Nie trzeba żadnych znaków. Zmarli ciągle i zawsze potrzebują naszej modlitwy. Tragedia śmierci polega na tym, że po rozdarciu ciała i duszy, gdy ciało obumiera i „w proch się obraca”, ciągle żywa dusza bez ciała nic już nie może uczynić dla swego zbawienia. W stanie oczekiwania na zmartwychwstanie może liczyć jedynie na „modlitwę i jałmużnę” tych, którzy o niej pamiętają. To dlatego najczęściej powtarzana, najbardziej znana i wymowna, i do tego najkrótsza modlitwa za dusze zmarłych to: „Wiecznaja pamiat’!” – wieczna modlitewna pamięć. Podkreśliłbym przy tym znaczenie wspomnianej „jałmużny” – na groby zmarłych przynosimy zwykle kwiaty, które szybko, niestety, więdną, wysychają, tracą swoje kolory i
zapachy. Pięknym kwieciem może też być nasza przynoszona Bogu modlitwa. Okazywanie komuś pomocy (wsparcie dla podopiecznych hospicjum, sierocińca czy pomoc okazana samotnej matce z dzieckiem albo choremu, każdy, najdrobniejszy nawet dobry gest) staje się kwiatem albo nawet bukietem kwiatów, które nie przestają cieszyć szerokim zestawem kolorów i zapachów, nie więdną i nie wysychają, a wręcz przeciwnie – „robi się tego coraz więcej”, bo obdarzeni wsparciem czy pomocą, okazują wdzięczność i „podają dalej” – „pomnażają” i „wydłużają” naszą „modlitewną pamięć” i pomagają jej i duszom zmarłych „sięgnąć” wieczności…
Warto pomagać, bo wszyscy zaangażowani na tym „zyskują”… (PS – obejrzyjcie koniecznie film „Podaj dalej”…)
Ktoś zauważył, że w Ewangelii najczęściej wypowiadane przez Chrystusa słowa to: „Nie bójcie się!”
podczas Boskiej Liturgii często powtarzają się modlitewne prośby o (s)pokój, a na zakończenie słyszymy: „W pokoju rozejdźmy się!” Ze strachem trzeba walczyć i to my powinniśmy go przezwyciężać, a nie on nas. Wypadałoby zapytać: „Kto tu rządzi?” W zaistniałych okolicznościach z pewnością powinniśmy być bardziej ostrożni, ale powinniśmy też próbować w miarę normalnie funkcjonować. „Nie dajmy się zwariować”…
Odpowiem słowami metropolity Kallistosa Ware zaczerpniętymi z Jego wykładu o Bogarodzicy opublikowanym niegdyś w Lestwicy: Miejsce Marii w prawosławnym nauczaniu i życiu wyrażone jest właściwie w modlitewnym wezwaniu, używanym częściej niż wszystkie pozostałe, za wyjątkiem ‚Chwała Ojcu i Synowi, i Świętemu Duchowi…’: „Najświętszą, przeczystą, błogosławioną, pełną chwały Władczynię naszą Bogarodzicę i zawsze Dziewicę Maryję ze wszystkimi świętymi wspomniawszy, siebie i innych ludzi, i całe życie nasze Chrystusowi Bogu oddajmy.” Ten tekst jest słowną ikoną wspólnoty świętych. W jej centrum najwyraźniej widnieje „Chrystus nasz Bóg”, jedyny Zbawca i Pośrednik, od którego wszystko jest uzależnione. Obok Chrystusa Pana stoi Jego Matka, najbardziej wywyższona spośród całego Bożego stworzenia, „czcigodniejsza od Cherubinów i bez porównania chwalebniejsza od Serafinów”, jak opisywana jest w prawosławnym nabożeństwie. Jednak bez względu na to, jak wielce jest wysławiana, zawsze czczona jest wraz z Chrystusem i po Nim, nigdy oddzielnie i bez Jej Syna. Jezus jest Jej Zbawicielem i Odkupicielem, tak jak jest Zbawicielem i Odkupicielem całego rodzaju ludzkiego. Nawet jeśli jako prawosławni zwracamy się ku Marii ze słowami: „Przenajświętsza Matko Boża zbaw nas” (cs. Preswiataja Bohorodice spasi nas), albo „Ty jesteś zbawieniem chrześcijan” (cs. Ty jesi spasienije roda chrystijanskago), pozostajemy w stanowczym przekonaniu, iż nie może być żadnego pośrednictwa i żadnego zbawienia poza Chrystusem. Wszystko czego dokonuje Maria, następuje jedynie poprzez Niego i w Nim. Po świętej Dziewicy następują święci, wierni, którzy odeszli, a po nich żyjący członkowie Kościoła na ziemi, „my sami i inni ludzie”, jak wyrażają to słowa cytowanej modlitwy. W ten sposób poprzez „wspominanie” Marii, świętych i żyjących, oddawanie siebie Chrystusowi, wyrażamy nasze poczucie współ-zamieszkiwania, współ-przynależności do jednej rodziny poprzez wzajemną modlitwę.
