Jestem katoliczką, ale kocham i czczę naszych wspólnych wielkich świętych jak św. Spirydona z Korfu, św. Mikołaja z Mirry, czy św. Sergiusza z Radoneza. Chciałabym odmawiać do tych świętych akatysty ale wszystkie są w języku staro cerkiewnosłowiańskim. Czy istnieje gdzieś strona/ strony z modlitwami prawosławny mi po polsku? Kamila

W poszukiwaniu modlitw odsyłam do strony http://www.liturgia.cerkiew.pl/page.php?id=14 a info o przetłumaczonych i dostępnych już akatystach można znaleźć na stronie wydawnictwa Bratczyk – http://www.bratczyk.pl/akafisty,41.html Owocnych modlitewnych poszukiwań życzę.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, tłumaczenia



Jak przekonać się, że decyzja o przyjęciu prawosławia jest właściwa? Interesowałem się prawosławiem, byłem kilka razy na liturgii, ale szczerze mówiąc zabrakło odwagi, by porozmawiać z duchownym. W prawosławiu jest piękna liturgia, da się zauważyć głęboką wiarę wiernych i duchownych oraz wyznaje się niezmienną naukę apostolską. W sumie autentyczna wiara jest elementem, który przyciąga mnie do prawosławia. A jednak odstrasza mnie fakt, że wszyscy moi znajomi i rodzina są katolikami i nie znam osobiście nikogo, kto jest gorliwym prawosławnym i wspierałby mnie w tej decyzji najpierw poznania prawosławia i przyjęcia go. Co w mojej sytuacji mógłbym uczynić, aby rozeznać lepiej moją sytuację duchową? Matusz

To z pewnością bardzo trudna bo bardzo ważna decyzja. Pomocna z pewnością może być aktywna odpowiedź na zaproszenie: „Przyjdź i zobacz…” Kilka razy na Liturgii to może jeszcze za mało. Spróbujmy dowiedzieć się/doświadczyć więcej. Tego rodzaju decyzji nie można podejmować „pod wrażeniem” piękna czy ‚egzotyki’. To musi być rozważny, głęboko przemyślany i zdecydowany krok powodowany głęboka „potrzebą umysłu i serca”.

Dobrze byłoby z kimś o tym (po)rozmawiać – z duchownym w szczególności, ale jeśli (tymczasem…?) brakuje odwagi, to polecam lekturę tekstów napisanych przez ludzi, którzy wybrali prawosławie (http://www.typo3.cerkiew.pl/index.php?id=prawoslawie&typ=9&typ2=4) i opisują swoje rozterki i problemy „po drodze”. Jeden z nich to „Moja droga do Kościoła prawosławnego” biskupa Kallilstosa Ware. Bardzo pomocna pod wieloma względami będzie też książka tego samego Autora „Kościół prawosławny”.

