Myślę, że warto ją o to zapytać, a przed małżeństwem wypadałoby lepiej ją poznać. Temu właśnie służy instytucja narzeczeństwa – chodzi tu o to, aby upewnić się, że małżeństwo to moje powołanie, a narzeczony/a to człowiek, z którym przez całe życie na ziemi chcą zmierzać do zbawienia i wejść z nim do wieczności. Modlitwa na pewno nie zaszkodzi…
Nie bardzo rozumiem pytania, jak można „zmienić wiarę z chrześcijańskiej na prawosławną”? Prawosławie jest wiarą chrześcijańską i uważamy, że jest właściwą i tą prawdziwą wiarą. Być może chodzi o kogoś, kto zmienił wyznanie z rzymskokatolickiego na prawosławne? Taka osoba oczywiście może być rodzicem chrzestnym jak i świadkiem na ślubie.
Cywilny rozwód nie wystarczy. Na początek trzeba będzie za pośrednictwem proboszcza zwrócić się do biskupa diecezjalnego, aby rozpatrzył Waszą prośbę o zezwolenie/błogosławieństwo na małżeństwo. Trzeba będzie wówczas opisać okoliczności/powody rozwodu. Na tej podstawie biskup (w niektórych Cerkwiach lokalnych zajmują się tym sądy cerkiewne) zdecyduje, czy ślub w Cerkwi będzie możliwy. W Ewangelii Chrystus dopuszcza możliwość zerwania związku małżeńskiego gdy jedna ze ‚stron’ dopuści się cudzołóstwa. Cerkiew w swym pastoralnym podejściu z czasem dopuściła jeszcze inne, poważne powody, które mogą mieć podobny skutek. W naszej Cerkwi w Polsce nie ma sądu cerkiewnego, więc takimi sprawami w swoich diecezjach zajmują się biskupi.
Życzę rozważnych decyzji i powodzenia
Prawosławne nauczanie o małżeństwie rzeczywiście wskazuje i podkreśla nierozerwalność związku małżeńskiego, które nie jest ograniczone życiem doczesnym. Śmierć jednego z małżonków nie czyni drugiej osoby wolną. Zawarcie ponownego związku małżeńskiego, jest traktowane jako sprzeniewierzenie się właściwemu (pierwszemu) małżeństwu. W ten sposób wymiar małżeństwa przenosi się do wieczności. Jak natomiast nasze przebywanie w małżeństwie będzie wyglądało w przyszły życiu, trudno jest nam powiedzieć. Chrystus w Ewangelii mówi: „Przy zmartwychwstaniu bowiem nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, lecz będą jak aniołowie Boży w niebie” (Mt 22,30).
To rzeczywiście trudne pytanie i trudno (a nawet nie można) na nie jednoznacznie odpowiedzieć. Powiedziałbym, że dużo (jeżeli nie wszystko) zależy od kontekstu. Jeżeli po zdradzie rzeczywiście nastąpiło prawdziwe pokajanie/nawrócenie/opamiętanie/skrucha/głębokie zrozumienie, a postanowieniu powrotu na właściwą drogę towarzyszą usilne starania o pozostanie na tej drodze i dalsze podążanie ku królestwu Bożemu (to najważniejszy cel małżeństwa), dużo (jeżeli nie wszystko) zależy od tego, jak zdradzony/a przyjęłaby wyznanie prawdy. Ujawnienie zdrady z pewnością byłoby swego rodzaju „sprawdzianem miłości”, tego, czy jest już na tyle dojrzała, że „wszystko znosi, [..] nigdy nie ustaje” (por. 1 Kor 13, 1-13). Wierzę, że w takim przypadku to wyznanie mogłoby ją nawet dodatkowo umocnić i utrwalić. (Tego rodzaju przypadki opisywane są w literaturze pokazywane w kinematografii, ale też znam takie z „realu”.) Ale czy na pewno jest już gotowa wszystko znieść i wszystko wybaczyć? Czy trzeba to „sprawdzać” w taki sposób? Czy warto? Mądrości podpowiadają: „wszystko w swoim czasie…” Co na to Tradycja? W pierwszych wiekach chrześcijaństwa (I-III w.) praktykowana bywała spowiedź publiczna – grzesznicy spowiadali się ze swych grzechów przed Bogiem i przed całą parafialną wspólnotą, wyrażając swój żal i skruchę, błagając wszystkich obecnych w cerkwi o przebaczenie i modlitewne wsparcie. Ściśle przestrzegane były wówczas srogie (drastyczne wręcz, z naszej współczesnej perspektywy) epitemie – często długotrwałe i uciążliwe „lecznicze terapie”, które pomagały w leczeniu chorób duszy, którymi są grzechy. Zabójstwo, przerwanie ciąży, cudzołóstwo czy nierząd powodowały kilku- albo kilkunastoletnią ekskomunikę – nie za karę, ale w związku z długim procesem leczenia grzesznej choroby. Tego rodzaju spowiedź nie przetrwała długo. Choć wspólnoty chrześcijan były małe i „zamknięte”, choć obowiązywała ścisła tajemnica spowiedzi, tj. nikomu nie wolno było ujawniać niczyich grzechów ujawnianych podczas publicznej spowiedzi w cerkwi, zdarzały się „przecieki”, które powodowały, że grzesznicy, którzy poddawali się kanonicznemu pokajaniu („pokucie”), byli w konsekwencji dodatkowo pociągani do odpowiedzialności „cywilno-prawnej” – byli aresztowani, sądzeni, wtrącani do więzienia lub nawet skazywani na śmierć. Nie chodziło tu o to, że kary sądowe były „nie na miejscu”, niesłuszne czy niesprawiedliwe, ale o to, że konsekwencje grzech okazywały się „podwójne”… Ujawnienie grzechu przed Bogiem i wspólnotą oraz podejmowane w konsekwencji długie i bolesne procedury jego „leczenia”, po naruszeniu tajemnicy spowiedzi bywały „dublowane” przez wyroki sądowe. A mądrości ludowe stwierdzają – „co za dużo, to niezdrowo”…
Proces zdjęcia błogosławieństwa z małżeństwa przeprowadza się w parafii do której obecnie osoba należy. Natomiast w sytuacji kiedy małżeństwo ma być zawarte w Kościele rzymskokatolickim wymogi mogą być inne i nie jestem w stanie wskazać właściwej procedury.
