Prześladuje mnie seria nieszczęść, co robić? Marta

Nie poddawać się… „Mądrości ludowe” mówią: „nieszczęścia chodzą parami”, a tu pojawiła się cała seria… Gdy wierzę, że ta ‚mądrość’ się ‚sprawdza’ i rozglądam się za tym drugim albo kolejnym z serii nieszczęściem, to sam je ‚prowokuję’. Jeśli wierzę, że przyjdzie, to na pewno do tego dojdzie – na moje własne życzenie! W ewangelicznej opowieści o uzdrowieniu dwóch ślepców słyszymy słowa Chrystusa, które wypowiedział po ich twierdzącej odpowiedzi na skierowane do nich pytanie: „Czy wierzycie?” Powiedział im wówczas (i nam teraz mówi): „Niech się wam stanie wedle waszej wiary”! Ślepcy wierzyli, że Chrystus im pomoże, że ich uzdrowi i rzeczywiście tak się stało. My też powinniśmy wierzyć, że Bóg pomoże i nieszczęścia przestaną nas prześladować. Trzeba jednak również nad tym pracować – wskazuje na to fakt, że ślepcy odszukali Chrystusa, co zapewne nie było dla nich łatwe. Potwierdza to również ewangeliczna opowieść o uzdrowieniu paralityka. Ewangelista zauważył, że Chrystus był zadziwiony wiarą tych, którzy go przynieśli, a gdy nie mogli go wnieść do środka, bo dom był pełen ludzi, to wciągnęli go na dach i opuścili go do środka na linach przez otwór w dachu. Co ważne w tej opowieści – nie siedzieli ze swą wiarą w domu, bezczynnie, ale zrobili wszystko, co mogli. Zauważmy, że wszystko, co mogli, to ‚tylko’ przyniesienie go do domu, w którym nauczał Chrystus… Podobną wymowę ma opowieść o nakarmieniu 5000 mężczyzn (nie licząc kobiet i dzieci) pięcioma zaledwie chlebami i dwoma rybami. W obliczu problemu, który sami zauważyli, Apostołowie oddali wszystko, co mieli (zrobili wszystko co mogli) i okazało się, że tego (choć było tego tak bardzo mało) wystarczyło, bo skoro zrobili wszystko, co mogli, Bóg dodał od Siebie tyle, że nie tylko wystarczyło dla wszystkich, ale zostało jeszcze 12 koszy okruchów… Zachęcam do wytrwałych starań i życzę, by okazały się skuteczne. Jak czytamy w Ewangeliach: „Kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mt 10:22; Mk 13:13)

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Jestem prawosławna, ale biorę ślub w kościele katolickim z katolikiem. Wiem, że Cerkiew i Kościół nawzajem uznają sakramenty. Jest dla mnie ważnym, żeby nasz ślub był sakramentem dla nas obu i chcę w pełni go przeżyć z mężem jak również przed Bogiem. Ksiądz katolicki udzielający nam ślubu twierdzi, że jeśli wyspowiadam się w Cerkwi a tylko Eucharystię przyjmę w kościele(w trakcie ślubu) to nie będzie oznaczało mojego przejścia na wiarę katolicką. Wiadomym jest, że Cerkiew nie będzie entuzjastycznie podchodziła do tego pomysłu, proszę jednak o szczerą odpowiedź, bo naprawdę zamierzam pozostać przy wierze prawosławnej, ale dla mnie Pan Bóg jest jeden i w tym duchu planujemy wychować dzieci z naszego małżeństwa. Rodzina swoją krytyką wobec mnie zasiała we mnie wątpliwości. Bardzo proszę o informację czy jednorazowe przyjęcie komunii w kościele katolickim automatycznie uczyni ze mnie katoliczkę. Joanna

Jeśli zostaje Pani przy swojej prawosławnej wierze to nie może Pani przyjmować Komunii w Kościele rzymskokatolickim. Duchowni tego Kościoła w dość relatywny sposób podchodzą do tego zagadnienia. W Kościele prawosławnym ta sprawa jest inaczej przedstawiana. W mojej opinii jednorazowe przyjęcie Eucharystii w Kościele rzymskokatolickim nie czyni z takiej osoby rzymskiego katolika (są opinie, które inaczej postrzegają tę sprawę). Niemniej jednak osoba prawosławna nie może przyjmować św. Darów poza swoim Kościołem (Cerkwią) prawosławnym. W naszym rozumieniu przystępowanie do Eucharystii jest znakiem przynależności do prawosławia i najwyższym stopniem zjednoczenia z Bogiem. Można byłoby tu rozwinąć pewną analogię intymnego życia małżeńskiego i spotkania z Bogiem w sakramencie Eucharystii i wysnuć pewne wnioski co do wierności małżeńskiej i wierności Kościołowi.

Kategorie: ks. Andrzej Kuźma, liturgika, wiara, życie duchowe



Bardzo bym chciała wierzyć, że podchodząc do Pryczastii naprawdę przyjmuję Ciało i Krew Chrystusa ale ciężko mi jest to sobie uświadomić. Co robić w takich sytuacjach, kiedy przychodzą chwile zwątpienia? Czy mimo wszystko przystępować do Eucharystii czy też nie? Aleksandra

To bardzo poważny problem… Przystępując do komunii bezwzględnie trzeba nam wierzyć, że przyjmujemy cząsteczkę Ciała i Krwi Chrystusa, i przez to jednoczymy się z Chrystusem, stajemy się cząstką (komórką?) Jego Ciała, którym jest cała Cerkiew. Myślę, że trzeba lepiej, dokładniej (nieco dłużej?) przygotowywać się do Eucharystii, czytając Modlitwy przed Eucharystią (np. http://www.liturgia.cerkiew.pl/teksty/nabozenstwa/Modlitwy_przed_przyjeciem_boskich_tajemnic.pdf, są też dostępne modlitewniki z jeszcze szerszym zestawem tych modlitw). Ułożyli święci IV w. (i późniejszych wieków) w reakcji na fakt, że wielu ówczesnym chrześcijanom, którzy po Edykcie Mediolańskim w 312 r. masowo przyjmowali chrzest bez wymaganego wcześniej, wystarczająco długiego okresu katechumenatu, brakowało im należytego przygotowania, dogłębnej wiedzy/świadomości czym jest misterium Eucharystii. Zdarza się to zapewne również wielu współczesnym chrześcijanom… Proszę zatem próbować ‚wczytywać się’ w te modlitwy. W ten sposób można zwalczać zwątpienia, które mogą się pojawić u każdego z nas, ale naszym zadaniem jest niezwłocznie je zwalczać. Modlitwy przed Eucharystią pomagają też w podtrzymywaniu wiary. Co ważne, Chrystus porównał naszą wiarę do ziarenka gorczycy – choć to bardzo małe ziarenko, wyrasta z niego drzewo, w którego gałęziach ptaki wiją gniazda. To wskazanie na ‚potencjał’ wiary, ziarenko której Bóg zasiewa w ogrodzie naszego serca. Trzeba jednak pamiętać, że ten ‚potencjał’ trzeba ‚uwolnić’ – aby ziarenko wiary zaczęło kiełkować i rosnąć, i owocować, trzeba je podlewać i nawozić… a tak właśnie działa modlitwa i uczestnictwo w cerkiewnych nabożeństwach i misteriach. Życzę skutecznych modlitewnych zmagań z wątpliwościami i dostatecznej obfitości wiary

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Mam 26 lat. Skończyłam studia i nie mogę znaleźć pracy. Choruję psychicznie. O wstąpieniu to monasteru odkładałam do kiedy mama umrze, bo zawsze wydawało jej się życie monastyczne gorsze od tego w świecie. Bardzo tego pragnęłam parę lat temu, ale moja wiara oziębła. Mama żyje nadal i nie pochodzę z religijnej rodziny. Nigdy nie chodziłyśmy do cerkwi w niedziele, raczej sporadycznie. Mimo to rozważam drogę monastyczną, ale obawiam się czy jej podołam bez tak silnej wiary. Jak wstąpić do monasteru? Jakie wymagania trzeba spełnić? Elżbieta

Myśli czy rozważania o monastycznej drodze życia to dopiero początek. Następnym krokiem może/powinna być rozmowa z duchowym opiekunem (jeżeli jest), proboszczem rodzinnej parafii, albo przełożoną monasteru. Te rozmowy mogą wiele wyjaśnić, pomóc w podjęciu decyzji, ewentualnej rezygnacji z tej drogi lub postanowieniu o rozpoczęciu nowicjatu (cs. posłuszanije). To ‚instytucja’, która ma pomóc kandydatom na mnicha/mniszkę w upewnieniu się, że mają powołanie do monastycznej drogi chrześcijańskiego życia. To „czas próby” – nowicjusz/posłusznik, żyjąc pełnym monastycznym trybem życia, ma przez to możliwość sprawdzić, czy temu podoła, czy jest w stanie kontynuować podążanie tą drogą jako mnich czy mniszka przez całą resztę swego życia. Dotychczasowe sporadyczne uczestnictwo w cerkiewnych nabożeństwach z pewnością znacząco kontrastuje z codziennymi wielogodzinnymi nabożeństwami w monasterze. Brak ‚ucerkiewnienia’ i choroba psychiczna mogą okazać się przeszkodą albo utrudnieniem w podążaniu monastyczną drogą życia. Trudności związane ze znalezieniem pracy też nie wydają się być argumentem należycie usprawiedliwiającym decyzję o wstąpieniu do monasteru. Myślę, że niektórym ludziom życie monastyczne może wydawać się „gorsze” od tego w świecie, bo jest trudniejsze? Życzę zdrowia i rozważnych decyzji.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, wiara, życie duchowe



