Czy prawosławna osoba uzależniona od pornografii i/lub masturbacji ponosi mniejszą odpowiedzialność moralną za swoje grzechy nieczyste z powodu ograniczenia swej woli? I jak można wyznaczyć granicę pomiędzy dobrowolnym korzystaniem z różnych grzesznych uciech a uzależnieniem, które naszą wolną wolę ogranicza? Aleksander

Też witam! Uzależnienia to poważny problem i rzeczywiście zdarza się, że „ubezwłasnowolniają” i być może mogą na swój sposób przynajmniej częściowo ‚usprawiedliwiać’. Ale tylko „częściowo” i „tymczasowo”… Jeśli wiem, że jestem uzależniony, sam sobie z tym nie radzę i nie podejmuję odpowiednich kroków, aby z tym skończyć, aby się leczyć, nie poddaję się terapii odwykowej, odpowiedzialność jest niestety jeszcze większa. Grzeszę nie tylko samą pornografią i/lub masturbacją, ale też „odkładaniem na jutro tego, co mam zrobić dzisiaj”. Przypomina to modlitwę pewnego świętego, który zauważył, że poważnie zbłądził, w modlitwie prosił Boga, aby pomógł mu wydostać się z tej pułapki, po czym dodał: „ale może jeszcze nie teraz…?” Do paralityka, który od 38 lat leżał przy sadzawce Betesda, Chrystus zwraca się z pytaniem: Czy chcesz wyzdrowieć? (J 5,1-15). To nie było pytanie retoryczne. Bywa, że ‚przyzwyczajamy się’ do choroby, do grzechy, który jest chorobą duszy. Czy ‚uzależnienie’ nie jest wtedy jedynie(?) ‚kozłem ofiarnym’?

Jeżeli wiem, że mam problem i wiem, co powinienem zrobić, ale tego nie robię, narażam się na konsekwencje opisane w jednej z sentencji ojców pustyni: Opowiadał Abba Makary: „Kiedyś, idąc przez pustynię, znalazłem czaszkę ludzką wyrzuconą na powierzchnię ziemi; i kiedy poruszyłem ją laską, czaszka do mnie przemówiła. Zapytałem: „Kto ty jesteś?”. Odpowiedziała mi czaszka: „Byłem kapłanem bałwanów, które tu kiedyś czcili poganie; ale ty jesteś Makary, który ma Ducha Świętego: ilekroć się litujesz nad tymi, którzy są w męce piekielnej, i modlisz się za nich, odczuwają trochę ulgi”. Starzec zapytał: „Na czym polega ta ulga i jaka jest ta męka?”. Odpowiedziała czaszka: „Jak wysoko jest niebo nad ziemią, tak głęboka jest otchłań ognia pod nami, a my od stóp do głów zanurzeni jesteśmy w ogniu. I nie możemy sobie wzajemnie spojrzeć w twarz, bo grzbietami przylegamy jeden do drugiego. Otóż kiedy ty modlisz się za nas, częściowo widzimy swoje twarze, i na tym polega nasza ulga”. Starzec zapłakał i rzekł: „O nieszczęśliwy to dzień, w którym narodził się człowiek!”. I pytał dalej: „Czy istnieje jeszcze większa męka?”. Czaszka odpowiedziała: „Cięższe jeszcze męki znajdują się pod nami”. Starzec pytał: „A kto je cierpi?”. Czaszka odrzekła: „Myśmy nie znali Boga, więc doznajemy trochę litości; ale ci, którzy Go znali, a zaparli się Go albo nie wypełnili Jego woli, są tam poniżej nas”. Wtedy starzec wziął czaszkę i pogrzebał ją. Abba Makary Egipcjanin, Apoftegmat 38

Nie szukałbym zatem granicy pomiędzy dobrowolnym korzystaniem z różnych grzesznych uciech a uzależnieniem, bo „i tak źle, i tak niedobrze”…

