Cerkiew podchodzi do zagadnienia wszelkich objawień z pewną rezerwą. Nie neguje w żaden sposób, ale na ich podstawie nie buduje teologii. Prawosławni chrześcijanie noszą krzyżyki na swoich piersiach, czasem też noszą medaliki. Dość często spotykamy medaliki z wizerunkiem Matki Boskiej Żyrowickiej. Nie traktujemy jednak krzyżyków lub medalików jak amuletów, które posiadają szczególna moc, inne zaś takiej mocy nie mają. Możemy sobie zadać pytanie: Czy siła Krzyża (krzyżyka na piersiach) ustępuje wartości medalika proponowanego przez siostrę Katarzynę Laboure? Historia „Cudownego Medalika” związana jest z rozwojem dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Marii Panny, który został ogłoszony przez papieża Piusa IX w 1854 r. Dogmat ten dla tradycji prawosławnej pozostaje sprzeczny z nauczaniem o Maryi jako Bożej Rodzicielce.
Wydaje mi się, że w teologii prawosławnej pojęcie „grzechów cudzych” nie istnieje. W podejściu do grzechu wskazuje się na „mój osobisty” grzech. Przytoczę kilka tekstów zaczerpniętych z tradycji liturgicznej Wielkiego postu, które wyrażają podejście do grzechu. Tropariony z Kanou św. Andrzeja z Krety: „Zgrzeszyłem bardziej niż wszyscy ludzie, ja jeden zgrzeszyłem przed Tobą, ale jako Bóg zmiłuj się, Zbawco, nad Twoim stworzeniem” lub inny troparion: „Ja jeden zgrzeszyłem przed Tobą, zgrzeszyłem bardziej niż wszyscy, Chryste Zbawco, nie odrzucaj mnie”. Takich przykładów można znaleźć bardzo wiele, kiedy podkreśla się „mój grzech”. Tak więc trudno mówić o „grzechach cudzych” w tradycji duchowej prawosławia.
W opisanej sytuacji radziłbym, aby zaczęła Pani (jeśli jeszcze to nie nastąpiło) czytać PIsmo Święte. Na początek dobrze byłoby sięgnąć do Ewangelii. Proszę spróbować przeczytać jedną z nich w całości (lektura najkrótszej, Ewangelii wg św. Marka, zajmie nieco ponad dwie godziny). Podczas tej lektury natknie się Pani na porównanie wiary do ziarnka gorczycy i stwierdzenia, że choć jest jednym z najmniejszych, to wyrasta z niego drzewo, w którego gałęziach ptaki wiją gniazda. Wiara to dar, ziarenko zasiane w sercu każdego z nas – aby zakiełkowało, zaczęło rosnąć i rozwijać się, trzeba je należycie pielęgnować. Lektura Ewangelii z pewnością pomaga. Wzrastanie w wierze to proces – mogą pojawiać się i pojawiają się ‚zakłócenia’ w postaci wątpliwości, poszukiwania ‚dowodów’ itp. – to dzieje się ‚po drodze’. W związku z tym nie zakładałbym ‚z góry’, że „moje wychowanie trochę zdeterminowało to, że nie będę w stanie nigdy prawdziwie uwierzyć w Boga”. Z wątpliwościami trzeba próbować na bieżąco się rozprawiać. O wiarę trzeba też prosić w modlitwie. Cerkiewne nabożeństwa mogą zatem okazać się pomocne.
Jako wprowadzenie w treści wiary chrześcijańskiej (z perspektywy prawosławnego chrześcijaństwa) sugerowałbym lekturę co najmniej dwóch książek: Hilarion Ałfiejew, Misterium wiary, tłum. J. Charkiewicz, Warszawa 2009/2022 i Kallistos Ware, Kościół prawosławny, tłum. W. Misijuk, Białystok 2002/2011. Polecam też lekturę wszystkich pozostałych dostępnych tekstów bp Kallistosa – Człowiek jako ikona Trójcy Świętej, Białystok 2002; Królestwo wnętrza , Lublin 2003; Misteria uzdrowienia, Lublin 2004.; W drodze ku wieczności, Lublin 2004; Wielki post i konsumpcyjne społeczeństwo, Białystok 2000, 2010.Tam skarb twój, gdzie serce twoje, tłum. i red. K. Leśniewski, W. Misijuk, Lublin 2011.