Jestem prawosławna, natomiast w moim domu nigdy nie było zbyt dużego przywiązania do nauki o religii, zazwyczaj po prostu co niedzielę chodziliśmy do cerkwi, natomiast z biegiem czasu, już jedynie przy okazji świąt i świecenia wody 19 stycznia. Dlatego też mam pytanie – czy w naszej religii istnieje odpowiednik Nowenny Pompejańskiej? Chciałabym się pomodlić w pewnej intencji (mianowicie o przezwyciężenie kryzysu w związku, ja i mój chłopak jesteśmy oboje prawosławni i zmagamy się z poważnym kryzysem) i koleżanka, katoliczką, powiedziała mi o tej Pompennie właśnie. W związku z tym chciałabym zapytać: 1) Czy mamy w prawosławiu jej odpowiednik? A jeśli tak, to gdzie znajdę dokładny opis tego, w jaki sposób i co odmawiać? 2) czy jeśli nie mamy, to czy urażę Boga odmawiając katolicką Nowennę? 3) do kogo mogę się modlić, do jakiego świętego i jaka modlitwą, o pomoc w wyjściu z kryzysu w związku i o to, aby dał nam obojgu wiarę w naszą miłość? Natalia

Jeśli dobrze rozumiem to głównym problemem, który wyłania się w tym dość skomplikowanym pytaniu jest zagadnienie relacji uczuciowych dwojga młodych ludzi i próba naprawienia tych relacji. Po pierwsze, powinniście zapytać samych siebie o uczucia wobec drugiej osoby. Jeśli jest miłość między wami to kontynuujcie tę drogę, jeśli jej nie ma, to nic nie trzeba robić na siłę. Nie szukajcie jakich specjalnych modłów o cuda. Sugerowałbym rozpocząć normalne życie w Cerkwi, czyli uczęszczanie na nabożeństwa, poznawanie wiary, rozmowa potem spowiedź u duchownego i przystępowanie do Eucharystii. Jeśli oboje jesteście prawosławnymi to razem możecie odkrywać wiarę i podążać drogą duchowego zaangażowania. Po pierwsze może to was zbliżyć, a po wtóre co jest jeszcze ważniejsze sprowadzi na was łaskę Bożą.

Kategorie: rodzina, wiara, życie duchowe



Czy prawosławny chrześcijanin może brac udział w wróżbach andrzejkowych czy innych np. Badnjak w serii?

Wróżby i inne podobne działania są sprzeczne z życiem duchowym chrześcijanina i nie wolno zajmować się takimi rzeczami. Musiałem sprawdzić w różnych źródłach co to jest „Badnjak”. Chodzi więc o pewne zwyczaje wywodzące się z pogaństwa i praktykowane w niektórych środowiskach. Uważam, że nie jest to rzecz właściwa do naśladowania.

Kategorie: ks. Andrzej Kuźma, wiara, życie duchowe



Czy można pościć (a jak post to także i modlitwa) w czyjejś intencji? Chodzi mi głównie o to że ( oczywiście nikogo nie chcę osądzać ani nikomu nic wypominać) moi rodzice oraz dziadkowie którzy kiedyś normalnie modlili się i chodzili do cerkwii teraz bardzo się od tego oddalili. Sytuację tą obserwuję już od kilku lat. Moje prośby i zachęcania aby na przykład wybrali się ze mną na liturgię w niedzielę nic nie pomagają, mam wrażenie że nic im się już nie chce i jakoś to będzie. Ich życie wygląda jakby żyli tylko dzisiaj a jutra miało nie być. Boję się najgorszego ponieważ obserwuję że powoli pojawia się na razie może niezbyt groźny ale jednak problem alkoholizmu ( oczywiście z nikogo nie robię tutaj alkoholika). Ja chciałabym im jakoś pomóc ale już naprawdę nie wiem jak. Najgorsze że ja nawet nie mogę zrozumieć przyczyny takiego ich postępowania, za to zrozumiałam jedno że ja na pewno nie jestem w stanie im pomóc. Agnieszka