Kategorie: wiara, życie duchowe



Odnośnie ustawy którą chce wprowadzić rząd. Kobieta nosi dziecko które zaraz po urodzeniu umrze, przez kilka godzin będzie umierać w cierpieniach. To to jest życie? Odpowiedział ksiądz w na pytanie (niżej), że kobiety nie biorą pod uwagę co czuje dziecko podczas przerywania ciąży. Nie, bo biorą pod uwagę co czuje gdy się urodzi i umiera w mękach przez kilka godzin a kto wie czy nie cierpi też w łonie matki? A co czuje wtedy ta kobieta? Nie sądzę aby któraś chciała dokonywać aborcji, ale czy każda kobieta jest w stanie wytrzymać cierpienia umierającego dziecka które dopiero co przyszło na świat? Nie każda kobieta jest wierząca, czy odbieranie takiego wyboru innym nie jest grzechem wierzących? Bo bardzo dużo ludzi „wierzących” jest za tą ustawą, nie mając na uwadze ludzi nie wierzących, chcąc narzucić wszystkim swoje przekonania. Ludzie broniący kościołów atakują kobiety w protestach, biją starszą nożami, czy to jest wiara? Paulina

„Co czuje [kobieta] gdy się urodzi dziecko, które umiera w mękach przez kilka godzin, a kto wie, czy nie cierpi też w łonie matki?” Tego zapewne nie da się nawet wyobrazić. Ale czy ten niewypowiedziany ból i cierpienie matki okaże się mniejszy, gdy dziecko zostanie zabite i usunięte? Czy będzie mniejszy, bo krótszy? Ojciec John Breck, autor książki „Święty dar życia”, stawia inne pytanie: „Co właściwie należałoby uczynić w najlepszym interesie dziecka? Czy bardziej dla niego pożądane są narodziny na ten świat, aby mogło doznać bardzo krótkiego, ale jednak peł¬nego bólu istnienia do czasu, gdy po kilku dniach lub co najwyżej po kilku miesiącach zabierze je śmierć, czy też powodowane usunięciem ciąży odbieranie mu tego doświadczenia (i w związku z tym nie poczuje, że jest kochane, nie dozna żadnego poczucia więzi, a jedynie nieutulony ból)?” Ponadto trzeba tu przynajmniej wspomnieć o jeszcze większym, bo dodatkowym i długotrwałym bólu, którego doświadczają kobiety po dokonaniu aborcji. „[…] każda z nich jest matką od czasu poczęcia dziecka, a nie tylko od jego narodzin. Jak sugeruje tytuł książki D. Reardona (Aborted Women. Silent No More, Loyola University Press, Chicago 1987, r. 4, Psychological Impact of Abortion), podejmowana przez nią śmiercionośna decyzja o przerwaniu ciąży czyni ją „kobietą poronioną”. Przerywanie wzrastającego w niej nowego życia powoduje śmierć części jej samej. Wynikający stąd ból jest długotrwały i głęboki.” „Nie każda kobieta jest wierząca, czy odbieranie takiego wyboru innym nie jest grzechem wierzących?” Sama Pani zauważyła, że „ustawę […] chce wprowadzić rząd”. Ta kontrowersyjna decyzja prawników i ewentualna rządowa ustawa ingeruje nie tylko w wolność kobiet, ale też jest niezgodna ze sposobem działania „wierzących”, bowiem, jak podkreśla o. J. Breck: „w Cerkwi duchowni, etycy i inni ludzie mogą doradzać, ale nie nakazywać, nakłaniać, ale nie narzucać.” Końcowe pytanie uznałem za retoryczne…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Chciałabym, aby Bóg pomógł mi w kilku sprawach, jednak prosząc Go o to codziennie czuję się trochę tak jakbym od siebie nic nie dawała, czuje jakbym prosiła o zbyt wiele. Czy to jest właściwe. Ponieważ wielu świętych mówiło, aby nie prosić o nic Boga oprócz wybaczenia grzechów i podziękowań za wszystko. Jednak ja naprawdę wiem ze bez Jego pomocy nie jestem w stanie tych spraw rozwiązać… Agnieszka