Życzę pożytecznej, owocnej lektury i pomocnych spotkań…

Kategorie: konwersja, Ks. Włodzimierz Misijuk



Jestem osobą prawosławną, wierzącą i praktykującą i do niedawna dumną z faktu przynależności do Prawosławia. Niestety, ostatnie wydarzenia, wstrząsające naszym światem, weryfikują ten fakt. Z moich obserwacji wynika, że Polska Prawosławna Cerkiew lekceważy wszelkie zalecenia dotyczące realnego zagrożenia zarażeniem się COVID-19. Niestety, nie są u nas chronieni najsłabsi, najstarsi członkowie wspólnoty. Z czego to wynika? Czy , jako wierzący, uważamy, że Bóg ich uchroni i nie musimy przestrzegać wypracowanych przez lekarzy i naukowców zasad. Jeśli tak myślą niektórzy – to wydaje mi się, że są w błędzie. Na Ukrainie chorują masowo mnisi, a więc w Cerkwi osoby głęboko wierzące też niestety mogą się zarazić. Właśnie w trosce o innych słabszych, starszych, najbardziej narażonych na zachorowanie powinniśmy wspólnie się zastanowić w jaki sposób mogą oni bezpiecznie uczestniczyć w życiu Cerkwi. Ochronie nie podlegają, a wręcz najbardziej są narażone na zarażenie, osoby duchowne w starszym wieku. W naszych cerkwiach biegają bez maseczek dzieci, a przecież one mogą być nosicielami wirusa. Podobnie w ołtarzach służbę pełni kilka, a nawet kilkunastu „prisłużników”, przeważnie bez maseczek[czy musi być ich tak dużo]. Na domiar złego, nawoływania do przychodzenia do Cerkwi, wygłaszane przez proboszczów poszczególnych parafii, wywołują u osób przestrzegających izolację, poczucie winy. Tylko nieliczni spośród naszego Duchowieństwa zachęcają do uczestnictwa w nabożeństwach transmitowanych przez TV i Internet. Organizuje się, tak jakby nie było epidemii, odpusty, święta parafialne. Czy naprawdę to jest konieczne. A może Duchowni, a zwłaszcza Hierarchowie naszej Cerkwi dysponują jakąś tajemną wiedzą na temat koronawirusa? Może jest jakieś ziarno prawdy, w teoriach spiskowych rozprzestrzenianych w Internecie. Jeśli Duchowni mają taką wiedzę, to powinni się podzielić ją z wiernymi. Czy wreszcie dla wspólnego dobra/zdrowia nie powinniśmy zmienić trochę naszych przyzwyczajeń takich jak całowanie kilku/ kilkunastu ikon podczas jednej wizyty w Cerkwi, całowanie duchownych po rękach. Czy osoby odpowiedzialne za swoje małe wspólnoty/parafie nie powinny uświadomić parafian co jest ważne, a co mniej; jak należy się zachowywać w tych trudnych czasach w Cerkwi, żeby przeżyć. Siostrzane prawosławne cerkwie wprowadzają, w trosce o poczucie bezpieczeństwa wiernych, a także po to by nie wystawiać Pana Boga na próbę, różne formy bezpieczeństwa: dezynfekuje się pędzelek do „miropomazowania”; „łżycę”, stosuje się jednorazowe łyżeczki do „priczastia”z materiałów organicznych, które po wykorzystaniu można spalić, stosuje się małe czasze do „priczastia” dla poszczególnych „swiaszczennikow” itp. Przykładów jest dużo; jest w czym wybierać. A są przecież w tych Cerkwiach autorytety, które gościliśmy u nas i darzyliśmy szacunkiem… Ale można też czekać aż stracimy najstarszych, często najbardziej wartościowych członków wspólnoty. Wtedy, młodzi, którzy stracą najbliższych, odejdą od Cerkwi, która nie wspomogła ich w ciężkich chwilach. Taka Cerkiew nie przetrwa, bo nie dba o słabych, chorych, utrudzonych życiem, w czym zaprzecza nauce Pana Naszego Jezusa Chrystusa. Ewa

Nie zgadzam się z Pani opinią na temat „lekceważenia przez Cerkiew w Polsce wszelkich zaleceń dotyczących realnego zagrożenia zarażeniem się COVID-19”. Zachęcam, aby spojrzała Pani na opisywane kwestie z nieco innej perspektywy, bo „z boku widać lepiej”. Twierdzi Pani, że „nie są u nas chronieni najsłabsi, najstarsi członkowie wspólnoty”. Z tego co sam zauważyłem i co potwierdzają inni duchowni i wierni naszej (i nie tylko naszej) Cerkwi, stosujemy środki ostrożności, tylko w różnych miejscach różnie to wygląda i różnie się przejawia. Wprowadzone zostały dodatkowe „środki bezpieczeństwa higienicznego”, ale na szczęście nie było potrzeby posuwać się do tych „skrajnych”, opisywanych przez Panią, a zastosowanych częściowo jedynie w dwóch lokalnych Cerkwiach i do tego jedynie w niektórych parafiach w szczególnie zagrożonych miejscach/regionach.

Nasze cerkwie i kościoły nie zostały zamknięte, jak to miało miejsce w innych krajach, ale drastycznie ograniczona została liczba uczestniczących w nabożeństwach. Mogło się zdarzyć, że było ich nieco więcej niż dopuszczalnych 5, ale jak wytłumaczyć fakt, że w tym samym czasie w innych miejscach na dużo mniejszej powierzchni mogła znajdować się dużo większa ilość osób? W przegubowym autobusie komunikacji miejskiej mogłoby ich być ok. 20? Ponadto, skoro w nabożeństwach mogło uczestniczyć (i uczestniczyło) tak niewielu wiernych, czy rzeczywiście zaistniała skrajna konieczność stosowania skrajnych „środków zapobiegawczych”?

Znam osobiście kilka starszych osób, które nie usłuchały próśb, a nawet błagań członków ich rodzin, aby zostały w domu – regularnie przychodziły i przychodzą na cerkiewne nabożeństwa. Rozmawiałem z nimi i usłyszałem, że nabożeństwa są dla nich tak bardzo ważne, że nie mogą „wysiedzieć w domu”… Wyjaśnia to poniekąd sam termin „prawosławie” (z przynależności do którego do niedawna była Pani dumna), który wskazuje, jak bardzo ważne są dla nas nabożeństwa – prawa, prawidłowa sława, chwała, oddawanie chwały Bogu. Mamy to niejako „zapisane w kodzie genetycznym” – nabożeństwo jest dla nas jak oddychanie, albo bicie serca – jeżeli ustanie, czy nie wypadałoby obawiać się, że umrzemy…? Wielu wiernych nie mogło w tym czasie uczestniczyć w nabożeństwach, pozostawali w domu, ale modlili się za nich ci, którzy przychodzili do cerkwi. W ten sposób cerkiewna modlitwa nie ustała. Wierzę, że w tym trudnym czasie była nam wszystkim szczególnie potrzebna i może to również dzięki niej epidemia w Polsce nie rozwinęła się tak bardzo jak, w innych krajach.

Gdyby Cerkiew w Polsce rzeczywiście „lekceważyła wszelkie zalecenia dotyczące realnego zagrożenia zarażeniem się COVID-19”, to pewnie „zemściłoby się” to na nas licznymi przypadkami zarażenia tym wirusem. Ja natomiast słyszałem o tylko jednym duchownym, który okazał się nosicielem wirusa i jego uczestnictwo w nabożeństwie spowodowało profilaktyczną kwarantannę kilku innych duchownych i wiernych, którzy mieli z nim kontakt. Testy wykazały jednak, że nikt spośród nich nie uległ zarażeniu.

Zachęcam do weryfikacji opinii. W przywracaniu poczucia dumy z przynależności do Prawosławia warto pamiętać o niezbędnej przy tym pokorze i skromności…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, pozostałe



Jestem młodym chrześcijaninem wkraczającym w dorosłe życie. Od ponad roku borykam się z problemem moich uczuć do pewnej kobiety, nie mogę zaznać spokoju, darze ją uczuciem niestety bez wzajemności, nic nie mogę z tym zrobić jest mi z tym dosyć ciężko, nasze relacje raczej się nie poprawią. Jestem całkowicie odcięty, staram się zapomnieć, chce poczuć spokój, nie myśleć o tej osobie. Dlatego zwracam się z pytaniem co mogę zrobić, mam żyć dalej z tym uczuciem (które jest szczere) czy porzucić, jeśli tak to czy mogę uzyskać jakieś rady. Gabriel

Szczerze współczuję i jednocześnie życzę szybkiego ukojenia w tym stanie bolesnej rozterki.

Polecam lekturę tekstów bp Kallistosa Ware, które wskazują na ‚uniwersalne’ i sprawdzone metody poszukiwania rozwiązań i na swój sposób pomagają w zmaganiach z wieloma problemami czy trudnościami, z którymi mamy do czynienia. W tekście „Teologia nabożeństwa” – http://www.typo3.cerkiew.pl/index.php?id=prawoslawie&a_id=61 bp Kallistos wyjaśnia dlaczego to takie ważne, aby w naszym życiu „stać przed Bogiem z umysłem w sercu”.

Drugi tekst, „Misterriumn śmierci i zmartwychwstania” http://www.typo3.cerkiew.pl/index.php?id=prawoslawie&a_id=218 , wart jest przeczytania, bo mówi między innymi o „zgonach wielkich i małych”, o naszym codziennym doświadczaniu śmierci… i zmartwychwstania!!!

Polecam te teksty bo w sytuacji, która opisują klasyczne już stwierdzenia: „Z tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz” i „Bo do tanga trzeba dwojga” wypadałoby kierować się nie tylko sercem i nie tylko umysłem, ale postępować dalej przez życie „z umysłem w sercu” (ale też nie „z sercem w umyśle”). Co równie ważne i co po podkreśla nasza prawosławna liturgika i życie duchowe – za każdym razem, gdy w tekstach liturgicznych wspominany jest Krzyż i ukrzyżowanie, zawsze wspominamy też zmartwychwstanie Chrystusa. Po śmierci Chrystusa nastąpiło Jego zmartwychwstanie, które otwiera nam drogę do nowego życia. My też umrzemy z nadzieją i z wiarą ze powstaniemy z martwych. Powinniśmy codziennie umierać dla grzechu, aby żyć z Bogiem i w Bogu. Koniec czegoś to jednocześnie początek czegoś nowego.

Ponadto, mądrości ludowe podpowiadają: „Im prędzej tym lepiej” albo ” Lepiej później, niż wcale”… Było, jest i będzie trudno, ale Amerykanie mówią: „No pain, no gain”…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, pozostałe, wiara



Jesteśmy małżeństwem mieszanym – mój mąż jest katolikiem, a ja jestem prawosławna. Uzgodniliśmy jeszcze przed ślubem, że nasze dzieci będą ochrzczone w kościele, a cała nasza rodzina będzie uczęszczać i do cerkwii i do kościoła. Niedawno urodził nam się syn (będzie on ochrzczony w kościele) i chciałbym się dowiedzieć w jaki sposób będzie wyglądać nasze pierwsze przyjście do cerkwi? Nade mną będą czytane modlitwy (muszę być 40 dni po porodzie)? A jak wygląda kwestia naszego dziecka? Elżbieta

W naszym prawosławnym pojmowaniu misteria (sakramenty) chrześcijańskiej inicjacji („wszczepienia” w Ciało Chrystusa, którym jest Cerkiew) to chrzest, namaszczenie mirrą i Eucharystia. W Kościele rzymskokatolickim na komunię dzieci czekają 7 lat, a na bierzmowanie 14.

Modlitwy 40 dnia po narodzinach czytane są nad matką i nad dzieckiem – to radosne powitanie matki we wspólnocie parafialnej, od której była oderwana przez 4o dni połogu i jednocześnie powitanie nowonarodzonego dziecka we wspólnocie, do której będzie w pełni przyjęte po chrzcie, miropomazaniu i komunii.

Skoro dziecko ma być ochrzczone w Kościele rzymskokatolickim to chyba trudno mówić tu o powitaniu, które zwiastuje pozostanie, nieprawdaż? Decydując o miejscu chrztu dziecka zdecydowaliście o jego „przynależności parafialnej”. Uzgodniliście co prawda, że będziecie „uczęszczać i do cerkwii i do kościoła”, ale pomiędzy „przynależnością” a „uczęszczaniem” jest subtelna różnica…

Modlitwy 40 dnia mogą być ograniczone tylko do tych czytanych nad matką, ale trzeba to najpierw skonsultować z Waszym proboszczem

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, życie duchowe



Dlaczego małe dzieci, które nie są niczemu winne, cierpią, zapadają/rodzą się z nieuleczalnymi chorobami? Dlaczego jest to konieczne? Maciej

Trudne to pytania i trudno na nie odpowiedzieć. Zapraszam do refleksji nad wersetem z Ps 50[51] „Oto zrodzony jestem w przewinieniu i w grzechu poczęła mnie matka” – mowa tu o tym, że rodzimy się w świecie, który jest pogrążony w grzechu i przez to „dziedziczymy” konsekwencje upadku człowieka (tzw. „grzechu pierworodnego”) – ból, cierpienie, choroby i śmierć. Trzeba nam też mieć świadomość, że grzech człowieka naruszył nie tylko naturę samego człowieka, ale cały porządek stworzonego świata, który przecież od początku „był dobry”. Bóg oddzielił światłość od ciemności, wodę od ziemi – przed upadkiem człowieka ogień nie palił, woda nie występowała z brzegów i nie wyrządzała nikomu krzywdy. Człowiek naruszył i ciągle narusza granice ustalone przez Boga Stwórcę. W jednej z modlitw w „Nabożeństwie sprawowanym w obliczu trzęsienia ziemi” pojawia się stwierdzenie, że ziemia jęczy i drży pod brzemieniem ludzkich grzechów!!! W konsekwencji upadku pojawiły się choroby i „panoszą się” teraz – bywają wykorzystywane jako „narzędzie”, które ma odciągnąć nas od Boga (por. księga Hioba), ale mamy wiele przykładów ludzi, którym pomagają zwracać się i zbliżać się do Boga (por. liczne żywoty świętych, którzy cierpieli i chorowali). Skoro się pojawiły, Bóg też ich używa, aby nam pomagać. To paradoksalne stwierdzenie, ale wspomnijmy Stary Testament i naród wybrany, który często „błądził”. Bóg posyłał proroków, sędziów i królów, aby Izrael wracał na właściwą drogę, a gdy to nie pomagało, gdy „słowo nie działało”, dopuszczał wojny, klęski, niewole, plagi itp. „terapie wstrząsowe”, które w końcu skutkowały. Odnieśmy to do naszych czasów i do siebie samych… Jeżeli te choroby mają oderwać nas od Boga, nie poddawajmy się. Jeżeli Bóg chce nam na coś zwrócić uwagę, rozglądajmy się za tym. Rozglądajmy się za Nim…
Czy to konieczne? Może powinniśmy raczej szukać odpowiedzi na pytanie, czy to skuteczne, albo na ile to skuteczne…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Podczas modlitwy nie mogę się skupić. Czuje np. zmęczenie, niechęć, dziwne myśli. Często po prostu nie mogę się modlić bo „zwala mnie z nóg”. Nie mogę skupić się na modlitwie. ” Nosi mnie”. Co to może oznaczać? Co powinienem zrobić? Jakie batiuszka rekomenduje mi prawiło. W tym okresie wirusa, nie mogę wytrzymać tego ze nie mogę iść do cerkwi. Mam problem ze skupieniem się na modlitwie. Proszę o pomoc. Anonim

Modlitwa to najtrudniejsze zajęcie człowieka. Koniecznie trzeba walczyć z tymi opisanymi i wszystkimi innymi trudnościami. Trzeba nam dążyć do realizacji zalecenia apostoła Pawła z 1 Listu do Tesaloniczan: „Módlcie się nieustannie” (1 Tes 5,17). Jeden ze sposobów napełniania życia modlitwą to „zatrzymywanie się” w określonych porach dnia na krótką modlitwę. Wskazuje na to cykl dobowy nabożeństw: mamy np. jutrznię i wieczernię, nabożeństwo środka nocy i poszczególnych godzin dnia, tj. 1, 3, 6 i 9 – według naszej współczesnej rachuby czasu to 6, 9, 12 i 15. O tych godzinach/porach dnia możemy/powinniśmy modlić się w domu.

Recepta na zmęczenie i „zwalanie z nóg” to nieodkładanie modlitwy na sam koniec dnia/długiego wieczora – proszę spróbować modlić się nieco wcześniej, kiedy sił więcej i zmęczenie nie aż takie duże.

Pewien święty porównał myśli, które „uciekają od modlitwy” do „syna marnotrawnego”, który odszedł z domu Ojca. Trzeba nam pamiętać, że utracjusz opamiętał się, nawróciła się, dostąpił pokajania – „głębokiego zrozumienia” i nie tylko postanowił wrócić, ale wrócił do domu Ojca i radość w domu Ojca była wielka. Co ważne – to Ojciec wybiegł mu na spotkanie, powitał go, kazał sługom umyć go, ubrać, obuć i nałożył mu synowski pierścień na palec. Taka sama (a może jeszcze większa?) radość pojawia się w niebie za każdym razem, gdy nasza myśl wraca „do siebie”, do modlitwy, do domu Ojca… Warto jednak próbować zostać w domu na stałe i nie odchodzić/odpływać myślami do żadnej dalekiej krainy…

„Prawiło” najlepiej ustalić samodzielnie – niech będzie „w sam raz” – ani za duże, ani za małe. Niech to będzie podstawowa, „żelazna reguła”, której przestrzegany codziennie – nic z niej nie opuszczamy, ale gdy zmęczenie (albo jego brak) pozwala, dodajemy kilka słów albo modlitw z modlitewnika.

