Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, bo dużo/wszystko zależy od powodów, przez które nie widzicie siebie w roli rodziców, a te mogą być różne. Zadałbym w związku z tym pytanie: jak planujecie unikać perspektywy rodzicielstwa? Czy macie zamiar całkowicie powstrzymywać się od małżeńskiego współżycia? Jeżeli tak, to ponownie trzeba postawić pytanie: z jakiego powodu? Od odpowiedzi na to pytanie będzie uzależniona odpowiedź na pytanie: „jak Cerkiew na to patrzy”. Dodam kilka słów wyjaśnienia. W historii chrześcijaństwa znane są (aczkolwiek bardzo nieliczne) pary małżeńskie, które po ślubie żyły ze sobą jak brat i siostra. Powstrzymywały się od małżeńskiego współżycia nie dlatego, że nie chciały mieć dzieci, lecz traktowały to jako przejaw ascezy. Zdecydowały, że to będzie sposób na koncentrowanie się na drodze do królestwa Bożego – na okazywaniu pomocy potrzebującym. Wszystko było podporządkowane temu celowi. Jeżeli przyczyną rezygnacji z rodzicielstwa miałaby być np. ‚wygoda’ – chęć koncentrowania się na sobie, na swoich planach czy pragnieniach, którym dziecko mogłoby ewentualnie „przeszkadzać” – to ewidentny przejaw egoizmu, a tego przecież trzeba się ze wszech miar wystrzegać… W kwestii seksu przy jednoczesnej rezygnacji z rodzicielstwa – obawiałbym się możliwości, że współżycie małżeńskie, ten niezwykle ważny przejaw zjednoczenia męża i żony, tworzenia przez nich ‚jednego ciała’ i podtrzymywania tej jedności, mogłoby wówczas doświadczać ograniczenia/sprowadzenia do sfery zwykłej ‚potrzeby fizjologicznej’… Polecam lekturę książeczki „Mały Kościół – mistyczna przygoda małżeństwa” – jeden z jej rozdziałów to „Duchowe podstawy życia seksualnego w małżeństwie”. Owocnej lektury życzę.
Trudna to kwestia, ale spróbujmy ją ‚rozgryźć’. „Warunek konieczny” małżeństwa to wzajemna miłość, która pomaga mężowi i żonie wspólnie podążać małżeńską drogą do zbawienia. Popełniłeś/liście błąd, który pociąga za sobą dalsze bolesne i trudne konsekwencje. Dobrze świadczą o Tobie słowa: ‚kocham dziecko, nie chcę aby było wychowywane w niepełnej rodzinie’ i gotowość Twego „poświęcenia się dla dziecka”, ale w okolicznościach, które opisujesz, można/trzeba zastanowić się nad innymi możliwościami roztaczania opieki nad dzieckiem. Jeżeli się nie kochacie i nie chcecie być parą, to raczej nie da się (a nawet nie można) zmienić tego ‚na siłę’. Wierzę, że po tym bolesnym i grzesznym doświadczeniu ciągle jest możliwość, że zarówno Ty, jak i ta kobieta „ułożycie” sobie dalsze życie z nowymi partnerami. Dziecko ciągle jeszcze może mieć ‚pełną’ rodzinę choć bez ‚rodzonego’ ojca… Módl się o to… Są też proceduralne możliwości uzgodnienia ilości/długości spotkań biologicznego ojca z swym dzieckiem i wspierania go materialnie. Na pytanie: „Czy jeśli nie ożenię się z matką dziecka a ożenię z tą drugą to zgrzeszę?” trudno odpowiedzieć jednoznacznie. Grzech nierządu już nastąpił. Trzeba się kajać, prosić Boga i ludzi o przebaczenie, ale też szukać najlepszych rozwiązań, które mogą jakoś pomóc wszystkim zaangażowanym. Spróbujcie o tym porozmawiać i wspólnie, polubownie, rozsądnie to ustalić. Życzę powodzenia, Bożego wsparcia i błogosławieństwa…
Jedno z dwóch najważniejszych przykazań mówi: „miłuj bliźniego swego, jak siebie samego’ a w Mt 5,43-48 Chrystus dodaje i mówi do każdego z nas: „Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”. Te zalecenia odnoszą się do wszystkich, zarówno do „osób/społeczeństw pogańskich w tej samej mierze co do bliskim nam w wierze”. To z pewnością trudne, ale jak coś z trudem przychodzi i trzeba długo i wytrwale o to się starać, to na pewno dlatego, że to ważne i potrzebne, albo nawet niezbędne. Odpowiadając na pytanie: ‚kto jest moim bliźnim’ Chrystus opowiedział przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Tłumacząc tę przypowieść dzisiaj, w miejscu Samarytanina śmiało można by umieścić muzułmanina albo kogoś ze środowiska LGBT… Ponadto, nie zgadzam się z twierdzeniem, że wszyscy imigranci z czasem „stają się zwyczajnie agresywni w stosunku do chrześcijaństwa”. Owszem, zdarzają się