Ojcze Włodzimierzu, przeczytałam Waszą odpowiedz dotyczącą koronawirusa. Z mojej strony sprawa ma się tak: w cerkwi, do której uczęszczam, zachorowalo na covid-19 8 osób, w tym i ja, z czego jedna, starsza pani, zmarła i dzisiaj był jej pogrzeb. Wciąż dochodzę do siebie po infekcji. Moje pytanie: czy przypadkiem nie kusimy Boga powołując się na naszą silną wiarę i czy nie wynika to bardziej z naszej pychy niż z wiary, na zasadzie: „nas Bóg ochroni, nas, prawosławnych”. Czy rzeczywiście jesteśmy godni cudu gardząc przepisami sanitarnymi i normami ustalonymi po to, by zachorowań było mniej? Agata

W odpowiedzi posłużyłbym się znaną powszechnie mądrością: „Strzeżonego Pan Bóg strzeże”. Chodzi tu o niezbędność naszej współpracy z Bogiem – powinniśmy po prostu „robić swoje” i nie „zwalać” tego na Pana Boga. Jeżeli ktoś posiada coś drogocennego, to chroni to najlepiej jak potrafi, np. przechowuje to w jakiejś skrytce albo w sejfie, a gdy wychodzi z domu, to zamyka drzwi na klucz. Bóg, choć jest wszechmogący, nie zrobi tego za nas. To samo dotyczy zdrowia i każdej innej sfery życia. Cytowałem już na tym forum stwierdzenie, że oczekiwanie, iż Bóg zrobi za nas to, co my sami możemy i powinniśmy zrobić, może ‚ocierać się’ o grzech przeciwko Duchowi Świętemu. Strach się nie bać… Nie traktujmy naszej modlitwy jako jakiegoś mocarnego magicznego zaklęcia w rodzaju: „Stoliczku – nakryj się!”, które wszystko „załatwi”. W odpowiedzi na naszą żarliwą modlitwę Pan Bóg, owszem, nakryje do stołu, ale naszymi rękoma… Powtarzam raz jeszcze – potrzebna jest nasza ścisła współprace, więc „róbmy swoje” najlepiej, jak potrafimy.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe