Na wstępie kilka ustaleń:
– współżycie dwóch osób bez związku sakramentalnego (nawet bez wspólnego zamieszkiwania) postrzegane jest jako grzech nierządu
– grzechy w naszym pojmowaniu to choroby duszy, które też można/trzeba leczyć, ale jedynym lekarzem, który może je wyleczyć i który je leczy, jest Bóg!
– powszechnie wiadomo (?), że choroby trzeba leczyć w ich początkowym stadium, póki się zaczynają, bo tylko wówczas jest szansa na całkowite wyleczenie – „im później, tym gorzej”…
– w naszej cerkiewnej terminologii misterium spowiedzi to lecznica (cs. wraczebnica), wizyta u lekarza, a Eucharystia to „pokarm i lekarstwo nieśmiertelności”!
– jeżeli nie słucham zaleceń lekarza i nie powstrzymuję się od działań, które spowodowały chorobę, nie tylko nie zdrowieję, ale choroba się pogłębia. Trzeba tu dodać, że te grzeszne choroby duszy to właściwie nowotwory (i do tego złośliwe) – jeśli nie są leczone w początkowym stadium, to z czasem mogą pojawić się przeżuty z duszy na ciało. Ewangeliczny przykład – paralityk (chory na ciele) usłyszał słowa Chrystusa: „wstań weź swoje łoże i idź, odpuszczone są bowiem twoje grzechy (choroby duszy)…
– o tym, jak poważną chorobą duszy jest nierząd (lub cudzołóstwo) niech świadczy fakt, że w IV w św. Bazyli Wielki dla jej leczenia zalecał/stosował terapię leczniczą, która oznaczała 12 (słownie:
dwanaście) lat odłączenia od Eucharystii (nie „za karę”, ale w celu skutecznego leczenia)…
– w naszej cerkiewnej praktyce, w obliczu choroby sprawujemy molebien o uzdrowienie i przystępujemy do sakramenty namaszczenia świętym olejem. Co bardzo ważne (i oczywiste?), to misterium i molebien sprawujemy na początku choroby („im prędzej, tym lepiej”), a nie po jej zakończeniu…
– w naszej cerkiewnej terminologii misterium małżeństwa to „koronowanie” (cs. wienczanije). Korony (cs. wiency) na głowach albo nad głowami nowożeńców, to korony królestwa Bożego, do którego prowadzi małżeńska droga życia. Te korony nakładane są nowożeńcom na początku ich małżeńskiej drogi, aby nie zapominali jaki jest najważniejszy cel życia chrześcijanina. Piszecie, że stabilną pracę, za/mieszk(iw)anie i współżycie chcecie „na końcu ukoronować związkiem małżeńskim”. Zauważcie jednak w naszym cerkiewnym pojmowaniu to nie związek „koronuje” – to raczej związek jest przez Boga i Cerkiew „koronowany” – tj. błogosławiony, oświęcany, wspomagany…
– mądrości ludowe (i nie tylko) podpowiadają: „wszystko w swoim czasie”, a ponadto niekiedy dodają jeszcze: „i we właściwych proporcjach”. Jeżeli porównamy poznawanie się dwojga ludzi (mężczyzny i kobiety), ich narzeczeństwo i małżeństwo do procesu pieczenia jakiegoś wielce smakowitego ciasta, to trzeba pamiętać o przygotowywaniu, dobieraniu, mieszaniu, dodawaniu odpowiednich składników w odpowiednich proporcjach w odpowiednim (a nawet ściśle określonym) czasie. Jeżeli zabraknie któregoś z niezbędnych składników (np. proszku do pieczenia) albo
zostanie dodany zbyt późno, zamiast delikatnego ciasta może być z tego poważny zakalec…
W związku z powyższym na postawione pytania spróbuję odpowiedzieć podobnymi pytaniami (nieco drastycznie sparafrazowaną wersją Waszych pytań).
„Jak Cerkiew odnosi się do współżycia i mieszkania dwóch osób, które uległy, poddały się chorobie (chorują z miłości, za wolną zgodą obojga, bez przymuszania i chęci zaspokojenia egoistycznej żądzy wyzdrowienia którejś ze strony)? Dodam, że chorujemy już kilka lat, jesteśmy z odległych miast, mamy zamiar wspólnie chorować dalej i dlatego zaciągnęliśmy kredyt mieszkaniowy. Gdy nasze mieszkanie będzie gotowe, zaczniemy zbierać pieniądze na leczenie i rekonwalescencję. Chcemy najpierw przygotować grunt pod wyzdrowienie – znaleźliśmy stabilną pracę, po latach wynajmowania stancji chcemy mieć swoje własne mieszkanie i należycie je urządzić. Na końcu chcemy to ukoronować uroczystą modlitwą o uzdrowienie. Oczywiście chcemy też mieć zdrowe
potomstwo. Czy tak żyjąc, można w pełni uczestniczyć w Eucharystii – przyjmować pokarm i lekarstwo nieśmiertelności, i otrzym(yw)ać uzdrowienie?”
