Serdecznie polecam lekturę bardzo pomocnych tekstów. Nie są wprawdzie adresowane do dzieci, ale z pewnością napisane są „dostępnym prostym językiem” zrozumiałym dla dorosłych i umożliwiającym prze/wytłumaczenie dziecku… – „Zakończenie życia w pokoju: cielesna śmierć jako doświadczenie uzdrowienia” – to ostatni rozdział książki: bp Kallistos Ware, Misteria uzdrowienia, Lublin 2004. Tego nie na w intrenecie, ale książka jest jeszcze dostępna w sklep.cerkiew.pl – Pójdź radośnie: Misterium śmierci i zmartwychwstania – dostępny na cerkiew.pl i w książce bp Kallistos Ware, Królestwo wnętrza, Lublin 2003. Przydatny może okazać się rozdział „Zgony wielkie i małe”. – metr. Antoni (Bloom), Śmierć i rozłąka, dostępny w archiwum cerkiew.pl i jako broszurka wydana przez parafię św. Jerzego w Białymstoku. Do tego dodałbym jeszcze tekst Prawosławne zaduszki ks. Mariusza Synaka, też na cerkiew.pl
Co do udziału dzieci w Halloween – opinie i podejścia są różne – wiele (jeśli nie wszystko) zależy od kontekstu. Jedni zabraniają, drudzy zezwalają. Dzieci raczej nie mają pojęcia skąd pochodzi to ‘świętowanie’, polegające głównie na odwiedzaniu bliższych i dalszych sąsiadów i ‘kolekcjonowaniu’ słodyczy. Jeśli ma to być tylko wspólna zabawa, dodatkowa okazja do spotkania z zaprzyjaźnionymi dziećmi i nadrabianie zaległości z braku spotkań i kontaktów z rówieśnikami przez cały ubiegły ‘pandemiczny rok’, wielu pozwoliłoby (ja też) na taką ‘niewinną rozrywką’. Jednak „prehistoria” Halloween jest dla wielu co najmniej niepokojąca i z tego powodu we współczesnych ‘obchodach’ dostrzegają możliwość czy nawet próby mniej czy bardziej nie/świadomego powrotu do ‘pogańskich’ praktyk. W związku z tym warto uważać żeby nie dochodziło do jakiegoś ‘przesadnego świętowania’ – nadawania ‘polowaniu na słodycze’ jakiegoś innego, ‘głębszego’ czy ‘podwójnego’ znaczenia… Ale czy dzieci rzeczywiście w jakikolwiek sposób kojarzą upominanie się o cukierki czy słodycze z duchami czy duszami zmarłych? Jeśli mielibyśmy całkowicie potępiać i zabraniać ‘obchodów’ Halloween, bo to przecież niebezpieczne zapożyczenie ze ‘zgniłego Zachodu’, to bądźmy konsekwentni i walczmy również z ‘Walentynkami’, nadmiernym konsumpcjonizmem, sekularyzacją, indyferentyzmem, dehumanizacją i wielu podobnymi zjawiskami. W kontekście Halloweenowego upominania się o słodycze warto chyba zapytać dzieci co zrobią z dużymi ich zapasami, czy rzeczywiście aż tak dużo ich trzeba, czy da się je zjeść, czy brzuszek nie będzie bolał, a co z zębami i próchnicą…?
Uwagi zawarte w pytaniu są słuszne, ale taż teksty, które występują w naszej liturgice w kontekście wychwalania Krzyża są prawidłowe. Nie tylko w tekstach na święto Podwyższenia Krzyża Pańskiego zwracamy się w ten sposób do Krzyża, ale też w szeregu modlitw, w których przyzywa się siłę i moc tego Znaku. Krzyż będąc narzędziem zbrodni, poprzez śmierć i zmartwychwstanie Zbawiciela stał się narzędziem zbawienia. W ten sposób staje się on znakiem zbawienia i w nim jest zawarta moc i siła Boża. Ta moc i siła zawarta w Krzyżu jest postrachem wobec wszelkich sił nieczystych. Wróg człowieka, diabeł boi się mocy Krzyża ze względu na jego odziaływanie. Dlatego zwracamy się do Krzyża w sposób osobowy i z jednej strony uciekamy się do tego znaku aby nas ochraniał, z drugiej zaś wychwalamy jego moc i siłę.
Zwyczaj nakładani szat liturgicznych przez biskupa na środku świątyni lub na tronie jest starym zwyczajem. Wydaje się, że dotyczył on ważniejszych biskupów (patriarchów) i miał miejsce w przypadku szczególnych świąt. Biskup kiedyś, taj jak i dziś składa Bezkrwawą Ofiarę na Ołtarzu (Eucharystię) i wchodzi do części ołtarzowej wraz z Małym wejściem. Wówczas już powinien być ubrany we wszystkie szaty liturgiczne. Obecnie zwyczaj nakładania szat przez biskupa na środku cerkwi lub na tronie bardziej jest praktykowany w tradycji rosyjskiej, mniej w grackiej i czy rumuńskiej. Zwyczaj ubierania biskupa i obrzędu postrzyżyn mniszych posiadają raczej odmienną genezę i symbolikę.
W tradycji prawosławnej na chrzcie nadawane jest jedno imię dla dziecka. Wtedy też określa się, kto jest niebiańskim patronem młodzieńca. Nadawanie drugiego imienia nie ma charakteru sakramentalnego, jest bardziej wydarzeniem symbolicznym i emocjonalnym.
Staż w pełnieniu posługi kapłańskiej w kontekście przyznawania nagród cerkiewnych jest bardzo ważnym, nie jest to jednak czynnik determinujący. Najważniejsza pozostaje aktywność i gorliwość duchownego w wypełnianiu swoich zadań. Dlatego też zdarzają się sytuacje kiedy duchowny z krótszym stażem jest nagradzany przed tym, który ma dłuższy staż. Czasem też pełnione stanowisko dale więcej możliwości wykazania się w służbie cerkiewnej.
Sugerowałbym, abyś spróbowała spojrzeć na to wszystko z innej, najlepiej z „odwróconej perspektywy”. Koniec świata i jego zapowiedzi w Piśmie Świętym rzeczywiście są niepokojące, ale trzeba też wspomnieć (i pamiętać) o przyczynach końca świata. Chrystus przyjdzie powtórnie w chwale, aby zatriumfowała prawda i Boża miłość, aby świat i ludzie zostali ostatecznie wyzwoleni z niewoli złych mocy i grzechu, w których są pogrążeni. Chrześcijanie pierwszych wieków żyli w nieustannym napiętym oczekiwaniu powtórnego przyjścia Pana, nie mogli się go doczekać, bo oznaczało początek królestwa Bożego, do którego wszyscy jesteśmy powołani, do którego przez całe życie powinniśmy dążyć. Zapewniam Cię, że Bóg na nikim się nie mści – Bóg jest miłością, miłuje nas nawet gdy popełnimy błędy i grzeszymy (jeszcze bardziej niż mama kocha swoje dzieci, mimo że rozrabiają). To z miłości do nas, dla naszego zbawienia, wyzwolenia z niewoli grzech dał się ukrzyżować, umarł na krzyżu, zstąpił do otchłani ciemności i rozświetlił ją blaskiem swej bezgrzeszności, zmartwychwstał i wraz z naszym przemienionym ludzkim ciałem wstąpił na niebiosa i zasiadł na tronie po prawicy Ojca. Nie zgadzam się z twierdzeniem, że „kobiecości i samej świadomości bycia kobietą” trzeba się wstydzić. Jeżeli jakiś duchowny rzeczywiści tak mówił, to potraktuj to, jako jego prywatną opinię (do której ma prawo, ale nie powinien jej nikomu narzucać!) i do tego błędną. Przyglądam się prawosławiu od dłuższego już czasu i nie zauważyłem „niesprawiedliwości związanych z traktowaniem kobiet w religii”. Nie wiem, jaką religię albo co masz na myśli oprócz opinii katechety, ale przy głębszym zapoznaniu się