Wzięłam ślub w cerkwi 4 lata temu, mój mąż zataił przede mną fakt ze jest po bardzo poważnych operacjach i nie może mieć dzieci dodatkowo zajmuje się magia. Mimo wielokrotnych próśb duchownego i odsunięciu męża od Eucharystii wciąż jest to samo, nie wykazuje on żadnego pokajania ani w tym co robi ani w tym jak mnie oszukał. Czy w takim przypadku możliwe jest unieważnienie związku małżeńskiego, czy trzeba w cierpieniu i męczeństwie trwać z ta osoba do końca życia? Barbara

W opisanym przypadku trudno dostrzec jakieś wspólne działanie i świadectwo. Można (i warto) wspólnie próbować naprawiać błędy, szukać rozwiązania problemów, walczyć o przetrwanie błogosławionego przez Boga związku małżeńskiego, ale przy tym pamiętać, że „do tanga trzeba dwojga”… Wypadałoby zatem upewnić się, że ten związek rzeczywiście jeszcze istnieje. Trudno bowiem walczyć o coś, czego już nie ma…

W prawosławiu nie unieważniamy małżeństwa. Przed ewentualnym powtórnym małżeństwem cerkiewny sąd lub biskup diecezjalny sprawdza/stwierdza fakt wcześniejszego bezpowrotnego rozpadu małżeństwa. Zainteresowani proszą wówczas o zdjęcie błogosławieństwa z poprzedniego związku.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina



Jestem wyznania prawosławnego. Jestem osobą wierzącą. Mój chłopak jest również prawosławny. Chłopak ma dziecko z poprzednią partnerką. Dziecko ma lat 6 i mieszka ze swoją matką. Mój chłopak nie miał ślubu. Z tą córką widuje się co dwa tygodnie. Chciałam stworzyć z chłopakiem szczęśliwy związek i w przyszłości założyć rodzinę. Chciałam zapytać jak od strony prawosławia to wygląda czy można w przyszłości stworzyć rodzinę, czy nie popełnię grzechu będąc z osobą, która ma już dziecko? Nigdy nie byłam w takim związku…. Anonim

Pytasz czy można w przyszłości stworzyć rodzinę z osobą, która ma już dziecko, czy nie popełnisz przez to grzechu. Zastanawiasz się jak tego rodzaju związki postrzega prawosławie. Myślę, że warto zadać kilka innych pytań. W opisanym przez Ciebie związku z mężczyzną, który ma już dziecko dopatrywał bym się nie tyle grzechu, co ewentualnych dodatkowych trudności. Jeśli nie wszystko, to bardzo wiele zależy od tego, jak odnosisz się i będziesz odnosić się do mężczyzny, który był już w związku z jakąś inną kobietą i ten związek zaowocował narodzinami dziecka. Ważna jest tu też wiedza, dlaczego ten związek nie przetrwał, jaka była przyczyna lub przyczyny jego zerwania, mimo że pojawiło się dziecko. Czy nie ma podstaw do podejrzeń/domysłów/stwierdzenia, że ten mężczyzna nie traktuje relacji z kobietami wystarczająco poważnie? Jeżeli rozstał się z poprzednią partnerką, czy nie pojawią się w twym sercu obawy, że to samo może spotkać Ciebie? To może być dodatkowe, niepotrzebne „obciążenie” w Waszych relacjach. To oczywiście może być ten właściwy mężczyzna, z którym (mimo albo dzięki jego doświadczeniom z przeszłości) będziesz mogła „stworzyć szczęśliwy związek i w przyszłości założyć rodzinę”, ale warto się co do tego upewnić. A temu właśnie służy prawidłowo stosowana „instytucja” narzeczeństwa .
Znam pary, które przeszły tego rodzaju „próby” i po rozpadzie wcześniejszych związków, pomyślnie ułożyły sobie życie z nowymi partnerami i dziećmi z ich poprzednich związków. Ale tylko one wiedzą jak trudno bywa do tego doprowadzić. Wierzę, że Tobie/Wam też może się to udać, ale na pewno potrzebna będzie miłość opisana przez św. Pawła w trzynastym rozdziale Pierwszego Listu do Koryntian…
Życzę Wam zatem takiej właśnie miłości… Obojgu.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, pozostałe, rodzina



