Chciałbym zadać pytanie w oparciu o mój własny przykład. Odczuwam skłonności homoseksualne, ale nie zamierzam wprowadzać ich w życie i staram się żyć jak najbliżej Boga. Od zawsze fascynowało mnie życie monastyczne. Wyobrażam sobie, że z jednej strony pójście do monastyru nadałoby mojemu życiu jakiś kierunek, ale z drugiej – mogłoby to generować trudne sytuacje, np. pod względem psychicznym. Czy można to jakoś pogodzić, czy też jest to nie wskazane? Jakub

Zanim spróbuję odpowiedzieć na Twe pytanie, posłużę się cytatem z książki o. Johna Brecka „Święty dar życia. Prawosławne chrześcijaństwo i bioetyka”. W rozdziale poświęconym homoseksualizmowi stwierdza m.in.: „kwestią najwyższej wagi pozostaje ciągłe podtrzymywanie wyraźnego rozróżnienia pomiędzy zachowaniami i orientacją [homoseksualną]. Bez względu na to, jakie są jej przy­czyny (fizjologiczne, genetyczne, psychologiczne i społeczne czy najprawdopodobniej połączenie ich wszystkich), orientacja homoseksualna nie jest ani grzesz­na, ani zła (z zastrzeżeniem, że w tym upadłym świecie o każdej ułomności można powiedzieć, iż jest następstwem grzechu). Osoby z taką orientacją są w najpełniejszym znaczeniu „osobami”, nosi­cielami obrazu Bożego i wraz ze wszystkimi innymi powołane są do wzrastania ku osiąganiu Bożego podobieństwa. Gdy usiłują zmienić orientację na heteroseksualną lub gdy codziennie zmagają się o pozostawanie w cnocie czystości, potrzebują szczególnego wsparcia, zachęty i miłości Kościoła – jego biskupów, kapłanów i laikatu. W dążeniach do osiągnięcia tego celu nieodłączną po­mocą może być uczestnictwo w grupach wzajemnego wsparcia jak amerykańskie SA, a szczególnie organizacje w rodzaju Exo­dus International i Courage. (Założona przez ks. Johna Harveya rzymskokatolicka organizacja „Courage” ma swoje aktywne od­działy w całych Stanach Zjednoczonych Ameryki. Doświadczenie ks. Harveya utwierdziło go w przekonaniu, że osoby z orientacją homoseksualną w bardzo znaczących proporcjach rzeczywiście mogą stać się heteroseksualne, nawet jeśli w wielu przypadkach ciągle utrzymują się homoerotyczne odczucia czy wyobrażenia117).”

Co do fascynacji życiem monastycznym zarówno w tym konkretnym, jak i w innych podobnych przypadkach wskazałbym na dwie drogi działania czy dwa sposoby postępowania.

Po pierwsze, koniecznie trzeba się przekonać i upewnić, że fascynacja, bardzo głębokie nawet zainteresowanie monastycyzmem jest równoznaczne z powołaniem do życia monastycznego. „Instytucją” m.in. do tego właśnie przeznaczoną jest „nowicjat” (cs. posłuszanie). Osoby, które przybywają do monasteru aby zostać mnichem czy mniszką, nie od razu przyjmują monastyczne postrzyżyny. Przełożony monasteru przyjmuje nowicjusza, wyznacza mu opiekuna duchowego, wyznacza zadania do wykonania – podobnie jak mnisi, nowicjusz żyje monastycznym trybem życia, wchodzi na monastyczną drogę życia aby „na własnej skórze” przekonać się, czy podoła, czy będzie w stanie sprostać „rygorom”/zasadom monastycyzmu, czy będzie w stanie opierać się wszelkiego rodzaju pokusom. Trzeba bowiem być przygotowanym na to, że już na samy początku tej drogi pokus będzie więcej niż dotychczas i będą nasilać się wraz z rosnącymi staraniami nowicjusza, aby im nie ulegać. Dzieje się tak dlatego, że podążanie monastyczną drogą ku zbawieniu, ku królestwu Bożemu bardzo przeszkadza demonicznym siłom i wszelkimi możliwymi sposobami próbują odciągnąć/przekonać nowicjuszy i mnichów, że „nie tędy droga”.

Po drugie, uważam, że w okolicznościach, które opisałeś bezpieczniej byłoby wykorzystać wszystkie dostępne sposoby „uspokojenia”, „wyciszenia” czy „kontrolowania” tej orientacji, aby utwierdzić się w chęci, dążeniu, umiejętności i skuteczności „codziennych zmagań o pozostawanie w cnocie czystości”. Chodzi o to, aby ewentualne życie monastyczne nie okazało się zbyt trudną do zniesienia „psychiczną prowokacją”, a okazało się dodatkowym, skutecznym wsparciem na drodze „wzrastania ku osiąganiu Bożego podobieństwa”.

Jeżeli zdecydujesz, że fascynacja wypływa z powołania i będziesz chciał się co do tego upewnić, jeśli uznasz, że wykorzystałeś wszystkie dostępne środki/metody terapii, trzeba będzie porozmawiać o tym wszystkim z przełożonym monasteru, aby mógł zdecydować czy w przedstawionych okolicznościach, w określonym stanie „psychiki, ducha i ciała” nowicjat będzie rozwiązaniem dopuszczalnym i w Twych zmaganiach może okazać się pomocny, czy może jest jeszcze za wcześnie.

Z całego serca życzę powodzenia w codziennych zmaganiach, Bożego błogosławieństwa i wsparcia w poszukiwaniach drogi i dążeniach ku zbawieniu

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe