Jak Cerkiew odnosi się do współżycia i mieszkania dwóch osób bez związku sakramentalnego (współżycie z miłości, za wolną zgodą obu osób, bez przymuszania i chęci zaspokojenia egoistycznych rządzy którejś ze strony)? Dodam że związek ma już kilka lat, jesteśmy z odległych miast, mamy kredyt mieszkaniowy, po skończeniu chcemy zbierać pieniądze na ślub i wesele). Chcemy najpierw przygotować grunt pod małżeństwo (znaleźliśmy stabilną pracę, teraz po latach wynajmowania razem chcemy mieć swoje mieszkanie, a na końcu chcemy to ukoronować związkiem małżeńskim, oczywiście chcemy mieć też potomstwo).Czy można w pełni uczestniczyć w Eucharystii i otrzymać rozgrzeszenie w sakramencie spowiedzi tak żyjąc? Dominik

Na wstępie kilka ustaleń:

– współżycie dwóch osób bez związku sakramentalnego (nawet bez wspólnego zamieszkiwania) postrzegane jest jako grzech nierządu

– grzechy w naszym pojmowaniu to choroby duszy, które też można/trzeba leczyć, ale jedynym lekarzem, który może je wyleczyć i który je leczy, jest Bóg!

– powszechnie wiadomo (?), że choroby trzeba leczyć w ich początkowym stadium, póki się zaczynają, bo tylko wówczas jest szansa na całkowite wyleczenie – „im później, tym gorzej”…

– w naszej cerkiewnej terminologii misterium spowiedzi to lecznica (cs. wraczebnica), wizyta u lekarza, a Eucharystia to „pokarm i lekarstwo nieśmiertelności”!

– jeżeli nie słucham zaleceń lekarza i nie powstrzymuję się od działań, które spowodowały chorobę, nie tylko nie zdrowieję, ale choroba się pogłębia. Trzeba tu dodać, że te grzeszne choroby duszy to właściwie nowotwory (i do tego złośliwe) – jeśli nie są leczone w początkowym stadium, to z czasem mogą pojawić się przeżuty z duszy na ciało. Ewangeliczny przykład – paralityk (chory na ciele) usłyszał słowa Chrystusa: „wstań weź swoje łoże i idź, odpuszczone są bowiem twoje grzechy (choroby duszy)…

– o tym, jak poważną chorobą duszy jest nierząd (lub cudzołóstwo) niech świadczy fakt, że w IV w św. Bazyli Wielki dla jej leczenia zalecał/stosował terapię leczniczą, która oznaczała 12 (słownie:
dwanaście) lat odłączenia od Eucharystii (nie „za karę”, ale w celu skutecznego leczenia)…

– w naszej cerkiewnej praktyce, w obliczu choroby sprawujemy molebien o uzdrowienie i przystępujemy do sakramenty namaszczenia świętym olejem. Co bardzo ważne (i oczywiste?), to misterium i molebien sprawujemy na początku choroby („im prędzej, tym lepiej”), a nie po jej zakończeniu…

– w naszej cerkiewnej terminologii misterium małżeństwa to „koronowanie” (cs. wienczanije). Korony (cs. wiency) na głowach albo nad głowami nowożeńców, to korony królestwa Bożego, do którego prowadzi małżeńska droga życia. Te korony nakładane są nowożeńcom na początku ich małżeńskiej drogi, aby nie zapominali jaki jest najważniejszy cel życia chrześcijanina. Piszecie, że stabilną pracę, za/mieszk(iw)anie i współżycie chcecie „na końcu ukoronować związkiem małżeńskim”. Zauważcie jednak w naszym cerkiewnym pojmowaniu to nie związek „koronuje” – to raczej związek jest przez Boga i Cerkiew „koronowany” – tj. błogosławiony, oświęcany, wspomagany…

– mądrości ludowe (i nie tylko) podpowiadają: „wszystko w swoim czasie”, a ponadto niekiedy dodają jeszcze: „i we właściwych proporcjach”. Jeżeli porównamy poznawanie się dwojga ludzi (mężczyzny i kobiety), ich narzeczeństwo i małżeństwo do procesu pieczenia jakiegoś wielce smakowitego ciasta, to trzeba pamiętać o przygotowywaniu, dobieraniu, mieszaniu, dodawaniu odpowiednich składników w odpowiednich proporcjach w odpowiednim (a nawet ściśle określonym) czasie. Jeżeli zabraknie któregoś z niezbędnych składników (np. proszku do pieczenia) albo
zostanie dodany zbyt późno, zamiast delikatnego ciasta może być z tego poważny zakalec…

W związku z powyższym na postawione pytania spróbuję odpowiedzieć podobnymi pytaniami (nieco drastycznie sparafrazowaną wersją Waszych pytań).

„Jak Cerkiew odnosi się do współżycia i mieszkania dwóch osób, które uległy, poddały się chorobie (chorują z miłości, za wolną zgodą obojga, bez przymuszania i chęci zaspokojenia egoistycznej żądzy wyzdrowienia którejś ze strony)? Dodam, że chorujemy już kilka lat, jesteśmy z odległych miast, mamy zamiar wspólnie chorować dalej i dlatego zaciągnęliśmy kredyt mieszkaniowy. Gdy nasze mieszkanie będzie gotowe, zaczniemy zbierać pieniądze na leczenie i rekonwalescencję. Chcemy najpierw przygotować grunt pod wyzdrowienie – znaleźliśmy stabilną pracę, po latach wynajmowania stancji chcemy mieć swoje własne mieszkanie i należycie je urządzić. Na końcu chcemy to ukoronować uroczystą modlitwą o uzdrowienie. Oczywiście chcemy też mieć zdrowe
potomstwo. Czy tak żyjąc, można w pełni uczestniczyć w Eucharystii – przyjmować pokarm i lekarstwo nieśmiertelności, i otrzym(yw)ać uzdrowienie?”

Innymi słowy, bez względu na to, jak pięknie byście nie opisywali zaistniałej sytuacji, Wasze rozumowanie i Wasza decyzja wyraźnie wskazują, co jest dla Was najważniejsze – wygląda na to, że nie jest to, niestety, Boże błogosławieństwo na Wasze wspólne, małżeńskie życie, wspólne zmagania z trudnościami i wspólną radość z osiąganych sukcesów.

Chciałbym się mylić…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, życie duchowe



Kocham pewną dziewczynę, nie do końca wiem czy ma kogoś. Czy można prosić w modlitwie i małżeństwo z nią? Paweł

Myślę, że warto ją o to zapytać, a przed małżeństwem wypadałoby lepiej ją poznać. Temu właśnie służy instytucja narzeczeństwa – chodzi tu o to, aby upewnić się, że małżeństwo to moje powołanie, a narzeczony/a to człowiek, z którym przez całe życie na ziemi chcą zmierzać do zbawienia i wejść z nim do wieczności. Modlitwa na pewno nie zaszkodzi…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, pozostałe, rodzina



Jaka inna modlitwa poza molebnem jest wyrazem szczególnej prośby do Chrystusa, Bogurodzicy i świętych? Chodzi mi o modlitwy błagalne, które można zamówić do odsłużenia przez księdza. Melania

Nie ograniczałbym się do ‚zamawiania’ modlitwy i ‚zlecania odsłużenia’ jej przez duchownego. Ogromne znaczenie, nie tylko w przypadku szczególnych próśb, ma nasza własna osobista modlitwa i żywe uczestnictwo w nabożeństwie. Najważniejsze ze wszystkich nabożeństw to Boska Liturgia – w misterium Eucharystii jednoczymy się z naszym Zbawicielem, Jezusem Chrystusem i uświęcamy nasze ciało i duszę, i całe życie. Liturgia obejmuje całe ‚zestawy’ modlitewnych próśb (to ektenie), które dotyczą wszystkich sfer naszego życia na ziemi i dążenia do zbawienia. Szczególna prośba mogłaby być wyrażana częstszym, np. codziennym i pełnym uczestnictwem w Boskiej Liturgii przez jakiś czas. W szczególnych przypadkach czy okolicznościach sprawujemy molebny – np. przed podróżą, na rozpoczęcie roku, roku szkolnego, pracy, w obliczu choroby itp. – z prośbą o Boże błogosławieństwo, modlitewne wsparcie Bogarodzicy i świętych w naszych przedsięwzięciach albo w trudnych chwilach – np. w chorobie. Sprawujemy je również w dziękczynieniu za otrzymane łaski i pomoc. Mamy ich wiele – to z pewnością wzmożona modlitwa. Warto też zwrócić uwagę na liczne akatysty do Chrystusa, Bogarodzicy i świętych.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Chciałabym zmienić wiarę z katolickiej na prawosławną. Kluczowe znaczenie przyczyny, które powodują moją chęć zmiany wyznania jest całkowita zmiana mojego dotychczasowego otoczenia(ludzi,miejsce zamieszkania). Mój narzeczony, który jest wyznania prawosławnego popiera i wspiera moją decyzję. W kościele katolickim przystąpiłam do sakramentu małżeństwa. Od 8 lat jestem rozwódka za sprawą sądu okręgowego. Czy w przyszłości będę mogła wziąć ślub w cerkwi po rozwodzie tylko w sądzie okręgowym? Marta

Cywilny rozwód nie wystarczy. Na początek trzeba będzie za pośrednictwem proboszcza zwrócić się do biskupa diecezjalnego, aby rozpatrzył Waszą prośbę o zezwolenie/błogosławieństwo na małżeństwo. Trzeba będzie wówczas opisać okoliczności/powody rozwodu. Na tej podstawie biskup (w niektórych Cerkwiach lokalnych zajmują się tym sądy cerkiewne) zdecyduje, czy ślub w Cerkwi będzie możliwy. W Ewangelii Chrystus dopuszcza możliwość zerwania związku małżeńskiego gdy jedna ze ‚stron’ dopuści się cudzołóstwa. Cerkiew w swym pastoralnym podejściu z czasem dopuściła jeszcze inne, poważne powody, które mogą mieć podobny skutek. W naszej Cerkwi w Polsce nie ma sądu cerkiewnego, więc takimi sprawami w swoich diecezjach zajmują się biskupi.

Życzę rozważnych decyzji i powodzenia

Kategorie: konwersja, Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina



Proszę o radę. Patrząc na topografię powinienem uczęszczać do cerkwi dosłownie obok mojego domu, kocham tę cerkiew, bywam tam ilekroć mam czas w tygodniu jednakże tam Boska Liturgia jest tylko w języku staro-cerkiewno słowiańskim (którego nie znam). Cerkiew do której mam znacznie dalej (w innej dzielnicy) oferuje nabożeństwa w języku polskim. Jak to pogodzić? Co wybrać? Co Ksiądz radzi? Andrzej

Nie tylko o „topografię” tu chodzi. W naszej Cerkwi o „administracyjnej” przynależności do danej parafii decyduje adres zamieszkania i to dlatego cerkiew „topograficznie” niedaleka staje się naszą cerkwią parafialną. O wiele ważniejsza jest duchowa przynależność do wspólnoty, którą powinni tworzyć członkowie danej parafii, a to już nie działa „z automatu” czy „administracyjnie”. Pomaga w tym wspólna modlitwa i aktywne zaangażowanie w życie wspólnoty. W Europie i w Ameryce (w USA w szczególności) często się zdarza, że prawosławni po drodze do swojej cerkwi mijają nawet kilka innych, bo o parafialnej przynależności nie decyduje bliskość świątyni, a jurysdykcja czy narodowość parafianina. Np. prawosławni Grecy po drodze do swojej cerkwi, gdzie nabożeństwa sprawowane są po grecku, mogą przechodzić czy przejeżdżać obok cerkwi rosyjskiej, arabskiej, rumuńskiej, koptyjskiej czy jeszcze kilku innych, gdzie nabożeństwa sprawowane są w innych językach liturgicznych. W ostatnich dekadach dużo się zmieniło, bo coraz więcej parafii przechodzi na angielski – różnice językowe zanikają, ale ciągle pozostają kwestie kulturowe. Znam też parafie, które, choć należą do określonej jurysdykcji, jednoczą (i przyciągają) wiernych z bardzo wielu i bardzo różnych kultur, narodowości czy grup etnicznych – łączy ich wspólne prawosławne wyznawanie wiary. Uważam, że możesz (i powinieneś) zdecydować gdzie będziesz się modlił. W Białymstoku jest obecnie dziesięć parafii. Powstały przeważnie poprzez wydzielenie części wcześniej istniejącej parafii. Znam ludzi, którzy od dziecka chodzili do jednej cerkwi, a gdy została utworzona nowa parafia i w pobliżu pojawiła się nowa cerkiew, oni dalej jeżdżą do ‘swojej starej cerkwi’. Bywa, że formalności (chrzest dziecka, ślub…) dopełniają w nowej parafii, ale „na co dzień” bywają w innej cerkwi. Znam też ludzi, którzy poprosili o formalną zmianę przynależności parafialnej i choć mieszkają na terytorium jednej z nich, należą do innej. Tak więc możliwości są różne, ale trzeba przy tym pamiętać o potrzebie zaangażowania w budowanie, tworzenie i podtrzymywanie wspólnoty parafialnej, do której się należy. Wierzę, że z czasem dojdzie do tego, że w wielu cerkwiach nabożeństwa będą częściowo albo w całości sprawowane w języku polskim (albo innym, bardziej zrozumiałym). Ale to zależy od nas samych, od członków każdej parafialnej rodziny. Czy w Twojej cerkwi ktokolwiek zgłaszał potrzebę/chęć sprawowanie nabożeństw/a po polsku?

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, tłumaczenia, wiara, życie duchowe



Ineteresują mnie te sprawy bo mam pare kolegów którzy bardzo się wstydzą, a ja chciałbym pomóc. Chcą wierzyć, ale jednak często są dyskryminowani. I stąd pytania: 1. Czy osoby lgbt są wykluczone z kościoła? 2. Czy fetysze to grzech ciężki? 3. Czy furry to grzech? Oraz ode mnie: 1. Czy przyjaźń z społecznością lgbt i furry to grzech? Karol

Odpowiedzi na to pytanie udziela cytat z książki o. Johna Brecka „Święty dar życia. Prawosławne chrześcijaństwo i bioetyka”. W rozdziale poświęconym homoseksualizmowi stwierdza m.in.: „kwestią najwyższej wagi pozostaje ciągłe podtrzymywanie wyraźnego rozróżnienia pomiędzy orientacją [homoseksualną] i zachowaniami. Bez względu na to, jakie są jej przy­czyny (fizjologiczne, genetyczne, psychologiczne i społeczne czy najprawdopodobniej połączenie ich wszystkich), orientacja homoseksualna nie jest ani grzesz­na, ani zła (z zastrzeżeniem, że w tym upadłym świecie o każdej ułomności można powiedzieć, iż jest następstwem grzechu). Osoby z taką orientacją są w najpełniejszym znaczeniu „osobami”, nosi­cielami obrazu Bożego i wraz ze wszystkimi innymi powołane są do wzrastania ku osiąganiu Bożego podobieństwa. Gdy usiłują zmienić orientację na heteroseksualną lub gdy codziennie zmagają się o pozostawanie w cnocie czystości, potrzebują szczególnego wsparcia, zachęty i miłości Kościoła – jego biskupów, kapłanów i laikatu. W dążeniach do osiągnięcia tego celu nieodłączną po­mocą może być uczestnictwo w grupach wzajemnego wsparcia jak amerykańskie SA, a szczególnie organizacje w rodzaju Exo­dus International i Courage. (Założona przez ks. Johna Harveya rzymskokatolicka organizacja „Courage” ma swoje aktywne od­działy w całych Stanach Zjednoczonych Ameryki. Doświadczenie ks. Harveya utwierdziło go w przekonaniu, że osoby z orientacją homoseksualną w bardzo znaczących proporcjach rzeczywiście mogą stać się heteroseksualne, nawet jeśli w wielu przypadkach ciągle utrzymują się homoerotyczne odczucia czy wyobrażenia s. 117).”