„Proście, a będzie wam dane…” Bóg pomaga, ale przy współpracy z nami. Jeżeli prosisz o Bożą pomoc, ale przy tym nie robisz nic, co miałoby daną sprawę załatwić, nic z tego nie wyjdzie. Modlitwa nie jest magicznym zaklęciem w rodzaju: „Stoliczku nakryj się”. Pan Bóg pomoże nam nakryć do stołu, ale naszymi rękoma. Róbmy swoje. Nie oczekujmy od Boga, że zrobi za nas to, co my sami powinniśmy zrobić. Można by tu zacytować anegdotę o biedaku, który w swych codziennych modlitwach tygodniami nieustępliwie prosił o wygraną na loterii, aż w końcu usłyszał głos z nieba: „Daj mi szansę, kup choć jeden los…”

Życzę wytrwałości w modlitwie i skuteczności w podejmowanych dobrych działaniach. Z Bożą pomocą wszystko jest możliwe!

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Na całym świecie rogaty i słudzy jego walczą z Kościołem. Siły wrogie Bogu i ludzkości uderzają z wielu stron, różnymi metodami, wykorzystując różne narzędzia. Zarówno w sferze spraw doczesnych, jak i duchowych. Rogate zastępy dysponują wielkim wsparciem i wszystkim co daje im „ten świat”, oraz ci, którym się wydaje, iż są panami „tego świata”. W Polsce atak na Kościół przybiera histeryczno – demoniczne ataki zasadniczo na Kościoła w Tradycji rzymskiej. Hordy rozhisteryzowanych osobników niszczą, profanują, dokonują wszelkich podłości wprost wymierzonych w Tradycję rzymską. Jakoś omijają Cerkiew Prawosławną, synagogi religijnych Żydów, czy meczety. Wyznaczenie takiego celu jak ” bić katolików” to jedynie sprawa polityczna, czy owa wybiórczość ma również inne cechy ? Nie wyobrażam sobie, by szeroko pojmowana „lewica” moralna, mentalna „pozwoliła sobie ” na bezczeszczenie cerkwi, meczetów, synagog…jednak z obiektami i kościołami rzymsko-katolickimi nie mają żadnego problemu, jak i skrupułów. Dlaczego nienawiść do Kościoła objawia się w Polsce głównie jako „nienawiść do katolików” ? Raczej nie jedynie z powodu powszechności kościołów rzymskich…Czy w Cerkwi Prawosławnej porusza się podobne problemy ? Czy raczej przemilcza dla tak zwanego „świętego spokoju”…? Jak siły wrogie Kościołowi działają w krajach tradycyjnie prawosławnych? Krzysztof