Dzięki za zwierzenia o Twym nawróceniu i odkrywaniu Prawosławia. Najlepszym z dostępnych wprowadzeniem do wschodniego chrześcijaństwa jest książka bp Kalliatosa Ware, „Kościół prawosławny”. Pierwsza jej część to historia chrześcijaństw, w drugiej zaś mowa o wierze i nabożeństwie. O nabożeństwach można natomiast poczytać więcej w najnowszej książce o. Konstantego Bondaruka, „O nabożeństwie prawosławnym”. Obie książki powinny być dostępne w http://sklep.cerkiew.pl Skoro nie znasz nikogo, kto uczęszcza na nabożeństwa w cerkwi, najlepszym sposobem jest poznanie kogoś takiego, a to może nastąpić po wejściu do cerkwi. Pójdź za ewangelicznym zaproszeniem: „Przyjdź i zobacz”. Można też odwiedzić kancelarię parafialna i zagadnąć proboszcza czy mógłby „służyć radą i pomocą”, albo wskazać kogoś, kto mógłby go w tym zastąpić. Odwagi życzę…
Trzeba to zauważyć i podziękować za to Bogu. Ktoś powiedział – „lepsze jest wrogiem dobrego”, bo nie doceniając tego co mamy, ulegamy pokusie nieustannej pogoni za „nieobecnym lepszym”. Może być lepiej, powinniśmy do tego dążyć, ale trzeba rozważnie nad tym pracować. Samo się nie ulepszy. Mówi się – „im więcej, tym lepiej”, ale wolę stwierdzenie: „im lepiej, tym więcej”. „Szczęśliwiej” okaże się na pewno, gdy prawdziwie zauważę i docenię to, co mam i czym dysponuję, a ponadto podzielę się tym z innym człowiekiem. To co mam staje się prawdziwie moje dopiero z chwilą gdy się tym podzielę, komuś to oddam albo zrobię z tego dobry użytek – np. uśmiechnę się do kogoś smutnego, powiem dobre słowo („Dzień dobry”?), wyciągnę pomocną dłoń, zapytam „w czym mógłbym pomóc” albo zwyczajnie pomogę potrzebującemu… To naprawdę daje dużo szczęścia.
