Jeśli ślub zamierzacie zawrzeć w Cerkwi, to również będzie wymagana deklaracja, że dzieci z tego małżeństwa zostaną ochrzczone w Cerkwi.
Nie wiem czy można obecny stan nazwać konfliktem? Monaster został odłączony od Cerkwi prawosławnej w Polsce i pozostaje poza kanoniczną jednością. Konfliktu właściwie nie ma. Taki jest stan na dzisiaj, co będzie dalej, jeden Pan Bóg wie.
Zapiski za zmarłych można podawać na każdej Liturgii zarówno w dni świąteczne jak i nie świąteczne.
1.Wydaje mi się, że w Patriarchacie Aleksandryjskim (Greek orthodox), najczęściej jest sprawowana, tak jak w pozostałych Cerkwiach autokefalicznych Liturgia św. Jana Chryzostoma.
2. Prawdopodobnie Euchologion, którego nazwa związana jest z św. Serapionem z Thmuis zawiera najstarszą redakcję Liturgii św. Marka.
3. W niektórych prawosławnych parafiach na Zachodzie rzeczywiście jest praktykowany starożytny ryt lokalny. Sprawa nie jest jednak taka prosta. Chodzi oto, że nie wiemy dokładnie jak ten ryt wyglądał i często konwertyci wprowadzają obrzędy, które nie są zgodne z nauką prawosławną. Taka sytuacja „samowoli” liturgicznej może doprowadzać do podziału i rozłamów. Ogólnie rzecz biorąc w danej autokefalicznej Cerkwi może być sprawowany ryt inny niż bizantyjski, sprawę tę jednak powinien zbadać i zatwierdzić Sobór Biskupów danej autokefalicznej Cerkwi
Jest to po prostu półksiężyc. Interpretacja takiej formy krzyża nawiązuje do zwycięstwa świata duchowego nad światem materialnym. Wydaje się, że interpretacja tej formy krzyża jako zwycięstwa chrześcijaństwa nad islamem jest nie prawdziwa.
Słyszałem różne opinie na ten temat. Osobiście nie rozpatrywałbym tego jako grzechu, ale odwoływałbym się raczej do sfery „małżeńskiej etyki seksualnej”. Może w związku z tym warto zapytać co na ten temat mówią/piszą seksuo- i ginekolodzy?
Nie tak dawno odpowiadałem na pytania z tej sfery życia i napisałem wówczas m.in.:
W odniesieniu do „życia intymnego małżonków, Cerkiew zajmuje stanowisko niezwykle powściągliwe i jednocześnie pełne zaufania w poczucie ich odpowiedzialności”. Podczas misterium spowiedzi, kapłan „nie pragnie wdzierać się w intymność relacji tych, którzy stali się jednym ciałem […] obecność kogoś trzeciego, stawiającego pytania (nawet jeśli to osoba duchowna), byłaby nie na miejscu”.
Te wybrane cytaty z książeczki Mały Kościół – mistyczna przygoda małżeństwa, a szczególnie rozdziału pt. Duchowe podstawy życia seksualnego w małżeństwie.
W poszukiwaniach odpowiedzi na to i inne pytania, ten tekst sugeruje, aby zadać sobie następujące pytania: Czy to na pewno potrzebne/niezbędne dla podtrzymania i pogłębienia małżeńskiej więzi i miłości? Czy wypływa to z pragnienia, aby zaspokoić potrzebę bliskości ukochanej osoby? Czy na pewno pobudzi męża i żonę do kierowania swych cielesnych pragnień ku sobie nawzajem?
