Kiedyś chciałem się ożenić i mieć gromadkę dzieci, ale od dłuższego czasu myślę, że obecnie chyba lepiej nie mieć dzieci Świat zrobił się paskudny, wszędzie destruktywne ideologie, warunki życia tak u nas jak i w tej wychwalanej przed laty Ameryce czy Skandynawii stały się nie do życia Dzisiejszy świat nie jest dobrym miejscem dla wzrastania młodych ludzi Dlatego chyba zrezygnuję z potomstwa, aby hipotetyczne dzieci nie musiały cierpieć tak jak ja albo i gorzej Będzie mi smutno i będę samotny, ale tak chyba będzie lepiej niż ma cierpieć następne pokolenie Oczywiśćie zakładając, że nie chcę dzieci, również bym się nie ożenił, bo po co takie małżeństwo bez potomstwa. Czy chrześcijanin w ogóle może myśleć takimi kategoriami? Zasmucony

Moim zdaniem to błędne rozumowanie i prowadzi w swego rodzaju ślepy zaułek… Rozumując w ten sposób można by stwierdzić, że lepiej nie przechodzić przez ulicę, albo nie jeździć samochodem (środkami transportu publicznego też), bo tak wiele wypadków komunikacyjnych się zdarza, albo tak wielu pieszych ginie czy zostaje poszkodowanych na przejściach dla pieszych. W związku z tymi i wieloma innymi statystycznie licznymi przykrymi zdarzeniami może zatem lepiej nie ryzykować i nie wychodzić z domu? Świat nie jest jeszcze całkowicie zepsuty i „nie do życia”. Cytując porównania C. S. Lewisa z ‚Chrześcijaństwa po prostu’ można stwierdzić, że żyjemy na terytorium okupowanym przez złe moce i musimy walczyć o dobro. Mamy liczne przyczółki i punkty oporu – to nasze świątynie, miejsca modlitwy – to mogą/powinny też być nasze domy. Jeśli będziemy walczyć, wychodzić na zewnątrz, świadczyć o Bogu i o naszej wierze w Boga – przyczółki będą się powiększać i będziemy żyć na terytorium „wyzwolonym’… W opisanych przez Pana okolicznościach moim zdaniem lepiej lepiej nie ‚siedzieć w okopach’ i nie ‚chować głowy w piasek’… Wiary, nadziei i miłości nam trzeba. Mądrość też pomoże wykrzesać choć trochę odwagi…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe