Jak cerkiew prawosławna podchodzi do tematu nowo wprowadzonej ustawy przez rząd Polski na temat aborcji w przypadku poważnych wad płodu? Czy cerkiew prawosławna godzi się na takie cierpienia kobiet? Kobiety zostaną zmuszone do rodzenia dzieci które umrą jeszcze podczas ciąży lub chwilę po urodzeniu. Anna

Trudno mówić o podejściu Cerkwi do ustawy, której jeszcze nie ma. Mamy bowiem do czynienia z decyzją Trybunału Konstytucyjnego, który, podobnie jak rząd, nie ma prawa wprowadzać nowych ustaw (tym zwykle zajmuje się Parlament), a co najwyżej sprawdzać ich ‚konstytucyjność’. Osobiście uważam, że zaistniałe  „zakazowo”-restrykcyjne potraktowanie tej jakże ważnej i delikatnej sfery ŻYCIA i ŚMIERCI MATKI i DZIECKA nie jest i nie okaże się rozwiązaniem „skutecznym” z wielu rożnych względów. Im bardziej „ostry” zakaz, tym bardziej radykalna reakcja  (co widać tymi dniami na ulicach wielu miast). Zdecydowanie brakuje edukacji, wyjaśniania, spokojnej merytorycznej dyskusji, wspólnych ustaleń. Z prawosławnego punktu widzenia każdy przypadek jest inny i trzeba go rozpatrywać indywidualnie, a tu operuje się daleko posuniętymi uogólnieniami. Nieraz zdarzało się (i będzie się zdarzało), że choć lekarze stwierdzali poważny i nieuleczalny problem, w rzeczywistości okazywało się zupełnie inaczej. Skoro już o tym mowa, to przydałyby się też uzupełnienia ewentualnych (ewidentnych) decyzyjnych braków – np. kto, jak, kiedy, gdzie, na jakich jasnych i czytelnych zasadach miałby wspierać rodziny (albo, niestety, samotne matki) wychowujące/otaczające wszechstronną opieką chore dzieci. W toczącej się w mediach burzliwej dyskusji dużo słychać o naruszaniu/odbieraniu kobietom prawa do decydowania o swoim ciele. Kobiety walczą o swoje ciała, o swoje prawa, wspierają się nawzajem i cieszą się też wsparciem wielu mężczyzn. Wsłuchiwałem się uważnie, ale w żadnej wypowiedzi nie usłyszałem żadnego głosu w obronie małego, bezbronnego ciała w ciele matki. Kobiety mają słuszną pretensję o to, że ktoś „zdecydował o nich bez nich”, ale paradoksalnie same postępują tak samo w odniesieniu do swych płodów – czyż nie decydują „o nich bez nich”? W pytaniu mowa o cierpieniu, a słychać też liczne wypowiedzi o ‘piekle’ kobiet zmuszanych do ‘donoszenia’ ciąży ‘skazanej na śmierć’. Dlaczego jednak nie towarzyszy mu pytanie/refleksja o tym, jak opisać ‘doznania’ płodu, który poddawany jest ‘skrobance’, albo innej ‘metodzie’(sic!) usuwania/przerywania/zabijania jego życia? Skoro i tak „umrą jeszcze podczas ciąży lub chwilę po urodzeniu”, warto zapytać: kto dał nam prawo do przyspieszania tego „wyroku”, kto wydał ten „wyrok”…? Każde życie to dar… Boży dar!

Kategorie: bioetyka, Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, wiara, życie duchowe