Życzę powodzenia w dalszych zmaganiach

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Jestem prawosławna, mój chłopak jest katolikiem. Chcemy wziąć ślub w Cerkwi. Czy takie małżeństwo będzie traktowane jako życie w grzechu? Nie będę miała żadnych problemów? Ada

Nie rozumiem pytania… Pyta Pani czy małżeństwo po ślubie w cerkwi „będzie traktowane jako życie w grzechu”? Ale z jakiego powodu? Czy przez ślub w cerkwi, czy przez to, że chłopak jest rzymskim katolikiem? Ślub w cerkwi to błogosławieństwo Boga i Cerkwi na małżeńską drogę do królestwa Bożego. Rzymski katolik to chrześcijanin, Cerkiew uznaje małżeństwa „mieszane wyznaniowo” i na naszych terenach jest wiele takich małżeństw.

W odpowiedzi ma pytanie czy „nie będę miała żadnych problemów?” stwierdzam z całkowitą pewnością – problemy będą i będzie ich mnóstwo, bo w małżeństwie i w relacjach międzyludzkich w ogóle zdarzają się bardzo często. Niektórzy twierdzą nawet, że są nieuniknione. Boże błogosławieństwo na małżeństwo ma pomóc w ich przezwyciężaniu, a nawet unikaniu, ale nad tym trzeba pracować i to przede wszystkim od Was samych będzie zależało. Z tego, co słyszałem w małżeństwach mieszanych wyznaniowo bywa więcej „zgrzytów”, ale „na wszystko jest sposób”. Problem w tym, że trzeba tych sposobów szukać, trzeba je znaleźć, a potem zastosować… Po drodze będzie wiele trudności, ale Chrystus zachęca nas i wspomaga słowami: „Szukajcie, a znajdziecie…”

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, życie duchowe



Dziś na niedzielnym nabożeństwie w katedralnej świątyni Bielska podlaskiego usłyszałam pouczające słowa biskupa Grzegorza odnośnie drogiej niedzieli Wielkiego postu a także nie naruszając spokoju wiernych w modlitwie w sposób szczególny przytoczył czasy kiedy to ludzie szukali modlitwy i pomocy właśnie na Grabarce od strasznej choroby. Modlili się ufali Bogu i poklaniali się świętemu Drogiemu Naszemu sercu Krzyżowi, tak i zwyciężyli. Modlitwą! Na koniec nabożeństwa wyszedł proboszcz i nastraszył ludzi jaka jest teraz trudna sytuacja, zapiwka po pryczasti w jednorazowych kubeczkach i wrzucane do torebki , przecierane chusteczka ikony aż śmierdzi chemią co chwilę diakońskie warta wycierane niby odkażane. Dla czego tak jest?dla czego duchowni nie potrafią z modlitwą służyć Bogu i nam świeckim ludziom ,a kontynuują te nie zdrowe sytuację. Bez modlitwy nie ma nadziei na lepsze jutro !Niech duchowni zaczną zachęcać do chodzenia do cerkwi w tak trudny czas,a to odwołane liturgię bo za dużo starych.a jacy umierali do tej pory? A czy do cerkwi zawsze przychodzili pięknie i czysto ubrani?babcia kiedyś mówiła nikogo nie odtracajcie bo każdy ma możliwość się pomodlić. Z cerkwi ludzi wyganiają bo ma byc50osob.a dziekan nikogo nie wygonił tylko jest zdziwiony dla czego nie ma wiernych cóż widać może skoro za plecami stworzyła się oddzielna współczesna świątynia. Trzeba chodzić do cerkwi trzeba się modlić i widać niektórych duchownych do tego też trzeba namawiać ale to jest strasznie przykre. Bóg w pomoszcz ludziom chcącym spokojnie przeżyć okres Wielkiego postu, i myślmy się o zdrowie bliskich i o wrazumlenie . Jeśli w dalszym ciągu sytuacja będzie trudna a cerkwie zamykane jak za czasów gonienija. To módlmy się przy ikonie a nie przy TV . „Szukajcie a znajdziecie” Natalia