Rosyjska mądrość ludowa mówi: „Upał, tak wstawaj” – skoro upadłeś, to podnieś się czym prędzej. Grzech, o którym piszesz to już przeszłość i tego nie da się zmienić. Wszystko natomiast możesz zrobić ze swoją współczesnością. Przestań zadręczać się tym, co się stało i już się nie „odstanie”. Skoncentruj się na udoskonalaniu obecnego życie. Niech pamięć o tym grzechu (i innych też) pomaga Ci powstrzymywać się od popełniania go/ich ponownie. Dobre relacje z rodzicami na pewno pomagają, ale warto otwierać się na innych ludzi, bo bardzo ważne są nasze relacje. Człowiek staje się osobą dopiero w relacji z innym człowiekiem. Bóg stworzył człowieka na Swój obraz i podobieństwo, ale trzeba też pamiętać, że to obraz Boga w Trójcy Osób – ten obraz zawiera w sobie międzyosobowe relacje. Nad brakiem skupienia trzeba pracować – są na to sposoby, trzeba ich szukać, znaleźć je i zastosować. Jeden z podstawowych to chwila wyciszenia i skupienia przed modlitwą, postanowienie, że maksymalnie skupiam się na modlitwie. Myśli trzeba kontrolować – ktoś porównał myśl, która ucieka od modlitwy, do syna marnotrawnego, który odchodzi z domu Ojca. Warto przy tym pamiętać, że powrót syna spowodował wielką radość w domu Ojca. Nie warto stamtąd odchodzić, a jeżeli już się zdarzy, to trzeba wracać jak najszybciej… Bóg ma „wyczulony” słuch i na pewno słyszy nasze nieporadne modlitwy, ale nie stawaj na modlitwę z oczekiwaniem wyraźnego odczucia łaski Bożej. „Rób swoje”, bądź w tym wytrwały i konsekwentny i nie oczekuj za to „nagrody” w postaci „odczuwalnej łaski”. Skoro wyspowiadałeś się z nieświadomego grzechu dzieciństwa, okazałeś żal i skruchę, dostąpiłeś pokajania – „głębokiego zrozumienia” jakim się stałeś przez to, że zgrzeszyłeś. Ale pokajanie to jednocześnie „głębokie zrozumienie” jakim powinienem się stać przez to, że zostałem stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Zatem pracuj nad sobą usilnie, skupiaj się nad dążeniem do doskonałości. Bóg na pewno Ci w tym pomoże. Pomoc będzie potrzebna, bo Twoim staraniom na pewno będą przeszkadzały różne pokusy, które będą próbowały Cię zniechęcić i odciągnąć od podejmowanych działań. Nie poddawaj się…
Zgadzam się, „nieplanowane” dzieci zdecydowanie mogą być największym szczęściem w życiu, ale temu szczęściu trzeba „dać szansę zaistnienia” i solidnie nad tym pracować. Przydałoby się również równie solidne wszechstronne wsparcie dla tej „zaskoczonej” kobiety, bo spokoju mogę nie dawać jej też obawy i niepokoje, czy sobie poradzi… To szczególna możliwość podjęcia współpracy (gr. synergia) z Bogiem, bowiem Bóg pomaga ludziom za pośrednictwem innych ludzi.
Diecezja miała rację – apostazja wynika z podjętych działań albo ich braku np. nieuczęszczaniu na nabożeństwa. Nie trzeba do tego formalnego potwierdzenia. Gdy wsiadamy do samolotu, pokazujemy bilet. Gdy wysiadamy, nie potrzebujemy pisemnego potwierdzenia, że to zrobiliśmy. Stało się i już. Ale z nowym biletem do samolotu (nawet tego samego) będzie można wsiąść jeszcze raz…
W chrześcijaństwie rozpatrywane były i są dwie drogi do zbawienia. Jedna z nich to małżeństwo, a druga – monastycyzm. Do obu potrzebne jest powołanie. W całej dotychczasowej historii chrześcijaństwa nie pojawiła żadna refleksja nad jakimkolwiek „stanem pośrednim”. Pewną próbę podejmuje współcześnie bp Kallistos Ware – polecam lekturę Jego tekstu „Ziarno Kościoła: powszechne powołanie do zbawienia” w pierwszym tomie Jego dzieł zebranych pt. „Królestwo wnętrza”.
Odpowiedziałbym zmienionymi nieco Twoimi własnymi słowami: „niektórzy prawosławni żyją w jakiejś alternatywnej rzeczywistości”, ale to samo można powiedzieć o przedstawicielach wielu innych (wszystkich?) grup społecznych. Mądrości ludowe stwierdzają: „Strzeżonego Pan Bóg strzeże”. Trzeba tu jednak wskazać na synergię/współpracę Boga i człowieka – Bóg strzeże, ale już „strzeżonego” tj. tego, co jest strzeżone/chronione przez człowieka.