Życzę wytrwałości i owocnej lektury
W odpowiedzi zacytuję fragment książki o. Johna Brecka, ‚Święty dar życia. Prawosławne chrześcijaństwo i bioetyka’: Masturbacji towarzyszą zwykle wyobrażenia, które są w istocie pornograficzne. Bez względu na to, czy są to wyobrażenia wewnętrzne (fantazje), czy zewnętrzne (erotyki), pociągają za sobą wykorzystanie i poniżenie innych osób. Również masturbacja okazuje się więc karykaturą tego, co powinno być stosownym wyrazem seksualności małżeńskiej. Jest ona przejawem całkowitego skupienia się na sobie i na swoim zaspokojeniu. Wyraźnie brakuje tu miłości i oddania, podstawowych elementów charakterystycznych dla błogosławionych relacji małżeńskich. To właśnie z tego powodu rzymskokatolickie odpowiedzi na to pytanie, oparte na teologii prawa naturalnego, postrzegają masturbację jako sprzeczną z „naturalnym” celem, dla którego Bóg stworzył seksualność. Udaremnia ona cel prokreacji, pozbawiona jest wzajemnego oddania, narusza również przykazanie nawołujące do życia w czystości. Aby osiągnąć swój prawdziwy cel, seksualność powinna wspierać wspólnotę dwóch osób, trwałe zjednoczenie w „jednym ciele”. Oprócz tych duchowych i teologicznych zastrzeżeń, powinniśmy również brać pod uwagę, że masturbacja łatwo staje się uzależnieniem. Aby osiągnąć ten sam poziom „szczytowania”, trzeba stosować ciągle rosnące i zróżnicowane dawki pobudzenia. Gdy tego rodzaju zachowanie staje się nałogowe, niezwykle trudno utrzymać je na wodzy. […]
Jeśli grzesznik wielokrotnie spowiada się z masturbacji, powinno to dawać duchownemu do zrozumienia, że osoba ta zmaga się z uzależniającym schematem zachowań. Zwyczajne pouczenie czy zalecenie, by ona czy on zaprzestali lub zmienili zachowanie, zwykle tu nie pomaga. Niekiedy zdarza się ustalić z taką osobą jakiś program leczenia. Jednak i w tym przypadku okaże się on najbardziej efektywny, jeśli zostanie podjęty […] przy wsparciu ze strony wykwalifikowanego terapeuty. Jeśli grzesznik jest skłonny pomodlić się o to wraz z duchownym, po czym zastosować krótkie, lecz stopniowo wydłużane okresy całkowitej abstynencji, często następuje uzdrowienie i schemat uzależnienia zostaje złamany.
Spowiedź to „nazywanie grzechu po imieniu przed Bogiem i przy świadku, którym jest duchowny”. Uważam, że wstyd jest przy spowiedzi wręcz niezbędny – jeśli nie wstydzę się popełnionego grzech, to czy na pewno go żałuję i nie chcę go powtarzać? Powyższy cytat sugeruje, że pozwalając sobie na ‚zbyt wiele’, sami możemy sobie zaszkodzić… To nie Bóg nas karze, ale my sami powodujemy określone konsekwencje swoich działań…
Życzę odwagi przy spowiedzi i wytrwałości w zmaganiach
Zaangażowanie się w życie duchowe może nastąpić w każdym okresie naszego życia. Należy jednak pamiętać, że powinno ono wynikać z naszego duchowego nastawienia i szczerego pragnienia. Wiek 50 lat nie jest dzisiaj postrzegany jako zaawansowany, ale z pewnością przychodzą pewne refleksje nad życiem. Myślę, że nie będzie żadnego problemu ze skontaktowaniem się z którymś z monasterów żeńskich w Polsce i umówienie się na zamieszkanie tak na pewien okres. Na stronach internetowych można poszukać kontaktu z monasterem w Grabarce, Zwierkach, Wojnowie, Zaleszanach lub w Turkowicach. W Wielkiej Brytanii również są monstery prawosławne. Bardzo ciekawa jest wspólnota w Esseks, jest to monaster chyba męski, ale z pewnością warto odwiedzić i poszukać odpowiedzi na swoje pytania.