Na początku pozwolę sobie zwrócić uwagę na pewne niepokojące, bo daleko idące uogólnienia, wyolbrzymienia, utożsamienia i osądzenia. „Na całym świecie rogaty i słudzy jego walczą z Kościołem” – to fakt, „licho nie śpi” i ciągle próbuje przeszkadzać nam w drodze do zbawienia. Osobiści nie mam jednak wrażenia, że „w Polsce atak na Kościół w Tradycji rzymskiej przybiera histeryczno-demoniczne” wymiary, a „hordy rozhisteryzowanych osobników niszczą, profanują, dokonują wszelkich podłości”. Ataki, przypadki zniszczenia czy profanacji zdarzały się zawsze, zdarzają się dzisiaj i, niestety, będą się zdarzały w przyszłości, ale nie widzę podstaw do twierdzenia, że to zjawisko jest obecnie aż tak masowe (choć bywało i bywa, że ‘z igły robi się widły’, a ktoś wskazał nawet na snopowiązałkę…). Zapewne dużo może zależeć od tego, których wiadomości się słucha czy ogląda. W kolejnym zdaniu pojawia się stwierdzenie, jakoby zaistniało jakieś wezwanie do „bicia katolików” i miałoby to być sprawą polityczną, a „nienawiść do Kościoła objawia się w Polsce głównie jako „nienawiść do katolików”. Nie wiem (śmiem wątpić), że coś takiego miało miejsce, ale słyszałem bardzo niepokojące, bo nie uspokajające, a jątrzące wezwanie do „obrony”. Chrystus nawołuje: „zło dobrem zwyciężaj”. Jego wezwanie, aby po doznaniu uderzenia w lewy policzek, nadstawić prawy, to nade wszystko zalecenie, aby na jakąkolwiek agresję nie odpowiadać agresją, lecz powstrzymywaniem się od niej – inaczej mówiąc, miłością. Mądrości ludowe parafrazuje ewangeliczne nauczanie słowami: „Jak ty komu, tak on tobie”… Dlaczego rzeczone ataki i prześladowania „jakoś omijają Cerkiew Prawosławną”? Odpowiedź kryje się w bizantyńskiej, kultywowanej w Prawosławiu regule ‘symfonii’, która ustala zasady działania patriarchy (‘władzy’ duchowej) i cesarza (władzy świeckiej) we wspólnym państwie. Każda z tych władz ma swoje sfery działania – jedna to życie duchowe wiernych, a druga to ziemski, doczesny dobrostan i bezpieczeństwo tychże obywateli. Każda ma swoje własne zadania i obowiązki, każda dysponuje i posługuje się swoimi odrębnymi, ‘zarezerwowanymi’ sposobami czy ‘narzędziami’, jedna nie ingeruje w sfery działania drugiej i nie posługuje się jej ‘narzędziami’! Cerkiew może nauczać doradzać, wskazywać drogę ku Bogu i ku zbawieniu, ale nie nakazuje i nie zmusza; może nakłaniać, przekonywać, ale nie narzuca czy egzekwuje… Innymi słowy: Cerkiew nie powinna ingerować w politykę państwa, a państwo nie powinno wtrącać się w sprawy Cerkwi. Naruszanie zasad tej „symfonii” prowadzi do cezaropapizmu albo papocezaryzmu. Gdy Kościół próbuje posługiwać się ‘narzędziami’ państwa – szczególnie tymi w sferze przymusu – zaczyna być traktowany jak państwo, a nie jak Kościół. „Czy w Cerkwi Prawosławnej porusza się podobne problemy ? Czy raczej przemilcza dla tak zwanego „świętego spokoju”…?” W 1938 roku miały miejsce bezprecedensowe prześladowania Cerkwi w Polsce. W ciągu kilku miesięcy prawosławni utracili kilkaset swoich cerkwi – zostały zburzone, spalone, zamknięte albo przekazane Kościołowi „Tradycji rzymskiej”. Wszystko działo się pod nadzorem wojska i policji… Nie przemilczamy tego bynajmniej. Dwa lata temu obchodziliśmy kolejną okrągłą, smutną rocznicę tych wydarzeń, pojawiły się nowe publikacje na ten temat, modliliśmy się za wszystkich, którzy wówczas ucierpieli, ale też dziękowaliśmy Bogu, że dzisiaj żyje nam się dużo lepiej i nie jesteśmy już tak prześladowani.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Zastanawia mnie dlaczego w cerkwi prawosławnej tak rzadko wierni przystępują do Komunii i sakrament ten jest tak powiązany ze spowiedzią tj. za każdym razem trzeba się spowiadać przed Komunią? Czemu nie może być tak jak w tradycji greckiej? Tam do Komunii przystępują rzesze wiernych. Antoni

Zapewniam, że sytuacja w tym względzie znacznie zmieniła się w ciągu ostatniego ćwierćwiecza. W latach 1980. podczas niedzielnej Boskiej Liturgii zwykle nikt nie przystępował do komunii. Absolutna większość wiernych przystępowała jedynie raz albo dwa razy w roku. Obecnie jesteśmy w trakcie procesu „odnowy eucharystycznej”, uświadamiania wiernym, że najważniejszym celem każdej Boskiej Liturgii jest zjednoczenia z Chrystusem w misterium Eucharystii. Grzechy, to choroby duszy, spowiedź to lecznica (cs. wraczebnica), wizyta u Lekarza, a Ciało i Krew Chrystusa to „lekarstwo i pokarm nieśmiertelności”. Po wizycie u lekarza medycyny i jego diagnozie, idziemy do apteki i kupujemy lekarstwa, ale za każdym razem, gdy przyjmujemy tabletkę, nie zwracamy się do niego z pytaniem, czy można ją przyjąć, bo to już zostało ustalone podczas wizyty. Podobnie może/powinno być ze spowiedzią i komunią. Znam wielu ludzi, którzy przystępują do komunii regularnie, na każdej Liturgii. Wierzę, że z czasem i u nas dojdzie do odnowy eucharystycznej, jak to miało miejsce w innych Cerkwiach lokalnych, np. w latach 1980. Finlandii czy ostatnio w Serbii. Tymczasem ciągle jeszcze trzeba więcej „żywych przykładów do naśladowania” tutaj na miejscu. W obecnych okolicznościach trudno jeździć do Grecji…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