Chciałbym zapytać się na kim spoczywa większy obowiązek wychowania dziecka w wierze, rodziców biologicznych czy chrzestnych? Kto jest odpowiedzialny za to przed Bogiem? Anonim

Powiedziałbym, że obowiązek religijnego wychowania dziecka spoczywa zarówno na jednych, jak i na drugich, a właściwie na drugim, bo ściśle rzecz biorąc rodzicem chrzestnym jest osoba tej samej płci co ochrzczone dziecko. Wypowiadając w imieniu dziecka słowa symbolu wiary rodzice chrzestni już podczas jego chrztu biorą na siebie odpowiedzialność za jego późniejsze wychowanie w wierze, ale wierzymy też i ufamy, że temu ważnemu zadaniu sprostają rodzice biologiczni. Jeśli jednak okaże się, że zaniedbują oni tę sferę życia dziecka, rodzic chrzestny ma prawo i obowiązek interweniować i korygować ewentualne braki i zaniedbania jak np. przynoszenie/przyprowadzanie dziecka do komunii, przygotowanie do pierwszej spowiedzi itp. Jedni i drudzy rodzice są odpowiedzialni przed Bogiem za wychowanie religijne dzieci, ale z dobrze poinformowanych źródeł słyszałem, że na sądzie ostatecznym to rodzice chrzestni będą ‚rozliczani’ za to, jakimi chrześcijanami okazały się być ich chrzestne dzieci… co nie zwalnia biologicznych rodziców z obowiązku należytego traktowania tej niezwykle ważnej sfery życia.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, liturgika, rodzina, życie duchowe



Mój przyjaciel, ojciec 15-letniego syna, gdy miał zostać ojcem (miał wtedy 17 lat, tzw ciąża nieplanowana) próbował namawiać swoją dziewczynę, aby tak dopuściła się aborcji. Na szczęście ona nie posłuchała go, odeszła od niego i urodziła dziecko – syna. Obecnie nie są oni razem, ale z czasem udało się mojemu przyjacielowi nawiązać bardzo dobry kontakt ze swoim synem. Prześladuje go jednak przeszłość i zastanawia się czy powinien powiedzieć swojemu synowi, że chciał go, co tu dużo mówić zabić i prosić go o przebaczenie? Kolega był u spowiedzi, otrzymał rozgrzeszenie, ale zapomniał zapytać czy powinien się synowi przyznawać do swoich zamiarów względem niego i czy jeśli się nie przyzna to ten grzech nie będzie odpuszczony. Boi się, że straci syna jak mu powie, z drugiej strony bardzo ciężko mu to ukrywać, że kiedyś miał takie myśli. Marek

Powiedziałbym, że powinien podjąć decyzję biorąc pod uwagę stan zaistniałej relacji. Zdarzenia z przeszłości nie da się zmienić, jest faktem, w zaistniałych wówczas „okolicznościach” z jakichś powodów wydawało mu się, że sugerowane przez niego „rozwiązanie” będzie „dobre”. Na szczęście do aborcji nie doszło – namawiał, ale chyba nie zmuszał. Teraz ma inne zdanie, zrozumiał swój błąd, z opisu można wnioskować, że cieszy się z nawiązanej relacji. To dobrze, że powiedział o tym wszystkim na spowiedzi. Czy mówić o tym synowi? To zależy od stanu i „dojrzałości” ich relacji. Uważam, że nie musi o tym mówić, jeżeli/bo istnieje możliwość, że spowoduje to naruszenie lub zerwanie tej więzi. Być może jest jeszcze za wcześnie – relacja nie jest jeszcze pełna, dojrzała, głęboka, pełna zrozumienia, miłości gotowej do wybaczenia… Nawet w przypadku takiej „wzorowej” relacji ujawnienie tego zdarzenia też mogłoby ją naruszyć? Czy warto ryzykować? Chciał się go pozbyć – to fakt, ale zdarzyło się to „za młodu” i w niespodziewanych(?), trudnych okolicznościach. Teraz tego żałuje (i słusznie) bo zerwał relację z synem, zanim się jeszcze narodził. Ujawnienie tego faktu synowi nie zmieni przeszłości, a może wpłynąć na ciąg dalszy –  może mu zaszkodzić… Czy to nie będzie powtórzenie tego co już raz nastąpiło – czy nie zerwie relacji z synem jeszcze raz, bo „przeszłość jednak go prześladuje”? Co jest ważniejsze – jego „lepsze samopoczucie” (bo synowi, jak na spowiedzi, ujawni swój błąd i będzie mu lżej), czy zaistniała relacja, która może się dalej rozwijać i pogłębiać (ale kosztem jego „ciężkiego sumienia” spowodowanego brakiem ujawnienia prawdy). Relacja jest tu moim zdaniem najważniejsza i to o nią trzeba walczyć. Ewangeliczna wskazówka to przypowieść o synu „marnotrawnym”. Przeważnie kojarzona jest z grzechem syna, który poprosił ojca o swoją część spadku i roztrwonił go, żyjąc rozwiąźle w jakiejś dalekiej krainie. Ale to tylko „część dużo większej całości”. W tej przypowieści największy i najważniejszy grzech to podwójne zerwanie relacji – syna z ojcem (syn uśmiercił ojca, bo poprosił o spadek jeszcze za życia ojca) i starszego brata z młodszym (starszy nie chciał wejść do domu i uczestniczyć w uczcie, którą ojciec wyprawił z radości, że młodszy syn powrócił). Starszy miał rację – młodszy bardzo zgrzeszył, nie tylko roztrwonił majątek, ale zadał ojcu wielki ból rozłąki i nie pomagał mu w niczym. Ale młodszy syn opamiętał się, nawrócił się, pokajał się – doznał głębokiego zrozumienia – i wrócił do domu ojca. Prosić go, żeby przyjął go jako sługę. Ojciec przyjął go jednak jak syna.
Jeżeli Twój przyjaciel uważa, że jego syn gotów jest okazać mu taką właśnie miłość, zrozumienie i wybaczenie – niech próbuje. Ale może warto najpierw nad tą miłością, zrozumieniem i gotowością wybaczenia wspólnie popracować, nie mówiąc nic o przeszłości. Niech „tymczasową(?) konieczność milczenia” potraktuje jako „nieuniknioną”(?) konsekwencją błędu, który popełnił w przeszłości. Czy dobrym rozwiązaniem będzie „zrzucenie” tego brzemienia na syna, już teraz albo w przyszłości?
Zdają sobie sprawę z sugerowanego w opisie dylematu – powiedzieć prawdę czy „żyć w kłamstwie”? Ale w tej sytuacji nie chodzi o kłamstwo. To raczej „przemilczenie”… Trudne i niewygodne bo uniemożliwia „pójście na całość”. Trzeba jednak rozważyć, czy słuszna i dobra chęć ujawnienia prawdy rzeczywiście i na pewno przysłuży się udoskonaleniu i „uprawdziwieniu” tej relacji, czy raczej jej zaszkodzi i nastąpi ponowne, ale tym razem jawne dla obu stron jej zerwanie. Upieram się przy twierdzeniu, że w niektórych określonych okolicznościach o wiele więcej można powiedzieć nie mówić nic….W przypowieści ojciec po długiej rozłące przyjął marnotrawnego utracjusza jak syna. Ojciec nie dopytywał się co zrobił z majątkiem, gdzie i jak go roztrwonił, jak żył… W opisanej sytuacji syn po kilkunastu(?) latach rozłąki przyjął Twego przyjaciela jak ojca(?) Czy pytał go o powody jego nieobecności? Czy to ważniejsze od faktu powrotu?
Życzę przyjacielowi przemyślanej, rozważnej i słusznej decyzji.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, życie duchowe



Ostatnio z chłopakiem rozmawiamy o ślubie i dzieciach. Chłopak jest wyznania rzymsko-katolickiego, ja jestem prawosławna. Moja wolą jest pozostanie przy swojej wierze i ochrzczenie i wychowanie przyszłych dzieci w cerkwi, jego natomiast w kościele. Na pytanie czemu się nie zgadza z taką możliwością odpowiada, że nie rozumie nabożeństwa, bo jest w innym języku. Ja nie wyobrażam sobie, aby wychowywać dzieci w wierze katolickiej, z uwagi na brak znajomości tej wiary oraz na to, że w moim przekonaniu dzieci powinny być zgodne z wiara matki. Wiem, że małżeństwo pomiędzy dwoma wyznaniami, jest wyzwaniem i nie da się uniknąć jednej i drugiej religii, aczkolwiek nie wiem jak go przekonać do tego, aby dzieci zostały wychowane w prawosławiu. Katarzyna

Jeżeli problemem jest ‚tylko’ język prawosławnych nabożeństw to sprawa jest do rozwiązania – na stronie liturgia.cerkiew.pl dostępne są liczne tłumaczenia tekstów liturgicznych na język polski. W wielu cerkwiach zdarzają się sporadyczne ‚wstawki’ po polsku, w trzech cała liturgia a w jednej (tymczasem) wszystkie nabożeństwa sprawowane są po polsku.
Problem z pewnością jest bardziej złożony. Sporo na ten temat zostało już powiedziane/napisane w dziale rodzina, ale powtórzę tutaj pokrótce – warto próbować przekonać partnera, że w prawosławiu jest wszystko, co zachowało się w rzymskim katolicyzmie, ale bez zaistniałych tam późniejszych ‚dodatków’, które są błędne, naruszyły pierwotną jedność chrześcijańskiej wiary i powodują obecną niemożność wspólnego sprawowania sakramentów i nabożeństw. Mowa o tym w porównaniach z lornetką i mistrzem z grupą uczniów.
Zgadzam się z twierdzeniem, że to matka więcej czasu i starania poświęca na wychowanie dzieci (również religijne) i trudno oczekiwać od prawosławnej matki by wychowywał dzieci ‚po katolicku’. Bywa jednak, że ojciec jest w tych kwestiach bardziej aktywny, świadomy i zaangażowany. Śmiem twierdzić, że ta bardziej zaangażowana strona powinna dbać o religijne wychowanie dzieci, aby chrzest nie okazał się ‚tylko’ formalnością. Niech się więc chłopak zastanawia czy jest gotów ‚stanąć na wysokości zadania’ i wziąć na siebie całą odpowiedzialność za wychowanie dziecka/dzieci w rzymskokatolickiej tradycji. Porównani z mistrzem i trzema uczniami sugeruje, że różnice mogą pomóc (i pomagają) w lepszym poznawaniu swojej tradycji i wyznania, ale trzeba do tego współpracy z obu stron.
‚Sporo’ też zależy od tego, gdzie będzie ślub. Jeśli ustalicie, że będzie w kościele, trzeba będzie podpisywać zobowiązanie (składać przysięgę?), że dzieci będą chrzczone i wychowywane w Kościele rzymskokatolickim. Jeśli ślub będzie w cerkwi, trzeba będzie deklarować wspólne zobowiązanie, że dzieci będą chrzczone i wychowywane w tradycji prawosławnej. O tym też sporo można poczytać w wielu innych, nie tylko moich odpowiedziach. Wierzę, że uważna lektura pomoże podjąć rozsądną decyzję. Dla obu stron… Polecam też lekturę książki bp Kallistosa ‚Kościół prawosławny’ – na pewno dużo wyjaśni i podpowie.
Małżeństwa mieszane wyznaniowo są ‚wyzwaniem’, bywa, że powodują dodatkowe trudności i wymagają dodatkowych starań, ale też jest w nich dużo pozytywnych możliwości ‚do wykorzystania’. Jedna z najważniejszych to wzmożone doświadczanie bogactwa treści zawartego w twierdzeniu: „Poznając innych, poznaję siebie”.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, wiara, życie duchowe



Ciąży na mnie grzech cudzołóstwa (tzn. romansu z żonatym mężczyzną), z którego już się spowiadałam. Na ostatniej spowiedzi chciałam jeszcze wyspowiadać się z nieczystości przedmałżeńskiej (uprawiania seksu przed ślubem). I chyba źle nazwałam ten grzech. Nie wiem co teraz czy powinnam jeszcze raz iść szybko do spowiedzi. Chciałam spowiadać się z seksu przedmałzeńskiego tzn uprawiania seksu przed ślubem a nazwałam to cudzołóstwem bo myslalam ze to to samo dopiero później po spowiedzi w domu cos mnie tknęło i wpisalam w internet cudzołóstwo i okazało sie ze to nie to samo. Źle rozumiałam to pojęcie i źle powiedziałam to na spowiedzi. Chyba powinnam była to nazwać nierządem albo po prostu że współżyłam przed ślubem. Na dodatek niechcący skłamałam gdy duchowny zapytał mnie czy nie byłam w spowiedzi z tym grzechem a powiedziałam ze z tego grzechu sie nie spowiadalam – On pytał o cudzołóstwo a ja myślałam że chodzi o nieczystość przedmałżeńską a przecież z cudzołóstwa się spowiadałam. Źle się z tym czuję. Mam do siebie żal, że nie sprawdziłam tych pojęć przed spowiedzią. Czuję, że skłamałam na spowiedzi a wcale nie miałam takiego zamiaru w momencie kłamstwa nie zdawałam sobie sprawy, że kłamię dopiero potem to zrozumiałam. Wszystko namieszałam i wyszło tak jakby nieporozumienie chociaż myślę, że Bóg rozumiał znał moje intencje i o co mi chodziło. Czy spowiedź się liczyła? Czy powinnam ponownie iść szybko do spowiedzi czy po prostu przy następnej spowiedzi wspomnieć, że niechcący skłamałam i jeszcze raz wspomnieć o tym grzechu współżycia przedmałżeńskiego? Co w takiej sytuacji powinnam zrobić? Karolina

Przyznam, że w zaistniałej sytuacji mam ‚mieszane uczucia’.
Z jednej strony bardzo cieszy troska o ‚dokładność’ spowiedzi i rozterka wywołana błędnie dobraną terminologią. Może to świadczyć o pragnieniu szczerości, prawdziwości i ‚skuteczności’ spowiedzi. Dla uspokojenia ośmielę się stwierdzić, że mimo niewłaściwie użytego słowa, Bóg dobrze wiedział o jakim grzechu mowa. Błędnego doboru słów nie postrzegałbym tutaj jako kłamstwo – z opisu można wnioskować, że nastąpił niechcący i nie po to, żeby zataić czy ‚zamydlić’ dany grzech.
Z drugiej jednak strony w całej powyższej wypowiedzi niepokoi ewidentny brak głębszej refleksji nad konsekwencjami obydwu wspomnianych bardzo poważnych grzechów. Zamiast niepokoić się o niewłaściwy dobór słów i jego konsekwencje, sugerowałbym/oczekiwałbym większego i głębszego niepokoju powodowanego pojawieniem się obu tych grzechów ‚jednego po drugim’. ‚Uczymy się na błędach’, a tutaj pierwszy błąd ewidentnie nie został potratowany jako ‚nau(cz)ka’ i przestroga, i pojawił się następny… Choć nazywają się inaczej, to jednak dotyczą tej samej sfery życia i oba są przez cerkiewne prawo kanoniczne traktowane tak samo bardzo poważnie.
Przy następnej spowiedzi nie zaszkodzi ‚sprostować’ terminologiczny błąd, ale o wiele ważniejsze jest pokajanie – ‚głębokie zrozumienie’ powodów popełnionych grzechów – dlaczego do nich doszło, jakie to ma konsekwencje i jakie może jeszcze spowodować, jak się przed nimi bronić, jak unikać kolejnych błędów etc.
Zachęcam zatem do jeszcze głębszej refleksji…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, życie duchowe



Jak modlić się lub do kogo się zgłosić żeby się pomodlił za rozpadające się małżeństwo. Proszę o pomoc. Maria

Modlić się wypadaloby żarliwie, usilnie i szczerze, najlepiej razem, we dwoje albo i z rodziną. Można też poprosić o molebien w swojej cerkwi albo w monasterze albo w monasterach. Dla ratowania (albo i udoskonalania) małżeństwa mogą być potrzebne albo nawet niezbędne dodatkowe działania albo programy działań – np. terapia. Jeżeli sami sobie z czymś nie radzimy, warto poprosić o pomoc ‚z zewnątrz’. W odpowiedzi na naszą modlitewna prośbę o pomoc Bóg pomaga, ale za pośrednictwem innych ludzi.
Życzę wytrwałości i powodzenia w zmaganiach

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, wiara, życie duchowe



Czy batiuszka, który jest zaproszony jako gość na wesele musi być ubrany w sutannę z krzyżem? Czy tak musi wyglądać na weselu własnego dziecka? Dlaczego nie może tańczyć? Ania

Duchowny bez względu na to w jakich wydarzeniach uczestniczy zawsze pozostaje tym, kim jest. Czy jest w sutannie czy też nie, zawsze pozostaje duchownym. Takie wydarzenie jak uroczystość weselna jest swego rodzaju „oficjalnym” wydarzeniem i raczej zobowiązuje do noszenia sutanny. Nie oznacza to jednak, że jeśli w pewnym momencie zdejmie sutannę i będąc np. w koszuli z koloratką narusza cerkiewne zasady. Widziałem duchownych tańczących w kółeczku na weselach swojego syna lub córki, nie wyglądało to dziwnie i nikogo to nie gorszyło. Najważniejszym jest, aby zawsze był zachowany umiar i odpowiednie zachowanie w danej sytuacji.

Kategorie: ks. Andrzej Kuźma, liturgika, pozostałe, rodzina



Zgodnie z zwyczajem przyjętym przez cerkiew w Polsce jedno z rodziców chrzestnych powinno być wyznania prawosławnego. Co zrobić w sytuacji gdy nie ma takiej możliwości. Tzn. ojciec jest konwertytą z katolicyzmu, a jego rodzina większość kiedyś prawosławna, unicka jest teraz katolicka. Rodzina matki w całość katolicka. Rodzice chrzestni z rodziny mogą być tylko wiary katolickiej. Czy w tym przypadku można wybrać rodziców chrzestnych katolickich? Czy ewentualnie można per prokura? Kamil

Tej sytuacji nie da się rozwiązać w ten sposób, aby oboje rodziców chrzestnych było wyznania rzymskokatolickiego. Jedna osoba musi być prawosławna. Porozmawiajcie z duchownym i myślę że on pomoże wam rozwiązać problem.

Kategorie: ks. Andrzej Kuźma, liturgika, rodzina



Jestem wyznania prawosławnego a mój partner katolickiego, oboje jesteśmy osobami wierzącymi, dlatego chcielibyśmy wziąć ślub – mój Partner godzi się na wzięcie go w Cerkwii. Nie chciałby jednak, żeby wiązało to się z przejściem jego na wiarę Prawosławną. Czy jest możliwość wzięcia ślubu w Cerkwii „międzywyznaniowego”- tzw. czy da się w tym wypadku aby każdy z nas podszedł do tego sakramentu w zakresie swojej wiary? Ewa

Jest to zupełnie możliwe. Warunkiem zawarcia takiego związku jest zgoda strony rzymskokatolickiej na ochrzczenie i wychowanie dzieci w wierze prawosławnej.

Kategorie: ks. Andrzej Kuźma, liturgika, rodzina



Strona 4 z 34« Pierwsza...23456...102030...Ostatnia »