Nie będę odnosił się do kwestii teologicznych dotyczących ważności chrztu dokonywanego w innych Kościołach. Odpowiem raczej drogą administracyjną. Pytanie koncentruje się na Kościele baptystycznym i Kościele zielonoświątkowym. W styczniu 2000 r. w Polskiej Radzie Ekumenicznej został podpisany dokument o wzajemnej uznawalności chrztu przez kilka Kościołów. W tej grupie nie ma baptystów i zielonoświątkowców. Odnosząc się do tego dokumentu i postępując drogą administracyjną chrzest w wymienionych kościołach nie jest uznawany. W ten sposób baptysta lub członek Kościoła zielonoświątkowego wstępując do prawosławia powinna przyjąć chrzest.
Magia i rzucanie uroków jest związane z działaniem złego ducha. Osoba, którą dotykają takie moce powinna prowadzić intensywne życie duchowe. Bardzo ważnym jest spowiedź i przystępowanie do Eucharystii. Modlitwy, które w znaczący sposób chronią nas przed złymi mocami to Psalm 90 i Modlitwa do św. Krzyża (znajduje się pośród modlitw wieczornych). Ogólnie czytanie Psałterza jest bardzo pożyteczne jak też regularne modlitwy osobiste.
W odpowiedzi na to pytanie zacytuję słowa św. Pawła z Listu do Koryntian: „Pozostałym małżonkom mówię teraz od siebie, nie z nakazu Pana: Jeśli wierzący mężczyzna ma niewierzącą żonę, a ona chce z nim żyć, niech jej nie opuszcza. I jeśli wierząca żona ma niewierzącego męża, a ten chce z nią zostać, też niech go nie opuszcza. Wierząca żona przybliża bowiem do Boga niewierzącego męża, a wierzący mąż przybliża do Boga niewierzącą żonę. W przeciwnym razie dzieci należałoby uznać za nieprawe, a tak—są święte. Jeśli jednak niewierząca strona chce odejść, niech to zrobi. Strona wierząca nie musi pozostawać w tym małżeństwie—Bóg powołał was bowiem do życia w pokoju. Przecież nie masz pewności, żono, że doprowadzisz niewierzącego męża do zbawienia. Ani ty, mężu, nie jesteś pewien, że twoja żona przyjmie zbawienie.” (1 Kor 7,12-16) Mowa tu co prawda o małżeństwach chrześcijan z niechrześcijanami, ale myślę, że można próbować odnieść to w Waszej sytuacji. Trzeba próbować przekonywać żonę, że błądzi ale trzeba robić to ostrożnie i rozważnie. Na pewno będzie trudno, ale nie jest to niemożliwe. ‚Wytykanie’ błędów „sekty z Łoknicy” z pewnością będzie budzić zdecydowaną ‚reakcję obronną’ i może dodatkowo przeszkadzać, więc może lepiej skupić się na wskazywaniu kanoniczności, soborowości, czystości wiary czy poprawności nauczania Cerkwi w Polsce…
Bywają takie trudne sytuacje, wobec których można/trzeba zastosować ewangeliczną radę samego Chrystusa: „Gdy brat twój zgrzeszy, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik!” (Mt 18,15-17) Robimy, co możemy… Aby uzyskać przebaczenie naszych win u Boga, trzeba najpierw wybaczyć tym, którzy zawinili wobec nas…
Modlitwa swoimi słowami i rozmowa z Bogiem jak z przyjacielem jest jak najbardziej w porządku – do tego powinniśmy dążyć. Jezusa Chrystusa w naszych tekstach liturgicznych nazywamy „Miłujący człowieka” – to tłumaczenie cerkiewnosłowiańskiego terminu Czełowiekolubiec, który wywodzi się od greckiego Philanthropos. Ten grecki termin bywa również tłumaczony jako „Przyjaciel człowieka”. Przyjaźń i miłość potrzebują wzajemności… Domyślam się, że zalecenie/zakaz, o którym słyszałaś na lekcji religii został przytoczony przy omawianiu zasad obowiązujących w Starym Testamencie. Kobieta, która miała miesiączkę nie tylko nie mogła wówczas siadać na łóżku, na którym spał mężczyzna – przez to, że w tym stanie była uważana za nieczystą, nie mogła niczego dotykać i nie wolno jej było wychodzić z domu… W Nowym Testamencie wygląda to zupełnie inaczej: „Wypowiadając się przeciwko „żydowskim bajkom” i starotestamentowym pojęciom czystości i nieczystości, św. Jan Chryzostom oświadcza: „[…] wszystko jest czyste. Bóg nie stworzył niczego nieczystego, bo nic nie jest nieczyste oprócz jedynie grzechu; on bowiem przyczepia się do duszy i brudzi ją […]” (J. Breck, Święty dar życia)
Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, bo dużo/wszystko zależy od powodów, przez które nie widzicie siebie w roli rodziców, a te mogą być różne. Zadałbym w związku z tym pytanie: jak planujecie unikać perspektywy rodzicielstwa? Czy macie zamiar całkowicie powstrzymywać się od małżeńskiego współżycia? Jeżeli tak, to ponownie trzeba postawić pytanie: z jakiego powodu? Od odpowiedzi na to pytanie będzie uzależniona odpowiedź na pytanie: „jak Cerkiew na to patrzy”. Dodam kilka słów wyjaśnienia. W historii chrześcijaństwa znane są (aczkolwiek bardzo nieliczne) pary małżeńskie, które po ślubie żyły ze sobą jak brat i siostra. Powstrzymywały się od małżeńskiego współżycia nie dlatego, że nie chciały mieć dzieci, lecz traktowały to jako przejaw ascezy. Zdecydowały, że to będzie sposób na koncentrowanie się na drodze do królestwa Bożego – na okazywaniu pomocy potrzebującym. Wszystko było podporządkowane temu celowi. Jeżeli przyczyną rezygnacji z rodzicielstwa miałaby być np. ‚wygoda’ – chęć koncentrowania się na sobie, na swoich planach czy pragnieniach, którym dziecko mogłoby ewentualnie „przeszkadzać” – to ewidentny przejaw egoizmu, a tego przecież trzeba się ze wszech miar wystrzegać… W kwestii seksu przy jednoczesnej rezygnacji z rodzicielstwa – obawiałbym się możliwości, że współżycie małżeńskie, ten niezwykle ważny przejaw zjednoczenia męża i żony, tworzenia przez nich ‚jednego ciała’ i podtrzymywania tej jedności, mogłoby wówczas doświadczać ograniczenia/sprowadzenia do sfery zwykłej ‚potrzeby fizjologicznej’… Polecam lekturę książeczki „Mały Kościół – mistyczna przygoda małżeństwa” – jeden z jej rozdziałów to „Duchowe podstawy życia seksualnego w małżeństwie”. Owocnej lektury życzę.
Trudna to kwestia, ale spróbujmy ją ‚rozgryźć’. „Warunek konieczny” małżeństwa to wzajemna miłość, która pomaga mężowi i żonie wspólnie podążać małżeńską drogą do zbawienia. Popełniłeś/liście błąd, który pociąga za sobą dalsze bolesne i trudne konsekwencje. Dobrze świadczą o Tobie słowa: ‚kocham dziecko, nie chcę aby było wychowywane w niepełnej rodzinie’ i gotowość Twego „poświęcenia się dla dziecka”, ale w okolicznościach, które opisujesz, można/trzeba zastanowić się nad innymi możliwościami roztaczania opieki nad dzieckiem. Jeżeli się nie kochacie i nie chcecie być parą, to raczej nie da się (a nawet nie można) zmienić tego ‚na siłę’. Wierzę, że po tym bolesnym i grzesznym doświadczeniu ciągle jest możliwość, że zarówno Ty, jak i ta kobieta „ułożycie” sobie dalsze życie z nowymi partnerami. Dziecko ciągle jeszcze może mieć ‚pełną’ rodzinę choć bez ‚rodzonego’ ojca… Módl się o to… Są też proceduralne możliwości uzgodnienia ilości/długości spotkań biologicznego ojca z swym dzieckiem i wspierania go materialnie. Na pytanie: „Czy jeśli nie ożenię się z matką dziecka a ożenię z tą drugą to zgrzeszę?” trudno odpowiedzieć jednoznacznie. Grzech nierządu już nastąpił. Trzeba się kajać, prosić Boga i ludzi o przebaczenie, ale też szukać najlepszych rozwiązań, które mogą jakoś pomóc wszystkim zaangażowanym. Spróbujcie o tym porozmawiać i wspólnie, polubownie, rozsądnie to ustalić. Życzę powodzenia, Bożego wsparcia i błogosławieństwa…