z nauczaniem Cerkwi to, co niektórym może wydawać się niesprawiedliwością, wygląda zupełnie inaczej (tu też warto stosować „odwróconą perspektywę, o której już wcześniej tutaj pisałem). Ludzie mają bardzo różne „względy na wiarę i duchowość”, nie wszyscy wiedzą to samo i tak samo postępują. Nasza wiara i życie duchowe to procesy – uczymy się przez całe życie, po drodze dowiadujemy się coraz więcej i korygujemy, pogłębiamy swoją wiedzę i wiarę, polepszamy nasze postępowanie, doskonalimy się. Gdy popełniamy błędy (to bolesne
doświadczenie…), też się uczymy. Ale nie tkwijmy w błędach – rosyjska mądrość ludowa zaleca – „Upał, tak wstawaj” („Skoro upadłeś, to wstawaj czym prędzej. Idźmy dalej…” Możesz mieć inne zdanie czy poglądy, ale próbuj sprawdzać, czy na pewno są poprawne…
Z pewnością jest to wasz wielki problem, który trzeba jakoś rozwiązać. Nie ma formalnego wymogu aby na chrzest dziecka w Cerkwi wyrażał zgodę rodzic, który nie jest prawosławnym. Jeśli jednak przed ślubem była deklaracja strony rzymskokatolickiej dotycząca zgody na chrzest dziecka lub dzieci, które pojawią się z tego związku w Kościele prawosławnym to właściwym byłoby wypełnienie tej deklaracji.
Współczuję straty dziecka i partnerki. Spróbujmy ustalić fakty. Mężem i żona staje się mężczyzna i kobieta, którzy darzą siebie nawzajem miłością, oddają siebie sobie nawzajem, chcą spędzić ze sobą całe życie tutaj na ziemi aby iść i wejść wspólnie do wieczności, do królestwa Bożego oraz proszą w związku z tym o Boże błogosławieństwo, którego Bóg udziela w misterium małżeństwa. Trzeba tu też koniecznie dodać, że misterium małżeństwa rzeczywiście rozpoczyna się podczas uroczystej cerkiewnej ceremonii zaślubin, ale bynajmniej nie kończy się tuż po jej zakończeniu (po ok. 50 minutach). Misterium małżeństwa to całe małżeńskie życie męża i żony. Z Bożym błogosławieństwem trzeba żyć na co dzień… Opis danej sytuacji wskazuje na wiele ‚braków’, które wyraźnie sugerują, że małżeństwo jednak nie zaistniało. W odpowiedzi na pytanie: „Jaki jest mój ‚status’ przed Bogiem? (kawaler, żonaty, inna opcja?)”, wskazałbym na „inną opcję” tj. „status grzesznika”. Seks zarezerwowany jest dla łoza małżeńskiego i za każdym razem, gdy pojawia się poza tym małżeńskim ‚kontekstem’, postrzegany jest z cerkiewnego punktu widzenia jako grzech nierządu (albo cudzołóstwa). Grzechy z kolei to w naszym pojmowaniu „choroby duszy”, które również wymagają leczenia, ale jedynym lekarzem, który może je wy/leczyć i leczy jest Pan Bóg. Trzeba w związku z tym przystąpić do misterium spowiedzi, które w cerkiewnej terminologii nazywane jest również ‚lecznicą’ (cs. wraczebnica). Duchowny, który jest świadkiem naszej spowiedzi przed Bogiem, powinien podpowiedzieć co należałoby z/robić, żeby „zwalczy/ać” status grzesznika. To może/powinno trochę potrwać…. Życzę powodzenia i wytrwałości. Te bolesne doświadczenia niech się okażą pouczające („uczymy się na błędach”) i skutecznie pomocne (bo „nie ma tego złego, co by na dobre wyjść nie mogło, w razie jeszcze nie wyszło…”)