W odniesieniu do „życia intymnego małżonków, Cerkiew zajmuje stanowisko niezwykle powściągliwe i jednocześnie pełne zaufania w poczucie ich odpowiedzialności”. Podczas misterium spowiedzi, kapłan „nie pragnie wdzierać się w intymność relacji tych, którzy stali się jednym ciałem […] obecność kogoś trzeciego, stawiającego pytania (nawet jeśli to osoba duchowna), byłaby nie na miejscu”.
„W nauczaniu Kościoła prawosławnego, zjednoczenie cielesne małżonków stanowi w pełni część sakramentu. Nie jest ono […] wstydliwą częścią małżeństwa! Powiedzmy wyraźnie: nie jest ono przeznaczone wyłącznie do „reprodukcji”. Mechaniczna koncepcja zjednoczenia, w której mąż i żona byliby w czasie stosunku jedynie „reproduktorami”, to herezja!
Te wybrane cytaty, które w kontekście poszukiwań pełniejszej odpowiedzi na zadane pytania, powinny zachęć Cię/Was do lektury książki Mały Kościół – mistyczna przygoda małżeństwa, a szczególnie rozdziału pt. Duchowe podstawy życia seksualnego w małżeństwie.
Aby poprawnie odpowiedzieć na obydwa początkowe pytania, wspomniany tekst sugeruje zadać następujące pytania: Komu/czemu miałoby to służyć? Czy to na pewno potrzebne/niezbędna dla podtrzymania i pogłębienia małżeńskiej więzi i miłości? Czy wypływa to z pragnienia, aby zaspokoić potrzebę bliskości ukochanej osoby? Czy na pewno pobudzi męża i żonę do kierowania swych cielesnych pragnień ku sobie nawzajem? Tutaj też dużo zależy od kontekstu…
Warto też zastanowić się nad ewentualnymi (realnymi niestety) niebezpieczeństwami. Zacytuję w związku z tym jeszcze jeden fragment: „Akt cielesny przeżywany jako czysta(?) rozrywka, a nie intymny i erotyczny wyraz głębokiej miłości, może stać się grzechem pornografii”… Jeśli to nie rozrywka, a na przykład „przejaw ciekawości”, czy w przypadku gdy z żoną/mężem nie wyjdzie tak, jak się oczekiwało (np. jak podczas jakiejś erotycznej sceny w kinie?), nie wypadałoby obawiać się, że pojawi się demoniczna pokusa, aby wyobrazić sobie, jak by to mogło „wyjść” z kimś innym? A może nawet spróbować…? Wspomnijmy zatem na słowa Chrystus: „Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa” (Mt 5,28).
Mądrości ludowe ostrzegają: „Ciekawość – pierwszy stopień do piekła” (może się nim okazać, ale nie musi…), apostoł Paweł zaleca natomiast: „Wszystkiego doświadczajcie, ale trzymajcie się tego, co dobre” (1 Tes 5,21)
Pytanie chyba nie jest do końca sformułowane. Odpowiadając na tyle ile rozumiem pytanie, skargi na biskupa diecezjalnego mogą być kierowane do Soboru Biskupów.
Myślę, że jest to problem wielu osób. Jeśli nie ma możliwości uczenia się przy parafii języka cerkiewnosłowiańskiego to sugerowałbym samej zająć się tą sprawą. Na początek proponowałbym wziąć tekst Liturgii św. Jana Chryzostoma (ta która odprawiana jest co niedzielę) w j. cerkiewnosłowiańskim i polskim i śledzić nabożeństwo. Są takie wydania.
Nie spotkałem takiego, kanonu, który zabraniał by nakładać rękawice w cerkwi. W mojej parafii z dzieciństwa i młodości prawie wszyscy wierni zimą nakładali rękawice w świątyni.
Temat już był niejednokrotnie dyskutowany i nie chciałbym kolejny raz do tego wracać. Ogólnie panuje zasada, że wybieramy imiona świętych, które są w naszym kalendarzu lub w Spisie Imion, które wydała Warszawska Metropolia. Argumentem przekonywującym może też być święty, który istnieje w kalendarzu innej lokalnej Cerkwi Prawosławnej. Przykładem może być św. Miłosz, który jest w kalendarzu Cerkwi Serbskiej, nie ma natomiast w naszym. Uargumentowanie nadania imienia Urszula lub Amelia byłoby chyba trudniejszym.
Sytuacja byłaby znacznie łatwiejsza, kiedy chodziłoby o miejscowość (miasto), gdzie jest więcej parafii i więcej duchownych, spośród których moglibyśmy zwrócić się do osoby, która nam odpowiadałaby. Jeśli takich możliwości nie mamy, byłoby właściwym ocenić, co możemy realnie zrobić? Proszę pamiętać, że są jeszcze monastery, do których możemy jeździć i myślę, że tam z pewnością znajdziemy wsparcie. Natomiast w kierowaniu się przy szukaniu osoby, która nas by duchowo wspierała należałoby sugerować się tym, do kogo czujemy największe zaufanie.