Objawienia Boże i cudowne znaki zawsze towarzyszyły życiu Kościoła. W prawosławiu jest ich bardzo wiele, natomiast nie zajmowano się nimi w sposób „oficjalny”. Synody lub Sobory poszczególnych Kościołów autokefalicznych nie orzekały, że to lub inne objawienie jest prawdziwe, inne natomiast nie jest uznawane. Te cudowne wydarzenia żyją raczej praktyką i pobożnością wiernych. Nie było aktu Kościoła o uznaniu np. objawień Bożych na naszej św. Górze Grabarce. Miejsce to jednak stało się centrum naszego życia duchowego i do zdarzeń, które miały miejsce w XVIII w. duchowni w swoich homiliach powracają bardzo często. Ważnym sanktuarium związanym z cudownymi znakami na Podlasiu są Saki, Puchły, ostatnio zaś zwróciliśmy uwagę na cudowne źródło w Miękiszach. Takich miejsc jest znacznie więcej.
Takie sytuacje zdarzają się. Najczęściej powstają one w wyniku presji, czasem też są wynikiem nieświadomości. Myślę, że powiedziała już Pani o tym na spowiedzi duchownemu? Jeśli jednak to Panią nurtuje nadal proszę jeszcze raz powiedzieć duchownemu o tym, opisując całą sytuację.
Uczestnictwo w nabożeństwach w Kościele prawosławnym jest otwarte wszystkim. Rzeczywiście, osoba, która odczuwa więź z Bogiem uczestnicząc w takich nabożeństwach to nie powinna z nich rezygnować. Nie wiem czy jest Pan świadomy, w Polsce w większości cerkwi nabożeństwa odprawiane są w j. cerkiewnosłowiańskim. Dla osoby, która jest związana z językiem polskim lub francuskim jako liturgicznym może to stanowić pewną trudność. W prawosławiu nie ma interkomunii. Osoba prawosławna nie może przystępować do sakramentu Eucharystii w innym Kościele, tak samo członek innego Kościoła nie może przystępować do tego sakramentu w prawosławiu. Przystępowanie do Eucharystii traktujemy jako znak przynależności do Kościoła prawosławnego. W Pańskim przypadku (jak też w innych przypadkach) możliwość przystępowania do Eucharystii w Kościele prawosławnym wiązała by się z konwersją. Jest to krok, który wymaga głębokiego zastanowienia i w żaden sposób nie wolno podejmować go zbyt pochopnie. Konwersje z jednego Kościoła do drugiego, jak też odwrotnie nie są zjawiskiem wyjątkowym i prawdę mówiąc nie słyszałem aby jakiś katolik lub prawosławny był z tego powodu ekskomunikowany przez swój „stary” Kościół. Ks. Andrzej Kuźma wkrótce prześle Panu swój kontakt.
