Jak wyglądają zasady postu w Cerkwi Prawosławnej? Mateusz

Ostatnio pojawiło się sporo pytań i odpowiedzi na tym portalu dotyczących postu. Sugeruję do nich sięgnąć. Ponadto zachęcam do zapoznania się z tekstem dokumentu który był przyjęty na Soborze na Krecie w 2016 r. „Ważność postu i jego wypełnienie dzisiaj”. Dokument był opublikowany w j. polskim w Cerkiewnym Wiestniku 2016 nr 4.

Kategorie: ks. Andrzej Kuźma, literatura, wiara, życie duchowe



Jestem mężczyzną, mam 36 lat. Nie potrafię poczuć głębokiego żalu za swoje grzechy, chociaż wiem kiedy czynię źle. Myślę, że wpływ na to ma choroba psychiczna i konieczność przyjmowanie przeze mnie leków psychotropowych bez których niestety nie mogę się obejść. Czy mogę zatem przystępować do sakramentów Spowiedzi i Priczastija? Anonim

Zdecydowanie tak. Leki miewają rożne „skutki uboczne” i trzeba to uwzględniać. Bywa, że nie wiemy o tym „ubocznym działaniu” i nie podejrzewamy nawet jego istnienia i wówczas to jeszcze większy problem. W tym przypadku, wobec „sztucznego” braku głębokiego poczucia żalu trzeba podtrzymywać świadomość jego potrzeby. Skoro wiesz, że czynisz źle, próbuj jednak powstrzymywać się od tego złego posstępowania. Żal z pewnością w tym pomaga, a skoro Ci go brakuje, powinieneś starać się jeszcze bardziej.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Jak szczegółowo oceniany jest stosunek seksualny pary niebędącej jeszcze małżeństwem ani narzeczeństwem i czy jest to wybaczalne poprzez spowiedź? Dawid

Oceniany przez kogo? Czy w tym pytaniu kryje się obawa o to, w jakiej „skali dokładności” trzeba będzie opowiedzieć o tym przy spowiedzi? Trzeba pamiętać, że spowiadamy się przed Bogiem, a nie przed duchownym, który wysłuchuje spowiedzi – on jest „tylko” świadkiem. Bóg wie wszystko o nas i o naszych grzechach, a przy spowiedzi oczekuje, że nazwiemy te grzechy „po imieniu” i zrobimy z żalem, ze skruchą, z pragnieniem poprawy, z prośbą o przebaczenie. To może wystarczyć. Jednak spowiednik może (powinien?) też zapytać, czy wspomniany grzech zdarzył się raz czy dwa, albo czy mimo usilnych starań o unikanie go,ciągle się pojawia, aby na podstawie tych dodatkowych informacji postawić właściwą „diagnozę” i zalecić odpowiednią „terapię leczniczą”. Użyłem tych „medycznych” porównań, bo w naszej cerkiewnej terminologii spowiedź to „lecznica” (cs. wraczebnica) a komunia (cs. pryczaszczenije), Ciało i Krew Chrystusa, to „lekarstwo i pokarm nieśmiertelności”. Gdy idziemy do lekarza z jakąś chorobą czy dolegliwością, to opisujemy je jak najdokładniej, aby umożliwić lekarzowi postawienie właściwej diagnozy i zalecenie skutecznego leczenia. Czyż nie podobnie powinno być na spowiedzi…

Bóg gotów jest wybaczyć każdy grzech, każdemu z nas, ale trzeba Go o to prosić, zwracać się do Niego z pokajaniem („głębokim zrozumieniem”), niczego przed Nim nie ukrywać…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, wiara, życie duchowe



Czy można stwierdzić, że osoba o wysokim rozwoju duchowym, która żyje sakramentami Cerkwi prawosławnej nigdy nie będzie miała depresji? Że taka choroba ją ominie? Ewa