Tutaj też dużo zależy od kontekstu…
Zacznijmy od małej, ale ważnej korekty – we wskazanym tekście nie czytamy o „sakramencie pokuty”, ale o sakramencie spowiedzi. Jeszcze lepiej (w prawosławnej terminologii) brzmiałoby: „misterium spowiedzi” albo „misterium pokajania”. Pokuta to zapożyczenie z zachodniej tradycji chrześcijańskiej i moim zdaniem błędne tłumaczenie greckiego terminu „metanoia” (cs. pokajanie – tłumaczonego na polski również jako opamiętanie, nawrócenie), bowiem pokuta kojarzy się z karą albo zadośćuczynieniem, a to niezgodne z prawosławnym pojmowaniem grzechu i spowiedzi. Pokajanie to „głębokie zrozumienie” tego, jakim się stałem przez to, że zgrzeszyłem i jednocześnie tego, jakim powinienem się stać/stawać przez to, że zostałem stworzony na obraz i podobieństwo Boga w Trójcy Osób. (polecam lekturę tekstu bp Kallistosa Ware, Prawosławne rozumienie pokajanija, zamieszczonego w książce Królestwo wnętrza, ale taż dostępnego tutaj – http://www.typo3.cerkiew.pl/
Misterium spowiedzi „nie jest przepustką do Eucharystii” bo spowiedź i Eucharystia to dwa odrębne misteria, które u nas zostały niegdyś ze sobą „połączone” – przed przystąpieniem do Eucharystii wymagane zaczęło być przystąpienie do spowiedzi. To właśnie to powoduje, że spowiedź bywa często „sformalizowana” i traktowana jako „konieczność” przed Eucharystią. w tej kwestii polecam lekturę tekstu: Wiosna, dzieci, ogrody… dostępnego tutaj – http://www.typo3.cerkiew.pl/
O spowiedzi traktują również inne teksty zamieszczone w dziale o prawosławiu na cerkiew.pl – http://www.typo3.cerkiew.pl/index.php?id=prawoslawie&typ=4&typ2=3&typ3=4 życzę prawdziwie pokajannej (z głębokim zrozumieniem i prowadzącej do głębokiego zrozumienia) i odkrywczej lektury…
Bez należytego solidnego przygotowania (którego niestety często/przeważnie nam brakuje) lepiej nie podejmować z nimi dyskusji i grzecznie, zdecydowanie podziękować. Trudność ewentualnych rozmów z nimi polega na tym, że biegle posługują się własnym tłumaczeniem Pisma Świętego i cytatami ‚zręcznie’ wyrwanymi z kontekstu często udaje im się „udowodnić” i przekonać do swoich „racji”, które są wręcz heretyckie.
Jeśli chcesz przekonać się czy można ich uznać za chrześcijan, zapytaj ich czy wierzą w Boga w Trójcy Osób – Ojca Syna i Świętego Ducha i czy wierzą/wiedzą, że Jezus Chrystus jest wcielonym Bogiem tj. w pełni Bogiem i w pełni człowiekiem – to dwa najważniejsze chrześcijańskie dogmaty. Odpowiedź zapewne/na pewno będzie po/wykrętna i sam się wtedy przekonasz, że to heretycka sekta. Tak niestety trzeba ich określić..
Przyznam szczerze, że czytając Pani tekst, z wielu powodów miałem tzw. „mieszane uczucia”. Wiele można by czy nawet należałoby Pani wyjaśnić, ale mam poważne wątpliwości, czy rzeczywiście tego Pani oczekuje. Spróbuję wyjaśnić to Pani własnymi słowami.
W Pani wypowiedzi pojawia się m.in. niepokojące stwierdzenie: <<Oczywiście dalej chciałabym zostać parafianką – ale coraz częściej widzę, że jest dużo sprzeczności i zaczynam się czuć jak „wyrzutek chrześcijański”>>. Domyślam się, że chodzi Pani o odczucie „wyrzucenia z prawosławia” i wydaje mi się to co najmniej dziwne, bo wcześniej stwierdza Pani: „Jestem chrześcijanką wierzącą ale słabo praktykującą”, „zgodziłam się sama przed sobą już dawno, że narzeczony dużo lepiej wychowa przyszłe dzieci w wierze religijnej katolickiej”, a do tego „ja z ogromną przyjemnością będę mu w tym pomagała”, bo „sami częściej chodzimy do kościoła niż cerkwi”; „ślub w cerkwi nie wchodzi w grę” i „wiem również, że jeśli przyjmę komunie w kościele to będzie to uznane przez cerkiew jako przejście na wiarę katolicką” oraz „przeszło mi przez myśl, czy nie będzie łatwiej jak przejdę na inną wiarę – tam gdzie zdecydowałam się wychowywać dzieci – w kościele”. Wyczuwalna jest też pretensja: „Akt chrztu nie należy do mnie?”