2. Słownik języka polskiego PWN podaje:
fetysz
1. «w religiach pierwotnych: przedmiot, któremu przypisywano siłę magiczną»
2. «przedmiot mający przynosić szczęście»
3. «przedmiot, dzięki któremu fetyszysta zaspokaja popęd płciowy» zostawię to bez komentarza…

3. udawanie kogoś/czegoś kim/czym się nie jest, a do tego utożsamianie się z tym kimś/czyś jest co najmniej niepokojące…

1. Mam tu pewne wątpliwości:
a) czy prawdziwa przyjaźń ze społecznością, stowarzyszeniem, narodem jest w ogóle możliwa? Chodzi mi tu o kwestię wzajemności… Znam ludzi z orientacją homoseksualną, jeden z nich jest moim dobrym przyjacielem, ale taką samą przyjaźnią nie obdarzam całego „środowiska”… b) biorąc pod uwagę rozróżnienie pomiędzy orientacją a zachowaniami, trzeba miłować każdego człowieka, ale jednocześnie zdecydowanie nienawidzić grzechu – jeżeli widzę grzech i nie reaguję, mam problem, bo mądrość ludowa podpowiada: „milczenie oznacza zgodę”… c) inna mądrość stwierdza: „kto z kim przestaje, takim się staje”… ostrożność.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, moralność i etyka, wiara, życie duchowe



Gdzie jeszcze można (też kobiety mogą) spotkać się/porozmawiać ze starcami, którzy otrzymali od Boga dar wglądu w ludzie serca, dusze i też widzenia przyszłości? Kasia

Tacy starcy to bardzo wielka rzadkość i dzisiaj trudno z nimi się spotkać/porozmawiać (mężczyznom też). O tym jak bardzo to trudne podpowiada tekst bp Kallistosa – „Przewodnictwo duchowe w prawosławnym chrześcijaństwie” dostępny na cerkiew.pl – http://www.typo3.cerkiew.pl/index.php?id=prawoslawie&a_id=74 – albo w książce „Przewodnictwo duchowe w prawosławnym monastycyzmie”. Tych, którzy twierdzą, że mają taki/e dar/y najlepiej unikać i omijać ich z (bardzo) daleka… A poza tym, dociekania na temat przyszłości mogą się okazać niebezpieczne. Jedna z mądrości ludowych ostrzega: „Ciekawość to pierwszy stopień do piekła” Ostrożność jest zatem wskazana…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Czy jeśli otrzyma się rozgrzeszenie w trakcie pokajania (spowiedzi), odbędzie się epitanie nadaną przez księdza, naprawdę żałuje się tego co sie zrobiło, zmieniło się swoje zachowanie to czy trzeba mówić swój grzech osobie którą się skrzywdziło jeśli ona tego nie wie (np: czy powiedzieć o zdradzie swojemu małżonkowi albo przyznać się do kradzieży osobie której coś się ukradło – poza anonimowym oddaniem rzeczy ukradzionej itp). Czy to jest wymóg do odpuszczenia grzechu przez Pana Jezusa czy też nie? Czy Pismo Święte albo Tradycja mówią coś na ten temat? Wiem, że pytanie jest bardzo trudne, ale co szkodzi zapytać. Marek

