Nie pamiętam konkretnego pytania na ten temat – nie pisałem o tym, bo łatwo i szybko dostępne są bardzo dobre teksty o misterium namaszczenia świętym olejem autorstwa o. Konstantego Bondaruka, prof. Paula Meyendorffa i bp Kallistosa Ware – http://www.typo3.cerkiew.pl/
Droga konwersji do prawosławie powinna być moim zdaniem „wyważona”, dobrze przygotowana i „przeprowadzona”. Polecam w związku z tym lekturę tekstów konwertytów o ich drodze do prawosławia – jest ich kilka na portalu cerkiew.pl (w starej wersji, w dziale „o prawosławiu” – http://www.typo3.cerkiew.pl/
Ze ślubem trudniejsza sprawa, bo z tego co wiem, baptyści nie uznają małżeństwa za sakrament. Trzeba będzie o tym porozmawiać z duchownym, a być może lektura podpowie więcej.
Owocnej, przekonywującej i utwierdzającej lektury życzę
Po pierwsze, starcostwa nie nazywałbym „instytucją”. Po drugie, nie każdy mnich żyjący na Świętej Gorze Athos to starzec (nawet jeśli to jedyny mnich z danego kraju). Z tego co wiem, o. Gabriel rzeczywiście jest jedynym athoskim mnichem z Polski. Aktywnie współpracuje w hajnowskim wydawnictwem Bratczyk.
Na temat posługi starca można też poczytać w: Przewodnictwo duchowe w prawosławiu – jeden z rozdziałów książki bp Kallistos Ware, Królestwo wnętrza, Lublin 2003; W. Misijuk, Przewodnictwo duchowe w monastycyzmie prawosławnym, Lublin 2014. Polecam lekturę 🙂
Prawosławni też dużo piszą na temat roli kobiet w chrześcijaństwie i w Cerkwi. Mam na półce kilka tytułów po angielsku. Pierwsze z brzegu to: Orthodox Women Speak, red. Kyriaki Kariadoyanis FitzGerald, Genewa 1999; Bonnie B. Thurston, The Widows: A Woman’s Misistry in the Early Church, Minneapolis 1989. Jest też ważna książka dostępna w tłumaczeniu na język polski – Paul Evdokimov, Kobieta i zbawienie świata, W drodze, Poznań 1991. Życzę owocnej lektury
Trudna to sytuacja i trudne pytania, które się pojawiły. Zacznijmy od stwierdzenia, że warto byłoby zadać je sobie wcześniej, przed współżyciem „z pożądliwości i rozpusty”. Wówczas byłoby więcej możliwości wyboru. Ale stało się, teraz trzeba żyć z konsekwencjami pochopnych, nieprzemyślanych działań.
Pytanie „czy mężczyzna musi poślubić kobietę, z którą współżył i która zaszła z nim w ciążę”, sformułowałbym nieco inaczej i zapytałbym: „Czy nie powinien?” Do kolejnych pytań dodałbym kilka dodatkowych.
Zapytałbym przede wszystkim: dlaczego wydaje Ci się, „że takie małżeństwo będzie funkcjonować tragicznie”? Często cytuję „mądrości ludowe”. Jedna z nich głosi: „Jak ci się wydaje, to się przeżegnaj”… Skoro Ci się tak tylko wydaje, to nie jest to przesądzone i wcale nie musi tak być. Czy są jakieś konkretne przyczyny, które powodują tę posępną wizję? Czy jest to tylko „próba ucieczki przed konsekwencjami”? (Czy ludzie nie nazywają tego „chowaniem głowy w piasek”?)
Obiecałeś ślub, ale po namyśle stwierdzasz, że nie dasz rady. Z jakiego powodu? Czy przez to, że uświadomiłeś sobie, że mogłoby być inaczej? A może to ze strachu przed „nieplanowaną” odpowiedzialnością za Matkę i Dziecko? Nie czujesz się gotowy do roli męża i ojca? Ale to właściwie już nastąpiło – co prawda mężem „formalnie” jeszcze nie jesteś, ale ojcem już się stałeś i tego faktu nic już nie zmieni.