W ostatnim czasie mam bardzo trudny okres w życiu, wiele problemów, z którymi nie potrafię sobie poradzić. Z tego powodu zapominam o pokładaniu nadziei w Bogu. Ciągle uważam, że coś mi nie wyjdzie, wolę rezygnować z wielu rzeczy. Bardzo często dopada mnie smutek, rozpacz, chwile zwątpienia w siebie i w to co robię. Czy w takiej sytuacji zwrócenie się o pomoc do specjalisty (terapeuty, psychiatry) będzie właściwe czy będzie oznaczało brak zaufania do Boga? Julia

Pisałem o tym niedawno – Bóg nam pomaga rękoma czy słowami innych ludzi. Jeśli sami sobie nie radzimy, zwracajmy się z prośbą o pomoc do specjalistów. Zaufanie do Boga nie powinno nas wówczas opuszczać, bo powinniśmy dalej wierzyć i ufać, że Bóg podpowie tym specjalistom, jak nam pomóc najbardziej skutecznie i efektywnie. Jeżeli ‚z góry’ zakładasz, że coś Ci nie wyjdzie, sama sobie przeszkadzasz. Ewangeliczne opowieści o cudownych uzdrowieniach podpowiadają, że trzeba wierzyć, że będzie dobrze i robić wszystko, co możemy zrobić, aby to osiągnąć. Nawet jeśli to, co mogę to „tyle co nic”, to też może wystarczyć. Wspomnij: sąsiedzi czy znajomi „tylko” przynieśli paralityka do Chrystusa i dostąpił uzdrowienia. Chrystus był zadziwiony ich wiarą. Ojciec, który przyprowadził do Chrystusa swego opętanego syna, przyznał, że wiary było w nim bardzo mało („Wierzę, ale pomóż memu niedowiarstwu” powiedział), ale jej też wystarczyło, aby syn wyzdrowiał. Nie poddawaj się smutkowi i rozpaczy – to demoniczne pokusy, którymi trzeba zdecydowanie się przeciwstawiać. Polecam lekturę krótkiego traktatu Ewagriusza z Pontu: „Osiem demonicznych myśli” i opracowań na te/n temat/y. Do problemów spróbuj podejść jak do sprzątania. Nie sprzątamy wszędzie i wszystkiego na raz. Wszystko sukcesywnie i po kolei. Może zacznij od tego ‚najmniejszego’, bo jak w miarę szybko sobie z nim poradzisz, na pewno poczujesz więcej mocy do rozprawienia się następnym.

Powodzenia – będziemy Ci modlitewnie ‚kibicować’…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, literatura, wiara, życie duchowe



Czy chrześcijanin mieszkający w krajach, w których chrześcijaństwo nie jest religią dominującą i symbole państwowe pochodzą z obcych kultów/religii może się z nimi obnosić/być dumnym z tych symboli narodowych, wieszać je w swoim biurze itd? (Np flaga Korei wywodząca się z symboli taoistycznych, czy godło Tajlandii – hinduskie bóstwo Garuda). Piotr

Myślę, że obnoszenie się z symbolami bądź to religijnymi, bądź to państwowymi jest nie na miejscu. Symbole w naszym życiu są ważne i potrzebne niemniej jednak jak do wszystkiego, tak też do używania symboli potrzebne jest wyczucie i smak.

