Proszę o pomoc co zrobić jeżeli wiem po latach że źle traktowałam swoją córkę chodzi o czas jako nastolatkę nie chodzi o fizyczną karę tylko o to że za mało ja wspierałam, podejmowalam za nią decyzję, nie zawsze słuszne ,wtedy nie zdawałam sobie sprawy dziś wiem ze mogłabym być lepszą matką mam okropne wyrzuty sumienia nie umiem sobie z tym poradzić. Krysia

Droga Krysiu, To, o czym piszesz to już przeszłość, to wszystko już się stało i tego już nie zmienisz. Twoje wyrzuty sumienia, choć całkiem słuszne, też nie pomogą jeśli będziesz się tylko nad sobą użalać i przeżywać, że kiedyś popełniłaś błąd. Wierzę, że to, co (z)robiłaś wynikało z Twej matczynej miłości i postępowałaś tak w przeświadczeniu, że to słuszne i dobre. Skoro teraz zrozumiałaś, że mogłaś czy nawet powinnaś była postępować inaczej, porozmawiaj z nią o tym, zapytaj czy ona też to zauważyła i czy ma do Ciebie pretensje, że właśnie tak ją traktowałaś. Być może z jej strony to nie wygląda aż tak źle, jak Ci się wydaje? Skoro przeszłości nie da się zmienić i rozpamiętywanie ewentualnych błędów z pewnością ani jej, ani Tobie nie pomoże, zastanów się, co mogłabyś zrobić teraz, aby te błędy czy niedociągnięcia z przeszłości jakoś ‚nadrobić’. Biorąc pod uwagę to, co sobie uświadomiłaś, pomyśl o tym, jak skutecznie mogłabyś pomóc czy wesprzeć ją obecnie, we współczesnych okolicznościach. Możliwości jest wiele…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina



Jak powinno postąpić dziecko (dorosła już osoba) jeżeli chodzi o stosunki z rodzicami. A mianowicie: co ma dziecko zrobić jak widzi i czuje że rodzice nie chcą obcować ze swoim dzieckiem. Jak widzi że rodzice robią się smutni, nie chcą siedzieć rży jednym stole ze swoim dzieckiem unikają rozmów wszelkich. Nie kontaktują się telefonicznie. W rozmowach powtarzają że to co dostali od nich to i tak im się nie należy ale robią to.dlatego że ich wiara im na to nie pozwala że nie chcą mieć na sumieniu swojego dziecka. Co w takiej sytuacji ma zrobić takie dziecko? Wszędzie się mówi że dziecko ma szanować swoich rodziców. Czy szacunek równa się miłość. I co to jest ten szacunek. Czy brakiem szacunku jest mieć swoje zdanie. Czy brakiem szacunku jest mówienie tego co się myśli a to nie jest zgodne z tym co myślą rodzice. Czy dziecko ma dalej iść w zaparte i dzwonić do rodziców obcować z nimi widząc ile to bólu sprawia rodzicom ten kontakt to obcowanie. Jak powinno postąpić dziecko. Czy grzechem będzie zaprzestanie kontaktów nie odwiedzanie rodziców. A co z wnukami które mogą się pojawić lub już są. A ewidentnie widać że wszystko co związane z dzieckiem czyli rodzina praca jest ponad siły dziadków. Że dziadkowie ewidentnie pokazują że wszystko co jest związane z ich dzieckiem ich nie interesuje a jak już interesuje to na zasadzie obcego człowieka sąsiada który pyta z grzeczności co słychać? Jak powinno się postąpić. Mówi się że nikogo nie można uszczęśliwić na siłę. Nadmienie, że dziadkowie są osobami bardzo religijnymi. Chodzą na liturgię codziennie się modlą czytają ewangelię i chwała im za to. Próba rozmów nic nie daje. Rodzice nie chcą na ten temat rozmawiać. Nie chcą wyjaśnić swojego zachowania. I taka sytuacja nie trwa kilka lat tylko można powiedzieć że od samych narodzin dziecka. Czy jest może jakaś literatura która pomoże w takiej sytuacji. Może batiuszka coś poradzi. Proszę o pomoc. Piotr

Drogi Piotrze, Twój sugestywny opis zaistniałej sytuacji prowokuje pytanie – jaka jest przyczyna takiego postępowania, co mogło spowodować takie zachowania? Czy chodzi tu o wspomniane „swoje zdanie” niezgodne z opinią rodziców? Jakiej kwestii dotyczy ta niezgodność? Czy to była jednorazowa różnica zdań w przeszłości i jej skutki trwają do dziś, czy też ta niezgodność ciągle przejawia się również w innych kwestiach? Dużo tutaj niewiadomych, co utrudnia analizę i propozycję rozwiązania. Sugerowałbym rozmowę z terapeutą, któremu mógłbyś przedstawić pełny ‚zestaw danych’ umożliwiających poprawną diagnozę i wskazanie ewentualnych dróg wyjścia z tego ‚impasu’.
Pozdrawiam wielkopostnie

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina



Czy jest modlitwa o dar potomstwa. Mamy trudności z zajściem w ciąże, lekarze dają małe szanse. Ja jednak wierzę, że wszystko się ułoży. Proszę Matkę Boską własnymi słowami, ale czy może jest modlitwa? Kasia

Są takie modlitwy, trzeba szukać ich w obszernych modlitewnikach, które zawierają modlitwy w wielu rożnych intencjach. Polecam modlitwy do św. Symeona Mirotoczącego, wielkiego serbskiego świętego i winogrona z winorośli rosnącej na jego grobie. Więcej informacji po angielsku – https://www.johnsanidopoulos.com/2018/02/the-miraculous-vine-of-saint-symeon.html

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, wiara, życie duchowe



Jak powinny wyglądać relacje młodych ludzi, którzy zakochali się w sobie, spotykają się i, zapewne, w przyszłości podejmą decyzję o ślubie? Wiadomo oczywiście, że nie do przyjęcia jest współżycie, ale jakie zachowania są akceptowalne aby wyrazić swoje uczucia do drugiej osoby a jednocześnie zachować tzw. cełomudrije? Meg

W odpowiedzi na to pytanie posłużę się cytatem z książki o. Johna Brecka, „Święty dar życia. Prawosławne chrześcijaństwo i bioetyka”. W rozdziale o seksualności o. John podkreśla: „Poprawne obchodzenie się z seksualnością dotyczy każdego chrześcijanina, mężczyzny czy kobiety, samotnego czy pozostającego w związku małżeńskim. Dlatego praktyczną zasadą zarówno na czas randkowania, jak i na okres narzeczeństwa, byłoby powstrzymywanie się od
działań powodujących wzrost pobudzenia do stanu, w którym mogłyby dojść do orgazmu. Gdy dwoje ludzi poznaje się, lubi się i przywiązuje się do siebie, to całkiem naturalne, że od nieśmiałych gestów czułości przechodzą do pocałunków i pieszczot. Zawsze powinni jednak pamiętać, że „naturalne” jest upadłe i – szczególnie w sferze seksualności – ciągle pozostaje otwarte na demoniczne podszepty. Racjonalizacja lub „zracjonalizowane” namiętności są w stanie bez wielkiego trudu prowadzić przez kolejne stopnie zażyłości, dopóki dana para nie odda się nierządowi, a najlepszych nawet intencji nie pokryje kurz. Wielu młodych ludzi przyznaje przy spowiedzi: gdy do tego dochodzi, czują się zbrukani i poniżeni, nie z powodu samego seksu, lecz przez to, że zrujnowany został jakiś ideał oraz, co zdarza się nadmiernie często, ktoś zostaje nieodwracalnie zraniony. […]
Narzucanie ograniczeń – udzielanie konkretnych odpowiedzi na pytanie, gdzie „ustalić granice” – jest zwyczajnie niemożliwe z tej prostej przyczyny, że wydają się legalistyczne czy nieuzasadnione, a przez to przestrzeganie ich przychodzi z tak wielkim trudem.”

Życzę zatem uważnej ostrożności w relacjach i zdecydowanej wytrwałości w dobrych i słusznych postanowieniach

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, życie duchowe



Moja narzeczona jest wiary katolickiej, ja zaś prawosławnej. Pobieramy się w kościele katolickim. Termin przypada na ostatni dzień postu surowego. W dobie koronawirusa nie jesteśmy w stanie wszystkiego ze sobą pogodzić… Czy w takim wypadku jako osoba prawosławna mogę nie uzyskać zgody od parafii na udzielenie mi sakramentu ślubu pomimo, iż odbędzie się on w kościele katolickim? Mariusz

Osoba prawosławna, która zawiera związek małżeński w Kościele rzymskokatolickim nie jest zobowiązana do ubiegania się o zgodę swego Kościoła. Podejrzewam, że dla gości strony prawosławnej fakt, że ślub jest zaplanowany w okresie postu będzie stanowić pewien problem.

