Uczestnictwo w nabożeństwach w Kościele prawosławnym jest otwarte wszystkim. Rzeczywiście, osoba, która odczuwa więź z Bogiem uczestnicząc w takich nabożeństwach to nie powinna z nich rezygnować. Nie wiem czy jest Pan świadomy, w Polsce w większości cerkwi nabożeństwa odprawiane są w j. cerkiewnosłowiańskim. Dla osoby, która jest związana z językiem polskim lub francuskim jako liturgicznym może to stanowić pewną trudność. W prawosławiu nie ma interkomunii. Osoba prawosławna nie może przystępować do sakramentu Eucharystii w innym Kościele, tak samo członek innego Kościoła nie może przystępować do tego sakramentu w prawosławiu. Przystępowanie do Eucharystii traktujemy jako znak przynależności do Kościoła prawosławnego. W Pańskim przypadku (jak też w innych przypadkach) możliwość przystępowania do Eucharystii w Kościele prawosławnym wiązała by się z konwersją. Jest to krok, który wymaga głębokiego zastanowienia i w żaden sposób nie wolno podejmować go zbyt pochopnie. Konwersje z jednego Kościoła do drugiego, jak też odwrotnie nie są zjawiskiem wyjątkowym i prawdę mówiąc nie słyszałem aby jakiś katolik lub prawosławny był z tego powodu ekskomunikowany przez swój „stary” Kościół. Ks. Andrzej Kuźma wkrótce prześle Panu swój kontakt.
Nie poddawać się… „Mądrości ludowe” mówią: „nieszczęścia chodzą parami”, a tu pojawiła się cała seria… Gdy wierzę, że ta ‚mądrość’ się ‚sprawdza’ i rozglądam się za tym drugim albo kolejnym z serii nieszczęściem, to sam je ‚prowokuję’. Jeśli wierzę, że przyjdzie, to na pewno do tego dojdzie – na moje własne życzenie! W ewangelicznej opowieści o uzdrowieniu dwóch ślepców słyszymy słowa Chrystusa, które wypowiedział po ich twierdzącej odpowiedzi na skierowane do nich pytanie: „Czy wierzycie?” Powiedział im wówczas (i nam teraz mówi): „Niech się wam stanie wedle waszej wiary”! Ślepcy wierzyli, że Chrystus im pomoże, że ich uzdrowi i rzeczywiście tak się stało. My też powinniśmy wierzyć, że Bóg pomoże i nieszczęścia przestaną nas prześladować. Trzeba jednak również nad tym pracować – wskazuje na to fakt, że ślepcy odszukali Chrystusa, co zapewne nie było dla nich łatwe. Potwierdza to również ewangeliczna opowieść o uzdrowieniu paralityka. Ewangelista zauważył, że Chrystus był zadziwiony wiarą tych, którzy go przynieśli, a gdy nie mogli go wnieść do środka, bo dom był pełen ludzi, to wciągnęli go na dach i opuścili go do środka na linach przez otwór w dachu. Co ważne w tej opowieści – nie siedzieli ze swą wiarą w domu, bezczynnie, ale zrobili wszystko, co mogli. Zauważmy, że wszystko, co mogli, to ‚tylko’ przyniesienie go do domu, w którym nauczał Chrystus… Podobną wymowę ma opowieść o nakarmieniu 5000 mężczyzn (nie licząc kobiet i dzieci) pięcioma zaledwie chlebami i dwoma rybami. W obliczu problemu, który sami zauważyli, Apostołowie oddali wszystko, co mieli (zrobili wszystko co mogli) i okazało się, że tego (choć było tego tak bardzo mało) wystarczyło, bo skoro zrobili wszystko, co mogli, Bóg dodał od Siebie tyle, że nie tylko wystarczyło dla wszystkich, ale zostało jeszcze 12 koszy okruchów… Zachęcam do wytrwałych starań i życzę, by okazały się skuteczne. Jak czytamy w Ewangeliach: „Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mt 10:22; Mk 13:13)
Sugerowałbym ostrożność i powstrzymywanie się od zbyt daleko posuniętych uogólnień. Zdecydowanie zgadzam się z Pana twierdzeniem: „Każdy grzeszy, to jasne”. W żadnym jednak wypadku nie mogę zgodzić się z twierdzeniem że „Cerkiew dopuszcza się grzechów”. Posłużę się tutaj autorytatywnym cytatem z książki bp Kallistosa Ware, Kościół prawosławny, s. 270: Ludzki grzech nie może oddziaływać na zasadniczą naturę Kościoła. Nie można posuwać się do stwierdzenia, że skoro chrześcijaninie na ziemi grzeszą i daleko im jeszcze do doskonałości, to przez nich grzeszny i niedoskonały jest cały