Po przeczytaniu tej długie i złożonej wypowiedzi z kilkoma pytaniami, odpowiedziami i komentarzami (osądami?), stwierdziłem, że można/trzeba je potraktować cytatem z drugiego rozdziału Listu apostoła Jakuba:

„Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy [sama] wiara zdoła go zbawić? Jeśli na przykład brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: «Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta!» – a nie dacie im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała – to na co się to przyda? Tak też i wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie.Ale może ktoś powiedzieć: Ty masz wiarę, a ja spełniam uczynki. Pokaż mi wiarę swoją bez uczynków, to ja ci pokażę wiarę ze swoich uczynków.Wierzysz, że jest jeden Bóg? Słusznie czynisz – lecz także i złe duchy wierzą i drżą.”

Innymi słowy: słowa naszych modlitw nie są jakimiś magicznymi zaklęciami w rodzaju: „stoliczku, nakryj się”, po czym, jak to się mówi, „sprawa załatwiona”. Pan Bóg, owszem, pomoże nam nakryć do stołu (czytaj: uchroni nas przed koronawirusem i innymi paskudztwami), ale uczyni to naszymi rękoma. Bóg nie zrobi tego za nas, ale we współpracy z nami. Bóg nie zrobi za nas tego, co tylko my możemy/powinniśmy zrobić – nie umyje za nas rąk, nie posprząta, nie zdezynfekuje… itd. itp. „Róbmy swoje” z wiarą i nadzieją, że Bóg nam w naszych staraniach i działaniach pomoże i będą skuteczne.

Ponadto, wielkiej ostrożności też tu trzeba – jeśli wiem, co trzeba robić, ale nie robię tego, (no bo przecież się modlę i wierzę, że Bóg wysłucha moich modlitw i mnie ustrzeże) tj. to, co powinienem zrobić ja sam, „zrzucam” to na Boga – czyż nie „ocieram się” przez to o grzech przeciwko Świętemu Duchowi…?

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, pozostałe, wiara, życie duchowe



Chciałam podziękować o. Wlodzimierzowi za jego odpowiedzi dotyczące koronawirusa. A zarazem wyrazic swoj i nie tylko swoj ból i rozczarowanie że my prawosławni jesteśmy tylko z nazwy. Niby chodzimy do cerkwi modlimy się wierzymy w Świętą Trojcę ale jak przychodzi co do czego to zaczynamy wątpić w Miłość i opiekę Pana Boga. Poddajemy zwątpieniu jedyne nasze lekartstwo na nasze choroby zarowno cielesne jak i te duchowe. Raz jeszcze dziękuję za tak mądre wyjaśnienie całej sytuacji wszystkim niedowiarkom. Czytelniczka

Jako kapelan szpitalny w rozmowach z pacjentami i ich rodzinami często powołuję się na Ewangeliczne opowieści o cudownych uzdrowieniach i próbuję przy tym uświadomić, że tym, co je łączy nie są same uzdrowienia, ale jedno „kluczowe” słowo – wiara. Tych, którzy przychodzili z prośbą o uzdrowienie, Chrystus pytał: „Czy wierzysz?”, albo po uzdrowieniu stwierdzał: „Wiara twoja cię uzdrowiła”. W niektórych z tych opowieści pojawiają się dodatkowe wskazówki w odniesieniu do tej NASZEJ wiary. O jednej z najważniejszych słyszymy/czytamy w opowieści o uzdrowieniu dwóch ślepców. Po twierdzącej odpowiedzi na pytanie czy wierzą, usłyszeli słowa Chrystusa, które kierowane są również do każdego z nas, tutaj i teraz. Usłyszeli: „Niech się wam stanie wedle waszej wiary!”, po czym opowieść kończy się stwierdzeniem, że obaj ślepcy odzyskali wzrok. Usłyszmy te słowa Chrystusa, bowiem podpowiadają, że nie wystarczy „tylko” wierzyć, ale trzeba wierzyć, że będzie dobrze, że otrzymamy to, o co prosimy, że spełni się to, w co wierzymy..

