Przyznam szczerze, że czytając Pani tekst, z wielu powodów miałem tzw. „mieszane uczucia”. Wiele można by czy nawet należałoby Pani wyjaśnić, ale mam poważne wątpliwości, czy rzeczywiście tego Pani oczekuje. Spróbuję wyjaśnić to Pani własnymi słowami.
W Pani wypowiedzi pojawia się m.in. niepokojące stwierdzenie: <<Oczywiście dalej chciałabym zostać parafianką – ale coraz częściej widzę, że jest dużo sprzeczności i zaczynam się czuć jak „wyrzutek chrześcijański”>>. Domyślam się, że chodzi Pani o odczucie „wyrzucenia z prawosławia” i wydaje mi się to co najmniej dziwne, bo wcześniej stwierdza Pani: „Jestem chrześcijanką wierzącą ale słabo praktykującą”, „zgodziłam się sama przed sobą już dawno, że narzeczony dużo lepiej wychowa przyszłe dzieci w wierze religijnej katolickiej”, a do tego „ja z ogromną przyjemnością będę mu w tym pomagała”, bo „sami częściej chodzimy do kościoła niż cerkwi”; „ślub w cerkwi nie wchodzi w grę” i „wiem również, że jeśli przyjmę komunie w kościele to będzie to uznane przez cerkiew jako przejście na wiarę katolicką” oraz „przeszło mi przez myśl, czy nie będzie łatwiej jak przejdę na inną wiarę – tam gdzie zdecydowałam się wychowywać dzieci – w kościele”. Wyczuwalna jest też pretensja: „Akt chrztu nie należy do mnie?”
W związku z powyższym mam nieodparte, niestety, wrażenie, że Pani już dawno zdecydowała – zrezygnowała już Pani z prawosławnego chrześcijaństwa, ale swoją własną decyzję próbuje Pani „usprawiedliwić” czy raczej „przypisać” ją komuś/czemuś innemu – inaczej mówiąc: zrzucić winę na kogoś/coś innego.
Poczucie winy, albo co najmniej dyskomfortu, wyczuwalne jest w Pani stwierdzeniach: „Oczywiście dalej chciałabym zostać w parafii” ale „mam wrażenie, że cerkiew też mnie nie będzie chciała”. „Czy jest jakaś szansa żeby to rozwiązać dobrze?”
W odniesieniu do małżeństw mieszanych wyznaniowo zawieranych w kościele (a nie w cerkwi) i rezygnacji z prawosławia, ktoś dysponujący wiedzą i doświadczeniem na ten temat powiedział niegdyś, że decydują się na to prawosławni, którzy nie znają prawosławia – gdyby znali je w podstawowym nawet wymiarze, nigdy nie przyszłoby im to do głowy…
Pani słowa sugerują również, że nie jest Pani zainteresowana „nadrabianiem zaległości”, bo stwierdza Pani, że „z ogromną przyjemnością będę mu […] pomagała” w wychowywaniu „dzieci w wierze religijnej katolickiej”. Piszę o tym z przykrością, bo znam takie małżeństwo mieszane wyznaniowo, w którym rodzice, katolik i prawosławna, „faszerowali” swe ukochane dzieci tym, co uważali za najlepsze i najbardziej wartościowe i godne uwagi w obu ich chrześcijańskich tradycjach – wschodniej i zachodniej. Efekt był/jest „piorunujący” – dzieci wychowywane w ten sposób „oddychają obydwoma chrześcijańskimi płucami” i okazują się wielce wartościowymi , lepszymi chrześcijanami i ludźmi. (Chyba kiedyś pisałem już o tym w jednej z wy/odpowiedzi na temat małżeństw mieszanych wyznaniowo.) Jednak, aby przekazać dzieciom wszystko, co najlepsze we wschodniej tradycji chrześcijańskiej, trzeba ją znać, a jak mówi pewne przysłowie: „z pustego nawet sam Salomon nie naleje”…
„Jaki jest złoty środek takiej sytuacji?” Trudno odpowiedzieć na to pytanie „całościowo”. Wskażę jedną z wielu możliwości. Skoro Pani wie, że „jeśli przyjmę komunie w kościele to będzie to uznane przez cerkiew jako przejście na wiarę katolicką”, wystarczyłoby poprosić księdza, by nie udzielał Pani komunii podczas ślubu, bo jest(?) Pani prawosławna i chciałaby(?) Pani pozostać prawosławną chrześcijanką. To bardzo prosta „recepta”, nieprawdaż?. Podobnie „proste” (ale również „wymagające”) rozwiązania mają też inne wskazane przez Panią „trudności”.
Jak mówią „mądrości ludowe”: na wszystko jest sposób, ale trzeba go szukać, znaleźć i zastosować… Ewangeliczne słowa Chrystusa zachęcają i przekonują: „Szukajcie, a znajdziecie”…
Owocnych poszukiwań życzę.
Można powiedzieć, że Święto Trójcy Świętej obchodzone jest przez dwa dni. Właściwie drugi dzień jest dniem Ducha Świętego. W naszej lokalnej tradycji w niektórych kalendarzach mowa jest o trzecim dniu i święcie w Krynoczce tj. kapliczce i uroczysku należącym do parafii w Dubinach. Cerkiew w Krynoczce była wyświęcona w 1848 r. właśnie we wtorek po święcie Trójcy, dlatego też ten dzień stał się szczególnie ważnym i tak uroczyście obchodzonym w naszej lokalnej tradycji.
Aby zostać subdiakonem lub diakonem w Cerkwi należy uzyskać święcenia od biskupa. Trzeba jednak pamiętać, że subdiakoni (ipodiakoni), których widzimy przysługujących przy Biskupie, nie są to wyświęcenie subdiakoni, lecz prysłużnicy, którzy pełnią rolę subdiakonów. W naszej Cerkwi bardzo rzadko (jednak takie przypadki są) wyświęca się subdiakonów, którzy pełnią tę posługę przez dłuższy okres czasu. Aby zostać prysłużnikeim w roli subdiakona, należałoby być aktywnym prysłużnikiem w parafii gdzie jest biskup. Inaczej sprawa wygląda ze święceniami diakońskimi. Aby zostać diakonem wymaga się zwykle ukończenia Seminarium duchownego. Otrzymując święcenia diakońskie taka osoba jest przypisana do konkretnej parafii i wchodzi w skład kleru danej diecezji. Zakres obowiązków diakona może być bardzo szeroki, najważniejszym jednak jest służba w czasie św. Liturgii i innych nabożeństw.
Najczęściej wierni, którzy zwracają się do Boga o pomoc w czasie choroby zabiegają o wstawiennictwo świętych, którzy byli lekarzami, takich jak, św. Pantelejmon, święci Kosma i Damian, św. Łukasz (Wojno-Jasieniecki) i inni. Modlitwy do tych świętych najlepiej poszukać w Akatystach, które są im poświęcone. Ponadto w czasie choroby można zwracać się do świętych, których dobrze znamy, np. do św. Mikołaja, św. Jerzego i innych.
Taki dokument nie jest potrzebny. Nie wiem, czy właściwym jest interpretowanie przejście do Kościoła prawosławnego jako apostazja Kościoła rzymskokatolickiego? Znam wiele osób prawosławnych, które przeszły z rzymskiego katolicyzmu do prawosławia, traktując Kościół rzymskokatolicki jako pewien etap w swoim życiu duchowym. Szukając duchowości, modląc się i zapoznając się z historią te osoby trafiły do Kościoła prawosławnego.
W Cerkwi nie można zawrzeć małżeństwa z osobą, która nie jest chrześcijaninem.
Bardziej przywykliśmy do ikon, które są pisane (malowane), ale przecież inne formy sztuki sakralnej również są przyjęte. Forma wyszywania ikon nie została chyba rozwinięta w prawosławiu i osobiście nie spotkałem się by ktoś przyniósł ikonę wyszywaną do wyświęcenia, ale wydaje mi się, że byłaby to rzecz naturalna aby taki wizerunek wyświęcić. Jeśli ktoś chciałby specjalizować się w wyszywaniu ikon, to myślę, że należałoby poprosić błogosławieństwa osoby duchownej, natomiast, jeśli wyszywanie jest naszym hobby, to aby stworzyć wizerunek osoby świętej nie jest konicznym takie błogosławieństwo. Myślę, że ikony w ten sposób uczynione należałoby traktować na równi z inną formą świętych wizerunków.
Modlitwy tej nie ma w naszych służebnikach do św. Liturgii, dlatego, że jest ona dość późnym dodatkiem stosowanym w niektórych Cerkwiach (parafiach). Jest to modlitwa, która w swojej treści i gestach nawiązuje do modlitwy celnika (Łk 18,13). Oczywiście można ją stosować w ramach modlitw wieczornych.
Nie pamiętam konkretnego pytania na ten temat – nie pisałem o tym, bo łatwo i szybko dostępne są bardzo dobre teksty o misterium namaszczenia świętym olejem autorstwa o. Konstantego Bondaruka, prof. Paula Meyendorffa i bp Kallistosa Ware – http://www.typo3.cerkiew.pl/
Droga konwersji do prawosławie powinna być moim zdaniem „wyważona”, dobrze przygotowana i „przeprowadzona”. Polecam w związku z tym lekturę tekstów konwertytów o ich drodze do prawosławia – jest ich kilka na portalu cerkiew.pl (w starej wersji, w dziale „o prawosławiu” – http://www.typo3.cerkiew.pl/
Ze ślubem trudniejsza sprawa, bo z tego co wiem, baptyści nie uznają małżeństwa za sakrament. Trzeba będzie o tym porozmawiać z duchownym, a być może lektura podpowie więcej.
Owocnej, przekonywującej i utwierdzającej lektury życzę