Co Ojciec myśli o Nowym Przekładzie Dynamicznym (NPD) i czy prawosławny może używać tego tłumaczenia do modlitwy? Izydor

Myślę, że sprawa wygląda jak z każdym tłumaczeniem, są fragmenty, które właściwie oddają treść, są też takie, które potrzebowałyby pewnej precyzji. Ogólnie w wielu przypadkach przekład jest chwalony. Jeśli chodzi o stosowanie w modlitwie, to sprawa dotyczyłaby raczej Psalmów. Zapoznałem się jedynie pobieżnie z Psalmami i uważam, że w zupełności można używać przekład w modlitwie.

Kategorie: ks. Andrzej Kuźma, tłumaczenia



Jestem jeszcze katoliczką. Jeszcze, ponieważ od ponad roku, codziennie towarzyszy mi myśl i świadomie pragnienie przystąpienia do Prawosławia. Nie jest to chwilowe zachłyśniecie się pięknem zewnętrznym (np. bogatymi obrzędami na św. Liturgii). Czuję się tam jak u siebie. Ten przełom nastąpił po którejś z niedzielnych Liturgii. Pomimo długich nabożeństw do domu wracałam zawsze radosna i lekka na sercu, mimo że nie mogę w pełni przeżywać Eucharystii, co jest najgorsze. W kościele katolickim, mimo pełnej możności korzystania z sakramentów, które mam na wyciągnięcie ręki nie czułam tego oczyszczenia, lub szybko ulatywało albo brakowało tej radości po wyjściu. Brakowało „tego czegoś „. Mam 27 lat i poważnie podchodzę do tego kroku. Zastanawiałam się kiedy to uczynić. Po lekturze poprzednich odpowiedzi Ojca, daje sobie czas. Stopniowo zagłębiam lektury, które Ojciec polecał w poprzednich wypowiedziach. Faktycznie, to rozjaśnia. 1) Ale czy to wystarczy? 2) Czy mogę zrobić coś jeszcze? Piszę tę wypowiedź dlatego, że nie widziałam wcześniej aby ktoś o tym wspominał. Wiem, że przechodząc na Prawosławie akceptuję cały dogmat i historię Cerkwi, która jest zawiła i trudna dla przeciętnego człowieka. Nie wiem czy ktoś ze świeckich osób zdołał pojąć to w całości. 3) Czy nie rozumiejąc jej wszystkich zawiłości, to nie wyklucza mnie z przystąpienia do Wspólnoty i bycia z Wami w jedności? Przechodzę cały rok liturgiczny w Cerwki. Jeżeli jest coś niejasnego, po nabożeństwie szukam odpowiedzi i wyjaśnienia. Do Kościoła chodzę tylko w celu spowiedzi i świętej Komunii. Brzmi jak formalność albo odrobienie „pracy domowej” przed świętami. Męczy mnie to zawieszenie. 4) Ojcze po czym odczuje, że to właściwy moment na konwersję? Staram się bacznie przyglądać temu co mnie spotyka, dopatrywać znaku. Ale nie wiem. Pisząc to jesteśmy w okresie Wielkiego Tygodnia katolickiego, duchowo jego nie czuje a oczekuję przeżycia Wielkiego Tygodnia prawosławnego. 5) Czy to grzech? W pełni szanuję przekazaną mi wiarę na chrzcie, lecz nie chce pozostać bierna, odmawiać formułki na pamięć i odhaczać kolejne odrabianie „pracy domowej”. Myśl o konwersji nie pojawiła się po jakimś złym doświadczeniu przez Kościół. Bo tak jak Ojciec wspomniał w KK i CP zdarzać się mogą przykrości. W Cerkwi czuję po prostu tą duchową wiosnę, ale jak z niej wyjdę towarzyszy mi bojaźń i strach, myśli w stylu: Jak to powiem rodzinie, jak na to zareagują? Że planuje wziąć ślub w Cerkwi i wychować w niej dzieci (dlatego tu kolejne pytanie 6) swojemu potomstwu chciałabym ją przekazać tak jak rodzice prawosławni od urodzenia, czy będąc konwertytą zrobię to właściwie? 7) Czy tylko mój przyszły mąż (obecnie chłopak) będąc prawosławnym od zawsze ma pełne prawo do zagłębienia dziecka w Prawdy Wiary i inne zagadnienia?) Na koniec chciałabym zapytać o zdanie Ojca na temat konwertytów i konwersji? 8) To grzech odchodzić od pierwotnego wyznania? Ci ludzie są w jakiś sposób postrzegani/traktowani inaczej? Co Ojciec radzi? Dziękuję za wszelkie podpowiedzi, rady i wskazówki. Justyna

Spróbujmy rozprawić się z tym dość obszernym zestawem pytań po kolei.

Cieszę się ze stwierdzenia, że ‘zadana’ lektura rzeczywiście dużo rozjaśnia.

1) „Ale czy to wystarczy?” Z pewnością to jeszcze za mało – to właściwie dobry początek.

2) „Czy mogę zrobić coś jeszcze?” Zdecydowanie tak. Trzeba żyć zgodnie z ‘wyczytanymi’ prawdami wiary, prawosławną Tradycją i praktyką. Najlepiej byłoby w związku z tym stać się częścią lokalnej parafialnej wspólnoty.

3) „Czy nie rozumiejąc wszystkich zawiłości, nie wyklucza mnie to z przystąpienia do Wspólnoty i bycia z Wami w jedności?” Zapewniam Cię, że wielu prawosławnych nie zna dokładnie historii Cerkwi i wspomnianych ‘zawiłości’. Tradycja chrześcijańskiego Wschodu i Zachodu jest w absolutnej większości wspólna – to tradycja chrześcijańska (wspomnij porównanie nauczania Kościoła/Cerkwi do lornetki, która pokazuje drogę do królestwa Bożego). Wprowadzone na Zachodzie różnice w nauczaniu o tym, co w chrześcijaństwie najważniejsze (dogmat o Bogu w Trójcy Osób i Wcieleniu Syna Bożego) spowodowały rozłam, brak jedności wiary i w konsekwencji brak możliwości wspólnego sprawowania Eucharystii i innych misteriów. Różnic jest bardzo wiele, ale są ‘mniejszego kalibru’ i to nie one spowodowały rozłam. Można tu stwierdzić, że w większości są świadectwem bogactwa chrześcijańskiej Tradycji zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Przejście na prawosławie wymaga jedynie zdecydowanego odrzucenia tych właśnie najważniejszych dogmatycznych różnic/błędów w nauczaniu.

4) „Po czym odczuję, że to właściwy moment na konwersję?” Twoja wypowiedź wyraźnie sugeruje, że pragniesz wejścia we Wspólnotę, chciałabyś stać się jej częścią/członkiem/komórką, a to może nastąpić poprzez spowiedź i komunię właśnie. Czytając Twe słowa wspominałem liczne i długie rozmowy z konwertytami, którzy studiowali teologię prawosławną w Seminarium św. Włodzimierza w Nowym Jorku (w latach 1989-91 stanowili 50% studentów, a kilkanaście lat później było ich już ponad 85%). Opowiadali o rożnych początkach swej drogi do prawosławia, mniejszych i większych ‘zakrętach’, potknięciach i zwrotach, ale wszyscy wskazywali na ten sam ‘ostateczny’ decydujący argument – było to pragnienie pełnego uczestnictwa w Boskiej Liturgii i w eucharystycznej wspólnocie wiary. Będąc na Boskiej Liturgii pragnęli wraz z innymi członkami lokalnej wspólnoty przystąpić do misterium Eucharystii.

5) „Czy [konwersja] to grzech?” Pisałem już o tym wcześniej – „Przejście z rzymskiego katolicyzmu na prawosławie nie jest zmiana religii. To zmiana wyznania. Absolutnie nie rozpatrywałbym tego w kategoriach grzechu i jako powodu do „zatracenia”. Proszę poczytać pytania i odpowiedzi w dziale „konwersja”. Polecam m.in. wypowiedź z 03-10-2020”.

6) „Swojemu potomstwu chciałabym przekazać [wiarę] tak, jak rodzice prawosławni od urodzenia, czy będąc konwertytą zrobię to właściwie?” 7) „Czy tylko mój przyszły mąż (obecnie chłopak) będąc prawosławnym od zawsze ma pełne prawo do zagłębienia dziecka w Prawdy Wiary i inne zagadnienia?” Mam nieodparte wrażenie, że prawosławni „z wyboru”, przez to, że przygotowując się do przejścia/konwersji dużo czytali, zastanawiali się, pytali, szukali odpowiedzi, rozważali, porównywali, zmagali się z obawami i lękami, itp., itd., mogą wiedzieć o prawosławiu więcej niż „prawosławni od zawsze”… Najlepiej połączyć Wasze ‘siły i starania’ i przekazywać wiarę wspólnie, uzupełniać się nawzajem. Sama wiedza to nie wszystko – trzeba jeszcze „tego czegoś”… Niektórzy mówią/twierdzą, że „to coś” „wysysa się z mlekiem matki”, ale inni zapewniają, że „tym czymś” trzeba „nasiąkać” przez  praktykowanie, trzeba tym żyć… To swego rodzaju „prawosławny etos”? Działając wspólnie poradzicie sobie.

Pytanie ‘bez numeru’ – „Jak powiem rodzinie, jak na to zareagują?” Można mówić „otwartym tekstem”, można też stopniowo ‘dyplomatycznie’ przygotowywać „grunt” do rozmowy na ten temat. Dużo/wszystko zależy od stanu/stopnia wiedzy/zrozumienia różnic i podobieństw, stereotypów i uprzedzeń. Nie znam sytuacji, więc nie podpowiem… Myślę że porównania do lornetki, mistrza i trzech uczniów mogą okazać się wielce pomocne. Najbardziej ‘przekonywujące’ może okazać się jednak żywe zaangażowanie, „życie wiarą” w odróżnieniu od biernego ‘praktykowania’.

8) „Czy to grzech odchodzić od pierwotnego wyznania?” – na to pytanie już odpowiedzieliśmy – zmiany ustawienia ostrości lornetki na lepszą nie powinna być postrzegana jako błąd… „Czy ci ludzie są w jakiś sposób postrzegani/traktowani inaczej?” Rożnie to może wyglądać. Zapewne może się zdarzyć postawa „ostrożności” granicząca z „nieufnością”, ale mam wrażenie, że prawosławni z wyboru przez wielu prawosławnych (w większościowo rzymskokatolickiej Polsce w szczególności, ale nie tylko) postrzegani są zwykle jako ludzie niezwykle odważni i godni podziwu. Ostrożność i nieufność (a może i niechęć) niektórych może budzić chociażby to, że dowiedzieli się/naczytali się/wiedzą o prawosławiu więcej/dokładniej niż „prawosławni od zawsze(?)”. Ponadto, bywają często bardziej zaangażowani w życie wspólnoty. Na Zachodzie nazywają to „syndromem konwertyty” – szczególnie tuż po przyjęciu prawosławia „tryskają” energią, entuzjastycznie wręcz uczestniczą w życiu wspólnoty. Ale podczas gdy jednych to niepokoi (bo uświadamia, że sami mogą/powinni robić więcej i ta świadomość ich niepokoi i zawstydza), dla innych to przykład do naśladowania – pobudza do wzmożonej aktywności w życiu Cerkwi. A tego nam wszystkim trzeba…

Radzę podjąć w końcu decyzję (bo chyba dostatecznie(?) długo już dojrzewa) i „pójść na całość”… W pierwszych wiekach chrześcijaństwa chrzest następował jedynie raz w roku – w Wielką Sobotę. Jednak aby w pełni uczestniczyć już w tegorocznych nabożeństwach (przeżywaniu) Wielkiego Tygodnia, do spowiedzi i Eucharystii (i do prawosławia) można przystąpić wcześniej…

Kategorie: konwersja, Ks. Włodzimierz Misijuk



Od jakiegoś czasu poważnie zastanawiam się nad konwersją. Od pobytu w Gruzji i trafieniu w trakcie zwiedzania na nabożeństwo zaczęłam czuć, że to w cerkwi jest moje miejsce. Minęły już od tego czasu 4 lata, na razie jedynie staram się czytać teksty dotyczące prawosławia, w świątyni w Polsce jeszcze nie byłam. Martwi mnie jedna rzecz, która w głównej mierze sprawiła, że oddaliłam się od kościoła rzymskokatolickiego. Moi rodzice nie mieli ślubu i rozstali się zaraz po moim urodzeniu. Przez to nigdy nie czułam się że mam „pełną rodzinę”, byłam wychowywana jedynie przez mamę. Niestety, ta moja inność była przeze mnie mocno odczuwana w kościele, czułam się gorsza, jakby moja rodzina nie była taka, jaka powinna być. Czy w kościele prawosławnym również jest takie nastawienie do osób samotnie wychowujących dzieci, zwłaszcza, jeśli z partnerem nie miało się ślubu? Nie chcę zostać drugi raz odrzucona przez społeczność przez coś, na co nie miałam wpływu, a czuję, że mam niespełnione potrzeby i dotyczące wiary, i dotyczące należenia do społeczności. Kaja

Mnie z kolei niepokoi, że przez całe 4 lata nie zajrzała Pani do żadnej cerkwi w Polsce. Skoro wizyta w cerkwi w Gruzji spowodowała myśl o zmianie wyznania, to nawet z „czystej ciekawości” sprawdziłbym, czy nabożeństwo w Cerkwi w Polsce powoduje takie same wrażenie, czy też wypadałoby wracać/przenosić się do Gruzji na stałe(?). Większość, co prawda,  jest wspólna dla wszystkich prawosławnych, są też jednak bardziej czy mniej subtelne różnice… np. różne języki nabożeństw, lokalne kulturowe tradycje, zwyczaje itp.

Zamiast martwić się „na zapas”, jak byłaby Pani przyjęta w danej lokalnej prawosławnej wspólnocie/parafii, spróbowałbym zlokalizować taką wspólnotę i sprawdzić „jak sprawy się mają”. Ogólnie rzecz ujmując prawosławie cechuje większa „otwartość” w nadmienionych kwestiach – np. dzieciom urodzonym w nieformalnych związkach nie odmawia się chrztu (dlaczego dziecko miałoby być „karane” za grzechy czy niedociągnięcia rodziców?), a rozwiedzeni nie są pozbawiani możliwości przystępowania do spowiedzi i komunii. Prawosławnym również różnie układa się współżycie, zdarzają się większe i mniejsze potknięcia, różne bywają „nastroje” w poszczególnych parafialnych rodzinach, ale przecież „na wszystko jest sposób”. Jeżeli coś „szwankuje”, warto próbować to naprawić. Być może wystarczy jedynie „naoliwić mechanizm” i sprawa ruszy z miejsca. Ponadto, warto pamiętać, że nawet w przypadku dobrych relacji, dobrego nastawienia lokalnej wspólnoty, też trzeba nad tym pracować. Starożytna chińska mądrość ludowa ostrzega, że płynąc łodzią pod prąd rzeki, aby utrzymać się w tym samym miejscu, też trzeba wiosłować. Angielska z kolei i bardziej współczesna mądrość stwierdza, że stojąc w miejscu, cofamy się – gdy stoję w miejscu, świat wokół pędzi do przodu ostatnimi czasy coraz prędzej i zostaję z tyłu… Aby stać się częścią jakiejkolwiek społeczności/wspólnoty, trzeba chyba najpierw ją znaleźć/wybrać, a następnie do niej wejść – bezczynne czekanie „na uboczu” na zaproszenie może być długotrwałe i nużąco zniechęcające. Trzeba działać (wprosić się?) i pobudzać do działania (prowokować otwartość, w razie jej brakuje). „Bo do tang trzeba dwojga…”  Jeśli pojawia się tutaj Pani stwierdzenie: „Wiśta wio – łatwo powiedzieć”, odpowiem angielską mądrością ludową: „No pain, no gain”…  a po naszemu dodam: „łatwo przyszło, łatwo poszło”. Jeśli tymczasem ciągle coś „nie gra”, może warto zapisać się na „kurs tańca” – instruktor/trener/specjalista podpowie, jak bezpiecznie stawiać kolejne kroki…  Życzę odwagi, śmiałości, wiary, nadziei, ufności, trafności wyboru i niezwłocznej wizyty w najbliższej(?) cerkwi…