Post i modlitwa w intencji innych osób jest jak najbardziej możliwy i wskazany. Najczęściej takie zdarzenia czynione są przez rodziców wobec dzieci, które oddaliły się lub oddalają się od Cerkwi. Natomiast, wydaje mi się, że wielką wartość w oczach Boga posiada modlitwa i post dzieci w intencji rodziców. Nie należy wątpić w swoją bezsilność, Bóg z pewnością pomoże i wesprze.

Kategorie: ks. Andrzej Kuźma, wiara, życie duchowe



Czy noszenie maseczki w czasie pandemii jest przejawem miłości bliźniego? Jakie jest uzasadnienie takiej a nie innej odpowiedzi? Czy odpowiedź jest taka sama niezależnie od miejsca: autobus, sklep, cerkiew, sala katechetyczna? Jeżeli nie jest taka sama, to dlaczego? Anonim

Myślę, że odpowiedzi na postawione pytanie mogą być różne nie tyle w zależności od miejsca, co z powodu nakładania i noszenia maseczki. Jeżeli robię to w trosce o zdrowie i dobre samopoczucie ludzi, których mogę spotkać na swojej drodze, nie mając pewności czy nie jestem przypadkiem nosicielem wirusa/ów, nie chcę nikogo zarazić albo nawet wywołać obawę, że mogę spowodować zarażenie, widziałbym w tym przejaw miłości bliźniego połączony z miłością okazywaną samemu sobie – w zwartej grupie nieznanych ludzi (np. autobusie itp) z pewnością warto chronić również siebie. Jeżeli ktoś nosi maseczkę z innych względów – np. tylko dlatego, że takie jest ‚odgórne zarządzenie’, bo będą ‚źle na mnie patrzeć’, bo można być za to ukaranym, albo dlatego, że chcę ukryć swoja tożsamość i nie być rozpoznanym – trudno mi dopatrywać się w tym przejawu miłości do bliźniego nawet ‚przy okazji’ albo ‚niechcący’…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, pozostałe, wiara



Chciałbym zapytać o kwestię chęci posiadania dzieci/potomstwa w małżeństwie prawosławnym. Oboje z żoną jesteśmy blisko cerkwi jednakże nie czujemy w sobie potrzeby rodzicielstwa. Czy takie podejście należy traktować jako grzech? Jak mniemam podstawowym celem małżeństwa w kościele prawosławnym nie jest prokreacja a trwanie w miłości i wierności jednej wybranej osobie. Jeśli się mylę, proszę mnie poprawić. Innymi słowy czy małżeństwo które świadomie i z własnych powodów decyduje się na życie bez posiadania potomstwa jest w jakiś sposób gorsze niż te które chce takowe potomstwo posiadać? Czy takie małżeństwo również jest miłe Bogu i może dążyć we właściwy sposób do wspólnego zbawienia? Paweł