Jedno z dwóch najważniejszych przykazań mówi: „miłuj bliźniego swego, jak siebie samego’ a w Mt 5,43-48 Chrystus dodaje i mówi do każdego z nas: „Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”. Te zalecenia odnoszą się do wszystkich, zarówno do „osób/społeczeństw pogańskich w tej samej mierze co do bliskim nam w wierze”. To z pewnością trudne, ale jak coś z trudem przychodzi i trzeba długo i wytrwale o to się starać, to na pewno dlatego, że to ważne i potrzebne, albo nawet niezbędne. Odpowiadając na pytanie: ‚kto jest moim bliźnim’ Chrystus opowiedział przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Tłumacząc tę przypowieść dzisiaj, w miejscu Samarytanina śmiało można by umieścić muzułmanina albo kogoś ze środowiska LGBT… Ponadto, nie zgadzam się z twierdzeniem, że wszyscy imigranci z czasem „stają się zwyczajnie agresywni w stosunku do chrześcijaństwa”. Owszem, zdarzają się takie przypadki, ale znam wielu bardzo „pokojowo usposobionych” i wzorowych obywateli swoich nowych krajów. Bądźmy ostrożni ze zbyt daleko posuniętymi uogólnieniami… Polecam lekturę listu „Do Digneta” z początków chrześcijaństwa (II w.), szczególnie fragmentu, gdzie mowa o chrześcijanach w świecie. Zacytuję tu tylko mały urywek, który powinien sprowokować/zachęcić do lektury całości. „[…] 5. [Chrześcijanie] Mieszkają każdy we własnej ojczyźnie, lecz niby obcy przybysze. Podejmują wszystkie obowiązki jak obywatele i znoszą wszystkie ciężary jak cudzoziemcy. Każda ziemia obca jest im ojczyzną i każda ojczyzna ziemią obcą. 6. Żenią się jak wszyscy i mają dzieci, lecz nie porzucają nowo narodzonych. 7. Wszyscy dzielą jeden stół, lecz nie jedno łoże. 8. Są w ciele, lecz żyją nie według ciała. 9. Przebywają na ziemi, lecz są obywatelami nieba. 10. Słuchają ustalonych praw, z własnym życiem zwyciężają prawa 11. Kochają wszystkich ludzi, a wszyscy ich prześladują. 12. Są zapoznani i potępiani, a skazani na śmierć zyskują życie. 13. Są ubodzy, a wzbogacają wielu. Wszystkiego im nie dostaje, a opływają we wszystko. 14. Pogardzają nimi, a oni w pogardzie tej znajdują chwałę. Spotwarzają ich, a są usprawiedliwieni. 15. Ubliżają im, a oni błogosławią. Obrażają ich, a oni okazują wszystkim szacunek. 16. Czynią dobrze, a karani są jak zbrodniarze. Karani radują się jak ci, co budzą się do życia. 17. Żydzi walczą z nimi jak z obcymi, Hellenowie ich prześladują, a ci , którzy ich nienawidzą, nie umieją powiedzieć, jaka jest przyczyna tej nienawiści.[…]” To na pewno powinien być tekst o nas, współczesnych chrześcijanach…
Zaprawdę zmartwychwstał! „Czym skorupka za młodu nasiąknie…”? Myślę, że to naturalne i przez jakiś czas być może być nawet nieuniknione, co nie oznacza, że nie trzeba tym się zajmować. Trudno odpowiedzieć, czy to dobre czy nie, bo nie wiem o jakie przyzwyczajenia chodzi. Niektóre zapewne mogą okazać się w miarę ‚neutralne’ (np. jeśli zdarzy się klęknąć przy przechodzeniu przez środek nawy?), ale niektórych wypadałoby zdecydowanie i konsekwentnie unikać (np. Filioque – „i Syna” w symbolu wiary). Warto zwracać baczną uwagę na to, co robimy i jak to robimy, żeby na każdym kroku pokazywać, że żyjemy świadomie, chcąc naśladować Chrystusa i podążać za Nim. To jest najważniejsze, a robić to można na wiele rożnych sposobów. Jeśli nasze postępowanie będzie napełnione miłością do Boga i do bliźniego, na pewno będzie też prawosławne…
Witam,, odpowiedzi na te pytania i wątpliwości proszę szukać w wykładzie metropolity Kallistosa: ‚Czy możemy mieć nadzieję na zbawienie wszystkich?’. To ostatni rozdział książki pt. ‚Królestwo wnętrza’
dostępny również na cerkiew.pl (http://www.typo3.cerkiew.pl/index.php?id=prawoslawie&a_id=191), ale serdecznie polecam lekturę wszystkich rozdziałów tej książki (dostępna w http://sklep.cerkiew.pl/) – zapewniam, to bardzo odkrywcze, pouczające i pomocne doświadczenie. Owocnej lektury zatem życzę…