To rzeczywiście trudne pytanie i trudno (a nawet nie można) na nie jednoznacznie odpowiedzieć. Powiedziałbym, że dużo (jeżeli nie wszystko) zależy od kontekstu. Jeżeli po zdradzie rzeczywiście nastąpiło prawdziwe pokajanie/nawrócenie/opamiętanie/skrucha/głębokie zrozumienie, a postanowieniu powrotu na właściwą drogę towarzyszą usilne starania o pozostanie na tej drodze i dalsze podążanie ku królestwu Bożemu (to najważniejszy cel małżeństwa), dużo (jeżeli nie wszystko) zależy od tego, jak zdradzony/a przyjęłaby wyznanie prawdy. Ujawnienie zdrady z pewnością byłoby swego rodzaju „sprawdzianem miłości”, tego, czy jest już na tyle dojrzała, że „wszystko znosi, [..] nigdy nie ustaje” (por. 1 Kor 13, 1-13). Wierzę, że w takim przypadku to wyznanie mogłoby ją nawet dodatkowo umocnić i utrwalić. (Tego rodzaju przypadki opisywane są w literaturze pokazywane w kinematografii, ale też znam takie z „realu”.) Ale czy na pewno jest już gotowa wszystko znieść i wszystko wybaczyć? Czy trzeba to „sprawdzać” w taki sposób? Czy warto? Mądrości podpowiadają: „wszystko w swoim czasie…” Co na to Tradycja? W pierwszych wiekach chrześcijaństwa (I-III w.) praktykowana bywała spowiedź publiczna – grzesznicy spowiadali się ze swych grzechów przed Bogiem i przed całą parafialną wspólnotą, wyrażając swój żal i skruchę, błagając wszystkich obecnych w cerkwi o przebaczenie i modlitewne wsparcie. Ściśle przestrzegane były wówczas srogie (drastyczne wręcz, z naszej współczesnej perspektywy) epitemie – często długotrwałe i uciążliwe „lecznicze terapie”, które pomagały w leczeniu chorób duszy, którymi są grzechy. Zabójstwo, przerwanie ciąży, cudzołóstwo czy nierząd powodowały kilku- albo kilkunastoletnią ekskomunikę – nie za karę, ale w związku z długim procesem leczenia grzesznej choroby. Tego rodzaju spowiedź nie przetrwała długo. Choć wspólnoty chrześcijan były małe i „zamknięte”, choć obowiązywała ścisła tajemnica spowiedzi, tj. nikomu nie wolno było ujawniać niczyich grzechów ujawnianych podczas publicznej spowiedzi w cerkwi, zdarzały się „przecieki”, które powodowały, że grzesznicy, którzy poddawali się kanonicznemu pokajaniu („pokucie”), byli w konsekwencji dodatkowo pociągani do odpowiedzialności „cywilno-prawnej” – byli aresztowani, sądzeni, wtrącani do więzienia lub nawet skazywani na śmierć. Nie chodziło tu o to, że kary sądowe były „nie na miejscu”, niesłuszne czy niesprawiedliwe, ale o to, że konsekwencje grzech okazywały się „podwójne”… Ujawnienie grzechu przed Bogiem i wspólnotą oraz podejmowane w konsekwencji długie i bolesne procedury jego „leczenia”, po naruszeniu tajemnicy spowiedzi bywały „dublowane” przez wyroki sądowe. A mądrości ludowe stwierdzają – „co za dużo, to niezdrowo”…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, życie duchowe



Jestem prawosławna, a mój mąż jest katolikiem jesteśmy w ślubie cywilnym. Dziesięć miesięcy temu urodziła się nam córeczka. Której jeszcze nie ochrzciliśmy, ale chcemy to zrobić w najbliższym czasie w Kościele katolickim ponieważ nie moge przekonać męża na chrzest dziecka w Cerkwi. Bardzo lubię chodzić do cerkwi, jak tam jestem to odczuwam blagodat’ Boga i nie wyobrażam sobie że nie będę mogła chodzić do cerkwi bez swojego dziecka. Mam takie pytanie: Czy można uczestniczyć w nabożeństwach z dzieckiem nawet jak ochrzcimy go w Kościele rzymskokatolickim? Jak pierwszy raz wprowadzić dziecko w cerkiew? Czy to ma zrobić batiuszka? Czy można podnosić dziecko do Pryczastia? Iryna

