06-09-2023
Jak wiara chrześcijańska patrzy na nawróconych? I co w zasadzie znaczy nawrócić się? Czy chodzi o to, że kiedyś się wierzyło w Boga, potem przestało i teraz do Niego wracamy? Czy nie wierzyło się w nic, a teraz zaczęło? Czy może w Boga wierzyło się zawsze, ale nie ufało się wspólnocie, składającej się z ludzi? U mnie sytuacja wygląda tak, że jako dziecko byłam bardzo wierząca, wierzyłam całym moim małym wtedy serduszkiem. Wiadomo, w szkole religia, coś tam mama, babcia powie na ten temat, ksiądz wygłosi na mszy itd. Ale z biegiem lat, zaczęłam zauważać, że to co o chrześcijaństwie mówią, ni jak się ma do rzeczywistości. Że wcale nie jest tak pięknie i kolorowo, że wcale Bóg nas nie kocha, bo jak by tak było postępował by inaczej. Nikt nie był w stanie mi na to odpowiedzieć, wytłumaczyć. Teraz już rozumiem, byłabym w stanie młodej mnie wytłumaczyć, że owszem, Bóg kocha, ale też daje nam w pełni wolną wolę, i co każdy z osobna z nią zrobi to jego. I wystarczyłoby wtedy powiedzieć “jesteście jeszcze młodzi, na niektóre, mniej wesołe tematy jeszcze przyjdzie czas”. Pewnie bym nie chciała czekać, chciałabym odpowiedzi na już, ale to zawsze byłaby jakaś wskazówka, że jeszcze coś tam jest, jakiś inny, głębszy sens. I tak pewnego dnia ogłosiłam się ateistką. Trwało to dwa miesiące, bo ja po prostu wierzyłam. W coś musiałam wierzyć, więc zaczęłam szukać. Nagle się okazało, że istnieje masa innych wierzeń i wyznań, o których nie miałam pojęcia. Szukałam tego odpowiedniego dla mnie, lata mijały. W pewnym momencie się poddałam, stwierdziłam “wierzę to wierzę, jest jakaś siła nad nami, nie wiem jak się nazywa, jak wygląda, ale wiem i czuję, że jest”. A potem poznałam pewną Ukrainkę, chrześcijankę, ale prawosławną, jeżeli można to tak nazwać. I zerknęłam w tą stronę, bo z jakiejś przyczyny wcześniej nawet o tym nie pomyślałam. Ale myślę, że to dobrze, bo dojrzałam, świata i ludzi trochę poznałam, i teraz rozumiem to lepiej, tak mi się wydaje. I wyznanie prawosławne wydaje się najbardziej akuratne dla mnie i moich poglądów. Czy po takich moich, nazwijmy to przygodach, znajdzie się dla mnie miejsce w Cerkwii? Kasia
Nawrócenie to powrót z każdego ze wskazanych przypadków „odejścia”. Wskazałbym tutaj na ewangeliczna przypowieść o synu marnotrawnym (Łk 15,11-32) i podkreślił bym kilka jej elementów. Ten młody człowiek odszedł z domu ojca do dalekiej krainy, upadł sromotnie (gotów był jeść to, czym karmią świnie, ale nawet tego mu nie dawano) i wówczas opamiętał się. Tu pojawia się grecki termin metanoia – zmiana postawy, sposobu myślenia, cerkiewnosłowiańskie (i staropolskie) pokajanie, tłumaczone na polski jako nawrócenie czy opamiętanie, ale w jednym z najstarszych chrześcijańskich tekstów pojawia się stwierdzenie, że jest to „głębokie zrozumienie” – tego, jakim się stałem, przez to, że zgrzeszyłem/zbłądziłem, i jednocześnie tego, jakim powinienem się sta/wa/ć, przez to, że zostałem stworzony na obraz i podobieństwo Boga w Trójcy Osób (polecam lekturę bp Kallistos (Ware), Prawosławne rozumienie pokajania – http://www.typo3.cerkiew.pl/index.php?id=prawoslawie&a_id=98 ) Z tego co napisałaś wynikałoby, że dostąpiłaś „głębokiego zrozumienia”, ale trzeba dalej nad tym pracować i to zrozumienie dalej „pogłębiać”. Na postawione na końcu pytanie odpowiem stwierdzeniem, że powrót utracjusza spowodował radość wielka w domu Ojca. Choć syn prosił, aby ojciec przyjął go jako sługę, ten nałożył mu pierścień na palec i przyjął go jak syna. Dodałbym jeszcze – „lepiej później, niż wcale”…