Kategorie: ks. Andrzej Kuźma, pozostałe, wiara



Dlaczego kobiety nie mogą wchodzić na terytorium Świętej Góry Athos? Przecież nie jesteśmy gorsze, ani też bardziej grzeszne, od mężczyzn w oczach Boga. Ałła

Pytanie jest zupełnie na miejscu natomiast argumentacja, której użyje nie dal wszystkich może być przekonująca. W żaden sposób zakaz wchodzenia kobiet na św. Górę Atos nie jest związany z grzesznością czy nie grzesznością kogokolwiek, czy to kobiet czy to mężczyzn. Ten zakaz wywodzi się z tradycji. Półwysep Atoski jest miejscem czci św. Bogarodzicy i jako kobieta tylko ona tam może przebywać i jest w szczególny sposób czczona. Ta świadomość jest znacząco zakorzeniona w narodzie prawosławnym i właściwie ogólnie akceptowana.

Kategorie: ks. Andrzej Kuźma, pozostałe, wiara



Jak cerkiew prawosławna podchodzi do tematu nowo wprowadzonej ustawy przez rząd Polski na temat aborcji w przypadku poważnych wad płodu? Czy cerkiew prawosławna godzi się na takie cierpienia kobiet? Kobiety zostaną zmuszone do rodzenia dzieci które umrą jeszcze podczas ciąży lub chwilę po urodzeniu. Anna

Trudno mówić o podejściu Cerkwi do ustawy, której jeszcze nie ma. Mamy bowiem do czynienia z decyzją Trybunału Konstytucyjnego, który, podobnie jak rząd, nie ma prawa wprowadzać nowych ustaw (tym zwykle zajmuje się Parlament), a co najwyżej sprawdzać ich ‚konstytucyjność’. Osobiście uważam, że zaistniałe  „zakazowo”-restrykcyjne potraktowanie tej jakże ważnej i delikatnej sfery ŻYCIA i ŚMIERCI MATKI i DZIECKA nie jest i nie okaże się rozwiązaniem „skutecznym” z wielu rożnych względów. Im bardziej „ostry” zakaz, tym bardziej radykalna reakcja  (co widać tymi dniami na ulicach wielu miast). Zdecydowanie brakuje edukacji, wyjaśniania, spokojnej merytorycznej dyskusji, wspólnych ustaleń. Z prawosławnego punktu widzenia każdy przypadek jest inny i trzeba go rozpatrywać indywidualnie, a tu operuje się daleko posuniętymi uogólnieniami. Nieraz zdarzało się (i będzie się zdarzało), że choć lekarze stwierdzali poważny i nieuleczalny problem, w rzeczywistości okazywało się zupełnie inaczej. Skoro już o tym mowa, to przydałyby się też uzupełnienia ewentualnych (ewidentnych) decyzyjnych braków – np. kto, jak, kiedy, gdzie, na jakich jasnych i czytelnych zasadach miałby wspierać rodziny (albo, niestety, samotne matki) wychowujące/otaczające wszechstronną opieką chore dzieci. W toczącej się w mediach burzliwej dyskusji dużo słychać o naruszaniu/odbieraniu kobietom prawa do decydowania o swoim ciele. Kobiety walczą o swoje ciała, o swoje prawa, wspierają się nawzajem i cieszą się też wsparciem wielu mężczyzn. Wsłuchiwałem się uważnie, ale w żadnej wypowiedzi nie usłyszałem żadnego głosu w obronie małego, bezbronnego ciała w ciele matki. Kobiety mają słuszną pretensję o to, że ktoś „zdecydował o nich bez nich”, ale paradoksalnie same postępują tak samo w odniesieniu do swych płodów – czyż nie decydują „o nich bez nich”? W pytaniu mowa o cierpieniu, a słychać też liczne wypowiedzi o ‘piekle’ kobiet zmuszanych do ‘donoszenia’ ciąży ‘skazanej na śmierć’. Dlaczego jednak nie towarzyszy mu pytanie/refleksja o tym, jak opisać ‘doznania’ płodu, który poddawany jest ‘skrobance’, albo innej ‘metodzie’(sic!) usuwania/przerywania/zabijania jego życia? Skoro i tak „umrą jeszcze podczas ciąży lub chwilę po urodzeniu”, warto zapytać: kto dał nam prawo do przyspieszania tego „wyroku”, kto wydał ten „wyrok”…? Każde życie to dar… Boży dar!