Kategorie: konwersja, Ks. Włodzimierz Misijuk



Proszę o pomoc w takiej trudnej sytuacji dla całej mojej najbliższej rodziny, jesteśmy prawosławni ,moja córka straciła synka zaraz po porodzie, w szpitalu został ochrzczony, moja córka jest dobrym człowiekiem nie zrobiła nikomu świadomie krzywdy (chyba że o czymś nie wie – mówi), to było jej pierwsze dziecko dlaczego spotkała ja i nas taką straszna rzecz, ona ciągle powtarza za co i dlaczego, jak dalej żyć, co robić, nie rozumiem, jak jej pomóc, jak to wytłumaczyć, nie wiem, bo sama strasznie to przeżywam, jak z tym poradzić i podnieść, proszę o pomoc. Mama

Głęboko współczuję Wam w tej trudnej, niespodziewanej sytuacji. Trudno to wytłumaczyć, bo zbyt mało wiemy na temat przyczyn zgonu dziecka, a powodów może być wiele. Mogła to być jakaś ukryta choroba dziecka, komplikacje przy porodzie, przedwczesny poród… Badania medyczne wykazały, że w przypadku ukrytych wad/słabej ‘kondycji’ embrionu/płodu, organizm matki ‘samoczynnie’ przerywa zagrożoną ciążę… W większości przypadków (ponad 80%) następuje to w pierwszych dniach ciąży i kobiety w ogóle tego nie zauważają. Zdarzają się poronienia w późniejszych stadiach ciąży, bywa też, że następują tuż przed terminem porodu. Wówczas to wielce bolesne doświadczenie. Przyczyn tych poronień jest wiele, mogą nakładać się i potęgować. Niektóre mogą być zależne od sposobu życia matki (np. uzależnienia, brak ostrożności) na inne nie mamy albo żadnego, albo wystarczającego wpływu (dużo może zależeć od diety i np. od tego, co zawiera wysoko przetwarzana/’konserwowana’ żywność…). W Waszej wypowiedzi wyczuwalny jest domył, że to może być kara za jakieś grzechy. Na pewno tak nie jest!

Bez względu na przyczynę zgonu trzeba się cieszyć, że niemowlę zostało ochrzczone zaraz po porodzie. Z naszej chrześcijańskiej perspektywy to najlepsze, co w tej sytuacji można było zrobić. Chrzest (nawet ten ‘niepełny’) powoduje ‘wszczepienie’ nowego życia (komórki?) w Ciało Chrystusa, którym jest Cerkiew. Choć ciało dziecka obumarło, dusza żyje nadal. Skoro zanim zmarło, nowo ochrzczone niemowlę nie popełniło żadnego grzechu, wierzymy, że jego dusza będzie oczekiwać na zmartwychwstanie i ponowne połączenie ze swym ciałem (i z rodzicami) w błogosławionym stanie, ‘na łonie Abrahama’ (por. ewangeliczna przypowieść o bogaczu i Łazarzu – ŁK 15,19-31). Chrzest w imię Świętej Trójcy Osób powoduje naszą ‘rejestrację’ w niebiańskim Jeruzalem, w królestwie Bożym – ‘miejscu’ naszego stałego zameldowania. Całe nasze życie na ziemi to przebywanie w miejscu/ach ‘tymczasowego zameldowania’. Całe to nasze ‘tymczasowe’ życie zostało na  dane, abyśmy mogli powrócić do miejsca stałego zameldowania – do domu Ojca. Z tej perspektywy powinniśmy się cieszyć, bowiem wierzymy, że to nowo ochrzczone dziecię już tam jest… my zaś ciągle jeszcze jesteśmy daleko od tego najważniejszego celu naszego życia. To właśnie dlatego prawosławne nabożeństwo pogrzebu powinno odbywać się w białych szatach liturgicznych – z jednej (czysto ludzkiej) strony, pogrzeb to doświadczenie wielkiego bólu rozłąki z ukochaną osobą, z drugiej jednak (tej chrześcijańskiej) to radość z powodu przejścia/powrotu duszy zmarłego (cs. usopszago – śpiącego) do wieczności i życia z Bogiem i w Bogu! Polecam lekturę tekstu metropolity Antoniego Blooma – „Śmierć i rozłąka”, dostępny na stronie http://www.typo3.cerkiew.pl/index.php?id=prawoslawie&a_id=213