Aby odpowiedzieć na te pytania trzeba koniecznie poznać odpowiedź na bardzo ważne pytania – dlaczego „nie czujecie w sobie potrzeby rodzicielstwa” albo jakie są te „świadome i własne powody decyzji na życie bez posiadania potomstwa”. Liczba mnoga „powodów” wskazuje, że może ich być nawet kilka. To w zależności od nich właśnie można rozważać „czy takie małżeństwo również jest miłe Bogu”. Jakie mogą to być powody? Kilka można wskazać w historii naszego zbawienia i w dziejach chrześcijaństwa. Maria Panna zdecydowała, że nie będzie żoną i przez to nie będzie miała dzieci – bo ofiarowała całą Siebie Bogu. Jednak gdy archanioł zwiastował Jej, że pocznie i porodzi Syna z Ducha Świętego Bożego, zmieniła zdanie i powiedziała „tak”. W żywotach świętych czytamy o parach małżeńskich, które (współ)żyły ze sobą jak brat i siostra, a nie jak mąż i żona, tj. nie „obcowały płciowo”, zrezygnowały z seksu. Traktowały to jako przejaw (skrajnej?) ascezy, która miała pomagać im w drodze do zbawienia – całą swoja uwagę i starania kierowały ku swoim bliźnim: przyjmowały wędrowców (uchodźców), karmiły głodnych, ubierały nagich. Wszystko, czym obdarzałyby swoje dzieci, ofiarowywały innym ludziom. W ten sposób całym swoim życiem próbowały realizować powszechne powołanie do męczeństwa – świadczyć o wierze w Boga w Trójcy Osób oddając swoje życie nie przez śmierć, ale poprzez dzielenie się swoim życiem z innymi – zauważając ich i próbując udzielić im wsparcia i pomocy. Polecam lekturę tekstów bp Kallistosa Ware – „Ziarno Kościoła: powszechne powołanie do męczeństwa” i „Człowiek jako ikona Trójcy Świętej”. W tym drugim wykładzie bp Kallistos wyjaśnia dlaczego Bóg, który jest miłością, jest Trójcą Osób – dlaczego jest w trzech, a nie w dwóch czy w jednej osobie. Wskazuje przy tym, że pełna, prawdziwa, wzajemna miłość przejawia się, gdy pierwsza osoba miłuje drugą osobę tak wielką, pełną i odwzajemnianą miłością, że życzy jej, aby miłowała i była obdarzana taką samą pełną i wzajemną miłością przez jeszcze jedną osobę. Dopiero przy trzech osobach może pojawić się krąg czy korowód miłości, do którego Bóg stworzył i zaprosił (i ciągle zaprasza) każdego z nas. Każde małżeństwo, w którym pojawia się dziecko staje się zatem kontynuacją i powielaniem tego kręgu miłości, nieprawdaż? Jakie mogą być inne, bardziej współczesne(?) „świadome i własne powody decyzji na życie bez posiadania potomstwa”. W jednym z niedawnych pytań pojawiło się stwierdzenie: „Świat zrobił się paskudny, wszędzie destruktywne ideologie, warunki życia tak u nas jak i w tej wychwalanej przed laty Ameryce czy Skandynawii stały się nie do życia” i w związku z tym „dzisiejszy świat nie jest dobrym miejscem dla wzrastania młodych ludzi” (17.02.22). W tym zepsutym współczesnym świecie powodem braku odczuwania potrzeby rodzicielstwa bywa również niestety chęć „używania życia”, „cieszenia się życiem” bez „zbędnych (?) zobowiązań”. Dziecko/dzieci wymagają opieki, czasu, nakładów pracy i środków, nie dają spać, ograniczają możliwości „używania życia” itp., itd. Jak pogodzić tego rodzaju podejście z kierowanym do ludzi Bożym zaleceniem: „Rozradzajcie się i rozmnażajcie się, i napełniajcie ziemię, i czyńcie ją sobie poddaną” (Rdz 1,28). Jeśli „podstawowym celem małżeństwa w kościele prawosławnym nie jest prokreacja a trwanie w miłości i wierności jednej wybranej osobie”, dlaczego w modlitwach misterium małżeństwa pojawiają się prośby: „Aby otrzymali potomstwo jako przedłużenie rodu…”, „Aby radowali się widokiem synów i córek…”, o „długowieczne potomstwo, błogosławieństwo w dzieciach”, „pozwól im oglądać dzieci swych dzieci”, „pobłogosław im. Daj im owoc łona, liczne potomstwo”. Przy zdejmowaniu koron słyszymy natomiast modlitewne życzenia: „bądź płodny jak Jakub” i „bądź płodna jak Rachela”. Zdarzają się (coraz częściej niestety) małżeństwa, które nie mogą mieć dzieci. Niektóre adoptują dzieci, niektóre zaś bez potomstwa, ale z Bożym błogosławieństwem, podążają tą samą małżeńską drogą ku Bogu i ku zbawieniu. Brak potomstwa nie był jednak ich „świadomą i z własnych powodów” podejmowaną decyzją…

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, wiara, życie duchowe



Jeden z członków mojej rodziny bardzo się pogubił w życiu – odwrócił od Boga, od rodziny, rozwiódł się… Rani to całą rodzinę pomimo prób pomocy i rozmowy. Chciałabym zapytać do którego Świętego można zwrócić się w tej sprawie, z prośbą o wyjście tej osoby z trudnej sytuacji? Magdalena

Myślę, że warto kierować modlitwy do Bogarodzicy, którą w wielu modlitwach, akatystach i ikonach określamy jako Hodegetria/Odigitria (cs. Putiewoditielnica) czyli „wskazująca drogę”. Do grupy ikon określanych tym mianem należy Supraska ikona Bogarodzicy.

Kategorie: Ks. Włodzimierz Misijuk, rodzina, wiara, życie duchowe



Strona 6 z 46« Pierwsza...45678...203040...Ostatnia »