Myślę, że warto jednak próbować przekonywać męża, aby dziecko zostało ochrzczone w Cerkwi. O niektórych „konsekwencjach” chrztu dziecka w Kościele rzymskokatolickim pisałem ostatnio w odpowiedzi z 27-08-2020 i
kilku wcześniejszych. Na podobne pytania odpowiadałem już kiedyś tymi słowami: „W naszym prawosławnym pojmowaniu misteria (sakramenty) chrześcijańskiej inicjacji („wszczepienia” w Ciało Chrystusa, którym jest Cerkiew) to chrzest, namaszczenie mirrą i Eucharystia. W Kościele rzymskokatolickim na komunię dzieci czekają 7 lat, a na bierzmowanie 14. Modlitwy 40 dnia po narodzinach czytane są nad matką i nad dzieckiem –
to radosne powitanie matki we wspólnocie parafialnej, od której była oderwana przez 40 dni połogu i jednocześnie powitanie nowonarodzonego dziecka we wspólnocie, do której będzie w pełni przyjęte po chrzcie,
miropomazaniu i komunii. Skoro dziecko ma być ochrzczone w Kościele rzymskokatolickim to chyba trudno mówić tu o powitaniu, które zwiastuje pozostanie, nieprawdaż? Decydując o miejscu chrztu dziecka zdecydowaliście o jego „przynależności parafialnej”. Uzgodniliście co prawda, że będziecie „uczęszczać i do cerkwi i do kościoła”, ale pomiędzy „przynależnością” a „uczęszczaniem” jest subtelna różnica… Modlitwy 40 dnia mogą być ograniczone tylko do tych czytanych nad matką, ale trzeba to najpierw skonsultować z Waszym proboszczem.” Pozostaje jeszcze pytanie: „Czy można podnosić dziecko do pryczastia?” Jeśli zostanie ochrzczone w Kościele, to nie będzie mogło przystępować do komunii w Cerkwi. Po pierwsze dlatego, że będzie rzymskim katolikiem i jeśli przystąpiłoby do komunii w Cerkwi, oznaczałoby to, że zmienia wyznanie i zostaje w prawosławiu. Po drugie, jak wspomniałem wyżej, w prawosławiu do komunii przystępujemy po chrzcie i namaszczeniu mirrą (miropomazanie to nasz ‘odpowiednik’ bierzmowania), a w Kościele rzymskokatolickim Wasze dziecko na sakrament bierzmowania będzie musiało
czekać aż do 14 roku życia. Aby dziecko po chrzcie w Kościele mogło przystąpić do komunii/pryczastii w Cerkwi, najpierw powinno przystąpić do sakramentu miropomazania, co jest równoznaczne ze zmianą wyznania, tj. „przeszłoby” wówczas na prawosławie, a to też wypadałoby uzgodnić z mężem…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, życie duchowe



Czy można być jednocześnie batiuszką na parafii i pracować w zawodzie np. w biurze? Anonim

Jest taka możliwość i, niestety, bywa koniecznością. Gdy wspólnota parafialna jest niewielka i nie jest w stanie zapewnić duchownemu środków niezbędnych na utrzymanie, ten podejmuje wówczas dodatkową pracę, aby utrzymać siebie i swą rodzinę, i być w stanie pełnić posługę duszpasterską w powierzonej mu parafii. Takie ‚rozwiązania’ zdarzają się w krajach/regionach gdzie prawosławni są mniejszością.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, pozostałe



Strona 23 z 31« Pierwsza...10...2122232425...30...Ostatnia »