Kategorie: Bóg, literatura, rodzina



W Wielką Środę o 16 w naszej cerkwi będzie sprawowany sakrament jeleoswiaszczenia. Chciałabym w nim uczestniczyć. Jak powinnam prawidłowo się do niego przygotować? Wiem, że jest on poprzedzony spowiedzią i przyjęciem św. Pryczastia, więc powinnam być na czczo. Ile godz. przed powinno się nie jeść i pić? Przyjmuję na stałe lekarstwa. Raisa

Zwykle sakrament Jeleooswiszczenija (Namaszczenia chorych) sprawowany jest w naszych parafiach po południu przed Liturgią Uprzednio Poświęconych Darów. Właściwie post, który zalecany jest wiernym dotyczy przede wszystkim tejże Liturgii. Ogólnie powinno się pościć przez cały dzień by potem przystąpić do św. Darów. Post jednak jest bardzo trudnym i wierni zwykle spożywają pewne posiłki. Nie ma jasnych reguł, które wskazywałyby jak długo powinien trwać taki post, by po południu wierni mogli przystąpić do Eucharystii. Z praktyki, którą obserwujemy duchowni wskazują na 8-mio godzinny post przed przystąpieniem do Priczastia. Do sakramentu chorych przystępują zwykle osoby ze znaczącymi problemami zdrowotnymi więc czasem i taki post jest trudny do wypełnienia. Może być on krótszym, ale sugerowałbym porozmawiać na ten temat z duchownym. Jeśli wierni przystępują jedynie do sakramentu Jeleooswiaczszenija i nie przystępują potem do Eucharystii mogą oczywiście przystąpić do spowiedzi, ale sama spowiedź nie musi być poprzedzona postem. Odniesieniem do postu jest przede wszystkim przystąpienie do Eucharystii i może być samo Jeleooswiaszczenije. Przyjęcie lekarstw, które są nam przypisane oczywiście może mieć miejsce. Można samemu ocenić w jakim momencie przyjmować lekarstwa, można też porozmawiać z duchownym.  

Kategorie: ks. Andrzej Kuźma, liturgika, życie duchowe



Czytam obecnie książkę śp. bp Kallistosa „Kościół Prawosławny”. W tej książce (s. 286-288) biskup napisał, że Kościół Prawosławny nie dokonuje dogmatyzacji Matki Boskiej i pozostawia wiele w gestii wiary prywatnej członków Kościoła, między innymi temat Jej niepokalanego poczęcia. Jako że księża w kategorii konwersja polecali tą książkę dla rozeznających prawosławie, jak ta wypowiedź biskupa ma się do tego, że w tej kategorii konwersja mowa jest o tym, że przejście na prawosławie wymaga spowiedzi, podczas której wyrzekamy się błędnego nauczania o pochodzeniu Ducha Świętego (gdzie też dużą część książki nie ma klarownego stanowiska, że katolicy tu heretyzują) i niepokalanym poczęciu. Skoro, jak sam biskup zaznacza, wielu prawosławnych wierzy w niepokalane poczęcie, to dlaczego osoby chcące przejść na prawosławie miałyby się tego poglądu/nauczania wyrzekać? Anonim