Kategorie: ks. Andrzej Kuźma, pozostałe, rodzina



Mam pytanie odnośnie chrztu dziecka. Ze względu na chorobę synka i pobyt w szpitalu, chrzciny odbyły się w dwóch etapach. Pierwszy odbył się w szpitalu. Bardzo mi zależało na ochrzczeniu dziecka i poprosiłam o chrzest na oddziale szpitalnym. Wiadomo, pandemia, ani mąż ani chrzestni nie mogli być z nami. Następnie udało nam się w końcu ochrzcić synka w Cerkwi już z chrzestnymi. Jednak nie jestem pewna czy dopełnienie chrztu odbyło się w należytym porządku. Ani nie było zadawania pytań chrzestnym, ani nie wyrzekli się sił nieczystych za chrześniaka. Nawet nie odmawiano Wieruju! Chrzczonki też nam nie wyswiecili. Może nie znam się dobrze na tym jak prawidłowo wszystko powinno się odbyć, może nie mam racji, ale wciąż chodzi mi to po głowie. Bardzo proszę o odpowiedź, co robić? Czy mam się czym martwić? Katarzyna

Po pierwsze nie ma czym się martwić. Dziecko zostało ochrzczone w Imię Św. Trójcy i to jest zasadnicza sprawa. Jeśli dobrze rozumiem, było pewne zagrożenie życia i dlatego spieszyliście się z chrztem, potem zaś było jego dopełnienie. W opisywanym przypadku wydaje się, że wszystko zostało zrobione prawidłowo. Takie elementy jak chrzczonka, są raczej pewnym dodatkiem, który nie dotyczy istoty chrztu. Ryt chrztu w przypadku dopełnienia przewiduje taką drogę, gdzie już nie występują egzorcyzmy i czytanie Kredo (Wieruju). Przynoście malucha do cerkwi, niech przystępuje do Eucharystii i niech korzysta z darów Łaski Bożej.

Kategorie: ks. Andrzej Kuźma, liturgika, rodzina, wiara, życie duchowe



W jaki sposób mogę uzyskać dokument potwierdzający chrzest w obrządku prawosławnym? Nie mam możliwości wyjazdu na Ukrainę, chrzestni nie żyją, chrzest był w Cerkwi w Doniecku gdzie obecnie nie ma możliwości pojechać. Sewer

Należałoby poprosić kogoś na miejscu (w Doniecku) aby zajął się tą sprawą i postarałby się o ten dokument w parafii. Inna możliwość to napisanie po parafii w której osoba była ochrzczona i uzyskać dokument drogą elektroniczną. Dzisiaj to nie jest takie trudne. Jeśli natomiast archiwa zostały zniszczone, wówczas należałoby poszukać osobę, która zaświadczyłaby (nie koniecznie rodzice chrzestni) o naszym chrzcie.

Kategorie: ks. Andrzej Kuźma, liturgika, rodzina



Moje pytanie dotyczy powołania Otóż mam 24 lata, nie czuję się powołany do kapłaństwa ani monasteru a dziewczyny również znaleźć sobie nie mogę Zresztą nigdy nie byłem w związku. Czy można być powołanym do życia samotnie? Nie wiem co o tym myśleć, bo inni odczuwają swoje powołanie szybciej a jeśli jest to powołanie do małżeństwa, znajdują jak to się mówi swoją „drugą połówkę” U mnie tym czasem nic się nie dzieje i mam wrażenie, że Bóg milczy nic mi nie podpowiadając. Piotrek

Do małżeństwa też trzeba mieć powołanie i to dlatego małżeństwo poprzedza ‚instytucja narzeczeństwa’ – czas poświęcony nie tylko na to, aby się upewnić, że mój/moja narzeczony/narzeczona jest właściwym wyborem, ale też co do tego, że małżeństwo to moje powołanie. W monastycyzmie odpowiednikiem narzeczeństwa jest ‚posłuszanije’ tj. nowicjat. Powołanie różnie ‚daje znać o sobie’. Jedni odczuwają je bardziej, drudzy mniej wyraźnie, jedni wcześniej, drudzy później. Znam duchownych, którzy powołanie do kapłaństwa odczuli i wyraźnie odczuwali już w dzieciństwie. Znam też takiego, który odczuł je, gdy miał już lat niemal 40. Bóg na pewno odpowie na Twe pytania (być może już odpowiedział?), ale aby tę odpowiedź usłyszeć, trzeba się dokładnie wsłuchać. Gdy próbuję rozmawiać przez telefon w miejskim rozgardiaszu, to trudno nazwać to rozmową – nie tylko nie słyszę rozmówcy, ale i on też pewnie ma trudności ze zrozumieniem moich słów… Polecam lekturę tekstu bp. Kallistosa, „Ziarno Kościoła: powszechne powołanie do męczeństwa”. To 8. rozdział książki „Królestwo wnętrza”. Aby zachęcić i przekonać do lektury całego rozdziału (i całej książki) cytuję tu dość obszerny jego fragment.

