Wydaje mi się, że jeśli jest możliwość przetopienia krzyżyka i nadania formy, która dla nas by odpowiadała to byłoby chyba właściwe postępowanie. Potem należałby go poświęcić i nie zapominać w swoich modlitwach o sobie, która nam go podarowała.
Zarówno imię Emma jak też Laura nie występują w spisie imion prawosławnych. Emma jest to imię pochodzenia niemieckiego (czasem niem. Hemma). Czy pochodzi ono od imienia Emilia? Bardzo możliwe. Wyjściem byłoby nadanie imienia na chrzcie Emilia natomiast w życiu świeckim stosować skrót –Emma. Jest też święta Emma, która żyła w Austrii w XI w. (jeszcze do rozłamu). Natomiast Laura jest to łacińskie imię. Św. Laura z Kordoby (Hiszpania), żyła w IX w. czyli daleko do rozłamu i formalnie powinna być czczona w prawosławiu jako święta.
Odpowiedź na to pytanie może już jest mało aktualna dlatego, że już minęło Święto Pięćdziesiątnicy i obecnie czytanie modlitwy „Dostojno jest’” należy do codziennego ustawu. W okresie między Wozniesienijem i Pięćdziesiątnicą można czytać kondakion Wozniesienija.
Zgadzam się z twierdzeniem, że „seks w małżeństwie to ważna kwestia”, a nawet bardzo ważna nie tylko przez wzgląd na potrzebę realizacji zalecenia Boga Stwórcy do kontynuacji dziełą tworzenia – „Rozradzajcie sie i rozmnażajcie się i napełniajcie ziemię…” (Rdz 1,28). Wyraźnie i przekonywująco mówi o tym prawosławny (żonaty?) duchowny o. Michel P. Laroche w swej książce pt. „Mały Kościół. Mistyczna przygoda małżeństwa” (dostępna w: http://sklep.cerkiew.pl/product_info.php?cPath=39_65_192&products_id=1279) Jeden z rozdziałów mówi o życiu intymnym, jako istotnym czynniku budującym relacje w rodzinie.
Gratuluję „chcianej i planowanej trójki dzieci” („Boh trojcu lubit„). Prawosławie dopuszcza możliwości decydowania małżonków o ilości potomstwa i „częstotliwości” narodzin dzieci, ale zaleca też „otwartość” małżonków na niespodziewane/nieplanowane potomstwo. Planujemy ‚po swojemu’, ale nasze ludzkie plany wypadałoby uzgadniać z Bożymi planami (trzeba tu wspomnieć o ‚oikonomia’ – Bożym planie zbawienia) w odniesieniu do każdego z nas i do całego człowieczeństwa. Z jednej strony trzeba rozważnie dobierać metody antykoncepcji (w żadnym wypadku nie mogą to być środki <wczesno>poronne), z drugiej zaś, ewentualne ‚niespodziewane/nieplanowane’ dziecko powinno być powitane z taką samą (jeśli nie większą) radością, jak każde poprzednie…
Odpowiedź na to pytanie zawarta jest w modlitwie, którą duchowny/spowiednik czyta przed wysłuchaniem spowiedzi:
„Dziecię, oto Chrystus niewidzialnie stoi tutaj i przyjmuje twoją spowiedź.Nie wstydź sięi niczego się nie obawiaj, i niczego przede mną nie ukrywaj, ale wyznaj mi bez wahania wszystko, co zrobiłeś, a w ten sposób otrzymasz przebaczenie od Pana naszego Jezusa Chrystusa. Oto Jego święta ikona przed nami, a ja jestem tylko świadkiem składającym Mu świadectwo o wszystkim, co masz mi do powiedzenia. Jeśli cokolwiek przede mną ukryjesz, będziesz miał(a) jeszcze większy grzech. Uważaj zatem, abyś przyszedłszy do lecznicy, nie odszedł/odeszła nieuleczony(a)”.