Innymi słowy, bez względu na to, jak pięknie byście nie opisywali zaistniałej sytuacji, Wasze rozumowanie i Wasza decyzja wyraźnie wskazują, co jest dla Was najważniejsze – wygląda na to, że nie jest to, niestety, Boże błogosławieństwo na Wasze wspólne, małżeńskie życie, wspólne zmagania z trudnościami i wspólną radość z osiąganych sukcesów.
Chciałbym się mylić…
Takie rzeczy ustala się z klerem parafii.
W naszych spisach imion takiej świętej nie ma. Duchowny raczej nie nada takiego imienia na chrzcie. W pytaniu obok rozpatrywane jest szerzej używanie imienia Kornelia.
Pańskie poszukiwania związane z odnalezieniem świętej prawosławnej o imieniu Kornelia podobne są do moich poszukiwań. Świętej o tym imieniu nie znalazłem w naszych spisach i nie znalazłem też w spisach rosyjskich. Takiej świętej chyba nie ma. Nie wiem co odpowiedzieć na temat fresków w cerkwi św. Eliasza? i wizerunku rzekomej św. Kornelii. Sugerowałbym zapytać duchownych z tej parafii. Być może w spisach greckich lub innych taka święta istnieje?
Można oczywiście. W naszych Trebnikach (księgach liturgicznych) jest specjalna modlitwa do poświęcenia tego typu pojazdów.
Myślę, że należy tu rozgraniczyć pojęcie oddawania czci poprzez pokłon (nie określałbym tego jako padanie na twarz) i modlitwy w pozycji klęczącej. Rzeczywiście tradycja liturgiczna i kanoniczna (I Sob. Kan.20 i Sob. Trul. Kan.90) wskazuje, że w okresie paschalnym (tj. do od Wielkanocy do Pięćdziesiątnicy) i w każdą niedzielę roku nie należy wznosić swoich modlitw w pozycji klęczącej. Oddawanie pokłonu na Kanonie eucharystycznym (właściwie po Kanonie) w naszej praktyce nie jest interpretowane jako wznoszenie modlitw w pozycji klęczącej. Praktyka ziemnego pokłonu we wskazanym momencie jest dość powszechnie stosowana w lokalnych Cerkwiach autokefalicznych. Tak więc w niedziele nie klękamy, ale oddanie pokłonu po Kanonie eucharystycznym jak najbardziej może mieć miejsce.
Myślę, że warto ją o to zapytać, a przed małżeństwem wypadałoby lepiej ją poznać. Temu właśnie służy instytucja narzeczeństwa – chodzi tu o to, aby upewnić się, że małżeństwo to moje powołanie, a narzeczony/a to człowiek, z którym przez całe życie na ziemi chcą zmierzać do zbawienia i wejść z nim do wieczności. Modlitwa na pewno nie zaszkodzi…
Cerkiew nigdy nie wyrażała i myślę, nie będzie wyrażać swojej opinii co do szczątków czczonego w Kościele zachodnim Andrzeja Boboli.
Nie bardzo rozumiem pytania, jak można „zmienić wiarę z chrześcijańskiej na prawosławną”? Prawosławie jest wiarą chrześcijańską i uważamy, że jest właściwą i tą prawdziwą wiarą. Być może chodzi o kogoś, kto zmienił wyznanie z rzymskokatolickiego na prawosławne? Taka osoba oczywiście może być rodzicem chrzestnym jak i świadkiem na ślubie.
Nie ograniczałbym się do ‚zamawiania’ modlitwy i ‚zlecania odsłużenia’ jej przez duchownego. Ogromne znaczenie, nie tylko w przypadku szczególnych próśb, ma nasza własna osobista modlitwa i żywe uczestnictwo w nabożeństwie. Najważniejsze ze wszystkich nabożeństw to Boska Liturgia – w misterium Eucharystii jednoczymy się z naszym Zbawicielem, Jezusem Chrystusem i uświęcamy nasze ciało i duszę, i całe życie. Liturgia obejmuje całe ‚zestawy’ modlitewnych próśb (to ektenie), które dotyczą wszystkich sfer naszego życia na ziemi i dążenia do zbawienia. Szczególna prośba mogłaby być wyrażana częstszym, np. codziennym i pełnym uczestnictwem w Boskiej Liturgii przez jakiś czas. W szczególnych przypadkach czy okolicznościach sprawujemy molebny – np. przed podróżą, na rozpoczęcie roku, roku szkolnego, pracy, w obliczu choroby itp. – z prośbą o Boże błogosławieństwo, modlitewne wsparcie Bogarodzicy i świętych w naszych przedsięwzięciach albo w trudnych chwilach – np. w chorobie. Sprawujemy je również w dziękczynieniu za otrzymane łaski i pomoc. Mamy ich wiele – to z pewnością wzmożona modlitwa. Warto też zwrócić uwagę na liczne akatysty do Chrystusa, Bogarodzicy i świętych.