Tego z pewnością nie można stwierdzić. O depresji czy jej uniknięciu nie decydują sakramenty i wysoki rozwój duchowy, ale całe życie człowieka, jego uczynki i myśli, relacje z innymi ludźmi a ponadto różne okoliczności „zewnętrzne i wewnętrzne”. Wierzę, że życie duchowe i sakramenty mogą pomóc w unikaniu jej i w zmaganiach z nią, ale potrzebne są też inne, praktyczne czy wspomagające albo specjalistyczne działania.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Czy unikanie odpowiedzi w szkole czy jest się wyznania prawosławnego to grzech? Ala

Gdy, ktoś nie przyznaje się do swej religijnej czy wyznaniowej przynależności, odpowiedzi na pytanie czy to grzech szukałbym w przyczynach takiego postępowania. W zależności od okoliczności to mógłby być np. wstyd, obawy albo strach. Sam wstyd, strach nie jest, czy nie musi być grzechem, ale może do niego prowadzić – dużo zależy od kontekstu. Czego mielibyśmy się wstydzić? Czego mielibyśmy się bać? Czy tylko tego, że jesteśmy „inni” od większości? Jeżeli skrywamy swoją tożsamość (religijną czy wyznaniową, etniczną czy narodową) to niechcący(?) pokazujemy, że nie szanujemy siebie i swojej tożsamości. Jeżeli sami siebie nie szanujemy, to jak można oczekiwać, że inni nas będą szanować?

Jeżeli powodem tej „skrytości” jest „religijne zobojętnienie”, to już poważniejsza sprawa i trzeba się nad tym głębiej zastanowić. Wielki Post to sprzyjająca okoliczność, bo często słyszymy o pokajaniu i jego potrzebie, a pokajanie to właśnie „głębokie zrozumienie” – tego, jakim się stałem przez to, że zgrzeszyłem i tego, jakim powinienem się sta(wa)ć, przez to, że zostałem stworzony na obraz i podobieństwo Boga.

Jeśli powodem tej „skrytości” są jakieś braki w wychowaniu religijnym i katechizacji, to zastanawiałbym się, czy nie doszło tu wcześniej do „grzechu zaniedbania” ze strony rodziców czy nauczyciela(i) religii, albo własnego lenistwa…

Życzę błogosławionego i owocnego czasu Wielkiego Postu

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Chciałabym dowiedzieć się jak powinna zachować się osoba w czasie postu, która jest w związku małżeńskim z kimś kto nie daje sobie wytłumaczyć i absolutnie nie chce zaprzestać kontaktu cielesnego, ani podczas postu ani po komunii świętej, co zrobić w takim wypadku czy zgodzić się na grzech? I czy jest to grzechem, gdyż poleca się abstynencje w obu wypadkach? Wierząca

To u rzymskich katolików post jeszcze do niedawna był jednym z tzw. przykazań kościelnych i w przypadku naruszenia postu, trzeba było mówić o tym na spowiedzi. W prawosławiu zaniechanie postu nie jest traktowane jako grzech, ale problem tkwi w tym, że w naszym pojmowaniu post jest swego rodzaju narzędziem, które ma nam pomagać w zmaganiach z grzechem. W jaki sposób? Otóż w poście powstrzymujemy się od tego co dobre (mięsa nabiału, przyjemności, rozrywek, małżeńskiego współżycia też), aby podtrzymywać w sobie zdolność do powstrzymywania się od tego, co złe – od grzechu właśnie. Tak więc, choć naruszenie postu samo w sobie nie jest grzechem, jednak osłabia nasze zdolności wystrzegania się grzechu. Skoro nie jestem w stania oprzeć się pokusie zjedzenia czegoś np. słodkiego, czy mogę się spodziewać, że uda mi się nie ulec jakiejś demonicznej pokusie „większego kalibru”? Post ma oczywiście jeszcze większe, szersze i głębsze znaczenie. Dobrze byłoby dowiedzieć się więcej, aby „z premedytacją” pościć jeszcze więcej i lepiej…

W Waszym przypadku dużo zależy od okoliczności. Jeżeli to pierwsze miesiące czy lata Waszego małżeństwa, to można posłużyć się porównaniem do górskiego potoku – płynie wartko, bo inaczej nie może… Jak dopłynie do równiny, to na pewno zwolni.