„Czy zajście w ciążę i obietnica ślubu automatycznie powodują, że w oczach Boga ludzie stają się małżeństwem?”; „Jak Bóg rozliczy odmówienie małżeństwa – jako rozwód, jako hańba, jaki to będzie grzech?” – na pytania postawione w ten sposób trudno mi odpowiedzieć, bo właściwie kierowane są do samego Boga. Domyślam się, że małżeństwo nie następuje „automatycznie”, bo do małżeństwa trzeba miłości i wolności, a tu pojawiła się niewygodna „presja okoliczności”. W tych pytaniach niepokoi mnie bardzo „nieobecność” Matki i Dziecka. Pytasz jak Bóg „rozliczy” Twoje postępowanie – ciążę i ewentualną odmowę małżeństwa – ale czy zastanawiasz się jak „oceni” to kobieta, z którą współżyłeś (i obiecałeś ślub) i dziecko, które spłodziłeś?
Poczucia odpowiedzialności za nie można by dopatrywać się w ostatnim pytaniu: „Czy może jednak wchodzić w to na siłę?”, ale tu też „słychać” troskę raczej o siebie, niż o nie. Uważam, że powinniście ze sobą (a może razem z waszymi rodzicami?) o tym wszystkim (po)rozmawiać. Niech ostateczna decyzja będzie przygotowana, rozsądna, rozważna i wspólna. Nie przesądzaj(cie) przy tym „z góry”, nie zakładaj(cie), że będzie źle czy tragicznie, ale zastanawiajcie się raczej, co i jak można/trzeba (z)robić, aby mogło być dobrze, albo nawet coraz lepiej. Spróbuj(cie) spojrzeć na tę sytuację „z boku” albo lepiej „z odwróconej perspektywy”, w której nauczał Chrystus, mówiąc np. „ostatni będą pierwszymi” albo „miłujcie nie tylko tych, którzy was miłują, ale nawet tych, którzy was nienawidzą”. W tej „odwróconej perspektywie” to, co „wydaje się” czarne, może okazać się tylko szare, albo nawet całkiem jasne…
„Szukajcie, a znajdziecie”. Powodzenia w poszukiwaniach życzę
Gdy czytałem Twą opowieść o odkryciu prawosławia w cerkwi w Tokarach wspominałem o podobnej opowieści biskupa Kallistosa Ware. To pierwszy rozdział Jego książki Królestwo wnętrza. Polecam lekturę całej książki a pierwszy rozdział jest tutaj – http://www.typo3.cerkiew.pl/
Warto sięgnąć do pozostałych tekstów bp Kallistosa – Kościół prawosławny, Misteria uzdrowienia, Tam skarb twój gdzie serce twoje, Człowiek jako ikona Trójcy Świętej.
Niektóre stwierdzenia poprzedzające pytanie zabrzmiały niejednoznacznie, więc zacznijmy od niezbędnych ustaleń.
Seks okazuje się grzechem, gdy jest „nadużywany” – nie tylko gdy pojawia się „nie w swoim miejscu i nie w swoim czasie” tj. poza łożem małżeńskim (cudzołóstwo – zdrada małżeńska albo nierząd – seks przed małżeństwem), ale również, gdy jest on na współmałżonku wymuszany (gwałt).
Masturbacja z kolei postrzegana jest jako grzech ponieważ „towarzyszą jej zwykle wyobrażenia, które są w istocie pornograficzne. Bez względu na to, czy są to wyobrażenia wewnętrzne (fantazje), czy zewnętrzne (erotyki), pociągają za sobą wykorzystanie i poniżenie innych osób. Również masturbacja okazuje się więc karykaturą tego, co powinno być stosownym wyrazem seksualności małżeńskiej. Jest ona przejawem całkowitego skupienia się na sobie i na swoim zaspokojeniu. Wyraźnie brakuje tu miłości i oddania, podstawowych elementów charakterystycznych dla błogosławionych relacji małżeńskich. [….] Udaremnia ona cel prokreacji, pozbawiona jest wzajemnego oddania, narusza również przykazanie nawołujące do życia w czystości. Aby osiągnąć swój prawdziwy cel, seksualność powinna wspierać wspólnotę dwóch osób, trwałe zjednoczenie w „jednym ciele”.” (o. John Breck, Święty dar życia. Prawosławne chrześcijaństwo i bioetyka – książka nie jest jeszcze dostępna w polskim tłumaczeniu).
