Podejście do osób świętych bywa bardzo często indywidualne. Niejednokrotnie po jakiejś pielgrzymce lub wyjeździe zapoznajemy się z którymś ze świętych lokalnych i wówczas taka osoba (święta) nabiera dla nas szczególnego znaczenia i kierujemy do niej modlitwy. Nie wydaje mi się byśmy byli uprawnieni do „weryfikowania” świętości osób, które dana Cerkiew lokalna kanonizowała. Niemniej jednak w naturalny sposób tacy święci mogą być bliżsi lub dalsi dla naszego serca.
Nie widzę, co mogłoby być wstydliwym w posiadaniu jednej ikony? Pytanie rozumiem w kontekście zamieszkiwania w małym mieszkaniu i nie posiadania miejsca na wiele ikon? Jeśli o to chodzi w pytaniu, to powiedziałbym, że umieszczamy ikony odpowiednio do naszych możliwości, natomiast w żaden sposób nie kojarzyłbym tego z wstydliwością.
Mała znajomość lub nie znajomość języka liturgicznego (tj. cerkiewnosłowiańskiego) w żaden sposób nie wpływa na naszą przynależność do Cerkwi prawosławnej. Trzeba pamiętać, że j. rosyjski i j. cerkiewnosłowiański to dwie różne rzeczy. Dla osób, które posługują się j. rosyjskim j. cerkiewnosłowiański jest równie mało zrozumiały jak dla osób, które posługują się językiem polskim. Język cerkiewnosłowiański jest pięknym językiem liturgiczny, ale wszyscy w pewien sposób (z większym zaangażowaniem się lub mniejszym) uczymy się go.
Carska rodzina na czele ze św. carem Mikołajem została kanonizowana przez Cerkiew rosyjską, która przebywała (i przebywa) za granicą (Ruskaja Zarubieżnaja Cerkow). Tak więc kult rodziny carskiej narodził się poza granicami Rosji. Wydaje mi się, że wśród rosyjskiej emigracji nadal pozostaje on znaczącym. Jeśli chodzi natomiast o inne lokalne autokefaliczne Cerkwie prawosławne, to sytuacja wygląda nieco inaczej. Przypuszczam, że synody lub sobory poszczególnych tych Cerkwi wpisały do dyptychów nowo kanonizowanych, natomiast ich pamięć nie jest czczona w sposób szczególny, chyba, że są osoby duchowne i świeckie, które darzą szczególna czcią tych świętych.
Problem modlitwy za zmarłych, którzy sami targnęli się na swoje życie wciąż pozostaje żywym i tak do końca nie rozwiązanym. Bardzo często ciężar tego nieszczęsnego czynu przenosimy na zaburzenia psychiczne, co rzeczywiście najczęściej ma miejsce. Jeśli tak dokładnie nie znamy stanu duchowego osoby, która odeszła w takich tragicznych warunkach, to wydaje mi się, że należałoby interpretować naszą modlitwę „na korzyść” osoby zmarłej, tj. czytać Psałterz jako za kogoś kto „odszedł w wierze i nadziei życia wiecznego”
W spisie imion prawosławnych nie ma imienia Sylwia.
Tam można. Wydaje się, że po raz pierwszy Kanon św. Andrzeja w był czytany w takim bardziej ogólnocerkiewnym kontekście w X w. w Konstantynopolu w obliczu zagrożenia trzęsieniem ziemi. Nie był to Wielki post.
Taka osoba oczywiście może wstąpić do monasteru. Jeśli posiada odpowiednie kompetencje, to również mogłaby zostać podniesiona do godności biskupiej. Jeśli jest to osoba świecka, która owdowiała, to raczej można przypuszczać, że nie ma wykształcenia teologicznego i tutaj perspektywa święceń biskupich jest dość oddalona. Jeśli jest to jednak duchowny, który był żonaty, owdowiał i przyjął postrzyżyny mnisze, to taka osoba, nazwijmy to – posiada więcej szans aby zostać wybrana na biskupa. Znam kilku takich biskupów, którzy wcześniej byli duchownymi żonatymi.
W spisie imion prawosławnych nie ma imienia Maja. Ogólnie uważa się, że Maja jest zdrobnieniem imienia Maria.
Jeśli to schorzenie jest na tyle wyleczone, że nie będzie stanowiło problemów w sprawowaniu posługi kapłańskiej to można. W takiej sytuacji to biskup, który zamierzałby wyświęcić taką osobę powinien zbadać sprawę. Najlepiej jeśli skonsultował by się z lekarzem, który zna sprawę i człowieka, który był chory.