Postanowienia kanoniczne i dogmatyczne, które zostały przyjęte na Soborach powszechnych uważane są jako głos Ducha Świętego. Jeśli chodzi o wyrażenia dogmatyczne, postrzegane są one jako niezmienne i wyrażające prawdę Bożą, która istniała w Kościele od początku jako swego rodzaju depozyt. Naruszenie normy dogmatycznej jest odstępstwem od wiary prawosławnej. Przepisy kanoniczne natomiast w wielu przypadkach podlegają interpretacji, dlatego, że wiele spraw w nich zawartych dotyczy konkretnych zdarzeń, które miały miejsce w IV, V czy późniejszych wiekach. Ważnym jest aby ta interpretacja stosowana była w duchu św. Tradycji. Jeśli chodzi o liczbę sakramentów, to taka decyzja na Soborach nigdy nie była przyjmowana. Tradycja mówiąca o 7 sakramentach w prawosławiu pojawiła się dość późno i wydaje się, że zaczerpnięta została ze scholastyki rzymskokatolickiej. Oddawanie czci ikonom jest natomiast związane z nauką dogmatyczną (VII Sobór powszechny) i odrzucenie tej nauki byłoby odstępstwem od wiary prawosławnej.
Interpretacja nieczystości psa związana jest przede wszystkim z wyrażeniami zawartymi w Starym Testamencie. Kanony na ten temat nic nie mówią.
Dokładnie, ze świadomością, że Bóg zna wszystkie moje grzechy i oczekuje, że „nazwę je po imieniu”, wymienię je przy świadku, którym jest duchowny, z żalem, ze skruchą, z postanowieniem i obietnicą poprawy… Skoro Bóg zna wszystkie nasze grzechy, pojawia się pytanie: no to po co się spowiadać, po co Panu Bogu „głowę zawracać”? Powinniśmy jednak pamiętać, że to nie Bóg, ale my sami potrzebujemy spowiedzi – chodzi bowiem o to, żeby pokazać Bogu i sobie samym jednocześnie, że wiemy jak żyjemy, że zauważamy błędy/grzechy, które popełniliśmy i chcemy je naprawić. Tu trzeba też pamiętać, ze to „naprawianie” możliwe jest tylko z Bożą pomocą – sami sobie z tym nie poradzimy. Pomocna jest również świadomość, że pokajanie (takim mianem określane jest również misterium spowiedzi) to „głębokie zrozumienie” zarówno tego, jakim się stałem przez to, że zgrzeszyłem, jak i tego, jakim powinienem się sta(wa)ć przez to, że zostałem stworzony na obraz Boga (trzeba też pamiętać, że to obraz Boga w trzech Osobach – tj. w obrazie Bożym w każdym człowieku zapisana jest międzyosobowa relacja miłości! – polecam lekturę genialnego tekstu bp Kallistosa Ware – Człowiek jako ikona Trójcy Świętej). W naszej cerkiewnej terminologii misterium pokajania/spowiedzi porównywane jest do wizyty u lekarza (cs. wraczebnica), bo grzechy to choroby duszy, które może wyleczyć i leczy tylko i wyłącznie Bóg. Ale aby Bóg mógł je wyleczyć, trzeba najpierw do Niego przyjść. Gdy lekarzowi mówię o chorobach ciała, opowiadam o wszystkich okolicznościach choroby i dolegliwości, z którymi przychodzę – co, kiedy, jak, w związku z czym, od kiedy, z jakim nasileniem etc., aby dać mu szansę na postawienie poprawnej diagnozy. Aby się co do niej upewnić, lekarz może też zadać kilka pytań. Podobnie powinna wyglądać spowiedź – chodzi o ‚nazwanie grzechów po imieniu’, żeby zostały ‚uzewnętrznione’ i poprzez działanie łaski Bożej wybaczone i odpuszczone. Gdy lekarzowi nie mówię o jakiejś chorobie czy dolegliwości, to nie będzie mnie z niej leczył. Jeśli nie mówię Bogu o jakimś grzechu/chorobie duszy, czy nie pozbawiam się jego/jej leczenia i uzdrowienia? Tu trzeba podkreślić, że jeśli przemilczamy jakiś grzech (ze wstydu, czy ze strachu albo jakiegoś innego(?) powodu), popełniamy jeszcze większy grzech od tego przemilczanego… (tj. powodujemy jeszcze większą chorobę duszy…) W którejś z poprzednich odpowiedzi użyłem porównania serca do ogrodu, a grzechów do chwastów – myślę że warto się z nim zapoznać. Warto też pamiętać, że podobnie jak wybieramy swego lekarza rodzinnego, tak też powinniśmy wybrać duchowego opiekuna/spowiednika. Spowiedź to lecznica/wizyta u lekarza duszy i ciała, a komunia święta to „lekarstwo i pokarm nieśmiertelności”. Każda Boska Liturgia sprawowana jest po to, aby wierni mogli przystąpić do komunii, tj. zjednoczyć się z Chrystusem w misterium Eucharystii, uświęcić ciało i duszę, żyć z Bogiem i w Bogu. Amen.