O tym, jak w prawosławnym chrześcijaństwie postrzegane jest współżycie seksualne w małżeństwie (i kiedy jest dobre dla obu stron) opowiada o. Michel Philippe Laroche w książce Mały Kościół – mistyczna przygoda małżeństwa w rozdziale pt. Duchowe podstawy życia seksualnego w małżeństwie (ta z kolei jest dostępna w sklep.cerkiew.pl)
Też pozdrawiam i życzę odkrywczej lektury
W odniesieniu do „życia intymnego małżonków, Cerkiew zajmuje stanowisko niezwykle powściągliwe i jednocześnie pełne zaufania w poczucie ich odpowiedzialności”. Podczas misterium spowiedzi, kapłan „nie pragnie wdzierać się w intymność relacji tych, którzy stali się jednym ciałem […] obecność kogoś trzeciego, stawiającego pytania (nawet jeśli to osoba duchowna), byłaby nie na miejscu”.
„W nauczaniu Kościoła prawosławnego, zjednoczenie cielesne małżonków stanowi w pełni część sakramentu. Nie jest ono […] wstydliwą częścią małżeństwa! Powiedzmy wyraźnie: nie jest ono przeznaczone wyłącznie do „reprodukcji”. Mechaniczna koncepcja zjednoczenia, w której mąż i żona byliby w czasie stosunku jedynie „reproduktorami”, to herezja!
Te wybrane cytaty, które w kontekście poszukiwań pełniejszej odpowiedzi na zadane pytania, powinny zachęć Cię/Was do lektury książki Mały Kościół – mistyczna przygoda małżeństwa, a szczególnie rozdziału pt. Duchowe podstawy życia seksualnego w małżeństwie.
Aby poprawnie odpowiedzieć na obydwa początkowe pytania, wspomniany tekst sugeruje zadać następujące pytania: Komu/czemu miałoby to służyć? Czy to na pewno potrzebne/niezbędna dla podtrzymania i pogłębienia małżeńskiej więzi i miłości? Czy wypływa to z pragnienia, aby zaspokoić potrzebę bliskości ukochanej osoby? Czy na pewno pobudzi męża i żonę do kierowania swych cielesnych pragnień ku sobie nawzajem? Tutaj też dużo zależy od kontekstu…
Warto też zastanowić się nad ewentualnymi (realnymi niestety) niebezpieczeństwami. Zacytuję w związku z tym jeszcze jeden fragment: „Akt cielesny przeżywany jako czysta(?) rozrywka, a nie intymny i erotyczny wyraz głębokiej miłości, może stać się grzechem pornografii”… Jeśli to nie rozrywka, a na przykład „przejaw ciekawości”, czy w przypadku gdy z żoną/mężem nie wyjdzie tak, jak się oczekiwało (np. jak podczas jakiejś erotycznej sceny w kinie?), nie wypadałoby obawiać się, że pojawi się demoniczna pokusa, aby wyobrazić sobie, jak by to mogło „wyjść” z kimś innym? A może nawet spróbować…? Wspomnijmy zatem na słowa Chrystus: „Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa” (Mt 5,28).
Mądrości ludowe ostrzegają: „Ciekawość – pierwszy stopień do piekła” (może się nim okazać, ale nie musi…), apostoł Paweł zaleca natomiast: „Wszystkiego doświadczajcie, ale trzymajcie się tego, co dobre” (1 Tes 5,21)
Polecam modlitwy do Bogarodzicy. Jest ich wiele i są bardzo „wymowne”. To do Niej zwracamy się w trudnych chwilach z prośbą o pocieszenie i wsparcie. Warto sięgnąć do Akatystu do Bogarodzicy i wielu jego wersji w akatystach do cudownych ikon Bogarodzicy. Niektóre mogą być już dostępne w tłumaczeniu na język polski.
W związku z „niepewnością w kwestii tych najprostszych, bytowych trosk finansowych” przywołuję słowa naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa – „Szukajcie naprzód królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie wam dodane” (Mt 6,33).
Zanim pojawiły się ‚wyświetlacze” zdarzało się (i teraz też sią zdarza), że ikonki (albo zdjęcia bliskich im osób) ludzie wkładali do przeźroczystej przegródki swego portfela. Powód mógł być taki sam, jak opisany przez Ciebie. Uważam, że to nie było i dalej nie jest grzeszne postępowanie. Grzechem byłby brak szacunku dla ikony, odnoszenie się do niej bez poszanowania. Gdy oddajemy cześć ikonie, czcimy ukazanych na niej świętych, Jezusa Chrystusa czy Bogaroczicę – w Twoim przypadku Przenajświętszą Trójcę. Podobnie postępujemy za zdjęciami- gdy całujemy zdjęcie ukochanej osoby, nie „zatrzymujemy się” na papierze fotograficznym i obrazie, ale „sięgamy” do praobrazu – do samej osoby przedstawionej na zdjęciu.