W odpowiedzi posłużę się cytatem, który tę kwestię wyjaśnia. Myślę, że mowa tu o różnicy w podejściu do zagadnień wiary – podczas gdy rzymski katolicyzm ma tendencję do „katechetycznego” uściślania i „szufladkowania” wszystkiego, prawosławie w obliczu największych misteriów wiary zatrzymuje się z bojaźnią, nie ośmiela się „drążyć” i dociekać „jak, po co i dlaczego” i „powstrzymuje się” jedynie(?) do oddawania chwały…Ostatni akapit na s. 287 wyjaśnia:
Nauczanie o Trójcy Świętej i o Wcieleniu zostało zdogmatyzowana, bowiem przynależy do publicznego nauczania Kościoła, podczas gdy cześć oddawana Bogarodzicy jest częścią składową wewnętrznej Tradycji Kościoła: „Trudno jest mówić, nie mniej trudno i myśleć o tajemnicach, jakie Kościół chroni w głębi swej wewnętrznej świadomości. […] O Matce Bożej nigdy nie nauczali apostołowie. Jeżeli Chrystus głoszony jest na dachach, opowiadany w celu poznania przez wszystkich poprzez naukę, zwróconą do całego świata, to tajemnica Matki Bożej otwiera się wewnątrz Kościoła wiernym, którzy przyjęli słowo Boże […] To nie tylko przedmiot naszej wiary, ale i fundament naszej nadziei – owoc wiary, dojrzały w Tradycji. Zachowamy więêc milczenie i nie będziemy usiłowali dogmatyzować chwały Matki Bożej” (cytat z dziełą W. Łosskiego).
Ponadto, nie zgadzam się z Pana stwierdzeniem, jakoby „biskup napisał, że Kościół Prawosławny nie dokonuje dogmatyzacji Matki Boskiej i pozostawia wiele w gestii wiary prywatnej członków Kościoła”. Na wskazanych stronach można przeczytać, że „Tak naprawdę Kościół prawosławny nigdy formalnie i definitywnie nie wypowiedział się na ten temat [dogmat Niepokalanego Poczęcia]. W odległej przeszłości nieliczni prawosławni mogli posuwać się do stwierdzeń, które co prawda w zdecydowany sposób nie potwierdzały doktryny Niepokalanego Poczęcia, to jednak blisko się o nią ocierały, ale od roku 1854 przeważająca większość prawosławnych zdecydowanie tę doktrynę odrzuca. […]  Z prawosławnego punktu widzenia, cała ta kwestia należy do sfery prywatnej opinii teologicznej i jeśli niektórzy prawosławni skłaniali się ku wierze w Niepokalane Poczęcie, nie mogą być przez to uznani za heretyków”. Nie chodzi tu zatem o „pozostawianie wiele w gestii wiary prywatnej członków Kościoła” lecz o teologumen – „prywatną opinię teologiczną” któregoś z/niektórych członków Kościoła…
Co do stwierdzenia, jakoby „duża część książki nie ma klarownego stanowiska, że katolicy heretyzują” w nauczaniu o Pochodzeniu Ducha Świętego, wskazałbym na skrupulatne holistyczne/całościowe podejście Autora w opisywanych zagadnieniach. Bp Kallistos wskazuje m.in., że wielu rzymskich katolików pojmuje/interpretuje „i Syna” jako „przez Syna”, co nie jest bynajmniej herezją (ponadto wielu też pomija Filioque w symbolu wiary). Niestosowne zatem byłoby „wrzucać wszystkich do tego samego worka”. Osobiście mam wrażenie, że bp Kallistos nie zajmuje się wyszukiwaniem i   „wytykaniem” błędów czy nieprawidłowości, ale wskazując na nie, zastanawia się nad możliwościami rozwiązania danego problemu, aktywnie szuka poprawnych/stosownych z prawosławnej perspektywy sposobów powrotu do jedności chrześcijańskiej wiary… Za co zawsze Go podziwiam. Wielce wymowna jest w tym kontekście cytowana przez Niego opowieść o mistrzu i trzech uczniach…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, literatura, wiara



Do jakiego świętego/świętej warto się modlić o znalezienie męża? Bardzo boję się, że będę sama. Anna

Myślę, że adresatami takiej modlitwy mogliby być święci małżonkowie – np. Joachim i Anna, Zachariasz i Elżbieta. Proponuję też następująca modlitwę, którą właśnie przetłumaczyłem:

O Wszechdobry Panie, wiem, że moje szczęście zależy od tego, czy miłuję Ciebie całą moją duszą i całym moim sercem, i we wszystkim wypełniam świętą Twoją wolę. Sam, Boże mój, prowadź moją duszę i wypełniaj moje serce; Tobie jedynemu pragnę służyć, bowiem Bogiem i Stwórcą moim jesteś. Uchroń mnie przed pychą i samolubstwem; niech przyozdabia mnie rozum, skromność i cnota. Brzydzisz się próżnością, bowiem powoduje skazy; obdarz mnie zatem pragnieniem pracowitości i pobłogosław moje starania. Skoro Twoje prawo zaleca ludziom życie w uczciwym małżeństwie, to powołaj mnie, Święty Ojcze, do tego uświęconego przez Ciebie stanu, nie dla zaspokojenia mych pragnień, lecz dla spełnienia Twego zalecenia; Ty sam bowiem powiedziałaś: niedobrze jest człowiekowi, gdy jest sam i stworzywszy mu żonę, aby mu pomagała, błogosławiłeś im, aby rozradzali i rozmnażali się, i napełniali ziemię (Rdz. 1,28; 2,18).

Usłysz moją pokorną modlitwę skierowaną do Ciebie z głębi mojego panieńskiego serca; daruj mi uczciwego i pobożnego męża, abyśmy mogli wspólnie, w miłości i zgodzie wysławiać Ciebie, miłosiernego Boga: Ojca i Syna, i Świętego Ducha teraz i na wieki wieków. Amen

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, pozostałe, tłumaczenia



Uczęszczam na nabożeństwa w Soborze Św. Mikołaja w Białymstoku ale dopiero gdy znajomy któremu pokazywałam sobór zapytał mnie o pewne szczegóły wystroju, to zorientowałam się że nie znam odpowiedzi. Proszę o pomoc 1. Pod Ikoną Białostockiej Matki Boskiej jest obraz przedstawiający stopę. Często występuje on też w innych cerkwiach ale nie udało mi się znaleźć konkretnych informacji. Z czym się wiąże ten obraz i co przedstawia? 2. Po przeciwnej stronie soboru pod Ikoną Opieki Matki Bożej jest ikona Matki Boskiej w typie Hodegetrii a pod nią w ramce jest tekst. Co to za ikona? Czego dotyczy ten tekst? Czy ma on jakiś związek z tym że nad carskimi wrotami jest umieszczona Poczajowska Ikona Matki Bożej? 3. W wielu cerkwiach nad ikonostasem są umieszczone wizerunki tablic z dziesięcioma przykazaniami i czaszy. Czasem jest to bardzo widoczne że zostały one dodane dużo później i stylistycznie nie pasują do ikonostasu. Dlaczego umieszcza się na ikonostasie takie dodatkowe symbole? W Soborze św. Mikołaja na ikonostasie na górze po prawej stronie jest czasza a co znajduje się po lewej? Zgaduję, że jest to laska Mojżesza ale nie mam pewności. Anna

1. Jest to obraz – kopia odbicia stopy Bogurodzicy z monasteru w Poczajowie. Świadczy o łączności modlitewnej i historycznej z tym monasterem (do końca II wojny światowej monaster należał do naszej Cerkwi).
2. Jest to Kazańska ikona Matki Bożej. Pod spodem jest tekst jednej z wielu (ludowych) pieśni ku czci Najświętszej Bogarodzicy.
3. Z lewej strony jest przedstawienie krzyża z wężem (patrz Księga Liczb 21,4-9). Jest to praobraz ukrzyżowanego Chrystusa. Wydaje mi się, że umieszczanie dodatkowych elementów na samej górze ikonostasu jest zabiegiem upiększającym, symbolicznie wskazującym na wypełnienie praobrazów Starego Testamentu w Nowym Testamencie.

Kategorie: ks. Piotr Makal, pozostałe



Czy osoba rozwiedziona może przystąpić do spowiedzi? Irena

Każda osoba może przystąpić do spowiedzi. Jeśli osoba popełniła grzech to wręcz powinna przystąpić do sakramentu pokajania.

Kategorie: ks. Andrzej Kuźma, liturgika



Czy będąc w związku z osoba katolicka można chodzić raz w niedziele do kościoła a raz do cerkwi? Mateusz

Jeśli takie rozwiązanie zadawala obie strony, to nie widziałbym przeszkód w praktykowaniu takich ustaleń.

Kategorie: ks. Andrzej Kuźma, pozostałe, rodzina



Strona 8 z 159« Pierwsza...678910...203040...Ostatnia »