Panie Piotrze,
Zadając pytanie, sam Pan sobie na nie odpowiada. Nie zgadzam się z Panem w kwestii języka, choć wiele aspektów poruszonych w pytaniu jest prawdą. Moim zdaniem nie wystarczy zmienić język liturgiczny aby niejako z automatu wszyscy wierni stali się świadomymi uczestnikami nabożeństw, zmieniając zarazem swój stosunek do życia i praktykowania wiary. Nie chcę rozpisywać się nad niewątpliwymi zaletami języka cerkiewno-słowiańskiego. Wiem na pewno, że „jakość” naszego uczestnictwa w nabożeństwach nie zależy jedynie od języka w jakim są sprawowane, ale przede wszystkim od naszego nastawienia i przygotowania. W naszej cerkwi prowadzone są prace nad tłumaczeniami tekstów nabożeństw. Pionierem w tej dziedzinie jest niewątpliwie ks. Henryk Paprocki. Sobór Biskupów PAKP zatwierdza i dopuszcza do druku coraz to nowe pozycje, w których odnajdziemy interesujące nas teksty. Uważam, że każdy, kto naprawdę chce usłyszeć słowo Boże w naszych świątyniach, przy odpowiednim wcześniejszym przygotowaniu może zrozumieć więcej, niż ten, który nieprzygotowany wysłucha tekstów w zrozumiałym języku.
Język cerkiewno-słowiański nie jest moim zdaniem błędnie pielęgnowaną tradycją ale wspólnym dziedzictwem wszystkich Słowian. Dzięki niemu „imigranci” czują się u nas jak w domu, podobnie jak my kiedy uczestniczymy w słowiańskiej liturgii poza granicami naszego kraju. Jako młody człowiek mieszkałem dwa lata w USA. I chociaż rozumiałem nabożeństwa w języku angielskim, zawsze starałem się wybierać świątynie, gdzie sprawowano nabożeństwa w języku cerkiewno-słowiańskim ponieważ bliższe były memu sercu.
Mniemam, że język polski coraz częściej będzie używany jako język liturgiczny w naszym kraju, ale nie jestem zwolennikiem przyspieszania tego procesu. Wierzę, że kiedy przyjdzie na to pora zmiany się dokonają. Św. pamięci Abp Jeremiasz, który dla mnie jest niewątpliwym autorytetem powtarzał, że lepiej jest się uczyć języka cerkiewno-słowiańskiego niż idąc na łatwiznę go odrzucać.