Polecam modlitwy do Bogarodzicy. Jest ich wiele i są bardzo „wymowne”. To do Niej zwracamy się w trudnych chwilach z prośbą o pocieszenie i wsparcie. Warto sięgnąć do Akatystu do Bogarodzicy i wielu jego wersji w akatystach do cudownych ikon Bogarodzicy. Niektóre mogą być już dostępne w tłumaczeniu na język polski.
W związku z „niepewnością w kwestii tych najprostszych, bytowych trosk finansowych” przywołuję słowa naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa – „Szukajcie naprzód królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie wam dodane” (Mt 6,33).
Zanim pojawiły się ‚wyświetlacze” zdarzało się (i teraz też sią zdarza), że ikonki (albo zdjęcia bliskich im osób) ludzie wkładali do przeźroczystej przegródki swego portfela. Powód mógł być taki sam, jak opisany przez Ciebie. Uważam, że to nie było i dalej nie jest grzeszne postępowanie. Grzechem byłby brak szacunku dla ikony, odnoszenie się do niej bez poszanowania. Gdy oddajemy cześć ikonie, czcimy ukazanych na niej świętych, Jezusa Chrystusa czy Bogaroczicę – w Twoim przypadku Przenajświętszą Trójcę. Podobnie postępujemy za zdjęciami- gdy całujemy zdjęcie ukochanej osoby, nie „zatrzymujemy się” na papierze fotograficznym i obrazie, ale „sięgamy” do praobrazu – do samej osoby przedstawionej na zdjęciu.
Wymagane od kobiet nakrywanie głowy podczas modlitwy pojawia się na początku 11 rozdziału 1 Listu ap Pawła do Koryntian. Ten nakaz jest głęboko „zakorzeniony” w semickiej kulturze, znany był też i przestrzegany w innych kulturach – w owych czasach kobiety chodziły z nakrytą głową zawsze i wszędzie. W późniejszych czasach i w innych, późniejszych kulturach praktyki były i są różne. Wymagania co do koloru i „fasonu” chustki czy apaszki to zapewne lokalna tradycja. Myślę, że mogą wynikać z przeświadczenia (słusznego), że podczas modlitwy powinniśmy nie tylko zachowywać się, ale również wyglądać „stosownie”. Tu „kłaniają” się odpowiednie („spokojne”?) kolory i „kroje”(?) chustek czy apaszek.
Znam kobiety, które na co dzień nie nakrywają głowy (tak, jak to niegdyś i u nas bywało), ale gdy przychodzą do cerkwi, nakładają chustkę albo kapelusz, aby pomóc sobie odczuć „inność” miejsca i czasu modlitwy. Znam też kobiety, którym to przeszkadza, wydaje im się to „sztuczne” i niepotrzebne. Myślę, że warto zastanowić się nad tym przez chwilę, spróbować i zdecydować – tak czy inaczej. Ponadto, jeśli w danej parafii/wspólnocie ustalone zostały jakieś reguły postępowania i i wyglądu, zalecałbym, aby je uszanować i nie pokazywać, że mam swoje inne (lepsze?) zdanie. Słyszałem kiedyś mądrość ludową: „Do innego monasteru nie przychodzi się ze swymi własnymi regułami (życia monastycznego)”…
Czy to aż tak bardzo skomplikowane? Trafnego wyboru odpowiedniej chustki życzę… przy następnej okazji.
Uważam, że wspomnień, myśli o świętych, w tym przypadku o św. Dymitrze, nie powinno się „lekceważyć”. Skierowana do niego/do nich modlitewna prośba o pomoc to na pewno dobry pomysł. Można by też próbować dowiedzieć się czegoś więcej o jego/ich życiu, np. poczytać żywot, sięgnąć do akatystu. Opisy wydarzeń z życia świętych, przykłady ich zachowania w różnych życiowych sytuacjach, mogą okazać się wskazówką, jak my moglibyśmy czy powinniśmy postąpić tutaj i teraz, w naszych trudnych okolicznościach. Święci, to dobre przykłady do naśladowani, ale aby ich naśladować, trzeba ich znać, aby ich poznać, trzeba o nich czytać, aby o nich czytać, trzeba znaleźć czas i sięgnąć po książką…
Kilka tomów żywotów świętych wydala nasza diecezja lubelsko-chełmska, nową edycję poszerzonego zestawu żywotów świętych kontynuuje wydawnictwo Bratczyk. Skrócone wersje żywotów świętych są też dostępne na cerkiew.pl.
„Szukajcie, a znajdziecie”. Życzę pożytecznej i owocnej lektury.