Można by próbować tłumaczyć, że przygotowanie do zjednoczenia z Chrystusem w misterium Eucharystii i doświadczenie tego zjednoczenia jest ważniejsze od małżeńskiego cielesnego współżycia (bo zjednoczenie z Chrystusem doprawdy dopełnia jednoczenie męża i żony w jedno ciało w misterium małżeństwa) i z tego względu wypadałoby powstrzym(yw)ać się od niego przez jakiś czas przed i po Eucharystii, ale „wartki górski potok” może mieć z tym trudności…

Cytowałem tu już wcześniej stwierdzenie pewnego prawosławnego hierarchy – jeśli jesteś w stanie powstrzymać się od zjedzenia czegoś „niepostnego” (w Waszym przypadku od seksu), ale okoliczności na swój sposób „wymuszają” naruszenie reguł post, lepiej zjeść albo „ulec wartkiemu strumieniowi”, aby nie spowodować jeszcze większego problemu (np. przyjaciół zabolałoby to, że nie jadłem potrawy, którą „od serca” poczęstowali, a „wartki strumień” zacznie mieć pretensje do Eucharystii, że „nie daje mu płynąć”…) W takim kontekście „naruszenie zasad postu” paradoksalnie też będzie skutecznym wykorzystaniem narzędzia, jakim są „postne ograniczenia” – byłem w stanie powstrzymać się, pościć, zależało mi na tym, ale zrezygnowałem z tego, aby zapobiec grzechowi naruszenia dobrych relacji z przyjaciółmi czy z mężem. Wygląda na to, że to jeszcze trudniejsze działanie, tj. jeszcze większy post…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, wiara, życie duchowe



Od dłuższego czasu się nad tym zastanawiałam, więc proszę o odpowiedź. Jeśli ktoś się urodził za przykład obierzmy rodzinę muzułmańską to od dziecka osoba tamtej wiary jest pewny że religia która wyznaje jest prawdziwa i nie ma innego Boga oprócz tego w którego wierzy. A Bóg powiedział, że nie ma innego Boga oprócz niego. Dlatego chciałbym się dowiedzieć czy w takim wypadku to jest grzechem, bo przecież nie mamy wpływu w jakiej kulturze się urodziliśmy, a wiarę przekazują nam rodzice. Chciałabym się dowiedzieć więcej na ten temat. Aleksandra

W II w., w czasach kiedy chrześcijanie byli w Cesarstwie Rzymskim niewielką mniejszością, a większość stanowili poganie, Tertulian stwierdził, że „dusza każdego człowieka jest z natury chrześcijańska”. Inaczej to ujmując można stwierdzić, że każdy człowiek nosi w sobie obraz Boga w Trójcy Osób i przez całe życie powinien dążyć do osiągnięcia podobieństwa Bożego, które było w Adamie przed upadkiem (tzw. grzechem pierworodnym), kiedy żył z Bogiem i w Bogu w rajskim ogrodzie. Chodzi tu o życie zgodne z „prawem naturalnym”, które każdy człowiek ma ‚zapisane’ w swoim obrazie Bożym (albo w kodzie genetycznym? :-)). To powszechnie znane, przekazane nam przez Stwórcę podstawowe reguły życia, które często, niestety, bywają naruszane – nie zabijaj, nie kradnij, nie mów nieprawdy…

Chrześcijanom łatwiej, bo znają do Drugiego Adama – Chrystusa, który nie tylko nauczał, jak żyć, ale Swym życiem pokazał jak żyć z Bogiem i w Bogu.

