W pierwszym odruchu napisałem odpowiedź: „bez komentarza…” – bo dalej uważam, że w obliczu zaistniałych konsekwencji naruszania zdrowych zasad symfonii państwa i Kościoła w ich odrębnych sferach działania, milczące współczucie jest wystarczająco wymowne. Stwierdziłem jednak, że nie można zbyć milczeniem szkalowania Cerkwi i posądzania o ‚obrzydliwą postawę’. Wspomnijmy na nie tak odległą jeszcze historię – w wolnej Polsce, w okresie międzywojennym, w 1938 r. w szczególności prawosławni utracili kilkaset cerkwi – zostały bezprawnie zburzone, spalone, zamknięte lub odebrane i – przekazane Kościołowi rzymskokatolickiemu… Czyż to nie „barbarzyńskie, antychrześcijańskie, wulgarne ataki” na świątynie prawosławne w Polsce? Dlaczego Kościół rzymskokatolicki w Polsce na to nie zareagował? Biorąc pod uwagę ówczesne okoliczności i fakt, że z wielu tych cerkwi Kościół korzysta do dzisiaj, pod jaki adres wypadałoby wysłać „nieukrywaną satysfakcję i zadowolenie” i „obrzydliwą, antychrześcijańską, tchórzliwą i nie do zaakceptowania postawę”. Chrystus zaleca wielokrotnie: „Nie sądźcie, abyście nie byli osądzeni”… Czy mądrości ludowe nie parafrazują tego słowami „Przyganiał kocioł garn(usz)kowi”?