Kościół, albowiem nawet na ziemi Kościół jest niebiański i grzeszyć nie może. Święty Efrem Syryjczyk słusznie mówił o „Kościele pokutujących, Kościele tych, którzy giną”, ale ten właśnie Kościół jest jednocześnie ikoną Trójcy Świętej. Jak wytłumaczyć, że członkowie Kościoła są grzesznikami, a jednak mimo to należą do wspólnoty świętych? „Tajemnica Kościoła zawiera się w samym fakcie, że wspólnie razem grzesznicy stają się czymś odmiennym od tego, czym są jako jednostki – tym «czymś innym» jest Ciało Chrystusa” (J. Meyendorff, What Holds the Church Together, w: „Ecumenical Review” 12:1960, s. 298.) Chrystus i Cerkiew naucza, abyśmy nie utożsamiali grzechu z osobą, która ten grzech popełniła (koniecznie trzeba nienawidzić grzech, ale nie można nienawidzić człowieka, który ten grzech popełnił). Wytykając grzech/błąd człowiekowi/cerkiewnemu hierarsze, nie przypisujmy tego grzechu/błędu całej Cerkwi. Proszę spróbować rozróżnić pomiędzy nauczaniem Chrystusa i Cerkwi, a poszczególnymi ludźmi, którzy to nauczanie powinni nie tylko przyjmować, ale i w nienaruszonym stanie ‚podawać dalej’ następnym pokoleniom. Cała historia chrześcijaństwa pokazuje, że były z tym problemy, wielu ludzi (również hierarchów) zbłądziło, ale Cerkiew przetrwała. Wierzę, że teraz też przetrwa. Zgadzam się również z Pana końcową konkluzją – módlmy się… Życzę owocnego zwieńczenia poszukiwań. „Szukajcie, a znajdziecie”. Z Bogiem
Jeśli zostaje Pani przy swojej prawosławnej wierze to nie może Pani przyjmować Komunii w Kościele rzymskokatolickim. Duchowni tego Kościoła w dość relatywny sposób podchodzą do tego zagadnienia. W Kościele prawosławnym ta sprawa jest inaczej przedstawiana. W mojej opinii jednorazowe przyjęcie Eucharystii w Kościele rzymskokatolickim nie czyni z takiej osoby rzymskiego katolika (są opinie, które inaczej postrzegają tę sprawę). Niemniej jednak osoba prawosławna nie może przyjmować św. Darów poza swoim Kościołem (Cerkwią) prawosławnym. W naszym rozumieniu przystępowanie do Eucharystii jest znakiem przynależności do prawosławia i najwyższym stopniem zjednoczenia z Bogiem. Można byłoby tu rozwinąć pewną analogię intymnego życia małżeńskiego i spotkania z Bogiem w sakramencie Eucharystii i wysnuć pewne wnioski co do wierności małżeńskiej i wierności Kościołowi.
To bardzo poważny problem… Przystępując do komunii bezwzględnie trzeba nam wierzyć, że przyjmujemy cząsteczkę Ciała i Krwi Chrystusa, i przez to jednoczymy się z Chrystusem, stajemy się cząstką (komórką?) Jego Ciała, którym jest cała Cerkiew. Myślę, że trzeba lepiej, dokładniej (nieco dłużej?) przygotowywać się do Eucharystii, czytając Modlitwy przed Eucharystią (np. http://www.liturgia.cerkiew.pl/teksty/nabozenstwa/Modlitwy_przed_przyjeciem_boskich_tajemnic.pdf, są też dostępne modlitewniki z jeszcze szerszym zestawem tych modlitw). Ułożyli święci IV w. (i późniejszych wieków) w reakcji na fakt, że wielu ówczesnym chrześcijanom, którzy po Edykcie Mediolańskim w 312 r. masowo przyjmowali chrzest bez wymaganego wcześniej, wystarczająco długiego okresu katechumenatu, brakowało im należytego przygotowania, dogłębnej wiedzy/świadomości czym jest misterium Eucharystii. Zdarza się to zapewne również wielu współczesnym chrześcijanom… Proszę zatem próbować ‚wczytywać się’ w te modlitwy. W ten sposób można zwalczać zwątpienia, które mogą się pojawić u każdego z nas, ale naszym zadaniem jest niezwłocznie je zwalczać. Modlitwy przed Eucharystią pomagają też w podtrzymywaniu wiary. Co ważne, Chrystus porównał naszą wiarę do ziarenka gorczycy – choć to bardzo małe ziarenko, wyrasta z niego drzewo, w którego gałęziach ptaki wiją gniazda. To wskazanie na ‚potencjał’ wiary, ziarenko której Bóg zasiewa w ogrodzie naszego serca. Trzeba jednak pamiętać, że ten ‚potencjał’ trzeba ‚uwolnić’ – aby ziarenko wiary zaczęło kiełkować i rosnąć, i owocować, trzeba je podlewać i nawozić… a tak właśnie działa modlitwa i uczestnictwo w cerkiewnych nabożeństwach i misteriach. Życzę skutecznych modlitewnych zmagań z wątpliwościami i dostatecznej obfitości wiary