Jeżeli komuś nie dane było usłyszeć, dowiedzieć się o jedynym prawdziwym Bogu, nie będzie mu to, nie może być poczytane za grzech, bo to nie było kwestią jego własnego wyboru czy decyzji. Jeżeli w swej niewiedzy o prawdziwym Bogu żyje jednak zgodnie z „prawem naturalnym” i dzieli się sobą z innym, okazując im troskę, miłość, nie krzywdzi innych słowem czy zachowaniem, może być paradoksalnie w lepszej sytuacji niż chrześcijanie, którzy zapominają o Bogu. Mówi o tym następująca opowieść (jedna z moich ulubionych):

Opowiadał Abba Makary: „Kiedyś, idąc przez pustynię, znalazłem czaszkę ludzką wyrzuconą na powierzchnię ziemi; i kiedy poruszyłem ją laską, czaszka do mnie przemówiła. Zapytałem: „Kto ty jesteś?”. Odpowiedziała mi czaszka: „Byłem kapłanem bałwanów, które tu kiedyś czcili poganie; ale ty jesteś Makary, który ma Ducha Świętego: ilekroć się litujesz nad tymi, którzy są w męce piekielnej, i modlisz się za nich, odczuwają trochę ulgi”. Starzec zapytał: „Na czym polega ta ulga i jaka jest ta męka?”. Odpowiedziała czaszka: „Jak wysoko jest niebo nad ziemią, tak głęboka jest otchłań ognia pod nami, a my od stóp do głów zanurzeni jesteśmy w ogniu. I nie możemy sobie wzajemnie spojrzeć w twarz, bo grzbietami przylegamy jeden do drugiego. Otóż kiedy ty modlisz się za nas, częściowo widzimy swoje twarze, i na tym polega nasza ulga”. Starzec zapłakał i rzekł: „O nieszczęśliwy to dzień, w którym narodził się człowiek!”. I pytał dalej: „Czy istnieje jeszcze większa męka?”. Czaszka odpowiedziała: „Cięższe jeszcze męki znajdują się pod nami”. Starzec pytał: „A kto je cierpi?”. Czaszka odrzekła: „Myśmy nie znali Boga, więc doznajemy trochę litości; ale ci, którzy Go znali, a zaparli się Go albo nie wypełnili Jego woli, są tam poniżej nas”. Wtedy starzec wziął czaszkę i pogrzebał ją.

Abba Makary Egipcjanin, Apoftegmat 38

Więcej i lepiej na ten temat napisał C.S. Lewis w pierwszych rozdziałach swej rewelacyjnej książki „Chrześcijaństwo po prostu”. Gorąco polecam…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, literatura, wiara, życie duchowe



Jestem Rzymskim-Katolikiem. Od już ponad roku rozważam na bardzo poważnie przejście na prawosławie. Byłem na rozmowie z księdzem, uczęszczałem na służbę nie tylko w Polsce ale i w Rumunii kiedy byłem w sprawach badawczych. Wszystko to dojrzewało we mnie przez 6 lat. Kiedy jednak postanowiłem na serio wysłuchać owego wezwania duchownego pojawiły się problemy z moją narzeczoną. Ona jest Katoliczką, jednak nie jest przesadnie przywiązana do Katolicyzmu, jest wierząca ale nie praktykująca. Otóż nie potrafi przyjąć, iż mógłbym oficjalnie być prawosławnym. Jednak zgodziłaby się na to bym mógł uczęszczać na służby itd. Ja nie wiem wcale co zrobić. Kocham ją ogromnie ale boli mnie sama myśl o duszeniu w sobie tego wszystkiego. Czy mógłbym się uważać za prawosławnego mimo wszystko? Znam modlitwy w języku starocerkiewnosłowiańskim, znam tradycję, dużo czytałem zanim zadecydowałem się ale teraz naprawdę nie wiem co uczynić. Kevin

Czytając Twą opowieść przypomniały mi się liczne i długie rozmowy z wieloma studentami Instytutu św. Włodzimierza w Nowym Jorku. To były lata 1989-91 – wówczas niemal połowę spośród około setki stanowili „prawosławni z wyboru” albo „konwertyci”. Wcześniej byli rzymskimi katolikami albo protestantami różnych wyznań. Przyjęli prawosławie nie dlatego, że poznali prawosławnego mężczyznę czy kobietę, zakochali się, postanowili się pobrać i przeszli na prawosławie w kontekście małżeństwa mieszanego wyznaniowo. Wszyscy opowiadali, jak zetknęli się z prawosławiem po raz pierwszy (to mogła być wizyta w cerkwi albo lektura książki), jaki był ciąg dalszy zgłębiania wiedzy o prawosławnym chrześcijaństwie i poznawania go. Ten proces czy raczej ta droga bywała krótsza lub dłuższa (przeważnie trwała kilka lat), zdarzały się na niej różne, mniejsze i większe „zakręty” albo przestoje. Dla wszystkich jednak wspólny był ostateczny argument, który decydował o tym, że przyjmowali prawosławie. Choć ze wszystkimi rozmawialiśmy oddzielnie, wszyscy mówili o tym samym (tak, jakby się „zmówili” :-)). Wielu z nich studiowało wcześnie teologię w swoich kościołach czy wyznaniach i teologia prawosławna wielu z nich zafascynowała, ale to nie ona była dla nich tym, co spowodowało tę ostateczną decyzję o przyjęciu prawosławia czy przejściu na prawosławie. Wszyscy stwierdzali, że nie mogli znieść sytuacji, w której przychodzili do cerkwi na Boską Liturgię i nie mogli w pełni w niej uczestniczyć. Każda Boska Liturgia to przygotowanie do Komunii – Pryczaszczenija, zjednoczenia z Chrystusem w misterium Eucharystii. Oni natomiast za każdym razem przygotowywali się, ale nigdy nie przystępowali – nie zasiadali wraz Chrystusem, apostołami i wszystkimi prawosławnymi do stołu Wieczerzy Mistycznej i nie uczestniczyli w uczcie Królestwa, do której na każdej Liturgii wszyscy obecni w cerkwi zapraszani są przez samego Chrystusa słowami, które w Jego imieniu wypowiada sprawujący nabożeństwo duchowny. Słyszeli wezwanie: „Z bojaźnią Bożą, wiarą i miłością przystąpcie” – ale nie przystępowali…

Kategorie: konwersja, Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Wiele lat temu przeżywałam trudny czas, najbardziej w pracy, była to codzienna gehenna, też męczące dojazdy a jednocześnie brak możliwości zmiany pracy na lepszą. W tym czasie na jawie objawił mi się, jako realna żyjąca postać, jeden ze świętych /( nigdy się przez jego wstawiennictwo nie modliłam, nie znałam go wcześniej ). Dopiero po kilku latach od tego”spotkania” przypadkiem natknęłam się na artykuł o tym świętym i jego wizerunek, rozpoznałam go i też mi się wtedy później przypomniało mi się że jako małe dziecko widziałam jego papierową ikonkę u babci – były to obrazki używane do zaznaczania wersetów w Biblii). Po kilku latach od tego „spotkania”, pracowałam w innym miejscu i miałam od kilku dni bardzo trudną sytuację w pracy wobec której czułam się bezsilna- musiałam zwolnić bardzo dobrego pracownika, którego chcieliśmy za wszelką cenę zatrzymać mimo ogromnej ilości kłopotów z nim. Tego dnia w nocy we śnie przyszedł do mnie ten sam święty i dotknął mojego prawego ramienia, przytulając. Moje serce podskoczyło z radości. Następnego dnia przez cały czas fizycznie czułam na tym ramieniu dotyk Jego ręki i wszędzie gdzie się pojawiałam obcy ludzie sami z siebie otwierali mi drzwi, pomagali we wszystkim bez pytania czy proszenia. Dodam że nigdy ani wcześniej ani później nie modliłam się za przyczyną tego świętego i nie jest on postacią u nas znaną. Był mnichem, słynął z aktów miłosierdzia wobec najuboższych. Czy ksiądz może mi pomóc, jak mam traktować te wydarzenia? Nigdy przedtem coś takiego mi się nie przytrafiło. Anonim

We współczesnym prawosławiu ciągle pielęgnowane jest patrystyczne podejście do sfery objawień – traktowane są one z wielką ostrożnością i z reguły są odrzucane. Oto kilka charakterystycznych cytatów na ten temat:

Orygenes ostrzegał: „bywa tak, że anioł niegodziwości podaje się za anioła światłości (por. 2 Kor 11,14). Dlatego tak powinieneś uważać i dokładać starań, abyś ze znajomością rzeczy mógł określić rodzaj widzenia […] Tak więc i dusza, gdy w swej wędrówce dojdzie do tego, że zaczyna już rozróżniać wizje, zostanie uznana za duchową, jeśli potrafi wszystko rozróżnić (por. 1 Kor 2,15). Dlatego przecież między darami Ducha Świętego wymieniono umiejętność rozpoznawania duchów (por. 1 Kor 12,10)”.

Podobnie ostrzega Ewagriusz z Pontu: „Powinieneś także znać i ten podstęp [demonów]: otóż na pewien czas rozdzielają się one na dwie grupy i kiedy – jak sądzisz – szukasz ocalenia [od jednych], pozostałe przychodzą w postaci aniołów i wypędzają tych pierwszych, aby cię oszukać i byś sądził, że są one świętymi aniołami”. Ojcowie pustyni doświadczyli znaczenia słów Apostoła Pawła: „bój toczymy nie z krwią i z ciałem, lecz z nadziemskimi władzami, ze zwierzchnościami, z władcami tego świata ciemności, ze złymi duchami w okręgach niebios” (Ef 6,12).

To cytaty z mojej książki o przewodnictwie duchowym w prawosławnym monastycyzmie, z podrozdziału o diakrisis jako rozróżnianiu duchów.  We współczesnym „świeckim” kontekście pisze o tym C. S. Lewis w jednym z rozdziałów „Chrześcijaństwa po prostu” – nie powiem, w którym nie tylko dlatego, że nie pamiętam i nie mam tej książki pod ręką (pewnie znów komuś pożyczyłem), ale przez to, że w poszukiwaniu rozważań na ten temat warto przeczytać całą tę książkę, żeby „po drodze” dowiedzieć się jeszcze więcej o tym, co niezwykle ważne…

Kategorie: wiara, życie duchowe



Jak powinien wyglądać według Typikonu post (w aspekcie powstrzymywania się od jedzenia, obok uczestnictwa w nabożeństwach) w pierwszym tygodniu Wielkiego Postu? Jakie są wskazania dla mnichów, duchownych, a jakie dla świeckich osób? Ania

Wskazania w odniesieniu do postu dla wszystkich są takie same, ale każdy, w zależności od okoliczności, samodzielnie decyduje w jakim stopniu ich przestrzega i jak je realizuje. Trzeba przy tym pamiętać, że o poprawności postu nie świadczy to, czy skutecznie powstrzymuję się od jedzenia określonych potraw, ale to, czy mniej grzeszymy. „W poście powstrzymujemy się od tego, co dobre (mięso, nabiał jak również rozrywki czy przyjemności) po to, aby podtrzymywać w sobie zdolność do powstrzymywania się od tego, co złe” – od grzechów, które pojawiają się w relacjach z bliźnimi. Św. Bazyli Wielki w IV w. zauważył: „Co prawda od mięsa wieprzowego powstrzymujecie się, ale swego bliźniego pożeracie swymi słowami i swymi uczynkami”. W pierwszym tygodniu Wielkiego postu, podobnie jak w całym Wielkim poście, zalecany jest ścisły post – powstrzymujemy się od mięsa, ryb, nabiału i jaj, a spożywamy jedynie chleb, warzywa i owoce. W niektórych kalendarzach cerkiewnych pojawiają się wskazówki, aby pierwszy dzień Wielkiego postu traktować jak post jednodniowy, czyli nie jeść nic do wieczornego nabożeństwa. Wskazują też, że w piątek pierwszego tygodnia powstrzymujemy się od oleju, który może pojawi(a)ć się w potrawach w soboty i niedziele.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, liturgika, wiara, życie duchowe



Strona 23 z 40« Pierwsza...10...2122232425...3040...Ostatnia »