Nie trzeba żadnych znaków. Zmarli ciągle i zawsze potrzebują naszej modlitwy. Tragedia śmierci polega na tym, że po rozdarciu ciała i duszy, gdy ciało obumiera i „w proch się obraca”, ciągle żywa dusza bez ciała nic już nie może uczynić dla swego zbawienia. W stanie oczekiwania na zmartwychwstanie może liczyć jedynie na „modlitwę i jałmużnę” tych, którzy o niej pamiętają. To dlatego najczęściej powtarzana, najbardziej znana i wymowna, i do tego najkrótsza modlitwa za dusze zmarłych to: „Wiecznaja pamiat’!” – wieczna modlitewna pamięć. Podkreśliłbym przy tym znaczenie wspomnianej „jałmużny” – na groby zmarłych przynosimy zwykle kwiaty, które szybko, niestety, więdną, wysychają, tracą swoje kolory i
zapachy. Pięknym kwieciem może też być nasza przynoszona Bogu modlitwa. Okazywanie komuś pomocy (wsparcie dla podopiecznych hospicjum, sierocińca czy pomoc okazana samotnej matce z dzieckiem albo choremu, każdy, najdrobniejszy nawet dobry gest) staje się kwiatem albo nawet bukietem kwiatów, które nie przestają cieszyć szerokim zestawem kolorów i zapachów, nie więdną i nie wysychają, a wręcz przeciwnie – „robi się tego coraz więcej”, bo obdarzeni wsparciem czy pomocą, okazują wdzięczność i „podają dalej” – „pomnażają” i „wydłużają” naszą „modlitewną pamięć” i pomagają jej i duszom zmarłych „sięgnąć” wieczności…
Warto pomagać, bo wszyscy zaangażowani na tym „zyskują”… (PS – obejrzyjcie koniecznie film „Podaj dalej”…)
Myślę, że chodzi o Kanon czytany przy rozłączeniu duszy od ciała. Ogólnie kanony mogą być czytane przez osoby duchowne jak i świeckie. Więc ten Kanon również mógłby być czytany przez osobę świecką. Niemniej jednak jest tam taka modlitwa, gdzie wskazuje się aby była czytana przez duchownego. Modlitwy te znajdują się Trebniku, który jest księgą liturgiczną przeznaczoną dla duchownych. Jest szereg wydanych modlitewników (dla osób świeckich), które zawierają modlitwy na różne potrzeby. W sytuacji, która jest opisana w pytaniu najlepiej czytać Psałterz.
Takiego stanowiska nie ma, dlatego, że nie ma podniesionego zagadnienia o autokefalii Cerkwi na Białorusi. Jeśli taka sprawa zostanie poruszona i wszystkie wymogi kanoniczne będą wypełnione, to można spodziewać się, że stanowisko PAKP będzie pozytywne.