takie przypadki, ale znam wielu bardzo „pokojowo usposobionych” i wzorowych obywateli swoich nowych krajów. Bądźmy ostrożni ze zbyt daleko posuniętymi uogólnieniami… Polecam lekturę listu „Do Digneta” z początków chrześcijaństwa (II w.), szczególnie fragmentu, gdzie mowa o chrześcijanach w świecie. Zacytuję tu tylko mały urywek, który powinien sprowokować/zachęcić do lektury całości. „[…] 5. [Chrześcijanie] Mieszkają każdy we własnej ojczyźnie, lecz niby obcy przybysze. Podejmują wszystkie obowiązki jak obywatele i znoszą wszystkie ciężary jak cudzoziemcy. Każda ziemia obca jest im ojczyzną i każda ojczyzna ziemią obcą. 6. Żenią się jak wszyscy i mają dzieci, lecz nie porzucają nowo narodzonych. 7. Wszyscy dzielą jeden stół, lecz nie jedno łoże. 8. Są w ciele, lecz żyją nie według ciała. 9. Przebywają na ziemi, lecz są obywatelami nieba. 10. Słuchają ustalonych praw, z własnym życiem zwyciężają prawa 11. Kochają wszystkich ludzi, a wszyscy ich prześladują. 12. Są zapoznani i potępiani, a skazani na śmierć zyskują życie. 13. Są ubodzy, a wzbogacają wielu. Wszystkiego im nie dostaje, a opływają we wszystko. 14. Pogardzają nimi, a oni w pogardzie tej znajdują chwałę. Spotwarzają ich, a są usprawiedliwieni. 15. Ubliżają im, a oni błogosławią. Obrażają ich, a oni okazują wszystkim szacunek. 16. Czynią dobrze, a karani są jak zbrodniarze. Karani radują się jak ci, co budzą się do życia. 17. Żydzi walczą z nimi jak z obcymi, Hellenowie ich prześladują, a ci , którzy ich nienawidzą, nie umieją powiedzieć, jaka jest przyczyna tej nienawiści.[…]” To na pewno powinien być tekst o nas, współczesnych chrześcijanach…
Zaprawdę zmartwychwstał! „Czym skorupka za młodu nasiąknie…”? Myślę, że to naturalne i przez jakiś czas być może być nawet nieuniknione, co nie oznacza, że nie trzeba tym się zajmować. Trudno odpowiedzieć, czy to dobre czy nie, bo nie wiem o jakie przyzwyczajenia chodzi. Niektóre zapewne mogą okazać się w miarę ‚neutralne’ (np. jeśli zdarzy się klęknąć przy przechodzeniu przez środek nawy?), ale niektórych wypadałoby zdecydowanie i konsekwentnie unikać (np. Filioque – „i Syna” w symbolu wiary). Warto zwracać baczną uwagę na to, co robimy i jak to robimy, żeby na każdym kroku pokazywać, że żyjemy świadomie, chcąc naśladować Chrystusa i podążać za Nim. To jest najważniejsze, a robić to można na wiele rożnych sposobów. Jeśli nasze postępowanie będzie napełnione miłością do Boga i do bliźniego, na pewno będzie też prawosławne…
Witam,, odpowiedzi na te pytania i wątpliwości proszę szukać w wykładzie metropolity Kallistosa: ‚Czy możemy mieć nadzieję na zbawienie wszystkich?’. To ostatni rozdział książki pt. ‚Królestwo wnętrza’
dostępny również na cerkiew.pl (http://www.typo3.cerkiew.pl/index.php?id=prawoslawie&a_id=191), ale serdecznie polecam lekturę wszystkich rozdziałów tej książki (dostępna w http://sklep.cerkiew.pl/) – zapewniam, to bardzo odkrywcze, pouczające i pomocne doświadczenie. Owocnej lektury zatem życzę…
a to pytanie odpowiem pytaniem: czy np. w rozmowach ze studentami podejmowanie tematyki seksu, alkoholu, narkotyków i innych uzależnień to grzech? Jako duszpasterz akademicki rozmawiam na te i inne „podejrzane” tematy. Czy to grzech? Śmiem twierdzić, że to nie grzech. Ponadto nam nadzieję i wierzę, że te rozmowy przynajmniej niektórym z uczestników tych rozmów pomogą uniknąć błędów czy grzechów, które ewidentnie pojawiają się we wskazanych i innych kontekstach. Ośmielam się tak twierdzić i wierzyć, bo rozmawiamy o tych problemach, aby na nie ‚uczulić’, aby działać profilaktycznie, aby uświadomić, że są niebezpieczne. To przez to, że współcześnie mamy do czynienia ze swego rodzaju syndromem: to, co nienormalne (i niemoralne) postrzegane jest przez wielu ludzi jako ‚normalne’ (albo nawet „moralne”), a to, co normalne uważane jest za ‚nienormalne’. Nie natknąłem się na Twoje książki w internecie, więc nie wiem jak przedstawiasz „opętania, szatana, pakty z diabłem”. Jeżeli piszesz o tym dla przestrogi, dla głębszego uświadomienia istnienia tej ‚demonicznej rzeczywistości’, to może być ‚w porządku’. Ale