowi i rzeczywiście tak się stało. My też powinniśmy wierzyć, że Bóg pomoże i nieszczęścia przestaną nas prześladować. Trzeba jednak również nad tym pracować – wskazuje na to fakt, że ślepcy odszukali Chrystusa, co zapewne nie było dla nich łatwe. Potwierdza to również ewangeliczna opowieść o uzdrowieniu paralityka. Ewangelista zauważył, że Chrystus był zadziwiony wiarą tych, którzy go przynieśli, a gdy nie mogli go wnieść do środka, bo dom był pełen ludzi, to wciągnęli go na dach i opuścili go do środka na linach przez otwór w dachu. Co ważne w tej opowieści – nie siedzieli ze swą wiarą w domu, bezczynnie, ale zrobili wszystko, co mogli. Zauważmy, że wszystko, co mogli, to ‚tylko’ przyniesienie go do domu, w którym nauczał Chrystus… Podobną wymowę ma opowieść o nakarmieniu 5000 mężczyzn (nie licząc kobiet i dzieci) pięcioma zaledwie chlebami i dwoma rybami. W obliczu problemu, który sami zauważyli, Apostołowie oddali wszystko, co mieli (zrobili wszystko co mogli) i okazało się, że tego (choć było tego tak bardzo mało) wystarczyło, bo skoro zrobili wszystko, co mogli, Bóg dodał od Siebie tyle, że nie tylko wystarczyło dla wszystkich, ale zostało jeszcze 12 koszy okruchów… Zachęcam do wytrwałych starań i życzę, by okazały się skuteczne. Jak czytamy w Ewangeliach: „Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mt 10:22; Mk 13:13)

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Piszę tego posta z bardzo ciężkim sercem. Zadaje na tym portalu pytania od 2 lat, i bardzo dziekuje za odpowiedzi – były bardzo mądre i pomogły mi w życiu. Jednego z Ksiezy z tego portalu poznałem tez osobiscie i w pewnym sensie uratował mi życie, wiem że Bog postawił go na mojej drodze. ale… Jestem osoba poszukująca gdzie jest prawda.. Szukam jej w Prawosławiu, KRK i Protestantyzmie. W ostatnim czasie sklanialem sie ku Cerkwi lub KRK, lecz dzisiejsza wojna i reakcja patrirachy moskwy i wszechrusi (pisze z malej litery swiadomie) – swiecenie wojsk agresora i przytakiwanie prezydentowi rosji ze slusznie czyni napadajac na inny kraj to zaprzeczenie idei Pana Jezusa – przykazaniu miłosci. To nikczemne, żeby następca Apostoła czynił takie rzeczy. Kiedys brzydzilem sie KRK i krucjatami, ale dzis widze ze takze Cerkiew dopuszcza sie grzechów przeciw V przykazaniu, jestescie sobie rowni KRK i Cerkiew. Kazdy grzeszy, to jasne, jeszcze bym zrozumial cisze i brak krytyki ze strony patriarchy z obawy o swoje zycie, ale zachecanie do wojny to juz grzech publiczny. Jak pisalem, dziekuje polskim Batiuszkom bo to w wiekszosci boży ludzie, ale teraz widze ze KRK i Cerkiew to podobni ludzie. Ech, pozostaje nam modlic sie aby patriarcha i wladze rosji doznali nawrocenia i zakocznyli to szalentwo. Z Bogiem. Marek

Sugerowałbym ostrożność i powstrzymywanie się od zbyt daleko posuniętych uogólnień. Zdecydowanie zgadzam się z Pana twierdzeniem: „Każdy grzeszy, to jasne”. W żadnym jednak wypadku nie mogę zgodzić się z twierdzeniem że „Cerkiew dopuszcza się grzechów”. Posłużę się tutaj autorytatywnym cytatem z książki bp Kallistosa Ware, Kościół prawosławny, s. 270: Ludzki grzech nie może oddziaływać na zasadniczą naturę Kościoła. Nie można posuwać się do stwierdzenia, że skoro chrześcijaninie na ziemi grzeszą i daleko im jeszcze do doskonałości, to przez nich grzeszny i niedoskonały jest cały Kościół, albowiem nawet na ziemi Kościół jest niebiański i grzeszyć nie może. Święty Efrem Syryjczyk słusznie mówił o „Kościele pokutujących, Kościele tych, którzy giną”, ale ten właśnie Kościół jest jednocześnie ikoną Trójcy Świętej. Jak wytłumaczyć, że członkowie Kościoła są grzesznikami, a jednak mimo to należą do wspólnoty świętych? „Tajemnica Kościoła zawiera się w samym fakcie, że wspólnie razem grzesznicy stają się czymś odmiennym od tego, czym są jako jednostki – tym «czymś innym» jest Ciało Chrystusa” (J. Meyendorff, What Holds the Church Together, w: „Ecumenical Review” 12:1960, s. 298.) Chrystus i Cerkiew naucza, abyśmy nie utożsamiali grzechu z osobą, która ten grzech popełniła (koniecznie trzeba nienawidzić grzech, ale nie można nienawidzić człowieka, który ten grzech popełnił). Wytykając grzech/błąd człowiekowi/cerkiewnemu hierarsze, nie przypisujmy tego grzechu/błędu całej Cerkwi. Proszę spróbować rozróżnić pomiędzy nauczaniem Chrystusa i Cerkwi, a poszczególnymi ludźmi, którzy to nauczanie powinni nie tylko przyjmować, ale i w nienaruszonym stanie ‚podawać dalej’ następnym pokoleniom. Cała historia chrześcijaństwa pokazuje, że były z tym problemy, wielu ludzi (również hierarchów) zbłądziło, ale Cerkiew przetrwała. Wierzę, że teraz też przetrwa. Zgadzam się również z Pana końcową konkluzją – módlmy się… Życzę owocnego zwieńczenia poszukiwań. „Szukajcie, a znajdziecie”. Z Bogiem

Kategorie: konwersja, Ks. Włodzimierz Misijuk, pozostałe, życie duchowe



Strona 9 z 31« Pierwsza...7891011...2030...Ostatnia »