Jednakże ascetyczna ścieżka ukrytego męczeństwa nie jest zarezerwowana jedynie dla mnichów i mniszek. Powołaniu do męczeństwa podlegają również ci, którzy prowadzą życie małżeńskie. Wspólne życie męża, żony i dzieci wymaga dokładnie takiego samego pozbycia się własnej woli, które św. Barsanufiusz porównał z przelaniem krwi. Wzajemna miłość, będąc radością i spełnieniem, wymaga również ofiary. Wszystko to wyraźnie widać w prawosławnym nabożeństwie sakramentu małżeństwa. Modlitwy mówią o radości, ale tym, co przedstawiają, jest radość krzyża, „radość, jaką odczuwała święta Helena, gdy odnalazła drogocenny krzyż Pański”. W kulminacyjnym dla tego sakramentu momencie koronacji narzeczonych, korony pojmowane są jako symbole zwycięstwa, wieńce chwały przeznaczone dla tych, którzy okazali się zwycięzcami w walce z grzesznymi namiętnościami. Jednocześnie są to również korony męczenników, albowiem bez wewnętrznego męczeństwa, bez dobrowolnie przyjmowanego cierpienia nie ma mowy o prawdziwym małżeństwie. Gdy zwieńczona koronami młoda para kroczy w powtarzanym trzy razy kręgu procesji, duchowny niesie przed nimi krzyż, a chór śpiewa hymn świętych męczenników, „którzy godnie znosili cierpienia i otrzymali wieńce chwały”.

Tak więc mężowie i żony, podobnie jak mnisi i mniszki, są nosicielami krzyża, męczennikami świadomości. Są nimi również ci, którzy pozostają w celibacie, to jest ci, którzy nie przyjęli ślubów dziewictwa, ale żyją samotnie, ponieważ nigdy nie zdołali doszukać się partnera do życia w małżeństwie. We współczesnym zachodnim społeczeństwie jest to duża, ciągle rosnąca grupa ludzi, którzy stanowią znaczną część naszych kościelnych wspólnot. Prawosławie dysponuje niezwykle bogatą teologią życia monastycznego i równie bogatą – aczkolwiek często pomijaną – teologią małżeństwa, ale jak dotąd nie poświęciło szczególnej uwagi teologii życia w celibacie. Cóż więc mamy powiedzieć tym, którzy pozostają w tym trzecim stanie?

Moglibyśmy rozpocząć od refleksji nad omawianymi już wyżej dwoma przejawami męczeństwa – przyzwoleniem i solidarnością. Życie w bezżennym czy też niezamężnym stanie mogło nie być początkowym wyborem samotnych mężczyzn czy kobiet, ale gdy z czasem wewnętrznie godzą się oni z tą sytuacją, okazuje się, że to, co na początku wydawało się brakiem, może stać się wypełnieniem. Podobnie pozorne odosobnienie ludzi żyjących w tym stanie może przerodzić się w sposobność do dzielenia się sobą z innymi. Charakterystyczna dla nich wolność od bezpośrednich więzów rodzinnych, która na pierwszy rzut oka jest niedostatkiem, może przekształcić się z chwilą, gdy ten wolny czas zostanie spożytkowany na rzecz praktycznej pomocy okazywanej innym. Poszerzając krąg przyjaciół – niekoniecznie poprzez świeckie „życie towarzyskie” – poświęcając szczególną uwagę modlitewnemu wstawiennictwu, człowiek samotny może, podobnie jak Cyceron, być numquam minus solus quam cum solus, nigdy tak mało samotny jak wówczas, gdy pozornie samotny. Często bywa to jednak bardzo trudne. Nic, co wartościowe nie przychodzi bowiem łatwo i bez goryczy cierpienia – jak ostrzega nas św. Serafim z Sarowa: „Bez cierpienia nie ma zbawienia”. Św. Teofan Zatwornik mówi zaś: „Dusza, która nie doznała smutku, nie jest nic warta”.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, życie duchowe



Czy w cerkwi prawosławnej jest możliwość zmiany ojca chrzestnego w aktach? Ojciec chrzestny mojego dziecka nie interesuje się nim w żaden sposób. Maria

Niestety nie można ingerować w akta chrztu by zmieniać zapisy tam zawarte.

Kategorie: ks. Andrzej Kuźma, liturgika, rodzina



Zostałam poproszona o bycie chrzestną chłopczyka. Ze względu na problemy rodzinne i konfliktowość rodziców dziecka, nie chcę wiązać się z nimi emocjonalnie. Chciałabym odmówić chrztu. Czy to będzie właściwe? Agnieszka

Odmawianie bliskim lub dalszym osobom angażowania się w bycie rodzicem chrzestnym nie jest czymś rzadkim lub wyjątkowym. W przypadku kiedy istnieje dodatkowy problem w postaci napiętych relacji i konfliktowość nie widziałbym problemu w delikatnej i kulturalnej odmowie zaproszenia do tego zdarzenia.

Kategorie: ks. Andrzej Kuźma, liturgika, rodzina



Strona 9 z 34« Pierwsza...7891011...2030...Ostatnia »