Pełny zestaw modlitw przed misterium spowiedzi/pokajania w polskim przekładzie można znaleźć na stronie www.liturgia.cerkiew.plPrzed spowiedzią można je wypowiadać/usłyszeć po wyborze duchowego opiekuna i umówieniu się z nim na spowiedź nie tuż przed albo w trakcie nabożeństwa, ale w czasie, który będzie poświęcony tylko spowiedzi. Gdy idziemy do lekarza z jakąś chorobą czy dolegliwością, to z pewnością zależy nam na tym, aby nie było kolejki i lekarz miał dla nas wystarczająco dużo czasu i poświęcił nam całą swoją uwagę… Spowiedź to lecznica (cs. wraczebnica) – grzechy/przewinienia, podobnie jak choroby/dolegliwości, trzeba zatem przy spowiedzi „nazwać po imieniu”.
W przypadku marzeń o życiu monastycznym koniecznie trzeba upewnić się, że wynikają one z powołania do monastycznej drogi życia. Temu właśnie służy ‚instytucja’ nowicjatu w monasterach. Kandydat na mnicha zostaje przyjęty do wspólnoty monastycznej jako nowicjusz/posłusznik na ustalany przez przełożonego monasteru okres próbny. Zaczyna żyć zgodnie z monastyczną regułą monasteru – modli się, uczestniczy w nabożeństwach, pracuje jak wszyscy członkowie danej wspólnoty monastycznej – aby przekonać/upewnić się, nie tylko co do tego, że podoła trudnym wymaganiom życia w monasterze, ale też co do tego, że monastycyzm rzeczywiście jest jego powołaniem. O długości nowicjatu i ewentualnej gotowości posłusznika do przyjęcia postrzyżyn mniszych decyduje przełożony monasteru.
Aby wstąpić do monasteru trzeba być człowiekiem nie tylko pełnoletnim, ale również dojrzałym. Skoro matura jest ‚egzaminem dojrzałości’, warto ją ‚zaliczyć’. Ponadto, znam mnichów/mniszki, którzy realizację swego marzenia i powołanie do życia monastycznego ‚odroczyli’ do czasu ukończenia studiów. Tłumaczyli to chęcią/pragnieniem przyniesienia z sobą do monasteru jakiegoś konkretnego/solidnego ‚bagażu’ wiedzy i doświadczenia w jakiejś przydatnej nie tylko dla mnichów dziedzinie. Powiem więcej – w znanej w szerokim prawosławnym świecie dość licznej greckiej wspólnocie monastycznej niedaleko miejscowości Ormylia, wszyscy jej członkowie mają przynajmniej jeden doktorat…
Przygotowywać się do życia monastycznego można na różne sposoby. Czekanie na pełnoletniość/dojrzałość można wypełnić lekturą tekstów monastycznych/o życiu monastycznym (polecam teksty metr. Kallistosa „Królestwo wnętrza” i „Tam skarb twój, gdzie sercetwoje…”), , usilną pracą nad skupieniem podczas modlitwy. Uczestnictwo w nabożeństwach, misteriach/sakramentach i przysługiwanie są bardzo ważne i pomocne ale sugerowałbym również poświecić więcej uwagi i starania prawosławnej praktyce postu.
Marzenia się spełniają, ale trzeba im w tym pomagać… Życzę wytrwałości, spełnienia marzeń w zgodzie z powołaniem…
Bartku, zmiana wyznania to bardzo poważna decyzja i warto/trzeba się do niej dobrze przygotować i mieć pewność, że jest słuszna. Zapytałbym: jaki jest powód/powody Twoich rozważań o przejściu na prawosławie; na jakiej podstawie/dlaczego uznałeś, że jest to droga dla Ciebie; co wiesz o prawosławnym chrześcijaństwie, czy poznałeś je czytając o nim, uczestnicząc w nabożeństwach osobiście czy, jak to ostatnio stało się możliwe, za pośrednictwem telewizji czy internetu? Pytałbym o to, bo ‚szersza i głębsza’ wiedza o prawosławiu pomogłaby Ci w wyjaśnianiu członkom Rodziny powodów swojej decyzji i ewentualnym przekonywaniu ich o jej słuszności. Sugerowałbym, abyś się nie śpieszył i spróbował dowiedzieć się o prawosławiu jak najwięcej. Dobrze byłoby ‚doświadczać’ też prawosławia, uczestnicząc w nabożeństwach, ale czy to możliwe, skoro do cerkwi trzeba dojechać samochodem? Uważam, że powinna to być dojrzała decyzja i możliwe, że Rodzina będzie ‚upierała się’ przy tym, abyś tę ważna decyzję odłożył do czasu osiągnięcia pełnoletniości… Tymczasem możnaby próbować dowiadywać się więcej i informować Rodzinę o prawosławiu, bo powszechne bywają mylne i boleśnie krzywdzące stereotypy i uprzedzenia, które nie tylko zniechęcają ale mogą nawet ‚odstraszać’ od prawosławia. Wyjaśnienie tych ‚niedorozumień’ może ułatwić późniejsze ‚negocjacje’…
Myślę, że w takich sytuacjach ogólnie należy zastanowić się nad swoim życiem, pomyśleć o tym, czy wypełniam Przykazania Boże i czy ogólnie grzech nie towarzyszy mojemu życiu? Sugerowałbym wybrać duchownego i pójść porozmawiać z nim, lub po prostu pójść i powiedzieć na spowiedzi o swoich problemach. Wielu wiernych w swoich modlitwach o wstawiennictwo zwraca się do św. Paisjusza Hagioryty. Jest to święty, którego żył do 1994 roku. Św. Weronika jest oczywiście czczona w Cerkwi prawosławnej
Taka forma udzielania sakramentu małżeństwa raczej nie jest praktykowana. Rozumiem emocjonalną stronę sytuacji. Rozwiązaniem w pewien sposób sprawy może być celebracja sakramentu w j. polskim i j. cerkiewnosłowiańskim.