Nie poddawać się… „Mądrości ludowe” mówią: „nieszczęścia chodzą parami”, a tu pojawiła się cała seria… Gdy wierzę, że ta ‚mądrość’ się ‚sprawdza’ i rozglądam się za tym drugim albo kolejnym z serii nieszczęściem, to sam je ‚prowokuję’. Jeśli wierzę, że przyjdzie, to na pewno do tego dojdzie – na moje własne życzenie! W ewangelicznej opowieści o uzdrowieniu dwóch ślepców słyszymy słowa Chrystusa, które wypowiedział po ich twierdzącej odpowiedzi na skierowane do nich pytanie: „Czy wierzycie?” Powiedział im wówczas (i nam teraz mówi): „Niech się wam stanie wedle waszej wiary”! Ślepcy wierzyli, że Chrystus im pomoże, że ich uzdrowi i rzeczywiście tak się stało. My też powinniśmy wierzyć, że Bóg pomoże i nieszczęścia przestaną nas prześladować. Trzeba jednak również nad tym pracować – wskazuje na to fakt, że ślepcy odszukali Chrystusa, co zapewne nie było dla nich łatwe. Potwierdza to również ewangeliczna opowieść o uzdrowieniu paralityka. Ewangelista zauważył, że Chrystus był zadziwiony wiarą tych, którzy go przynieśli, a gdy nie mogli go wnieść do środka, bo dom był pełen ludzi, to wciągnęli go na dach i opuścili go do środka na linach przez otwór w dachu. Co ważne w tej opowieści – nie siedzieli ze swą wiarą w domu, bezczynnie, ale zrobili wszystko, co mogli. Zauważmy, że wszystko, co mogli, to ‚tylko’ przyniesienie go do domu, w którym nauczał Chrystus… Podobną wymowę ma opowieść o nakarmieniu 5000 mężczyzn (nie licząc kobiet i dzieci) pięcioma zaledwie chlebami i dwoma rybami. W obliczu problemu, który sami zauważyli, Apostołowie oddali wszystko, co mieli (zrobili wszystko co mogli) i okazało się, że tego (choć było tego tak bardzo mało) wystarczyło, bo skoro zrobili wszystko, co mogli, Bóg dodał od Siebie tyle, że nie tylko wystarczyło dla wszystkich, ale zostało jeszcze 12 koszy okruchów… Zachęcam do wytrwałych starań i życzę, by okazały się skuteczne. Jak czytamy w Ewangeliach: „Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mt 10:22; Mk 13:13)
Sugerowałbym ostrożność i powstrzymywanie się od zbyt daleko posuniętych uogólnień. Zdecydowanie zgadzam się z Pana twierdzeniem: „Każdy grzeszy, to jasne”. W żadnym jednak wypadku nie mogę zgodzić się z twierdzeniem że „Cerkiew dopuszcza się grzechów”. Posłużę się tutaj autorytatywnym cytatem z książki bp Kallistosa Ware, Kościół prawosławny, s. 270: Ludzki grzech nie może oddziaływać na zasadniczą naturę Kościoła. Nie można posuwać się do stwierdzenia, że skoro chrześcijaninie na ziemi grzeszą i daleko im jeszcze do doskonałości, to przez nich grzeszny i niedoskonały jest cały Kościół, albowiem nawet na ziemi Kościół jest niebiański i grzeszyć nie może. Święty Efrem Syryjczyk słusznie mówił o „Kościele pokutujących, Kościele tych, którzy giną”, ale ten właśnie Kościół jest jednocześnie ikoną Trójcy Świętej. Jak wytłumaczyć, że członkowie Kościoła są grzesznikami, a jednak mimo to należą do wspólnoty świętych? „Tajemnica Kościoła zawiera się w samym fakcie, że wspólnie razem grzesznicy stają się czymś odmiennym od tego, czym są jako jednostki – tym «czymś innym» jest Ciało Chrystusa” (J. Meyendorff, What Holds the Church Together, w: „Ecumenical Review” 12:1960, s. 298.) Chrystus i Cerkiew naucza, abyśmy nie utożsamiali grzechu z osobą, która ten grzech popełniła (koniecznie trzeba nienawidzić grzech, ale nie można nienawidzić człowieka, który ten grzech popełnił). Wytykając grzech/błąd człowiekowi/cerkiewnemu hierarsze, nie przypisujmy tego grzechu/błędu całej Cerkwi. Proszę spróbować rozróżnić pomiędzy nauczaniem Chrystusa i Cerkwi, a poszczególnymi ludźmi, którzy to nauczanie powinni nie tylko przyjmować, ale i w nienaruszonym stanie ‚podawać dalej’ następnym pokoleniom. Cała historia chrześcijaństwa pokazuje, że były z tym problemy, wielu ludzi (również hierarchów) zbłądziło, ale Cerkiew przetrwała. Wierzę, że teraz też przetrwa. Zgadzam się również z Pana końcową konkluzją – módlmy się… Życzę owocnego zwieńczenia poszukiwań. „Szukajcie, a znajdziecie”. Z Bogiem