Myśli czy rozważania o monastycznej drodze życia to dopiero początek. Następnym krokiem może/powinna być rozmowa z duchowym opiekunem (jeżeli jest), proboszczem rodzinnej parafii, albo przełożoną monasteru. Te rozmowy mogą wiele wyjaśnić, pomóc w podjęciu decyzji, ewentualnej rezygnacji z tej drogi lub postanowieniu o rozpoczęciu nowicjatu (cs. posłuszanije). To ‚instytucja’, która ma pomóc kandydatom na mnicha/mniszkę w upewnieniu się, że mają powołanie do monastycznej drogi chrześcijańskiego życia. To „czas próby” – nowicjusz/posłusznik, żyjąc pełnym monastycznym trybem życia, ma przez to możliwość sprawdzić, czy temu podoła, czy jest w stanie kontynuować podążanie tą drogą jako mnich czy mniszka przez całą resztę swego życia. Dotychczasowe sporadyczne uczestnictwo w cerkiewnych nabożeństwach z pewnością znacząco kontrastuje z codziennymi wielogodzinnymi nabożeństwami w monasterze. Brak ‚ucerkiewnienia’ i choroba psychiczna mogą okazać się przeszkodą albo utrudnieniem w podążaniu monastyczną drogą życia. Trudności związane ze znalezieniem pracy też nie wydają się być argumentem należycie usprawiedliwiającym decyzję o wstąpieniu do monasteru. Myślę, że niektórym ludziom życie monastyczne może wydawać się „gorsze” od tego w świecie, bo jest trudniejsze? Życzę zdrowia i rozważnych decyzji.
W mojej wypowiedzi zabrakło zapewne stwierdzenia: „Prawosławie dysponuje niezwykle bogatą teologią życia monastycznego i równie bogatą – aczkolwiek często pomijaną – teologią małżeństwa, ale jak dotąd nie poświęciło szczególnej uwagi teologii życia w celibacie”. To cytat z wykładu bp Kallistosa Ware „Ziarno Kościoła: powszechne powołanie do męczeństwa” – rozdziału w pierwszym tomie Jego dzieł zebranych pt. „Królestwo wnętrza”. Polecam lekturę tego tekstu bo na swój sposób „zwraca uwagę na służbę panien i kawalerów z wyboru” i teologicznie ją objaśnia. Opis Pani życia i edukacyjnej „posługi” pasuje tu „jak ulał”… Zapewniam, że swoja wypowiedzią nie chciałem nikogo urazić. Jeśli moje słowa zabolał, serdecznie przepraszam i życzę satysfakcjonująco poznawczej lektury.
Jeśli dobrze rozumiem to głównym problemem, który wyłania się w tym dość skomplikowanym pytaniu jest zagadnienie relacji uczuciowych dwojga młodych ludzi i próba naprawienia tych relacji. Po pierwsze, powinniście zapytać samych siebie o uczucia wobec drugiej osoby. Jeśli jest miłość między wami to kontynuujcie tę drogę, jeśli jej nie ma, to nic nie trzeba robić na siłę. Nie szukajcie jakich specjalnych modłów o cuda. Sugerowałbym rozpocząć normalne życie w Cerkwi, czyli uczęszczanie na nabożeństwa, poznawanie wiary, rozmowa potem spowiedź u duchownego i przystępowanie do Eucharystii. Jeśli oboje jesteście prawosławnymi to razem możecie odkrywać wiarę i podążać drogą duchowego zaangażowania. Po pierwsze może to was zbliżyć, a po wtóre co jest jeszcze ważniejsze sprowadzi na was łaskę Bożą.
Wróżby i inne podobne działania są sprzeczne z życiem duchowym chrześcijanina i nie wolno zajmować się takimi rzeczami. Musiałem sprawdzić w różnych źródłach co to jest „Badnjak”. Chodzi więc o pewne zwyczaje wywodzące się z pogaństwa i praktykowane w niektórych środowiskach. Uważam, że nie jest to rzecz właściwa do naśladowania.
Post i modlitwa w intencji innych osób jest jak najbardziej możliwy i wskazany. Najczęściej takie zdarzenia czynione są przez rodziców wobec dzieci, które oddaliły się lub oddalają się od Cerkwi. Natomiast, wydaje mi się, że wielką wartość w oczach Boga posiada modlitwa i post dzieci w intencji rodziców. Nie należy wątpić w swoją bezsilność, Bóg z pewnością pomoże i wesprze.