Na wstępie trzeba tu co nieco wyjaśnić. Zacznijmy od „pokuty” i „pokutowania”. Przyznam szczerze, że słów tych staram się nie używać, bo kojarzą się z „karą za grzechy” albo „odpłatą”. To zapewne przez to, że w łacińskiej tradycji chrześcijańskiej grzech traktowany jest jako „zaciąganie długu”, który trzeba spłacić i stąd potrzeba „zadośćuczynienia” – „odpokutowania”. W prawosławiu grzech pojmowany jest jako choroba duszy, którą trzeba leczyć „tak samo”, jak leczymy choroby ciała. To dlatego spowiedź nazywamy m.in. lecznicą (cs. wraczebnica), a Eucharystia, komunia święta to „lekarstwo i pokarm nieśmiertelności”. Tak więc z grzechami trzeba jak najprędzej przystąpić do spowiedzi. Po jej wysłuchaniu duchowny – spowiednik – może zalecić jakieś działania, które (choć mogą kojarzyć się z „pokutą za grzechy”) w naszym pojmowaniu są raczej „leczniczą terapią”. Po wizycie u lekarza i ustaleniu choroby, też słyszymy zalecenia jakichś działań (apteka, leki, dieta, sanatorium etc.), ale nie podporządkowujemy się im „za karę”, ale w celu rozpoczęcia i/albo kontynuowania niezbędnego leczenia. Jakie działania należy podejmować w obliczu określonych grzechów podpowiadają kanony świętych soborów i świętych ojców, ale z różnych względów nie wszystkie z nich są współcześnie ściśle przestrzegane. Spowiednik powinien zdecydować
Pokuta w naszym pojmowaniu to raczej „pokajanie” – opamiętanie, nawrócenie, skrucha, zmiana sposobu myślenia/postępowania a w szczególności to „głębokie zrozumienie” tego, jakim się stałem przez to, że zgrzeszyłem i tego, jakim powinienem się sta[wa]ć przez to, że zostałem stworzony na obraz i podobieństwo Boga. To złożone działanie obejmujące modlitwę, post i dzielenie się sobą z bliźnimi. Sugeruje lekturę rozdziału zatytułowanego „Prawosławne rozumienie pokajania” w książce biskupa Kalistosa Ware „Królestwo wnętrza”.
Za członków rodziny, którzy zgrzeszyli trzeba się modlić. Dobrze byłoby wspomagać modlitwę i grzeszników wzmożonym postem i „jałmużną” – okazywaniem pomocy potrzebującym. Ale oni sami też bezwzględnie powinni zacząć od spowiedzi i podporządkowania się zaleceniom duchownego – niezbędnej leczniczej terapii. „Pokutowanie za kogoś” nie jest „spłacaniem” jego „grzesznego długu” – każdy osobiście powinien chcieć/pragnąć przebaczenia/odpuszczenia/uzdrowienia/zbawienia i usilnie nad tym pracować. Modlitewne wstawiennictwo bliskich z pewnością pomaga/pomoże, ale trzeba wytrwałości.