z drugiej strony pojawia się pytanie – czy poruszając te kwestie (np. pakty z diabłem), pisząc o tym całe książki, nieświadomie i niechcący nie ‚uświadomisz nieświadomym, ze jest taka możliwość? Czy pod wpływem Twych tekstów ktoś z ciekawości nie spróbuje doświadczyć „jak to działa?” Chcę tu powiedzieć, że dużo zależy nie tylko od tego o czym, czy co mówimy, ale również od tego jak mówimy,, jak to przedstawiamy. Mam nadzieję i wierzę, że Twoje książki uświadamiają niebezpieczeństwo ‚paktów z diabłem’ i wszystkich czytelników wystarczająco skutecznie do nich zniechęcają… Spróbujmy spojrzeć na to z jeszcze innej strony. W środkach masowej informacji mnożą się wieści o wypadkach, katastrofach, kataklizmach, morderstwach, zdradach, konfliktach zbrojnych, wojnach, różnego rodzaju nadużyciach itp. itd. Czy to grzech mass mediów? Dlaczego w tych samych mediach tak mało i tak rzadko pojawiają się wieści o zwykłej normalności – dobrych wyborach, słowach, działaniach, o dobrych (bo normalnych) ludziach? Czy te media działają profilaktycznie i przestrzegają przed tym wszystkim, o czym nadają? Czy nie zachęcają (niechcący?) do naśladowania tych bolesnych wyborów i działań, bo przecież „wszyscy” (można mieć wrażenie) tak postępują? Czy nie lepiej, w związku z powyższym, byłoby mówić i pisać o tym co dobre, pożyteczne, słuszne, bezpieczne, miłe itp. itd.? W mediach to się ‚nie sprzedaje’. Ale czy to powód, żeby o tym nie mówić/pisać? Chciałbym zauważyć, że są też dobrzy aniołowie, z którymi też można ‚paktować’. albo lepiej współpracować… Wspomnijmy np. o cytowanej przez Dostojewskiego opowieści o zasmuconym wielce aniele stróżu pewnej starszej pani, której dusza po śmierci ciała wylądował w ‚ognistym jeziorze’. To bardzo pouczająca opowieść z wielce profilaktycznym potencjałem… Natchnienia i twórczej weny od anioła stróża życzę
Podstawowe informacje zawarte są w tekście: Dokumenty i formalności potrzebne przy zawieraniu małżeństwa http://www.typo3.cerkiew.pl/index.php?id=prawoslawie&a_id=258 Więcej o prawosławnym pojmowaniu małżeństwa – http://www.typo3.cerkiew.pl/index.php?id=prawoslawie&typ=4&typ2=3&typ3=6 O możliwość udziału księdza katolickiego, ceremonii w j. polskim, błogosławieństwie od obu kapłanów trzeba zapytać proboszcza cerkwi, w której ślub będzie się odbywał. Życzę błogosławieństwa Bożego na małżeńską drogę życia.
Nie oczekiwałbym, że w zaistniałych okolicznościach oficjalna reakcja Kościołów okaże się skuteczna. Ona częściowo właściwie już nastąpiła i nic się nie zmieniło… Ale zgadzam się, że nie powinniśmy pozostawać obojętni. Cieszą w związku z tym wieści o czysto ludzkich i chrześcijańskich reakcjach ludzi zamieszkujących zamknięty ‚pas przygraniczny’, w miarę ograniczonych możliwości próbujących okazać pomoc potrzebującym. Skoro nie możemy uczestniczyć w tych konkretnych działaniach tam ‚na miejscu’, próbujmy wspierać je ‚zdalnie’. Możliwości i przykładów jest kolka – zbiórki żywności, leków, śpiworów, koców, ubrań… Próbujmy też ‚potraktować’ ten złożony problem modlitewnie. Skora sami osobiście nie możemy „dać jeść głodnemu, pić spragnionemu, odziać nagiego czy przyjąć podróżującego/uchodźcę”, módlmy się aby udało się dokonać tego innym… w naszym imieniu…
Mam wątpliwości. Kremacja zwłok bywa dopuszczalna jedynie w „skrajnych” przypadkach, jeśli np. ktoś zginął w wypadku lub zmarł nagle będąc poza granicami kraju pochodzenia, a rodzina pragnie pochować zmarłego w rodzinnym grobowcu, na ‚swoim’ cmentarzu. Opisany przypadek wygląda na ‚kremację z premedytacją’ i stąd wątpliwości… Proszę zapytać jak to postrzega proboszcz rodzinnej miejscowości męża.
Piękne dzięki za piękne słowa o prawosławiu. Cieszę się, że pomogło Ci pogłębić Twą wiarę. Uważam, że najlepsza będzie modlitwa, którą sam ułożysz i wypowiesz swoimi własnymi słowami. Modlitwy z modlitewników to przykłady modlitw, które ułożyli święci. To wszystko przykłady do naśladowania. Niektóre są piękne, długie, poetyckie. Naszej własnej modlitwie może tego (czegoś) brakować, ale najważniejsze, aby była szczera, od serca, autentyczna, prawdziwie własna…