Myślę, że warto jednak próbować przekonywać męża, aby dziecko zostało ochrzczone w Cerkwi. O niektórych „konsekwencjach” chrztu dziecka w Kościele rzymskokatolickim pisałem ostatnio w odpowiedzi z 27-08-2020 i
kilku wcześniejszych. Na podobne pytania odpowiadałem już kiedyś tymi słowami: „W naszym prawosławnym pojmowaniu misteria (sakramenty) chrześcijańskiej inicjacji („wszczepienia” w Ciało Chrystusa, którym jest Cerkiew) to chrzest, namaszczenie mirrą i Eucharystia. W Kościele rzymskokatolickim na komunię dzieci czekają 7 lat, a na bierzmowanie 14. Modlitwy 40 dnia po narodzinach czytane są nad matką i nad dzieckiem –
to radosne powitanie matki we wspólnocie parafialnej, od której była oderwana przez 40 dni połogu i jednocześnie powitanie nowonarodzonego dziecka we wspólnocie, do której będzie w pełni przyjęte po chrzcie,
miropomazaniu i komunii. Skoro dziecko ma być ochrzczone w Kościele rzymskokatolickim to chyba trudno mówić tu o powitaniu, które zwiastuje pozostanie, nieprawdaż? Decydując o miejscu chrztu dziecka zdecydowaliście o jego „przynależności parafialnej”. Uzgodniliście co prawda, że będziecie „uczęszczać i do cerkwi i do kościoła”, ale pomiędzy „przynależnością” a „uczęszczaniem” jest subtelna różnica… Modlitwy 40 dnia mogą być ograniczone tylko do tych czytanych nad matką, ale trzeba to najpierw skonsultować z Waszym proboszczem.” Pozostaje jeszcze pytanie: „Czy można podnosić dziecko do pryczastia?” Jeśli zostanie ochrzczone w Kościele, to nie będzie mogło przystępować do komunii w Cerkwi. Po pierwsze dlatego, że będzie rzymskim katolikiem i jeśli przystąpiłoby do komunii w Cerkwi, oznaczałoby to, że zmienia wyznanie i zostaje w prawosławiu. Po drugie, jak wspomniałem wyżej, w prawosławiu do komunii przystępujemy po chrzcie i namaszczeniu mirrą (miropomazanie to nasz ‘odpowiednik’ bierzmowania), a w Kościele rzymskokatolickim Wasze dziecko na sakrament bierzmowania będzie musiało
czekać aż do 14 roku życia. Aby dziecko po chrzcie w Kościele mogło przystąpić do komunii/pryczastii w Cerkwi, najpierw powinno przystąpić do sakramentu miropomazania, co jest równoznaczne ze zmianą wyznania, tj. „przeszłoby” wówczas na prawosławie, a to też wypadałoby uzgodnić z mężem…
Choć „decyzja właściwie jest podjęta” i „wiele wskazuje na to, że ochrzcimy je w kościele”, jednak zawarte w tych stwierdzeniach słowa „właściwie” i „wiele wskazuje” oraz późniejsze pytania sygnalizują pewne wątpliwości. I słusznie… Absolutnie nie zgadzam się z twierdzeniem, że „dziecko nawet jeśli zostanie ochrzczone w obrzędzie katolickim, będzie aktywnie również uczestniczyć w cerkiewnym życiu liturgicznym”. O jakim „aktywnym cerkiewnym życiu liturgicznym” tu mowa? Skoro dziecko będzie „ochrzczone w obrzędzie katolickim”, to do siódmego roku życia nie będzie mogło przystępować do komunii (jednoczyć się z Chrystusem w misterium Eucharystii), a do czternastego roku życia będzie musiało czekać na bierzmowanie – dar Ducha Świętego. W Cerkwi misterium miropomazania i Eucharystia następują bezpośrednio po chrzcie, bowiem w naszym pojmowaniu człowiek staje się w pełni członkiem Cerkwi właśnie poprzez te trzy sakramenty chrześcijańskiej inicjacji. W chrzcie w imię Świętej Trójcy poprzez trzykrotne zanurzenie w wodzie umieramy z Chrystusem dla życie w grzechu, a wynurzając się, zmartwychwstajemy z Chrystusem do nowego życia. W misterium miropomazania (namaszczenia mirrą) uczestniczymy w Pięćdziesiątnicy – zstępuje na nas Duch Święty