Dzieciom i nastolatkom nie wolno pić alkoholu, bo w okresie dojrzewania szkodzi im zapewne bardziej, niż dorosłym. Poza tym młodzieży do lat 18 nie sprzedaje się alkoholu, bo może nie być świadoma, jak bardzo bolesne i niebezpieczne mogą być konsekwencje jego spożywania (nawet w ‚kulturalnych'(?) ilościach). Skoro to niezdrowe i do tego zakazane, zdecydowanie lepsze i bardziej kulturalne jest powstrzymywanie się od jego spożywania. Mądrości ludowe mówią: „Wszystko w swoim czasie i we właściwych proporcjach”, ale bywa trudno to zastosować do siebie samego bo „Zakazany owoc smakuje lepiej”(?) Skoro naruszam ustalone zasady, postępuję niewłaściwie, inaczej mówiąc grzeszę, czy całowanie ikony jest kolejnym grzechem? Cóż, jeżeli całuję ikonę w kontekście modlitewnej prośby o przebaczenie, to możeniekoniecznie. Ale wspomnieć tu jednak warto o ewangelicznej opowieści o dziesięciu trędowatych – wybiegli na spotkanie Jezusowi Chrystusowi, ale zatrzymali się i Z ODDALI prosili o uzdrowienie (Łk 17,11-19). Apostoł Piotr z kolei, gdy po słowach nauczania Chrystusa i po cudownym połowie ryb zorientował się, kto siedzi w jego łodzi, zwrócił się do Niego ze słowami: „Odejdź ode mnie Panie, bo jestem człowiekiem grzesznym” (Łk 5,1-9).
Nie jestem w stanie odnieść się do tego pytania. Potrzebna byłaby tu analiza tzw. Konwencji stambulskiej i zagadnień poruszonych w Komunikacie. Ewentualne pytanie można byłoby kierować do rzecznika prasowego.
A jak inaczej to sklasyfikować? Wszystko ma swoją cenę, są ustalone reguły korzystania z różnych dóbr – powinny być przestrzegane. Jeżeli korzystam, a nie płacę, to zdecydowanie można to porównać do wkładania do kieszeni albo za pazuchę czegoś, co leży na sklepowej półce i wychodzenia bez uiszczenia należności w kasie.
Zapewniam Pana, że te „wspomnienia” wcale nie są ani „konserwowane”, ani też „wygodne”. Są zwyczajnie bolesne… Wspominałem o tych zdarzeniach jedynie dlatego, że „oczekiwanie” wyrazów współczucia ze strony Cerkwi zostało sformułowane w tak skrajnie obelżywy sposób. Nie widzę tu odniesienia do zasady „oko za oko, ząb za ząb”, bo we wcześniejszej od/wypowiedzi na temat rzeczonych chuligańskich wybryków wyjaśniłem dlaczego w zaistniałych okolicznościach empatię najlepiej okazać milczącym współczuciem. Moje dobre intencje nie zostały zauważone (nad czym ubolewam) więc spróbuję wyjaśnić je porównaniem do podcinania gałęzi, na której się siedzi. Czy po niechybnym upadku, gdy pojawiają się bolesne konsekwencje nierozważnego działania, oficjalne pismo z wyrazami współczucia i potępienia skutków tego przykrego zdarzenia nie mogłoby być odebrane jako szyderstwo? Milczące współczucie w takich okolicznościach to moim zdaniem dyplomatycznie empatyczne rozwiązanie. Takie jest moje zdanie. Zasmuciło mnie w związku z tym posądzenie o brak
chrześcijańskiej postawy żalu, przebaczenia i zwykłej ludzkiej życzliwości…
A tak na marginesie: czy do zasady „oko za oko, ząb za ząb” nie kwalifikuje się raczej Pana wspomnienie o cerkwiach na Ukrainie? Nie bawmy się w „ping-ponga”… Od początku chciałem tego uniknąć, pisząc: „bez komentarza”, ale nie wyszło. Zamknijmy zatem ten wątek.