W związku z powyższym mam nieodparte, niestety, wrażenie, że Pani już dawno zdecydowała – zrezygnowała już Pani z prawosławnego chrześcijaństwa, ale swoją własną decyzję próbuje Pani „usprawiedliwić” czy raczej „przypisać” ją komuś/czemuś innemu – inaczej mówiąc: zrzucić winę na kogoś/coś innego.
Poczucie winy, albo co najmniej dyskomfortu, wyczuwalne jest w Pani stwierdzeniach: „Oczywiście dalej chciałabym zostać w parafii” ale „mam wrażenie, że cerkiew też mnie nie będzie chciała”. „Czy jest jakaś szansa żeby to rozwiązać dobrze?”
W odniesieniu do małżeństw mieszanych wyznaniowo zawieranych w kościele (a nie w cerkwi) i rezygnacji z prawosławia, ktoś dysponujący wiedzą i doświadczeniem na ten temat powiedział niegdyś, że decydują się na to prawosławni, którzy nie znają prawosławia – gdyby znali je w podstawowym nawet wymiarze, nigdy nie przyszłoby im to do głowy…
Pani słowa sugerują również, że nie jest Pani zainteresowana „nadrabianiem zaległości”, bo stwierdza Pani, że „z ogromną przyjemnością będę mu […] pomagała” w wychowywaniu „dzieci w wierze religijnej katolickiej”. Piszę o tym z przykrością, bo znam takie małżeństwo mieszane wyznaniowo, w którym rodzice, katolik i prawosławna, „faszerowali” swe ukochane dzieci tym, co uważali za najlepsze i najbardziej wartościowe i godne uwagi w obu ich chrześcijańskich tradycjach – wschodniej i zachodniej. Efekt był/jest „piorunujący” – dzieci wychowywane w ten sposób „oddychają obydwoma chrześcijańskimi płucami” i okazują się wielce wartościowymi , lepszymi chrześcijanami i ludźmi. (Chyba kiedyś pisałem już o tym w jednej z wy/odpowiedzi na temat małżeństw mieszanych wyznaniowo.) Jednak, aby przekazać dzieciom wszystko, co najlepsze we wschodniej tradycji chrześcijańskiej, trzeba ją znać, a jak mówi pewne przysłowie: „z pustego nawet sam Salomon nie naleje”…
„Jaki jest złoty środek takiej sytuacji?” Trudno odpowiedzieć na to pytanie „całościowo”. Wskażę jedną z wielu możliwości. Skoro Pani wie, że „jeśli przyjmę komunie w kościele to będzie to uznane przez cerkiew jako przejście na wiarę katolicką”, wystarczyłoby poprosić księdza, by nie udzielał Pani komunii podczas ślubu, bo jest(?) Pani prawosławna i chciałaby(?) Pani pozostać prawosławną chrześcijanką. To bardzo prosta „recepta”, nieprawdaż?. Podobnie „proste” (ale również „wymagające”) rozwiązania mają też inne wskazane przez Panią „trudności”.
Jak mówią „mądrości ludowe”: na wszystko jest sposób, ale trzeba go szukać, znaleźć i zastosować… Ewangeliczne słowa Chrystusa zachęcają i przekonują: „Szukajcie, a znajdziecie”…
Owocnych poszukiwań życzę.
Można powiedzieć, że Święto Trójcy Świętej obchodzone jest przez dwa dni. Właściwie drugi dzień jest dniem Ducha Świętego. W naszej lokalnej tradycji w niektórych kalendarzach mowa jest o trzecim dniu i święcie w Krynoczce tj. kapliczce i uroczysku należącym do parafii w Dubinach. Cerkiew w Krynoczce była wyświęcona w 1848 r. właśnie we wtorek po święcie Trójcy, dlatego też ten dzień stał się szczególnie ważnym i tak uroczyście obchodzonym w naszej lokalnej tradycji.