Trzeba przy tym wskazać na poważne niebezpieczeństwo, które ujawnia się w toczącej się właśnie dyskusji(?) o niebezpieczeństwach „powodowanych”(?) przystępowaniem do komunii, czy całowaniem krzyża lub ikon. Z moich przedszkolnych czasów pamiętam jak dzieci zapewniały i ostrzegały się nawzajem – gdy czarny kot przebiegnie drogę, to będzie nieszczęście. Przywoływane były „dowody”, że tak właśnie się dzieje – Ala nie obróciła się przez lewe ramię, Tomek z kolei nie splunął przez prawe… i były dwa nieszczęścia. Dorośli wiedzą, że to nie przez kota, bo to przecież zabobon. Ale nieszczęścia są „udokumentowanym faktem”. Czy w obu przypadkach zdarzyły się „przypadkiem”? Czy zdajemy sobie sprawę, że zostały „sprowokowane” wiarą tych dzieci? Parafrazą słów Chrystusa może być „mądrość ludowa” – „Jak wierzysz, tak masz”… Z wiarą też trzeba ostrożnie!

Kolejne ewangeliczne opowieści podpowiadają jeszcze więcej. Z opowieści o uzdrowieniu paralityka dowiadujemy się, że naszej wierze powinny towarzyszyć konkretne działania. Ewangelista zapisał, że Chrystus był zadziwiony wiarą tych, którzy przynieśli paralityka, ale oni nie siedzieli z tą wiarą w domu i bezczynnie. Zrobili wszystko, co mogli zrobić i choć to wszystko, co mogli to „tylko” przyniesienie paralityka na noszach i opuszczenie go na linach przez otwór w dachu – to wystarczyło! Opowieść o ojcu, który przyprowadził do Chrystusa swego opętanego syna podopowiada, że nie chodzi o „ilość” wiary, ale jej „jakość”. Choć ojciec powiedział: „Wierzę Panie, ale pomóż memu niedowiarstwu”, chłopiec ocalał.

Próbujmy zatem wierzyć i właściwie „adresować” naszą wiarę. Niech pomocne okaże się Chrystusowe porównanie wiary do ziarenka gorczycy, które ujawnia jej wielki „potencjał”. Nie chodzi mi tu o przesuwanie gór i wrzucanie ich do morza, ale raczej o fakt, że, jak powiedział Chrystus, z tak maleńkiego ziarenka może wyrosnąć drzewo, w którego gałęziach ptaki wiją gniazda. To wskazówka skierowana do każdego z nas. Jeśli odczuwamy niedostatek wiary, jest na to sposób. Te ziarenko wiary zasiane w ogrodzie naszego serca trzeba odpowiednio pielęgnować – być może potrzebuje więcej „wody” albo zabrakło „nawozów”? Trzeba też na bieżąco sprawdzać, czy nie pojawiło się zbyt wiele grzesznych chwastów, które nie pozwalają mu zakiełkować albo pomyślnie dalej się rozwijać. Wyrywanie chwastów naszych grzechów to spowiedź, bo tylko Pan Bóg może je usunąć z ogrodu naszego serca. (Pamiętajmy przy tym, że „najlepsze sprzątanie to utrzymywanie porządku” i chwasty trzeba wyrywać póki są małe i póki ich mało….) Na „podlewanie i nawożenie” jest wiele sposobów, ale najlepszy z nich („dwa w jednym”) to z pewnością komunia/pryczaszczenije… Wspomnijmy przy tym słowa Chrystusa z objaśnienia Jego przypowieści o siewcy: „Każde ziarenko, które pada na dobrą ziemię, którą jest nasze serce, może przynieść plon trzydziesto-, sześdziesięcio- albo nawet stukrotny”. Powodzenia…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, pozostałe, wiara, życie duchowe



Strona 27 z 31« Pierwsza...1020...2526272829...Ostatnia »