i nasze ciało staje się Jego świątynią. W misterium Eucharystii na każdej Boskiej Liturgii jednoczymy się z Chrystusem. To jest prawdziwe chrześcijańskie życie duchowe i tego pozbawicie Wasze dziecko chrzcząc je w kościele. W tym co dla chrześcijanina najważniejsze nie będzie mogło uczestniczyć ani w kościele (do 7 i 14 roku życia), ani w cerkwi… Obecność na nabożeństwie jakoś nie kojarzy mi się z aktywnym uczestnictwem ani w kościelnym, ani w cerkiewnym życiu liturgicznym… Piszesz, że żona „nie jest w stanie wziąć na siebie odpowiedzialności za wychowanie naszego dziecka wg mojej wiary” – ale Twoja i jej wiara to chrześcijaństwo. Absolutna większość (ok. 90%?) wschodniej i zachodniej tradycji chrześcijańskiej jest wspólna. Brak jedności wiary i podział spowodowały dwie poważne różnice dogmatyczne dotyczące najważniejszych dogmatów chrześcijaństwa – o Bogu w Trójcy Osób i Wcieleniu Syna Bożego. Pozostałe różnice są w większości „zewnętrzne” – kulturowe, zwyczajowe itp. – i wyraźnie widoczne. Jeżeli żona nie czuje się na siłach najpierw przynosić, a później przyprowadzać dziecko do komunii w Cerkwi, ojciec bez trudu może (i powinien) ją „zastąpić” i w ten sposób z pewnością będzie „zaangażowany w duchowe życie dziecka”. (Więcej na te tematy można poczytać w odpowiedziach na pytania dotyczące małżeństw mieszanych wyznaniowo) Przejdźmy teraz do kolejnej kwestii. Sparafrazuję nieco Twoje słowa i zapytam: „Jeśli dziecko zostanie ochrzczone w cerkwi, ale będzie również uczestniczyć w kościelnym życiu liturgicznym, poznając przez to obydwie kultury/tradycje chrześcijańskie”, czy dalej trzeba będzie szukać odpowiedzi na stawiane tutaj poważne pytania? Uważam, że z pierwszym z nich: „czy narażamy nasze dziecko na duchową szkodę i szeroko pojętą krzywdę”, już się rozprawiliśmy. W odniesieniu do drugiego zapytam, nazywając rzecz po imieniu: czy postępując niezgodnie z deklaracją złożoną przed ślubem nie macie zamiaru dopuścić się kłamstwa? W Kościele rzymskokatolickim w Polsce tego rodzaju deklaracja traktowana jest jak przysięga (składana przed Bogiem?). Strach się nie bać… Wątpliwości i obawy są zatem uzasadnione. Warto jeszcze raz (i jeszcze raz) głęboko się nad tym zastanowić. Polecam Wam obojgu lekturę książki bp Kallistosa Ware „Kościół prawosławny”. Poczytacie tam o różnicach i podobieństwach, o tym, że więcej nas łączy, niż dzieli. W związku z tym łatwiej będzie Wam zdecydować, czy od razu umożliwić dziecku pełnię chrześcijańskiego, sakramentalnego życia, czy od początku jego życia przez kilka(naście) lat pozbawiać je takiej możliwości…
Innymi słowy można byłoby powiedzieć, „Czy mój teść może zostać ojcem chrzestnym naszego dziecka?”, lub „Czy dziadek może zostać ojcem chrzestnym swojej wnuczki?”. Odpowiedź byłaby przecząca. Dziadek nie może pełnić takiej roli.
Według teologii prawosławnej przystępowanie do Eucharystii jest znakiem i świadectwem przynależności do Cerkwi. Więź człowieka z Cerkwią wyraża się właśnie przez Eucharystię. Jeśli osoba jest wyznania prawosławnego, to nie może przystępować do Eucharystii w innym Kościele. Kościół rzymskokatolicki chociaż wyznaje podobną zasadę, to niejednokrotnie odstępuje od niej. Uważam, że takie postępowanie jest błędne i niekonsekwentne, przy tym wprowadza wiele zamieszania. Oparte jest ono raczej na emocjonalnym niż na teologicznym uzasadnieniu. Osoba prawosławna, która zawiera związek małżeński w Kościele rzymskokatolickim nie powinna przystępować do Komunii.