Kategorie: bioetyka, Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, wiara, życie duchowe



Jakie jest stanowisko Cerkwi w stosunku do ostatniego zakazu aborcji kiedy dziecko jest nieuleczalnie chore i/ lub wiadomo, że umrze zaraz po porodzie?

Nie wiem jakie jest stanowisko Cerkwi w stosunku do „ostatniego zakazu aborcji”, mogę natomiast wypowiedzieć się na temat stosunku Cerkwi do aborcji w ogóle. Cytuję fragment z książki o. Johna Brecka, „Święty dar życia. Prawosławne chrześcijaństwo i bioetyka”:

„Cerkiew zawsze nauczała, że życie ludzkie zaczyna się od poczęcia, gdy nasienie łączy się z jajeczkiem, aby utworzyć genetycznie wyjątkową żywą istotę. Potępiając przerywanie ciąży, św. Bazyli Wielki stwierdził niegdyś: „Kobieta, która umyślnie dokonała spędzenia płodu, ponosi karę jak za zabójstwo […] i nie ma różnicy między płodem ukształtowanym i nieukształtowanym” (Kanon 2). Patrystyczny konsensus utrzymuje, że dusza zostaje stworzona przy poczęciu. Prawdę tę wyrażamy liturgicznie celebrując święta poczęcia św. Jana Chrzciciela (23 września/6 października), świętej Bogarodzicy (9/22 grudnia) i samego Pana naszego Jezusa Chrystusa (Zwiastowanie 25 marca/7 kwietnia).[…] Czy Cerkiew dopuszcza usuwanie ciąży w przypadkach, gdy przesiewowe badania genetyczne (punkcja owodni, amniopunkcja, biopsja kosmówki itp.) wykazują, że dziecko jest obarczone wadami genetycznymi i będzie żyć z poważną, trwałą ułomnością? Zważywszy na wrodzoną świętość każdego ludzkiego życia, jedyną odpowiedzią na to pytanie może być stwierdzenie, że nie zgadza się na przerywanie ciąży i nie może się na nie zgodzić. W niektórych przypadkach, jak na przykład syndrom Downa, to nie dziecko, a jego rodzice lub inni opiekunowie odczuwają tę ułomność. W innych z kolei, jak np. poważne przypadki rozszczepu kręgosłupa, współczesna technologia medyczna jest w stanie w znacznym stopniu ulżyć takiemu pacjentowi, umożliwiając mu względnie bezbolesne i twórcze istnienie. W rzadkich przykładkach nadzwyczaj wycieńczających i nieuleczalnych chorób, jak zespół Lescha-Nyhana czy mukowiscydoza, dylemat wydaje się trudniejszy, ponieważ chorobom tym towarzyszą nieukojone fizyczne i duchowe cierpienia, a wydłużone leczenie może obarczyć rodzinę trudnymi do udźwignięcia zobowiązaniami finansowymi. Moralne usprawiedliwianie przerywania ciąży z takimi dziećmi nie może być jednak większe od prób uzasadniania zabijania „wadliwych” noworodków, które mogłyby przeżyć przy odpowiedniej pomocy medycznej i pełnej miłości rodzicielskiej opiece. Zważywszy, że początek życia następuje przy poczęciu, usuwanie ciąży jest tak samo naganne jak dzieciobójstwo. Tragedią naszego wieku jest to, że w powszechnym mniemaniu to drugie staje się tak samo dopuszczalne jak to pierwsze. Jeśli możemy niszczyć nienarodzone, dlaczegóż mielibyśmy powstrzymywać się od zabijania niechcianych noworodków? To pytanie może wydawać się koszmarne; niemniej jednak bywa obecnie zadawane w coraz bardziej natarczywej tonacji, nawet przez rzekomo chrześcijańskich etyków.”

Kategorie: bioetyka, Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, wiara, życie duchowe



Strona 15 z 46« Pierwsza...10...1314151617...203040...Ostatnia »