Jak Cerkiew odnosi się do współżycia i mieszkania dwóch osób bez związku sakramentalnego (współżycie z miłości, za wolną zgodą obu osób, bez przymuszania i chęci zaspokojenia egoistycznych rządzy którejś ze strony)? Dodam że związek ma już kilka lat, jesteśmy z odległych miast, mamy kredyt mieszkaniowy, po skończeniu chcemy zbierać pieniądze na ślub i wesele). Chcemy najpierw przygotować grunt pod małżeństwo (znaleźliśmy stabilną pracę, teraz po latach wynajmowania razem chcemy mieć swoje mieszkanie, a na końcu chcemy to ukoronować związkiem małżeńskim, oczywiście chcemy mieć też potomstwo).Czy można w pełni uczestniczyć w Eucharystii i otrzymać rozgrzeszenie w sakramencie spowiedzi tak żyjąc? Dominik

Na wstępie kilka ustaleń:

– współżycie dwóch osób bez związku sakramentalnego (nawet bez wspólnego zamieszkiwania) postrzegane jest jako grzech nierządu

– grzechy w naszym pojmowaniu to choroby duszy, które też można/trzeba leczyć, ale jedynym lekarzem, który może je wyleczyć i który je leczy, jest Bóg!

– powszechnie wiadomo (?), że choroby trzeba leczyć w ich początkowym stadium, póki się zaczynają, bo tylko wówczas jest szansa na całkowite wyleczenie – „im później, tym gorzej”…

– w naszej cerkiewnej terminologii misterium spowiedzi to lecznica (cs. wraczebnica), wizyta u lekarza, a Eucharystia to „pokarm i lekarstwo nieśmiertelności”!

– jeżeli nie słucham zaleceń lekarza i nie powstrzymuję się od działań, które spowodowały chorobę, nie tylko nie zdrowieję, ale choroba się pogłębia. Trzeba tu dodać, że te grzeszne choroby duszy to właściwie nowotwory (i do tego złośliwe) – jeśli nie są leczone w początkowym stadium, to z czasem mogą pojawić się przeżuty z duszy na ciało. Ewangeliczny przykład – paralityk (chory na ciele) usłyszał słowa Chrystusa: „wstań weź swoje łoże i idź, odpuszczone są bowiem twoje grzechy (choroby duszy)…

– o tym, jak poważną chorobą duszy jest nierząd (lub cudzołóstwo) niech świadczy fakt, że w IV w św. Bazyli Wielki dla jej leczenia zalecał/stosował terapię leczniczą, która oznaczała 12 (słownie:
dwanaście) lat odłączenia od Eucharystii (nie „za karę”, ale w celu skutecznego leczenia)…

– w naszej cerkiewnej praktyce, w obliczu choroby sprawujemy molebien o uzdrowienie i przystępujemy do sakramenty namaszczenia świętym olejem. Co bardzo ważne (i oczywiste?), to misterium i molebien sprawujemy na początku choroby („im prędzej, tym lepiej”), a nie po jej zakończeniu…

– w naszej cerkiewnej terminologii misterium małżeństwa to „koronowanie” (cs. wienczanije). Korony (cs. wiency) na głowach albo nad głowami nowożeńców, to korony królestwa Bożego, do którego prowadzi małżeńska droga życia. Te korony nakładane są nowożeńcom na początku ich małżeńskiej drogi, aby nie zapominali jaki jest najważniejszy cel życia chrześcijanina. Piszecie, że stabilną pracę, za/mieszk(iw)anie i współżycie chcecie „na końcu ukoronować związkiem małżeńskim”. Zauważcie jednak w naszym cerkiewnym pojmowaniu to nie związek „koronuje” – to raczej związek jest przez Boga i Cerkiew „koronowany” – tj. błogosławiony, oświęcany, wspomagany…

– mądrości ludowe (i nie tylko) podpowiadają: „wszystko w swoim czasie”, a ponadto niekiedy dodają jeszcze: „i we właściwych proporcjach”. Jeżeli porównamy poznawanie się dwojga ludzi (mężczyzny i kobiety), ich narzeczeństwo i małżeństwo do procesu pieczenia jakiegoś wielce smakowitego ciasta, to trzeba pamiętać o przygotowywaniu, dobieraniu, mieszaniu, dodawaniu odpowiednich składników w odpowiednich proporcjach w odpowiednim (a nawet ściśle określonym) czasie. Jeżeli zabraknie któregoś z niezbędnych składników (np. proszku do pieczenia) albo
zostanie dodany zbyt późno, zamiast delikatnego ciasta może być z tego poważny zakalec…

W związku z powyższym na postawione pytania spróbuję odpowiedzieć podobnymi pytaniami (nieco drastycznie sparafrazowaną wersją Waszych pytań).

„Jak Cerkiew odnosi się do współżycia i mieszkania dwóch osób, które uległy, poddały się chorobie (chorują z miłości, za wolną zgodą obojga, bez przymuszania i chęci zaspokojenia egoistycznej żądzy wyzdrowienia którejś ze strony)? Dodam, że chorujemy już kilka lat, jesteśmy z odległych miast, mamy zamiar wspólnie chorować dalej i dlatego zaciągnęliśmy kredyt mieszkaniowy. Gdy nasze mieszkanie będzie gotowe, zaczniemy zbierać pieniądze na leczenie i rekonwalescencję. Chcemy najpierw przygotować grunt pod wyzdrowienie – znaleźliśmy stabilną pracę, po latach wynajmowania stancji chcemy mieć swoje własne mieszkanie i należycie je urządzić. Na końcu chcemy to ukoronować uroczystą modlitwą o uzdrowienie. Oczywiście chcemy też mieć zdrowe
potomstwo. Czy tak żyjąc, można w pełni uczestniczyć w Eucharystii – przyjmować pokarm i lekarstwo nieśmiertelności, i otrzym(yw)ać uzdrowienie?”

Innymi słowy, bez względu na to, jak pięknie byście nie opisywali zaistniałej sytuacji, Wasze rozumowanie i Wasza decyzja wyraźnie wskazują, co jest dla Was najważniejsze – wygląda na to, że nie jest to, niestety, Boże błogosławieństwo na Wasze wspólne, małżeńskie życie, wspólne zmagania z trudnościami i wspólną radość z osiąganych sukcesów.

Chciałbym się mylić…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, życie duchowe